~12~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zgodziłam się, a chłopak zaprowadził mnie do kuchni. Usiadłam przy dużej wyspie kuchennej i obserwowałam, jak niebieskowłosy przygotowuje mi posiłek i napój. Otrzymałam tosty z szynką i serem oraz zwykłą, czarną herbatę. Podziękowałam i zabrałam się do jedzenia.

- Więc? O co chodzi? - spytałam kończąc pochłaniać pierwszego tosta. Chłopak westchnął, siadając naprzeciwko mnie. Spytał, co pamiętam jako ostatnie.

- Obiad.. - usiłowałam przypomnieć sobie coś więcej - Wiedźma powiedziała o obchodzie.. Kąpiel i czekanie.. Kiedy zaczynał się obchód, wreszcie wpuściłam ciebie..

- Poczekaj. - przerwał mi - Dlaczego wpuściłaś mnie dopiero na obchodzie?

- Dr.Mickens..Eh, nie wiem. Chciałam cię chronić? - spuściłam głowę. Chłopak patrzył na mnie nie do końca rozumiejąc i czekając na dalsze wyjaśnienia.

- Przed tobą trochę czasu już tam spędziłam. Personel po prostu znęca się nad chorymi. Byłeś tam pierwszy dzień, a Mickens jest najgorszy. Nie chciałam, żebyś trafił na niego już pierwszego dnia.. - dokończyłam cicho. Candy walnął się pięścią w udo, po czym głośno westchnął.

- Dziękuję, to bardzo miłe, naprawdę. Ale dziewczyno, on mógł cię zabić! Gdyby nie Slen.. Gdyby nie nasz bardzo dobry i zaufany lekarz, już by cię tu nie było. Zajął się tobą, ale spałaś pięć dni i nadal nie było pewne, czy wytrzymasz. - wytłumaczył. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie.. Nie wiem jak to nazwać.. sen? Niebieskowłosy spojrzał na mnie pytająco. 

- Przynajmniej spotkałam mamę. Byłam na granicy. Mogłam wybrać, życie albo śmierć. Mama namówiła mnie do wybrania życia mimo, iż chciałam zostać z nią..

Słysząc moje słowa, chłopak znowu westchnął i kazał mi dokończyć jedzenie. Pewnie myślał, że majaczę. Ale ja wiem, że to się zdarzyło naprawdę. Po prostu to wiem. Zjadłam nie odzywając się już więcej. 

- Najedzona? - spytał, gdy skończyłam.

- Tak, dziękuję. Ale.. jakim cudem jesteśmy tutaj?

- O to nie pytaj, lizaczku.. - odparł i wyszedł z pomieszczenia. Zostałam sama. Nagle poczułam się jak intruz. Poczułam, że nie powinno mnie tu być. Dlaczego mi pomógł? Ma w tym jakiś cel? Nie.. Ja już nic nie rozumiem. Moje rozmyślenia przerwał ktoś, kto położył mi dłonie na ramionach. Powoli się odwróciłam. 

- Co jest? - spytałam Puppeteera, wstając i uwalniając się od jego rąk.

- Co tak sama siedzisz? - spytał z tym swoim dziwnym uśmiechem.

- Bo Candy gdzieś poszedł, a ja się zamyśliłam. - odparłam zestresowana obecnością z nim sam na sam.

- Ojoj. I zostawił cię tak samą? To może w takim razie ja dotrzymam ci towarzystwa. Jestem chętny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro