The Chess Master

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy byłem jeszcze małym dzieciakiem, zawsze chciałem być bardzo dobrym graczem w szachy, nawet jeśli ledwo mogłem zrozumieć te wszystkie zasady. Po prostu czułem, że to jest dobry pomysł, więc wziąłem kilka lekcji i zacząłem grać, kiedy miałem zaledwie siedem lat. Spodobało mi się. Nadal pamiętam, jak wygrałem mój pierwszy mecz z moim przyjacielem. Byłem bardzo dumny z siebie, ale teraz, po długich dwunastu latach, stałem się prawdziwym mistrzem. Nikt nie mógł ze mną wygrać, nawet jeśli przeciwnik dobrze znał grę, ja zawsze wygrywałem. Cóż, można powiedzieć, że moje marzenie się spełniło.

Aktualnie nie mam zbyt wielu przyjaciół, jedynie Garrett'a, mojego najlepszego przyjaciela, od kiedy miałem osiem lat. Spotkałem go po tym, jak zacząłem grać w szachy. On też grał. Był ode mnie młodszy o rok, ale to mi nie przeszkadzało. Graliśmy swój pierwszy mecz i zauważyłem, że byliśmy dla siebie całkiem mili, więc zaprzyjaźniliśmy się po wszystkim. Jest przeważnie cichy, ale potrafi też być naprawdę głośny, tak jak ja. Nigdy nie mówiłem zbyt dużo, tylko grałem, dlatego niektórzy z mojej klasy myśleli, że jestem świrem, ale nie przejmowałem się. W końcu miałem Garrett'a i on miał mnie.

Lata mijały, a on stawał się coraz głośniejszy i przestał myśleć o szachach. Ja natomiast przeciwnie. Szachy były moim życiem, nie mogłem go sobie wyobrazić bez nich. Raz nawet pobiłem się z Garett'em, bo powiedział, że za dużo gram, ale nie uwierzyłem mu, on się mylił (?). Nie rozmawialiśmy przez trzy dni, ale potem wyjaśniliśmy sobie wszystko i znów byliśmy przyjaciółmi. Gdy miałem 13-14 lat, biliśmy się bardzo dużo, ale to nie zniszczyło naszej przyjaźni i bardzo się z tego cieszyłem. Teraz, kiedy mam 19 lat, nadal jesteśmy całkiem dobrymi przyjaciółmi, mimo tego, że Garrett spędza większość czasu na flirtowaniu z dziewczynami, kiedy ja nadal sobie gram. Nawet nie wiem, dlaczego to robię. To jest dla mnie po prostu takie przyciągające i interesujące, ale Garrett mówi, że to naprawdę głupie i nudne.

Czasami był w stosunku do mnie bardzo niemiły, nie brzmiał jak on. Tym razem to było dla mnie za dużo. Garrett stał na korytarzu rozmawiając z dziewczyną. Kiedy wyszedłem z klasy, spytałem go:

- Hej, Garrett! Co robisz dziś wieczorem? Pomyślałem, że może moglibyśmy zagrać meczyk po szkole, wchodzisz w to?

- Will, oszalałeś? Kto, do cholery, przejmuje się tymi twoimi szachami?! Przestałem grać lata temu, a ty wciąż mi nie wierzysz? Spierdalaj, świrze!

Upuściłem książki. Widziałem, jak Garrett i ta dziewczyna śmieją się i patrzą na mnie zjadliwie. Podniosłem książki i wolno odszedłem. Słyszałem też, jak powiedział: "Potężny i mocarny William Dwight!" Nie mogłem tego znieść, łzy pojawiły się w kącikach moich oczu, kiedy biegłem. To był moment, kiedy nasza przyjaźń została zniszczona. Tak, zniszczona. Na zawsze.

***

Płacząc, biegłem do domu. Byłem cały mokry przez deszcz. Lało jak z cebra. Wszedłem szybko na górę i zatrzasnąłem drzwi od mojego pokoju. Jestem pewny, że tata to usłyszał, mimo wszystko, nie był kompletnie głuchy. Rzuciłem moje książki na podłogę i usiadłem na łóżku, cały we łzach. Nie mogłem w to uwierzyć. Dlaczego to się stało? Przez szachy? Czemu na mnie krzyczał? Czemu był taki zdenerwowany, kiedy o to zapytałem? Nadal jesteśmy przyjaciółmi?... Nie. Nie, to na pewno. On nigdy więcej nie będzie moim przyjacielem. Usłyszałem, jak tata wchodzi na górę. Cóż, oczywiście wszystko słyszał.

- William, wszystko dobrze? - zapytał i otworzył drzwi.

- Daj mi spokój. Wszystko gra, nie mamy o czym rozmawiać.

Usiadł na łóżku obok mnie.

- Hej, przecież możesz powiedzieć mi wszystko. Czy nie mówiłeś wszystkiego swojej mamie?... W sensie, przed wypadkiem...

Tak, moja mama zginęła w straszliwym wypadku, kiedy miałem 14 lat. Jechała do pracy autostradą, kiedy ciężarówka zjawiła się przed jej samochodem, uderzając w niego. Gdy się o tym dowiedziałem, nie chodziłem do szkoły przez cały tydzień. Po prostu nie mogłem. Byłem taki smutny i załamany. Nie mogłem już tego znieść. Teraz czuję się już dobrze. Zrozumiałem, że tak działa krąg życia. Nic nie można z tym zrobić.

- ...Mówiłem - odpowiedziałem cicho.

Tata spojrzał na mnie. - Mama była z nas bardzo dumna. Wciąż cię kocha - powiedział.

- ...Wiem - wymamrotałem.

- Słuchaj, możesz powiedzieć mi wszystko - uśmiechnął się.

- M-Miałem bójkę z Garrett'em... Krzyczał na mnie... Wiem, że mam 19 lat i to brzmi dziecinnie... Nadal mieszkam przecież z tobą... Ale nie jestem taki twardy wewnątrz, też mam uczucia. Nie sądzę, że zaprzyjaźnię się z nim kiedykolwiek ponownie - Powiedziałem.

- Nic nie szkodzi, Will. Życie jest pełne różnych wydarzeń i nawet jeśli poczujesz, że gorzej być nie może, będziesz się mylił. Nie płacz, proszę. Wszystko będzie dobrze. Wierzę, że jest mu teraz bardzo przykro, nie może być zły cały czas - Tata się uśmiechnął.

- Myślę, że masz rację... Ale dalej czuję się źle... Powiedział, że szachy są głupie, rozumiesz? Może powinienem przestać w nie grać?

- Nigdy. Nigdy nie poddawaj się w dążeniu do marzeń, synu. Jestem pewny, że zrozumie.

Wstał i wyszedł z mojego pokoju.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - Powiedział i poszedł na dół.

Wziąłem poduszkę i rzuciłem ją na korytarz. Nie wierzyłem mu. Garrett nigdy nie poczułby się źle, znam go zbyt dobrze. Czułem jak gniew rośnie we mnie, kiedy kładłem się do łóżka... Cóż, myślę, że powinienem spróbować. To nie może być takie trudne... Powinienem teraz spać. Pomyślę o tym jutro.

***

Następnego dnia, stałem na korytarzu, czekając, aż lekcja Garrett'a się skończy. Spojrzałem na zegarek, była 13:58, jeszcze kilka minut i wyjdzie z klasy. Kilka minut... Nie bądź cipą, Will! Nic ci nie zrobi, przecież to szkoła! Nigdy nic nadzwyczajnego nie zdarza się w tej szkole... Zadzwonił dzwonek. Patrzyłem, jak ludzie zaczynają wychodzić z klas, ale nadal nie widziałem Garrett'a. Może był chory? Może było mu tak przykro, że nie przyszedł do szkoły? Może wszystko będzie w porządku? Stałem jeszcze kilka minut wypatrując Garrett'a, ale się nie zjawiał, więc podniosłem moje rzeczy i samotnie poszedłem do domu. Później, tej samej nocy, leżałem na moim łóżku i oglądałem telewizję, kiedy dostałem telefon. Odebrałem. To był Garrett.

- H-Halo? Garrett, to ty? - zapytałem.

- Ta... Słuchaj, Will, jest mi bardzo głupio, przez to co się wczoraj stało. Po prostu byłem w trudnej sytuacji i ta dziewczyna stała obok słuchając... Więc, tsa... Przepraszam - powiedział. Nie spodziewałem się tego.

- J-Jest w porządku, wybaczam ci. Przecież jesteś moim przyjacielem - uśmiechnąłem się.

- Właśnie. Hej, mógłbyś przyjść do parku? Zabrałem kilku znajomych, możemy wszyscy spędzić razem czas, hehehe - spytał i byłem jeszcze bardziej zaskoczony.

- Och, jasne. Będę za kilka minut - uśmiechnąłem się ponownie i wybiegłem z domu.

Biegłem obok kilku bloków, blisko parku. To nie było daleko od mojego domu. Kilka minut i już tam byłem. Zjawiłem się przed bramą, na której było napisane "Central Park". Zobaczyłem Garrett'a i innych, czekających na mnie. Była tam ta dziewczyna, która się ze mnie śmiała, gdy Garrett na mnie krzyczał. Stało tam około sześciu wysokich facetów i osiem dziewczyn. Nareszcie zbliżyłem się do nich, oddychając ciężko.

- Więc, co tu robimy? - zapytałem.

- Hm? Oh, on nie wie! Hahahaha. Garrett zaśmiał się złowrogo, patrząc na innych. Zaczęli się śmiać w ten sam sposób.

- Co? Nie wiem o czym? - zapytałem. Coś było nie tak, zaczynałem mieć podejrzenia.

- O niczym ważnym, mój drogi przyjacielu. Nie martw się.

Garrett się uśmiechnął. Nabrałem nerwowo powietrza, wiedząc, co zamierzają zrobić. Byłem gotowy do ucieczki, ale jeden z wysokich chłopaków podciął mnie i zaczął kopać, śmiejąc się i szczerząc złowrogo. Próbowałem się uwolnić i uciec, ale byłem otoczony. Reszta dziwnych typów zaczęła mnie kopać, ból był nie do zniesienia. Garrett stał tam, patrząc, kiedy inni próbowali pobić mnie na śmierć. Nawet nic nie powiedział, albo tym bardziej zrobił, po prostu się uśmiechał. Zacząłem kaszleć czymś czerwonym. To była krew, moja krew. Widziałem chichoczące dziewczyny, które dumnie patrzyły na Garrett'a. On również na nie patrzył. To właśnie wtedy zemdlałem.

***

- Hej, ty! Hej! Will, William! Wstawaj!... Umarłeś? Powiedziałem, wstawaj!

Słyszałem, jak ktoś krzyczy. Otworzyłem oczy.

- Co?! Szybko wstałem, ale przekonałem się, że to był zły pomysł. Całe moje ciało bolało. Padłem na kolana. Byłem w tym samym parku. Jak długo byłem nieprzytomny? Kilka minut? Godzin? Cóż, w końcu ci ludzie zniknęli...

- Will, wszystko gra? - Ktoś odezwał się za mną. Szybko się odwróciłem i zobaczyłem osobę... Osobę, która nie była człowiekiem, bardziej czymś w rodzaju... Demona? Ja patrzyłem na niego, a on na mnie.

- Kim jesteś i dlaczego znasz moje imię? - spytałem, ciągle nie mogąc uwierzyć moim oczom. Kim była ta demoniczna osoba? Przyjacielem?... Czy bardziej wrogiem?

- Jestem Seth, miło mi cię poznać. Demon uśmiechnął się. Nie odwzajemniłem gestu. Byłem zbyt zdenerwowany i pełny złości. Jak on mógł?! Zaufałem mu, a on... Mnie zdradził?! Och, nie, nie może tak po prostu odejść, musi się ze mną zmierzyć!... Demon spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

- Jesteś zły, nieprawdaż? Hahahaha! Na szczęście wiem, co może ci pomóc.

- Zaraz... Skąd?! - Byłem oszołomiony.

- Ciii, wiem wszystko, mój drogi. Po prostu powiedz "zrób to", a wtedy ci pomogę. Wiem, że chcesz się na nim zemścić, mam rację? - Demon uśmiechnął się ponownie.

Patrzyłem w ziemię. Tak, chciałem zemsty...

- Widzę, że lubisz szachy, co? Powiedz to i ci pomogę.

Nie miałem wyboru... Musiałem to zrobić...

- Zrób to...

- Hahaha, więc, mój drogi przyjacielu, nadszedł czas zapłaty! Widziałem, jak demon unosi swoje ramiona i podchodzi do mnie.

- Nie martw się, William. Będzie dobrze. Wszystko stało się czarne.

***

Kiedy skończyłem z tatą, nadszedł czas zapłaty (za nic nie wiedziałem, o co tu chodzi, więc zostawiłem tak, jak było w oryginalnym przekładzie na język polski - przyp.). Przestąpiłem jego zakrwawione zwłoki i udałem się w kierunku domu Garrett'a. Była późna noc, gwiazdy mieniły się jasno i rozświetlały drogę. Zimny podmuch wiatru musnął moją twarz. Co za piękna noc. Pełna krwi. Schowałem ostrze do kieszeni i podniosłem moją laskę. Demon miał rację. Pomógł mi. I to bardzo. Nawet jeśli wyglądałem inaczej, nie znaczy to, że nie mogę czuć bólu, jaki Garrett pozostawił w moim zimnym sercu. Teraz to się nie liczyło. Podjąłem już decyzję. Jego dom nie był daleko od mojego, ale to nie miało znaczenia. Najpierw wykończyłem jego rodziców, potem młodszego brata. Poszedłem na górę, gdzie był jego pokój. Powoli otworzyłem jego drzwi i wszedłem. Garrett nie spał. Siedział na swoim łóżku i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Czego chcesz?! Dlaczego zabiłeś moją rodzinę?! - wrzeszczał, co sprawiało, że szczerzyłem się jak głupi.

- Och, drogie dziecko... Drogie, głupie dziecko... Nic sobie jeszcze nie uświadomiłeś? Nie pamiętasz, co mi zrobiłeś? Przez co musiałem przejść i co czuć?! - powiedziałem.

- W-William?... Nie... Jak to możliwe? Ale ty... Ty jesteś inny... Wyglądasz jak... Jesteś cały czarno-biały... Garrett był przerażony.

- Tak. To ja. William, ale powinieneś mówić do mnie Mistrzu Szach. Teraz... Co powiesz na mały meczyk? Hm? - uśmiechnąłem się mrocznie i wyjąłem z kieszeni dwa pionki, pokazując mu je.

- C-Co... N-Nie! Nie chcę! Zostaw mnie!

Garrett wstał i powoli zaczął się ode mnie wycofywać. Włożyłem pionki z powrotem do kieszeni, wyjmując ostrze. Szedłem powoli w jego kierunku. Widziałem, jak spojrzał na moje ostrze, szeroko otwartymi oczami, a potem na mnie.

- Hahaha, myślę, że wiesz, co teraz powiem, mój przyjacielu - Uniosłem ostrze.

SZACH-MAT.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro