~4~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Seraphina przemierzała bosym chodem ekskluzywny penthouse w jedynie koszuli męża (znalazła ją na krześle i postanowiła "pożyczyć"), zaniepokojona dłuższą jego nieobecnością. Zwykle jego zniknięcia nie stanowiły problemu, ale tym razem coś było inne. Bez żadnego śladu, bez nawet krótkiej notatki na lodówce, coś niepokojącego zaczęło wzrastać w jej sercu. Czy znalazł się w niebezpieczeństwie? A może to związane było z jego tajemniczą przeszłością, którą zawsze starannie ukrywał? Pytania krążyły w jej głowie, a wydłużające się samotne sekundy sprawiały, że niepokój rósł z każdą chwilą.

Wpatrywała się ze zrezygnowaniem w ekran telefonu, na którym migotało dwadzieścia nieodebranych połączeń. Błękitna poświata padała leniwie na jej zmartwioną twarz. Z braku innych opcji postanowiła zajrzeć do sypialni zaginionego mężczyzny, mając w nadziei, że tam może znajdzie jakąś wskazówkę, co się stało. Gdy przekroczyła próg pokoju, spostrzegła coś nietypowego – otwarte okno, którego nigdy wcześniej nie zauważyła.

Zignorowała to jednak i opadła na ogromne łoże, zapatrzona w puste przestrzenie, ale myśli jej krążyły wciąż wokół nieprzyjemnej sytuacji. Nagle, jakby wydarzenia przybrały zwroty surrealistyczne, krzyknęła, odczuwając uderzenie w coś, co zahaczyło o jej nogę. Pokój zaczął się kręcić, a potem nagle wywrócił do góry nogami. Ciemność ogarnęła ją, a krzyk przeszedł przez otchłań.

Czuła, jak spadała, piszcząc bezwładnie z czystego terroru. Kiedy jednak sięgnęła dna, nie odczuła twardego lądowania. Zamiast tego, opadła na coś dziwnie miękkiego, co skutecznie złagodziło jej upadek. Otarła łzy z oczu, a gdy podniosła rękę, by zetrzeć je z twarzy, zamarła. Zamiast znanych jej wnętrz domu, przed nią rozwijała się sceneria, której nie potrafiła zrozumieć. Nie wiedziała, czy to sen, halucynacja, czy może rzeczywistość przekraczająca granice jej wyobraźni.

Jej usta wydały krótki, mimowolny szept.

-Co... c-co to jest?

Seraphina zamarła, gdy spojrzała na surrealistyczną scenę rozgrywającą się przed nią. To nie było tylko odmienna przestrzeń czy nierealne otoczenie – to był koszmar, który przekraczał wszelkie granice, jakiekolwiek koszmary, o których kiedykolwiek choćby myślała. Czuła, jak przerażenie wstrzymuje jej oddech, a serce bije tak gwałtownie, że zdawało się chcieć wyrwać z piersi.

To miejsce było przesiąknięte czymś nieuchwytnym, a jednocześnie przerażającym. Każdy kontur był zniekształcony, a kolory pulsowały w irracjonalny sposób. Seraphina czuła się, jakby wpadła w wir absurdu, w którym wszystko było jednocześnie fałszywe i prawdziwe. To nie było śniące okno, ale drzwi do jakiegoś koszmarnego wymiaru.

Terror oplatał ją jak dusząca mgła, paraliżującą ją od środka. Chciała krzyczeć, ale dźwięki zdawały się ginąć w tym zawikłym labiryncie. Wizja przed nią burzyła wszelkie podstawy jej zmysłów, wzbudzając w niej pragnienie zarówno rozpaczliwego płaczu, jak i maniakalnego śmiechu. To było jakby dotarcie do skrajności emocji, gdzie granice między lękiem a obłędem stawały się niewyraźne.

Jej wnętrzności drżały z obrzydzeniem, chciała wymiotować na widok tej paranoidalnej makabry. Jednocześnie na nią napływała niezdrowa fascynacja tym pokręconym jak zębatki zegara upiorem. Czuła, że traci grunt pod nogami, a jednocześnie zatapia się w morzu niewytłumaczalnych wrażeń, gdzie rzeczywistość stawała się okrutnie klaustrofobiczna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro