Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Popatrzyli na mnie jak na wariatkę. Zaśmiałam się.
-Wytłumaczę potem.
***
Bałem się. Bałem się kiedy spadała z klifu. Bałem się o NIĄ. Zakochałem się? Ja, Bill Cipher demon bez serca? Wątpliwe, a jednak... Obserwowałem ją. Była ciekawą istotą. Miała niebieskie włosy, ozy w kolorze nocnego nieba, tak pełne życia. Pod lewym okiem miała tatuaż, który wyvlądał, jakby rozmazała się jej kreska do oczu. Oraz jeszcze trzy podobne na polizku, wyglądające niczym zadrapanie. Miała interesującą historię. Podobała mi się w kazdym calu. Taka niedostępna, niebezpieczna, odważna. Lubiłem jej śmiech. Taki szczery i czysty.
Pokochałem ją? Możliwe...
***
Pokazałam im jeden odcinek. Miny-bezcenne. Niedowierzali w to co się dzieje. Zupełnie jak ja. Kurwa, podoba mi się tu. Myślałam, że będę... No cóż... Bardziej... Znienawidzona? To chyba właściwe słowo. Chciałam znaleść sobie jakieś tymzasowe lokum na czas pobytu tutaj, ale oni wybili mi to ze łba. Odstąpili mi jakiś pokój w piwnicy. Jak tylko go zobaczyłam, ledwo mogłam się powstrzymać przed dostaniem pierdolca (dla niewiedzących: pierdolec- stan w którym dana osoba wprost wariuje, wymachuje rękami itp. Najczęściej jest wywoływany szczęściem lub strachem). Weszłam do kuchni. Jeśli się nie mylę, to od prawie dwóch dni nic nie jadłam, to nic dziwnego, że dostałam głoda. Do kuchni wszedł Ford. Chciał chyba coś powiedzieć. Złapał mnie za przedramię i przez przypadek ściągnął mi prowizoryczny bandaż z koszulki. Pod spodem nie znajdowała się niestety tęcza, a mielonka z mojego mięsa. Wystraszył się i wrzasnął.
-Człowieku, uspokój się-mruknęłam, tłumiąc ból.
-Chodź, opatrzę ci to-pociągnął mnie w stronę drzwi z automatu (swoją drogą, oryginalny ponysł na drzwi). Przeklęłam w myślach swoją głupotę. Kostką już się zajęłam, a przedramionami miałam siy zająć po zajumaniu żarcia z lodówki. Mogłam się tym zająć wcześniej, ale jak zwykle wpierdoliłam to do mojej szufladki w mózgu: zaraz kurwa.
Kiedy w końcu skończył opatrywać mi rany oraz wypytywać się o mój świat udałam się do łazienki. Wymyłam się porządnie, a trzeba przyznać jebałam na kilometr. Wróciłam do swojego tymczasowego lokum i padłam na łóżko. Zasnęłam.
Znajdowałam się w jakimś parku. Byłam sama. Nagle zza drzewa wyszedł wysoki, przystojny blondyn. Był ubrany w żółtą koszulkę z motywem cegiełek, czarne dżinsy, buty tego samego koloru. Nad głową lewitował mu mały cylinder. Jedno oko miał zasłonięte trójkątną przepaską, a oko odsłonięte miało kocią źrenicę i złotą tęczówkę. Uśmiechał się łagodnie. Zbyt długo siedziałam w fandomie by go nie poznać. Pomachałam mojej ulubionej postaci z kreskówki.
-Cześć Bill.
Spojrzał na mnie, lekko zaskoczony.
-Witaj, Blue Soul- mówił cicho, a jednocześnie donośnie. Patrzyłam trochę oniemiała na niego. On podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam za bardzo, o co mu chodzi. Jakiś trybik w moim mózgu wskoczył na właściwe miejsce. Przecież Bill z serialu każdego oznaczał jakimś symbolem. Tylko dlaczego nazwał mnie Blue Soul?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro