Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Co robi Ashley na imprezie dla vipów? Odpowiedź jest prosta. Ucieka przed stupiędziesięcioletnim duchem żądnym krwi Pacyfiki. Ciągnęłam tą farbowaną lalę i Dippera za ręce.
-Musimy znaleść srebrne lustro!-krzyknęłam.
-A niby po co?!
-Tylko tam można uwięzić tego ducha!
Zobaczyłam na swojej drodze pokój, który wyglądał, jakby jakieś dresy przyszły se z srebrnym sprejem i miały niezłą imprę. Zauwarzyłam element, który mógł ocalić nam skórę. Pokoptytkowałam w tamtą stronę.
-Nie, tam nie wolno!- Pacyfika pociągnęła mnie z całej siły w inym kierunku.-Tam jest ulubiony dywan rodziców, dostaną szału jeśli coś mu się stanie.
-A co, boisz się?-burknęłam.
-Znajdziemy inną drogę-wyglądała na zdesperowaną. Ustąpiłam. Usłyszałam wrzaski tego starego piernika, co nas gonił. Miałam pomysł jak go pokonać, chociaż musiałabym pozbyć się blondynki i bruneta na jakiś czas. Zagryzłam wargę. Miałam przed sobą ciężką decyzję, a tak mało czasu. Westchnęłam. Zwróciłam się w stronę dwójki towarzyszących mi osób.
-Posłuchajcie mnie, towarzysze broni. Ja zajmę się duchem, a wy poszukajcie jakiegoś srebrnego lustra. Pacyfika... Trzymaj- sama nie wierzyłam w to co robię. Zdjęłam mój ukochany naszyjnik i podałam jej go. Popatrzyła na mnie dziwnie.
-Zawieś na szyi. Dzięki temu duch cię nie wywęszy.
Zrobiła, to co jej powiedziałam. Moimi demonimi zmysłami wyczułam, jak jej zapach słabnie. Uśmiechnęłam się krzywo. Tą chwilę przerwał gburowaty drwal. Popchnęłam Dipciaka i blondynkę w stronę jakiegoś obrazu. Ku mojemu zdziwieniu było za nim schowane jakieś pomieszczenie. Kiedy upewniłam się, że nic im nie grozi, uspokoiłam oddech. Zaskrzeczałam w stronę ducha.
-E, ty! Tak, do ciebie mówię! Wiesz, że jesteś głupim cfelem?!- obrażanie innych szło mi całkiem nieźle. Może powinnam napisać z tego doktorat? Moje jakże złote myśli przerwał rozwścieczony wrzask brodatego gbura. Wspomniałam, że jest żądny krwi? W każdym razie, wkurzanie go nie było dobrym pomysłem. Sprawdziłam, czy nikt mnie nie widzi. Czysto. Zaczęłam lewitować i przywołałam ogień na swoją sześciopalczastą dłoń. Tyle, że tym razem otaczały ją zielone, a nie niebieskie płomienie. Nie miałam czasu jednak gdybym mogła, to pewnie zamyśliłabym się. Ale nie miałam takiej chwili. Musiałam zająć się tą kupą ektoplazmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro