Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miałam szczęście. Pan Pines właśnie wychodził tajnym przejściem z piwnicy. Wyjęłam z kieszeni dziesięciodolarówkę i magią przeniosłam ją na dywan przed Stanem. Zgodnie z moimi oczekiwaniami, rzucił się na nią, nie zamykając przejścia. Wykorzystałam to i cichaczem wślizgnęłam się do środka. Za sobą usłyszałam trzask. No tak, zamknął drzwi. Przede mną zaczynały się jakieś schody, prawie takie same jak u mnie w laboratorium. Zapaliłam płomień na swojej dłoni. Wiem, otrafię widzieć w ciemnościach, ale staram wykorzystywać się to tak rzadko, jak tylko mogę, pomieważ od tego bolą mnie oczy. Postanowiłam przelecieć nad stopniami. Nie miałam zaufania do schodów, ani tym bardziej ochoty podziwiać schodowych syfów z bliska, lub spaść na nie twarzą w twarz. Zielone iskierki tańczyły mi na palcach. Swoją drogą, dowiedziałam się dlaczego zmieniły kolor. Bill powiedział, że to z powodu zbliżania się przemiany. Mój organizm zaczyna wydzielać coraz więcej magii i zyskuje ona nowy kolor, właśnie dlatego, że przemiana jest coraz bliżej. Ciekawiło mnie czego demonem będę. Star jest demonem, któremu ciężko jest przydzielić profesję. Bill i Will są demonami umysłu, snów i chaosu. A czym ja będę? Przyznam, próbowałam przydzielić sobie profesję, ale nie potrafiłam. Byłam dobra w ocztytywaniu różnych kodów, robieniu czekolady, malowaniu, pływaniu i nieustannym wpadaniu w kłopoty. Sami przyznacie, nie am żadnej profesji. Nie widziałam demona żelków, więc przyszłość jest dla mnie zagadką. A co jeśli się nie przemienię? Dobra, wystarczy. Uspokój się Ash, wszystko bedzie doprze. Taką przynajmniej mam nadzieję. Dość! Jeszcze stanę się taka jak Robbie.
Nareszcie dotarłam na koniec ych schodów. Była tam staroświecka winda. Weszłam niepewnie do niej. Kliknęłam jakiś przyciski i zaczęłam zjeżdżać w dół. Wyjęłam z kieszeni lusertko. Zapomniałam założyć soczewek. Patrzyłam jak głupia na swoje demonie oczy. Winda się zatrzymała. Wyszłam z niej. I to, co zobaczyłam, o mało nie przyprawiło mnie o zawał serca. Było to laboratorium. To które dokładnie trzydzieści lat temu widziałam po wyjściu z Pustki. Podeszłam do szyby ustawionej przed biurkiem. Był tam portal. Prawie otwarty portal. Wbiegłam przez boczne drzwi do pomieszczenia. Znajdowałam się centralnie przed przejściem do innego wymiaru. Przelewitowałam tuż przed przejście. Włożyłam tam rękę. Poczułam przyjemny chłód. Dreszcz przeszedł po moim ciele. To było jednocześnie przyjemne i okropne. Wylądowałam na ziemi. Postanowiłam schowć się za portalem i tam przemyśleć całą sytuację. Niewiele myśląc oparłam się plecami o portal i roznyślałam, jaką decyzję mam podjąć.
***
Śmiała się. Nie mogłam nic zrobić. Zapatrzyła siy we mnie tymi czerwonymi oczami, wyglądającymi jak dwie diody.
-Błagam, pomóż mi!-krzyknęłam. Miałam w sobie zbyt wiele mocy. Krzyczałam do niej, by ją zabrała. Spojrzała na mnie z pogardą.
-Dobrze, pomogę ci.-rzuciła, a świat zawirował mi przed oczami.
Obudziłam się. Byłam zlana zimnym potem. Usłyszałam jakieś hałasy. Wyjrzałam zza mojej kryjówki. W laboratorium byli Dipper, Mabel i Soos. Podchodzili właśnie do czerwonego przycisku. Wyszłam zza portalu i spytałam:
-Co wy tu robicie?
-Aaaa!!!
I otrzymałam kolejny dowód na to, że mój głos jest straszny.
-Ashley!-krzyknęła Mabel. Jeszcze nie zauwarzyła moich oczu. Dzięki niebiosom za to! Dipper obrócił się i już miał nacisnąć przycisk, kiedy do pomieszczenia wpadł pan Pines.
-Nie dotykaj tego!
Był zdyszany. Chyba biegł tutaj. Nieźle, a ja nawet nie wiem, co oni tu robią. Nagle grawitacja postanowiła zrobić sobie wolne. Dosłownie. Chwyciłam się najbliższej rzeczy przymocowanej w miarę stabilnie do podłoża. Zobaczyłam kątem oka, jak jakaś belka leci prosto w stronę Mabel. Nie miałam wyjścia. Zebrałam energię na dłoni i zdezintegrowałam przedmiot chcący zmiażdżyć brunetkę.
-Wyłącz to!- krzyknął Dipper.
-Nie, nie rób tego!- wtrącił się pan Pines. Zaczęli przekrzykiwać jeden drugiego, a do mnie dotarło, że trzymam się wajchy na której umocowany był wyłącznik portalu. Spoglądałam to na jednego, to na drugiego i coraz bardziej się w tym gubiłam. Jaką mam podjąć decyzję? Zerknęłam w stronę Mabel. Trzymała się jakiejś ledwo trzymającej się rury. Magią przeniosłam ją do brata. Nastała cisza.
-Jak ty to zrobiłaś?!
-Nie ważne! Co mam zrobić?- byłam w rozterce. Niespodziewanie przed moimi oczami przepłynął obraz mnie samej wychodzącej z tego portalu. Usłyszałam kłótnię Pinesów o tym, czy mam wyłączyć portal, czy zostawić. Usłyszałam, że zostało mi dziesięć sekund na decyzję. Spojrzałam smutno w ich stronę.
-Dipper... Mabel... Soos... Panie Pines... Przepraszam...-wypowiedziałam. Łzy pociekły mi po policzkach i uniosły się w górę. Podjęłam decyzję...

Tylko u nas, sok pomarańczowy za jedyne dwa pięćdziesiąt! Tak, jedynie dwa pięćdziesiąt!
Wiem, Polsat jestem. Rozdział długi, bo wczoraj nie było. A podjęta decyzja- soon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro