Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W głowie kotłowała mi się jedn myśl:"Co mam zrobić?! Co mam zrobić?!" powtarzałam to jak mantrę. Nagle do mnie dotarło.
-Dipper... Mabel... Soos... Panie Pines... Przepraszam...-łzy pociekły mi z oczu i poleciały w górę. Podjęłam decyzję...
Ręka błysnęła mi zielonym ogniem. Okryłam ludzi tarczą, by nic im się nie stało. Rozluźniłam mięśnie dłoni. Zamknęłam oczy, odprężając się jednocześnie. Wiedziałam, co się zaraz stanie. Wzleciałam na jakieś pięć metrów do góry. Potem portal otworzył się i świat zalało światło. Poczułam w sobie potęgę. Magia wypełniała mnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Chociaż nie, raz też to czułam. Wtedy, gdy zniszczyłam tą wioskę by ratować moją przyjaciółkę. Ona wzamian oddała swoją duszę... A tam, długo by gadać. Nagle wszystko się skończyło. Grawitacja, jakby od niechcenia wróciła i na dzień dobry rzuciła mną beztrosko na ziemię. Oraz kilka belek i innego gruzu na pamiątkę. Ból przeszył moje ciało. Słyszałam jakieś hałasy, ale miałam to głęboko w poważaniu. No, jeśli wy zostalibyście przygnieceni przez gruz 'n' stuff, zajęlibyście się w pierwszej kolejności ratowaniem się przed zamienieniem się w mały płaski naleśnik, czy raczej zajęli jakimś szmerem? W końcu zdecydowałam się na użycie magii. Z resztą... Oni i tak to wiedzą. Przeniosłam syf ze mnie gdzieś dalej i rozejrzałam się. Zobaczyłam jak, Stanley i Stanford leją się po pyskach. Eh, ci faceci. Podeszłam w tamtym kierunku i rozdzieliłam ich. Dipper ze strachem spoglądał na mnie, a Mabel raczej z fascynacją.
-Przestańcie się kłócić-moim głosem można było kroić lód na Antarktydzie. Spojrzeli, co ich rozdzieliło. Na twarzach wymalowało się pienkne zaskoczenie (autor. Błąd celowy). No cóż... Musiałam wyglądać dość niecodziennie. Włosy miałam w nieładzie i do tego falowały od nadmiaru magii w mojej osobie, na rękach płonął mi zielony ogień, kocie oczy błyszczały, a po policzku spływała mi niebieska krew (tak, demonia krew jest niebieska). Machnięciem ręki uleczyłam ich. I tak musiałam pozbyć się trochę energii. Zgrabnie wylądowałam na ziemi. Dalej mieli zakłócenia na linii.
-To tylko żart, prawda?-spytała Mabel. Zaczęła iść w moją stronę.
-Mabel, nie!-krzyknął Dipper. Złapał ją za rękę. Próbowała się wyrwać.
-Jesteś człowiekiem, prawda? Błagam, powiedz że tak-spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Chciałam powiedzieć nie. Ale już za późno.
-Moje nazwisko nic wam nie mówi?-spytałam cicho. Dipper spojrzał na mnie niedowierzająco.
-Prze...cież to nie...nie... Niemożliwe-wyjąkał.
-Może ktoś mi powiedzieć, o co chodzi?-spytał Stanley.
-Nazywam się Ashley. Ashley Cipher.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro