01.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

40 gwiazdek = nowy rozdział!




Podciągnęłam kolana do brody i oparłam się plecami o ścianę. Z moich oczu poleciały pierwsze łzy i już wiedziałam, że po raz kolejny przegrałam.

Od kilku lat moje życie dzień w dzień wyglądało tak samo.

Wiecie jak to jest być czarną owcą w rodzinie? Nie? To ja wam powiem.

Jako jedyna z całej rodziny nie jestem czarowanicą, tak naprawdę oprócz moich rodziców i siostry nikt o tym nie wie, bo to ujma na honorze.

Niestety ja przez to cierpię. Kiedy wyszło na jaw, że nie mam magicznych zdolności stałam się wyrzutkiem w domu.

W szkole nigdy nie byłam lubiana, zawsze coś było nie tak. Za chuda. Ma rude włosy. Zbyt cicha. Zbyt słaba. Zbyt płochliwa. Byłam poniżana i bita przez te wszystkie lata, a później to samo zaczęło się dziać w domu.

Przy każdej możliwej okazji obrywałam. Od ojca, od matki i od siostry. Taki był mój los.

Szansa na ucieczkę? Brak możliwości. Wszyscy oprócz mnie mogli użyć mocy i doprowadzać mnie do bólu bez dotknięcia, ja byłam po prostu bezbronna.

-Sabrina! - wrzask mojej matki rozniósł się po całym domu. I znów mam przesrane. - Gdzie ty jesteś? - szybko wytarłam łzy i stanęłam na nogach.

Najważniejsze żeby nie okazywać słabości. Maska obojętności na twarz i show must go on.

Już po chwili rodzicielka stała ze mną twarzą w twarz, a ja wiedziałam, że mam kłopoty. Jak zwykle zresztą...

-Posłuchaj mnie, gówniaro. - oczywiście, urocza jak zawsze - Mikaelsonowie wrócili do miasta i zamierzają odebrać Marcelowi władzę. - syknęła, patrząc na mnie z odrazą - Jeśli tak się stanie wszystko stracimy, ojciec jako regent i prawa ręka Gerarda ma wszystko i nie możemy tego stracić. - warknęła - Pod żadnym pozorem masz nigdzie nie wychodzić. Nikt nie może się dowiedzieć, że jesteś... - zawahała się, skanując mnie wzrokiem - nikim. - prychnęła. Zagryzłam wargi, aby powstrzymać łzy cisnące się na wierzch.

-Mówisz tak jakbym wcześniej mogła wychodzić. - syknęłam z bólem - Nie było mnie na zewnątrz od sześciu lat. - prychnęłam - Uważasz, że teraz bym sobie tak po prostu wyszła? To głupie.

Spiorunowała mnie wzrokiem i wyciągnęła rękę w przód, jednocześnie sprawiając mi tym ogromny ból głowy. Opadłam na kolana z jękiem i chwyciłam się dłońmi za głowę. Ból był nie do zniesienia, a każda sekunda tylko pogarszała moje samopoczucie.

Po kilku minutach ból ustał a moja rozdzicielka wyszła z pokoju. Wciąż leżałam na podłodze i nie byłam w stanie wstać.

Dzień jak co dzień. Oto moja rutyna.

Westchnęłam i w końcu powoli się podniosłam. Od razu dłonią chwyciłam się za skronie. Ból nie był tak silny jak podczas zaklęcia, ale wciąż dało się go odczuć.

Zrobiłam kilka chwiejnych kroków i usiadłam na łóżku. Przesunęłam się na środek i opadłam plecami na miękką narzutę. Z moich oczu znów poleciały łzy i tym razem nie próbowałam ich powstrzymać, nie było sensu.

Tyle razy próbowałam już skończyć ze swoim marnym życiem, ale moja kochana rodzinka mi nie pozwala, bo co wtedy pomyślą inni... To straszne ile rzeczy są w stanie poświęcić by zachować twarz i pozory idealnej rodzinki.

Gdyby Mikaelsonom udało się zdetronizować Marcela, mój ojciec stracił by posadę u boku Gerarda. Nie miałby tak wielkiej mocy, a ja byłabym wolna... Po prostu wolna.



******
I jak wrażenia? Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Gwiazdki i komenatrze mile widziane! Do następnego rozdziału, wariaci!

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro