04.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

60 gwiazdek = nowy rozdział!



Klaus i Elijah wyszli, a obok mnie pojawiła się blondynka z bluzą.

-Moi bracia to debile. - westchnęła, siadając tuż obok mnie, podając mi bluzę. Szybko wciągnęłam na siebie materiał. - Na co masz ochotę? Zrobię Ci coś do jedzenia, tylko powiedz co. - pokręciłam głową.

- Nie trzeba. - mruknęłam.

-Jestem Rebekah. - od razu uścisnęłam jej dłoń i starałam się odwzajmnić uśmiech.

-Sabrina. - odparłam.

- Nie wiem dlaczego nie jesz, ale to się rzuca w oczy. Jesteś przeraźliwie chuda, kochana. - westchnęła. Uśmiechnęłam się pod nosem.

-Jesteś pierwszą osobą od dawna, która się o mnie martwi. - spojrzałam na nią i ujrzałam zdziwienie.

-Jak to?

-Długa historia. Szkoda czasu na takie rzeczy. - mruknęłam przymkając powieki i oparłam głowę o ścianę.

-Wydaje mi się czy, ty, w ogóle nie boisz się mojej rodziny? - zdziwiła się.

-Dużo już przeszłam. Nie powiem, wywołują we mnie lęk, ale nie boję się bólu. - wyjaśniłam.

-Rebekah, mogłabyś nas zostawić? - Elijah wraz z Klausem stanęli nad nami.

-Przyniosę Ci coś do jedzenia. - oznajmiła i szybko zniknęła mi z oczu. Wampirza szybkość, zazdroszczę im tego. Przeniosłam wzrok na pierwotnych.

-Bardzo przepraszam za skandaliczne zachowanie mojego brata. - mruknął Elijah, patrząc mi prosto w oczy.

-Jakbyś nie zauważył to stoję tuż obok. - syknął zdenerwowany. Westchnęłam i powoli wstałam.

-Co chcecie wiedzieć? - zapytałam.

-Mój brat zdążył mi przekazać, że jesteś córką Westów, czy to prawda? - skinęłam głową.

-Tak, ale jeśli potrzebna wam czarownica to muszę was zmartwić, ale ja się raczej nie nadam. - oznajmiłam. Do środka weszła Rebekah z talerzem kanapek.

-Jak tu wrócę to ma ich nie być. - warknęła, po czym spojrzała na braci - Skoro już musicie robić to wasze durne przesłuchanie to przynajmniej przypilnujcie, żeby wszystko zjadła. - poprosiła.

To takie głupie, ale już tak dawno nikt się o mnie nie martwił, że jej słowa są dla mnie czymś wspaniałym...

-Panno West, gdybyś mogła być tak dobra i naprawdę to zjeść byłbym, niezmiernie wdzięczny gdyż inaczej nasza siostra nie da nam spokoju. - poprosił, skinęłam głową i chwyciłam za kanapkę. Co jak co, ale byłam już cholernie głodna.

-Też mi problem, zasztyletowałbym ją na jakieś pięćdziesiąt lat i nie byłoby problemu. - prychnął blondyn. Każdy ma swój sposób na życie. On ma sztylety...

-Niklaus, to nie jest rozwiązanie. Nie wolno...

- Daj se spokój. Idź może gdzieś jest promocja na garnitury czy coś... Nikt Cię tu nie potrzebuje. - prychnął. Nim się obejrzałam po pierwszej kanapce nie było śladu, więc zabrałam się za następną.

Wow. Jako więzień mam lepiej niż domownik. Super... Chyba mogę być częściej porywana jeśli tak to ma wyglądać.

-Lepiej skończmy ten temat. - westchnął - Czy Marcel wie o tym, że twoi rodzice mają dwie córki? - skinęłam głową.

-Tylko Marcel i moja rodzina. Żaden z wampirów Gerarda nie ma pojęcia o moim istnieniu. - wyjaśniłam - A swoją drogą to raczej zostałam wydziedziczona i trzymają mnie w domu, żeby się na kimś wyżywać, a skoro twój brat zabił mi siostrę, to technicznie rzecz biorąc, moi rodzice już nie mają dzieci. - wzruszyłam ramionami i skończyłam jeść drugą kanapkę.

Dobre jedzonko. Albo jestem głodna i dlatego mi aż tak smakuje... kto wie?

-Przepraszam za Niklausa i zabicie twojej siostry, on żałuje...

-Wcale nie. - wtrącił blondyna - Bez zastanawiania zrobiłbym to jeszcze raz. - wyznał, a ja parsknęłam śmiechem. Spojrzeli na mnie zaskoczeni.

- Nie oceniajcie mnie, siostra za mną nie przepadała, delikatnie mówiąc. - dodałam.

-Dlaczego rodzina Cię wykluczyła? - zainteresował się szatyn.

- Wiesz jako jedyna nie mam mocy, to dla nich wstyd, bo nasz ród jest znany z wielkiej siły i zdolności. - wyjaśniłam - Ciężko im się pogodzić, że wśród nas jest ktoś kto przerwie idealne statystyki. - prychnęłam, zabierając się za kolejną kanapkę.

- Wiesz coś o interesach twoich rodziców z Marcelem? - pokręciłam głową.

-Tylko moja siostra wiedziała, ja raczej zostałam odsunięta od wszystkiego. Tak jak mówiłam na początku nie mam wam jak pomóc. - mruknęłam, kończąc jeść ostatnią kanapkę.

-Chyba jej nie wierzysz. - syknął Klaus, ruszając w moją stronę. Zacisnęłam powieki i pochyliłam głowę. Byłam gotowa na ból, gotowa na uderzenie, ale nic takiego nie miało miejsca. Uchyliłam jedną powiekę. - Co to było? - mruknęła hybryda.

-Myślałam, że znów mi się dostanie. - wyjaśniłam bez ogródek. Nie mam podstaw, żeby nie mówić im prawdy.

-Myślałaś, że Cię uderzę? - zdziwił się. Skinęłam głową.

Coś czuję, że szybko to mnie stąd nie wypuszczą...



Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro