06.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!





-Nie chcesz wrócić do rodziny? - zdziwiła się Rebekah. Od godziny siedziałyśmy u niej w pokoju i rozmawiałyśmy.

-Rodzina to nie tylko więzy krwi. - westchnęłam, siadajac na jej łóżku - Rodzina to ludzie, którzy troszczą, martwią i dbają o siebie. Moja taka nie była. Tylko obrywałam. Dlatego dla mnie nie są rodziną. Dzięki wam mam szansę na lepsze życie. Ucieknę i nigdy nie wrócę. - wyjaśniłam i położyłam na łóżku, zamykając oczy. Ile ja bym dała, żeby znaleźć się na miejscu Rebeki. Szczęśliwa rodzina, piękny dom, wieczne życie...

-Przykro mi, Brina. - mruknęłam, łapiąc za moją dłoń. Uchyliłam powieki i posłałam jej uśmiech.

-Jest okey, przywykłam. - odparłam.

-Może mi nie uwierzysz, ale ja też nie mam idealnego życia... - westchnęła kładąc się obok mnie. Prychnęłam pod nosem.

-Wierzę, Bekah. Marcel bardzo głośno mówił, gdy był u mnie w domu. Przez jakiś czas przeżywał, że przez Klausa nie mogliście być razem. - wyjawiłam i ujrzałam zdziwienie na jej twarzy.

-Marcel mówił o mnie? - prychnęła - Mógł wybrać życie ze mną, ale wybrał nieśmiertelność. Później znów dostał szansę i mógł być ze mną, ale tym razem to Nowy Orlean okazał się ważniejszy. - syknęła - Jakim prawem w ogóle o mnie wspomniał? - wściekła się.

-Kocha Cię. - mruknęłam - Ewentualnie jest w Ciebie strasznie wpatrzony i nie chce się przyznać sam przed sobą, że darzy Cię większym uczuciem. - wzruszyłam ramionami.

-Nigdy nie wybrał mnie choć miał tyle okazji, a Ty mi mówisz, że mnie kocha? - zdziwiła się. Ziewnęłam i szybko zasłaniłam usta dłonią.

-Kiedy o tobie mówił, był szczęśliwy. Nie wiem czy to miłość, bo nigdy jej nie doświadczyłam, ale wiem, że mu na tobie zależy. - stwierdziłam.

- To bez znaczenia, Nik i tak... - huk otwieranych drzwi, przerwał jej wypowiedź. Klaus wyparował do środka i chwycił mnie za nadgarstek, po czym wyciągnął z łóżka. A ja miałam ambitny plan, że pójdę spać. Co za frajer...

-Idziesz ze mną. - mruknął i wyciągnął mnie z pokoju blondynki.

-Nik, zostaw ją! - Rebekah wyskoczyła za mną i chwyciła za drugą rękę. Nosz kurwa, chcą mnie rozerwać?

-Nic jej nie zrobię. - prychnął - Freya ma jakieś zaklęcie, dzięki któremu dowiemy się dlaczego Sabrina nigdy nie miała mocy. To może być kwestia kluczowa. - westchnął - Nie zabiję jej. - spojrzał siostrze w oczy, ale wampirzyca nie miała zamiaru mnie puścić. Westchnęłam i niepewnie wysunęłam dłoń z uścisku Klausa, po czym chwyciłam Bekah za dłoń.

- Nie martw się, nie tak łatwo mnie zabić. - zaśmiałam się - Wielu już próbowało i wszyscy polegli. - puściłam jej oczko. Tia, nie kłamałam, wiele osób już próbowało mnie zabić a ja nawet się nie opierałam. Jednak teraz jakbym powoli odzyskiwała chcecie do życia. Miałam szansę na wolność.

-Naprawdę, Nik, radzę Ci żeby włos jej z głowy nie spadł. - syknęła i puściła mój nadgarstek. To pierwszy raz od wielu lat, gdy ktoś mnie bronił i się o mnie martwił. Dzięki Rebece zaczynałam widzieć nadzieję na dalsze szczęśliwe życie. Widziałam światełko w tunelu.

Blodnynka zniknęła za drzwiami swojego pokoju, a ja odwróciłam się w stronę blondyna. Na jego twarzy widoczne było zdziwienie.

- Co ty kombinujesz? - syknął uważnie mnie obserwując. Westchnęłam i objęłam się ramionami. Czułam się przy nim bardzo niepewnie. Niczym dziecko. Byłam po prostu bezbronna.

-Nic. - wzruszyłam ramionami - Po prostu... Im szybciej dowiecie się tego co chacie, tym szybciej ja będę wolna. A przy odrobinie szczęścia uda mi się stąd uciec. - wyjaśniłam - Ale jeśli mi nie ufasz to użyj perswazji. - zaproponowałam - Choć musisz wiedzieć, że nie odważyłabym się skłamać. - wyjawiłam - Przerażasz mnie. - na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek.

Naprawdę cieszył go strach innych. Zaczynałam się go coraz bardziej bać. W końcu chciałam żyć a mój los zależał od paranoika, który wszędzie widział zdradę.

-Załóżmy, że ci wierzę. Chodźmy do Freyi. - zarządził i ruszył korytarzem przed siebie. Westchnęłam i powoli poczłapałam za nim. Będzie dobrze. Jeszcze będzie dobrze...


Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro