11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!

Wraz z Klausem weszłam na teren jego rodzinnej posiadłości. Epizod z naszej chwili słabości puściliśmy w niepamięć, hybryda stwierdziła, że lepiej będzie jeśli wrócę do niego i jego rodzeństwa. Szczerze mówiąc, byłam mu za to cholernie wdzięczna, bo nie wiem co bym teraz zrobiła. Nie miałam nic. Rodziny. Przyjaciół. Pieniędzy. Domu. Byłam po prostu sama, bez pomysłu na życie.

-Sabrina. - pisk Rebeki dobiegł do moich uszu, a sekundy później byłam w jej ramionach. Blodnynka miała dużo siły, zdecydowanie za dużo, ale nie miałam serca jej tego powiedzieć. Przecież się o mnie martwiła. - Gdzieś Ty polazła, kretynko? I po co? - wstrzymałam oddech. Jak ja mam jej powiedzieć prawdę? Wypuściłam powietrze i spojrzałam jej prosto w oczy.

-Znalazłem ją jak siedziała na ławce i płakała. - wtrącił Klaus, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. On mnie kryje? - Dobierasz sobie wyjątkowo ambitnych przyjaciół. - zakpił. Blodnynka spiorunowała brata wzrokiem, po czym znów spojrzała na mnie. Ja jednak byłam wpatrzona w Mikaelsona, ten jedynie puścił mi oczko i zniknął.

- Nie przejmuj się nim. To dupek. - zaśmiała się, więc jej zawtórowałam - Chcesz porozmawiać o tym co się stało? - pokręciłam głową.

- Nie. - mruknęłam - Ja... Muszę coś wymyślić. - objęłam się ramionami - Muszę wyjechać, bo inaczej moja rodzina zacznie mnie szukać i mogę na tym źle skończyć. - wyszeptałam.

- Nie pozwolę im Cię skrzywdzić. - zaoponowała zdenerwowana - Ze mną i z moją rodziną będziesz bezpieczna. - obiecała.

-Rebekah, nie mogę wam siedzieć na głowie...

-Myślę, że jednak możesz, panno West. - na dziedziniec wkroczył Elijah - Okazuje się, że nie jesteś obojętna swoim rodzicom ani Marcelowi. - wyjaśnił, a ja zmarszczyłam brwi.

- Nie rozumiem? Czego niby ode mnie chcą? - zdziwiłam się. Szatyn westchnął, pocierając skronie.

- Lepiej będzie jeśli Freya Ci to wyjaśni...

-Dzięki, bracie. - obok niego pojawiła się blondynka - Miło, że mogę liczyć na twoje wsparcie. - sarknęła.

- Czy wy możecie być ciszej? - na schodach prowadzących na piętro pojawił się wysoki szatyn, będący w samych dresach. - Niektórzy próbują spać! - warknął.

-Kol! Jest przed czternastą. - skarcił go Elijah.

- Elijah! Mam to gdzieś! - wrzasnął i wrócił do swojego pokoju.

Każdy z rodziny Mikaelson jest dziwny na swój sposób. Nie jestem w stanie zrozumieć żadnego z nich.

-Sabrino, nie miej nam za złe, ale wolelibyśmy żebyś jednak trochę z nami została. - oznajmiła Freya.

-Ale ja nie bardzo rozumiem dlaczego. - westchnęłam, patrząc na blondynkę.

- Po prostu... Twój umysł jest pod jakimś zaklęciem, a dowiedziałem się tego dlatego, że Marcel ma ludzi, którzy są debilami. - prychnęła, kręcąc głową - Ktoś rzucił na Ciebie jakieś zaklęcie. Jednak jest szansa, żebyś odzyskała moc, z jakiegoś powodu twoi rodzice targi nie chcą... - zmarszczyłam brwi.

-Chwila. Co? - prychnęłam - Podobno jestem córką wilkołaka?

-Jak i czarownicy. Twój umysł jest zblokowany, ale trochę udało mi się odkryć. - wyjaśniła - Nie mam pojecia dlaczego ani jakim zaklęciem, ale nie jest to łatwe, więc musiała to być potężna czarownica. Twoja matka boi się, że odzyskasz moc. - mruknęła.

-Dlaczego miałaby się bać? - usłyszłam ten wyjątkowy, brytyjski akcent - Przecież wtedy mogłaby chwalić się obiema córkami.

- Tak, ale jeśli Sabrina przemieni się w wilka i odzyska moc, to jej rodzina tę moc straci. - wyjaśniła.

-To bez sensu. - jęknęłam - Ja nic nie rozumiem. Jak mogę być jednym i drugim skoro jeszcze wczoraj byłam nikim? To bez sensu. - syknęłam. Czułam się taka bezsilna wobec tego wszystkiego co działo się wokół.

-Czyli odzyska moc dopiero gdy stanie się wilkołakiem? Znaczy się kiedy przejdzie przemianę? - zapytała Rebekah.

- Nie. - zaprzeczyła Freya - Odzyska moc jeśli przejdzie przemianę i odkryjemy w jaki sposób zabrali jej magiczne zdolności i dlaczego to zrobili. - wyjaśniła.

-Teraz to ja nic nie rozumiem. - westchnął blondyn.

-Co jest z wami! Przecież mówię w sposób banalnie prosty! - poskarżyła się - Ty mnie rozumiesz, prawda Elijah? - spojrzała na szatyna.

-Przykro mi siostro, ale to nie ma najmniejszego sensu i nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. - westchnął zmęczony.

-Narysuję wam to i jutro pokaże. - warknęła - Na dziś mam was dość. - wysyczała i poszła na piętro.

Wczoraj byłam człowiekiem. A dziś mi mówią, że mam być wilkołakiem, który ma magiczne zdolności? To jakiś kabaret...

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro