13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!

Weszłam do domu i zaczęłam się rozglądać.

-Mamo? Tato? - krzyknęłam z nadzieją, że mnie usłyszą. Nagle pojawily się przede mną.

- Jak mogłaś to zrobić? - wstrząsnęła kobieta.

Co ja znowu zrobiłam? Przecież ja nawet nie miałam możliwości, żeby coś odwalić...

-Co zrobiłam? - wyszeptałam niezrozumiejąc.

Zamiast odpowiedzi poczułam ból głowy, był nie do zniesienia. Upadłam na kolana i zaczęłam się zwijać na podłodze. Miałam wrażenie, że to już mój koniec. Krzyk, który wydostał się z mojego gardła był nie do opisania, jakby mnie ktoś ze skóry obdzierał.

- Po co zaczęłaś zadawać się z Mikaelsonami? - wysyczała - Dlaczego im pomogłaś? To dzięki tobie mają władzę! - warknęła, a ból wzrósł na sile.

-Sabrina. - usłyszłam czyjś krzyk - Sabrina, obudź się!

Momentalnie poderwałam się z łóżka i zaczęłam się rozglądać. Byłam przerażona i nie miałam pojęcia co się przed chwilą stało. Moja klatka piersiowa unosiła się nieregularnie, a ja nie mogłam złapać oddechu. To było tak realistyczne...

-Hej, to był tylko sen, rudzielcu. - spojrzałam na blondyna, który bacznie mi się przyglądał - Słyszysz mnie czy już do reszty zwariowałaś? - westchnęłam i pokręciłam głową.

-Słyszę. - wyszeptałam w końcu.

Poczułam dłoń hybrydy na plecach. Jego dotyk wywołał dreszcze na całym moim ciele. Spięłam się, ponieważ nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Przerażał mnie. Jego dłoń delikatnie potarła moje plecy, a ja wzięłam głęboki wdech.

-Wszystko okey? - mruknął. Siedział obok mnie, a jego dłoń wciąż znajdowała się na moich plecach. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Nigdy nie posądziłabym Klausa Mikaelsona o okazywanie uczuć względem innych. To trochę nieprawdopodobne, a tu proszę, siedzi obok mnie i po prostu pociesza.

-Tak. - mruknęłam - Po prostu... Sen był cholernie realistyczny. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. - zmarszczyłam brwi i spojrzałam hybrydzie w oczy - Moja matka oskarżała mnie o to, że w czymś pomogłam twojej rodzinie. - wyjaśniłam - Ale to było zbyt realistyczne na sen. - stwierdziłam.

-Tylko mi nie mów, że przewidujesz przyszłość... - jęknął - Chcę odzyskać władzę w Nowym Orleanie a nie bawić się w twoje rodzinne dramaty. - prychnął.

-Sęk w tym, że oskarżyła mnie o to, że pomogłam wam odzyskać władzę. - mruknęłam. Naprawdę nie rozumiałam o co chodziło w tym pojebanym śnie, ale miałam wrażenie, że ma on jakiś większy sens.

-Poczekaj, poczekaj. - przerwał mi - Chcesz mi powiedzieć, że to dzięki tobie uda mi się obalić Marcela? - spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu.

- Nie mam pojęcia. - wzruszyłam ramionami - Nie wiem co to miało być, ale wiem, że dziś już nie zasnę. - prychnęłam.

-Skupmy się na najważniejszym. - warknął - Jesteś w stanie mi pomóc odzyskać władzę? - zainteresował się. Westchnęłam, przewracając oczami.

-Ja nie mam pojęcia! - wyrzuciłam ręce w powietrze - Może to głupi sen? Może po prostu udziela mi się atmosfera tego domu i zaczynam wariować? - syknęłam.

- Nie ważne. - mruknął i wstał z łóżka - Spróbuj odpocząć a jutro rano postaramy się zrozumieć o co mogło chodzić w twoim śnie. - stwierdził, stając przy drzwiach.

Niechętnie przykryłam się kołdrą i położyłam głowę na poduszkę. Spojrzałam jeszcze na telefon i ujrzałam godzinę drugą w nocy. Mam nadzieję, że jednak uda mi się zasnąć. Usłyszłam zamykanie drzwi, i znów byłam sama w pokoju. Westchnęłam i zamknęłam oczy, starając się zasnąć.

Niestety było to trudniejsze niż myślałam. Przewracałam się z boku na bok. Byłam wykończona, ale nie mogłam się zmusić do snu. Miałam ochotę zacząć płakać z tej cholernej bezsilności, ale nie mogłam się znów poddać. Muszę jakoś sobie radzić. Po raz kolejny przekręciłam się na drugi bok i westchnęłam pod nosem. Nagle drzwi zostały otwarte, a do środka wszedł Klaus.

-Musisz się tak kręcić? Nie da się spać w takich warunkach. - warknął.

-Wybacz, że będąc pół-psem masz ponad przeciętny słuch. - jęknęłam i usiadłam na łóżku, patrząc na hybrydę. Prychnął pod nosem i zamknął za sobą drzwi, aby po chwili podejść do mnie i znaleźć się obok mnie na łóżku. Zmarszczyłam brwi, gdy pociągnął kołdrę, aby pod nią wejść.

- Nie patrz tak na mnie tylko się posuń. - mruknął - Masz moje słowo, że Cię nie zgwałcę ani nie zabiję, bo patrząc na twoją minę to właśnie o tym myślisz. - spiorunowałam go wzrokiem.

-Z psychopatą w łóżku będzie mi łatwiej zasnąć? - zakpiłam. Uśmiechnął się pod nosem i opadł na poduszki. Zacisnęłam wargi i niechętnie położyłam się obok niego. Byłam napięta jak struna, pomimo faktu, że obiecał nic mi nie zrobić.

- Wyluzuj się. - mruknął, a jego dłoń znalazła się na mojej talii.

Co się tutaj odpierdala? Co on robi? Dlaczego on to robi? Powinnam uciekać?

Pierwotny jakby czytał mi w myślach od razu przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Jego ręka wylądowała pod moimi piersiami a ciepło bijące od klatki piersiowej przyjemnie działało na moje plecy.

Westchnęłam cicho i przymknęłam oczy, mocniej otulając się kołdrą. Wstyd się przyznać, ale naprawdę czułam się przy nim bezpiecznie.

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro