17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!

Okey, to co zrobiłam było cholernie głupie. Klaus jest naprawdę porywczy, a ja w sumie miałam zamiar stąd wyjechać a nie umierać z ręki pierwotnego. Najchętniej po prostu bym stąd uciekła, ale nie mogłam, bo użył na mnie perswazji i bez jego zgody nie odejdę daleko... Cholera! Nie tak miało być. Zdecydowanie nie tak.

Westchnęłam i usiadłam na łóżku. Może pójdę i go przeproszę? Nie. Nie jestem winna, już wolę zginąć z jego ręki niż przeprosić za niewinność. Mam swój honor.

Drzwi zostały otwarte tak gwałtownie, że omal nie wypadły z zawiasów. Momentalnie stanęłam na nogach. Mogłam się domyślić, że to będzie on. Coś mi mówi, że jednak dziś umrę.

-Co Ty sobie wyobrażasz? - syknął i dzięki nieludzkiej szybkości pojawił się przede mną i docisnął moje ciało do ściany, która swoją drogą była dość daleko, więc siniaki gwarantowane. - Chyba czujesz się zbyt pewnie. To, że jeszcze Cię nie zabiłem, nie znaczy, że twoja teoria o moim dobrym sercu się sprawdza. - prychnął, nasze twarze dzieliły centymetry. Gorący oddech hybrydy owiał moją skórę. Gdyby wzrok mógł zabijać na sto procent leżałabym martwa. - W tym momencie jesteś przerażona. - zaszydził - Słyszę twoje nieregularne bicie serca, czuję przyspieszony oddech, więc nie powiesz mi, że się mnie nie boisz. Nie uwierzę. - warknął. Przełknęłam gulę w gardle.

-Masz rację. - wyszeptałam - Ale ja mówiłam to od początku. Przerażasz mnie i wywołujesz we mnie lęk, nie mam pojęcia co przy tobie czuję i jak powinnam się zachować, ale powtórzę raz jeszcze, nie boję się śmierci. - westchnął jakby był zmęczony moim gadaniem.

-Masz chorobę dwubiegunową? To co mówisz jest nie do końca normalne i wyklucza się wzajemnie. - stwierdził. Zmarszczyłam brwi.

-Nic nie poradzę na to, że nie jestem jak wszyscy... - mruknęłam.

-Jesteś o wiele bardziej denerwująca. - syknął, nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się.

-Słyszałam to już tyle razy, że to powinno być moje motto życiowe. - ponownie parsknęłam śmiechem.

- Nie wiem co mam z Tobą zrobić. - westchnął i odsunął się ode mnie, aby usiąść na łóżku - Z jednej strony mam tak wielką ochotę skręcić Ci kark, ale z drugiej strony mogę Cię jednak potrzebować. - stwierdził niechętnie. Spojrzałam na niego przez przymrużone oczy.

-A ja już myślałam, że jednak przyznasz, że trochę mnie lubisz. - wyznałam i opierając się o ścianę plecami, zjechałam ma podłogę aby usiąść.

-W twoich snach, rudzielcu. - zakpił.

-Jesteś tak wredny, że jestem pewna, że się farbujesz na blond. Twój naturalny kolor włosów to na sto procent rudy. - warknęłam, a hybryda zaczęła się śmiać.

-Mylisz się. Jesteś jedynym rudzielcem w tym domu. - puścił mi oczko.

- Nie przyszedłeś tutaj aby mnie zabić? Zmieniłeś zdanie czy co? - kąciki jego ust poruszyły się wgl górę.

- Nie podpuszczaj, bo skorzystam z sytuacji i pozbawię Cię krwi. - ostrzegł. Przewróciłam oczami.

-Co ja mam o tobie myśleć? - mruknęłam zagubiona.

-Wyjęłaś mi to pytanie z ust. - prychnął - Patrzę na Ciebie i raz widzę zagubione dziecko a raz kobietę, która byłaby w stanie rzucić się na mnie i próbować zabić. - westchnął - A mimo to mam jakąś cholerną słabość do obu wersji. - uśmiechnęłam się pod nosem - I tak w każdej chwili mogę Cię zabić. - oznajmił, a ja parsknęłam śmiechem.

-Możemy spróbować się dogadać? - zaproponowałam. Widziałam, że był sceptycznie nastawiony do mojej propozycji. Westchnęłam. - Posłuchaj mnie. Wiem, że zależy ci na opinii niebezpiecznego i brutalnego, i coś w tym jest. - patrzył na mnie z zainteresowaniem - Ale oboje wiemy, że masz też drugą twarz i zależy ci na rodzinie. - mruknęłam - Nie chcę się z Tobą kłócić, ale nie rób ze mnie głupiej... - poprosiłam - Rozejm? - zaproponowałam, wstając. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam bliżej hybrydy. Nie miałam pojęcia jak zareaguje, ale musiałam spróbować. Wycięgnęłam dłoń w jego stronę.

- Ja nie mam dobrej strony. - warknął wstając - Ale naprawdę chcę władzy. - mruknął - I do tego potrzebna mi jesteś Ty, jeszcze nie wiem jaką rolę w tym wszystkim odgrywasz, ale wiem, że się przydasz. - westchnął - Więc zróbmy tak. Dowiemy się jaka jest twoja rola, pomożesz mi odzyskać władzę, a ja zwrócę Ci wolności i zapewnię bezpieczeństwo. - zaproponował.

Nie ma co, zainteresował mnie. W końcu chcę stąd wyjechać a wątpię, że moi rodzice tak po prostu zostawią mnie w spokoju. Klaus w postaci sojusznika może się przydać, tylko czy można mu ufać? I czy ja jestem gotowa podpisać pakt z diabłem?

-Skąd mam wiedzieć, że dotrzymasz słowa? - zapytałam w końcu. Usta hybrydy uformowały się w zuchwały uśmieszek.

-Gdzie się podziała wiara w moje dobre serduszko? - zaszydził.

- Po prostu... - westchnęłam - Jesteś moją jedyną deską ratunku. Jeśli jesteś w stanie zapewnić mi ochronę to zgoda. - skinęłam głową.

-Świetnie. - podsumował - Więc chodźmy do mojej siostry, żeby pogrzebała Ci w mózgu. - mruknął i wyszedł z pokoju. Zapowiada się super dzień...





Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro