31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

80 gwiazdek = nowy rozdział!



Nik zabrał nas do jego posiadłości. Od razu wyskoczyłam z auta i szybko pobiegłam do pokoju, w którym troszkę sobie pomieszkiwałam. Rebekah pożyczyła mi parę swoich ubrań, bo wszystkie moje były u mnie w domu.

Chwyciłam jeansy, czarną bluzę i bordowy podkoszulek i poszłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic.

Przebrana z mokrymi włosami, wyszłam z łazienki, niosąc płaszcz hybrydy w dłoni. Od razu podreptałam do pokoju, zmęczona rzuciłam się na łóżku.

Nie wiem czy bardziej zmęczyła mnie przemiana czy seks z hybrydą. To zabawne, ale jedno i drugie były dość bolesne, ale jednocześnie przyjemne...

O czym ja w ogóle myślę! Między mną a Nikiem nie powinno do niczego dojść... Jak teraz będzie między nami? Wolałabym uniknąć niezręcznej ciszy, rozmowy o tym co się stało też bym nie chciała, bo spalę się ze wstydu.

Leżałam na łóżku z płaszczem wtulonym w klatkę piersiową. Pachniał Klausem i przyznam niechętnie, że bardzo mi się to podobało.

Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju.

-Wiem, że chciałam z tobą porozmawiać. - mruknęłam, gdy do mojego nosa dotarł zapach wody kolońskiej Nika - Ale teraz jestem cholernie zmęczona, więc czy możemy to przełożyć? - zapytałam z niekrytą nadzieją w głosie.

-Niestety, później mam zamiar odzyskać władzę nad Nowym Orleanem, więc korzystaj póki możesz. - mruknęłam zirytowana, ale otworzyłam oczy i powoli usiadłam, aby spojrzeć na Mikaelsona.

-Nie masz serca. - prychnęłam, ziewając.

-Powiedz mi coś czego nie wiem. - wzruszył ramionami, siadając na łóżku obok mnie - Miałaś jakieś pytania. - dodał po chwili, a ja ochoczo pokiwałam głową.

-Dlaczego nie pamiętam tego pocałunku, tego, że ze mną spałeś i spalenia zwłok dziewczyny? - w moich oczach pojawiły się łzy. Dobrze wiedziałam, że używał na mnie perswazji. Wiedziałam też, że wciąż mógł to robić, dalej mógł mieć nade mną kontrolę i bardzo mi się to nie podobało. - Po prostu mi powiedz, dlaczego ciągle używasz na mnie perswazji? - wyszeptałam. Westchnął zmęczony i przetarł twarz dłonią.

-Doskonale wiesz czemu. - mruknął w końcu - Zdajesz sobie sprawę z tego, że nikomu nie ufam, że lubię mieć kontrolę nad wszystkim co się dzieje wokół mnie. Praktycznie cię nie znałem, nie wiedziałem czy mogę ci zaufać czy będziesz wobec mnie lojalna. Nie lubię ryzykować, dlatego kiedy miałem wątpliwości używałem perswazji. - wyjaśnił, ale widziałam, że zrobił to niechętnie.

-Ale w końcu stwierdziłeś, że nie powinieneś tego robić. - spojrzał na mnie, dając znak abym kontynuowała - Gdy stałam nad ciałem tej martwej dziewczyny. - sprostowałam - Powiedziałeś, że żałujesz, że użyłeś na mnie perswazji. Zacząłeś mi ufać? - nie kryłam zdziwienia. Westchnął w odpowiedzi i pochylił głowę w dół.

-I tak i nie. - mruknął - Nie ukrywam, że z jednej strony cholernie tego żałuję, ale z drugiej sytuacja z Marcelem jest teraz dla mnie banalnie prosta do rozegrania. Szybko odzyskam władzę a o to mi przede wszystkim chodziło. - podniósł wzrok, aby spojrzeć mi w oczy - Ale przepraszam. - wydukał w końcu. W pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam. Klaus Mikaelson właśnie mnie przeprosił? - Wiem ile wycierpiałaś i nie powinienem był ci dokładać zmartwień. Wierz mi lub nie, ale żałuję. - mruknął. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

-Wiem, Nik. - wyszeptałam - Pewnie weźmiesz mnie za wariatkę, ale mimo tego wszystkiego ja ci ufam. Nie wiem dlaczego, ale ufam...

-Nie powinnaś. - prychnął - Nie jestem kimś godnym zaufania...

-I znów robisz z siebie potwora. - przerwałam mu - Możesz udawać tego najgorszego, ale ja nigdy nie będę patrzyła na ciebie w ten sposób. - syknęłam i odruchowo chwyciłam go za rękę, czym zdziwiłam nie tylko jego, ale też siebie - Możesz grać i kłamać, że jesteś tym złym. - mruknęłam - Ale prawda jest taka, że robisz to tylko dlatego, że boisz się, że jeśli ktoś się do ciebie zbliży to go zranisz. Boisz się być zranionym i zranić innych. - stwierdziłam - Ale samotność to nie rozwiązanie. - wyszeptałam - Więc proszę cię, nie odsuwaj się od wszystkich, nie odsuwaj się od rodziny, nie odsuwaj się ode mnie...

I choć może nie powinnam mówić tego ostatniego to nie żałuję. Zależy mi na nim, nie chcę żeby cierpiał, bo na to nie zasługuje. On myśli, że tak, ale ja wiem, że tak naprawdę jest dobry.

-Naprawdę jesteś głupia. - prychnęłam na jego słowa.

-Boli cię to, że cię rozgryzłam? - pokazałam mu język.

-Zbyt słodko się zrobiło. - prychnął, puszczając moją dłoń. Spojrzał na mnie niepewnie. - Jesteś wilkołakiem, już nie mogę używać na tobie perswazji. - wyjawił. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

W końcu nikt nie będzie miał nade mną kontroli.

Wstał z łóżka i ruszył do wyjścia.

- Mam parę spraw do ogarnięcia, jedną z nich są odwiedziny Marcela. Masz ochotę iść ze mną? W końcu to dzięki tobie straci władzę. - na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

-Z chęcią pójdę, ale muszę też odwiedzić rodziców. Czas pokazać kto tak naprawdę nic nie znaczy. - uśmiechnęłam się chytrze. Skinął głową, więc szybko wstałam i stając obok niego oddałam mu płaszcz.

-Panie przodem. - wskazał na drzwi, więc z uśmiechem przekroczyłam próg. Będzie ciekawie...







Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro