36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

90 gwiazdek = nowy rozdział!




-Nie wierzę, że tak łatwo dałam się przekonać... - warknęłam gdy wraz z Nikiem szłam na miejscowy cmentarz, gdzie czarownice odprawiały rytuały.

-Nie marudź. Myślę, że szybko się z nimi uporamy, ale możemy mieć problem z Daviną, która jest przyjaciółką Marcela. Myślę, że nie pogodzi się tak łatwo z porażką przyjaciela. - prychnął.

-Skąd pomysł, że czarownice w ogóle zechcą mnie wysłuchać? - mruknęłam, gdy przeszliśmy przez główną bramę.

-Pokładam wiarę w twój talent aktorski, liczę, że uda ci się je przekonać.

-Nienawidzą cię. - zaoponowałam.

-Powiesz, że w odróżnieniu od Marcela nie będę zabraniał używania magii, a jedyne czego nie mogą się dopuścić to knucie przeciwko mnie. Myślę, że to uczciwa wymiana. - wzruszył ramionami.

-Doskonale wiesz, że nie kontroluję jeszcze swojej mocy i mogę zrobić komuś krzywdę. - oburzyłam się. Minęły zaledwie dwa dni od jego propozycji, sama nie wiem dlaczego się zgodziłam, ale jakoś mnie przekonał. Od tego czasy Freya starała się nauczyć mnie panowania nad sobą, ale nie zawsze jej to wychodziło.

-Mam nadzieję, że tym kimś nie będę ja. - westchnął za co dostał cios w ramię - Masz teraz więcej siły, wilczku. - mruknął, chwytając się za miejsce, w które dostał - To oznacza, że choć twoja siła wiele pozostawia do życzenia to ja i tak czuję te ciosy! - poskarżył się. Starałam się zrobić najbardziej uroczą minę na jaką mnie stać. - Nie nabierzesz mnie na te oczy, ruda! Nie ma szans. - prychnął.

-Co ty masz do moich włosów? - prychnęłam - Twoje w słońcu też są rude! - wytknęłam język. Pokręcił głową.

-Nie złotko, ja jestem stu procentowym blondynem. - wyszczerzył się.

-Chciałbyś. - zaśmiałam się. W tym samym momencie zauważyłam tłum przed nami. Czarowanicy...

-Zaczynamy zabawę. - wyszczerzył się. Westchnęłam i niechętnie ruszyłam w ich stronę, Nik podążył za mną.

-Nie. - mruknęłam i zatrzymałam się w miejscu, patrząc wymownie na hybrydę - Ty zostajesz i obserwujesz wszystko z bezpiecznej odległości. Daj mi działać. - poprosiłam.

-Skąd mam wiedzieć, że nie zrobisz nic głupiego? - spojrzał na mnie z jawną kpiną.

-Okaż odrobinę zaufania, wiem co mam robić. Zresztą będziesz kilka metrów dalej, wszystko co powiem ty usłyszysz, więc jeśli zrobię coś przeciwko tobie czy twojej rodzinie będziesz mógł interweniować. - wzruszyłam ramionami - Ale myślę, że już niejednokrotnie udowodniłam, że możesz mi zaufać, paranoiku. - prychnął na moje słowa.

-Rozważę to. - zakpił - A teraz idź i przekonaj czarownice na moją stronę. - uśmiechnął się ukazując zęby. Wcale się nie dziwię, że tyle osób się go boi. Jest przerażający.

Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w stronę czarownic. Przepchnęłam się na przód i stanęłam na kamiennym podwyższeniu.

-Hej wszystkim. - wzrok każdego od razu znalazł się na mnie - Wiem, że nikt z was mnie nie zna i nie macie pojęcia kim jestem, ale zaraz wam wszystko wyjaśnię. Zacznijmy od tego, że te plotki to prawda. Pierwotni wrócili do miasta, a Marcel zrzekł się władzy nam miastem...

-Nie z własnej woli! - wcięła się szatynka. Oczywiście mogłam się tego spodziewać. Davina Claire. Prychnęłam na jej słowa i skrzyżowałam ręce na piersi.

-Posłuchaj mnie, szmato. - syknęłam - Po pierwsze, nie przerywaj mi, bo strasznie tego nie lubię i staję się wtedy agresywna. - warknęłam - Po drugie, nie masz tutaj prawa głosu. Gdy czarownice miały zakaz używania magii ty świetnie się bawiłaś i doskonaliłaś umiejętności u boku Marcela. - na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, a ja uśmiechnęłam się kpiąco - Twój opiekun wszystko stracił a ty, narobiłaś sobie wielu wrogów, więc na twoim miejscu bym się nie wychylała. A teraz spadaj, bo to co będzie się tutaj działo to już nie twoja sprawa. Idź do Marcela albo powiem Mikaelsonom jak wiele planów im pokrzyżowałaś. - syknęłam. Widziałam zagubienie na jej twarzy i byłam z siebie dumna, że w końcu mam kontrolę nad swoim życiem. W końcu to nie ja będę ofiarą.

Dziewczyna szybko się wycofała i zniknęła z mojego pola widzenia, a ja skierowałam uwagę na resztę czarownic, które wciąż były we mnie wpatrzone. Westchnęłam nie wiedząc od czego zacząć.

-Jestem córką byłego regenta. - odezwałam się w końcu - Nazywam się Sabrina West i przez wiele lat moja moc była ukryta przez pewną klątwę. - wyjaśniłam -Zapewne nikt z was, nigdy o mnie nie słyszał. Moi rodzice robili co w ich mocy, aby nikt nie wiedział o moim istnieniu. - mruknęłam. Starałam się brzmieć pewnie, ale nie miałam pojęcia co robić.

-W jaki sposób odzyskałaś moc? - padło pytanie z ust jakiejś blondynki.

-Dzięki pomocy rodziny Mikaelson. - częściowo to prawda. A ja muszę im zrobić dobrą opinię, więc spróbuję w ten sposób. - Mikaelsonowie odzyskali władzę nad Nowym Orleanem. - dodałam. Momentalnie pojawiły się szmery rozmów i panika. No tak, mogłam się domyślić takiej reakcji. Przecież pierwotni są w mieście. - Proszę o spokój! - syknęłam głośno. Nie wiele to niestety dało. Kątem oka zobaczyłam, że Klaus zamierza interweniować. Nie dobrze... Zirytowana uniosłam wyżej podbródek. - Powiedziałam spokój! - wrzasnęłam, a czarownice ucichły. Nik stanął w miejscu obserwując co będzie dalej.

-Jak mamy być spokojni? Nie wiemy czego oni chcą! - warknął jakiś mężczyzna. Westchnęłam zirytowana. Czemu po prostu nie pozwolą mi dokończyć? Wtedy obyłoby się bez paniki.

-Nie szukają problemów. - zaczęłam, gdy znów zapanowała cisza - Przybyli, aby odzyskać to co niegdyś należało do nich. To dzięki nim Nowy Orlean zasłynął z pozytywnej strony. Władza nam miastem się im należy. W zamian chcą jedynie oddania. Nie będą was kontrolować na każdym kroku, ale jeśli ktoś spróbuje zdradzić poniesie karę. - wyznałam zgodnie z prawdą.

-Jakim prawem czegokolwiek od nas oczekują? - syknęła brunetka.

-Jakim prawem Marcel nie pozwalał wam praktykować magii? - prychnęłam - Nie mieliście nic, teraz gdy macie szansę wiele zyskać, wy chcecie doprowadzić do wojny z pierwotnymi? Polegniecie. - wzruszyłam ramionami - Ale jeśli chcecie, to droga wolna. - mruknęłam i powoli się wycofałam. Znów usłyszałam szmer rozmów. Błagam, niech się zgodzą...

-Stój. - szybko się odwróciłam, spojrzałam na czarnowłosego mężczyznę stojącego naprzeciwko mnie - Powiedz Mikaelsonom, że zgadzamy się na ich warunki. - mruknął - Ale w zamian chcemy, aby osobiście potwierdzili twoje słowa. - skinęłam głową. To raczej nie będzie dla nich problem. - Oraz chcemy, abyś to ty została regentką. - dodał po chwili, czym wywołał moje zdziwienie - Ufamy ci, więc jeśli mamy się zgodzić chcemy, abyś stanęła na czele tego wszystkiego. - wyjaśnił.

-Nie wiem czy się nadaję. Praktykuję magię od bardzo niedawna i...

-Trening czyni mistrza. - przerwał mi - A skoro przyszłaś w imieniu rodziny Mikaelson to znaczy, że ci ufają. - mruknął - Więc chcemy żebyś to ty nas reprezentowała. - niepewnie skinęłam głową.

-Zgoda. - oznajmiłam. Wszystko zaczyna się układać...





Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro