CZ.2 17. To nie może być prawda.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Moja mama nie żyje... - powtórzyłam jeszcze raz sama do siebie.

- Co? - przeraził się stojący naprzeciwko mnie Igor - Nie żyje? Ale.. - przerwał, bo zaczęłam znów płakać. Usiadłam na łóżku chowając twarz w dłoniach.

- To nie może być prawda. - wyjąkałam przez łzy.

- Powiedział ci coś więcej? - zapytał, a ja pokiwałam głową na "nie".

- Muszę tam jechać. - powiedziałam wycierając łzy - Nawet zaraz. - wstałam z łóżka i zaczęłam się od razu pakować.

- Poczekaj. - szatyn wyrwał mi torbę z ręki podchodząc do mnie - Uspokój się. Wstrzymaj się do wieczora. Obiecuję ci, że wtedy pojedziemy tam razem. - spojrzał na mnie. Westchnęłam głośno przymykając powieki, aby się uspokoić.

- Igor, nie mogę czekać, niby na co? Co byś zrobił, gdyby to była twoja mama? - odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Przez chwilę panowała między nami cisza, aż w końcu się odezwał

- Dobrze. Ale i tak jadę z tobą. - wytknął mnie palcem - Nie pojedziesz tam sama w takim stanie. - dodał, a ja skinęłam głową w odpowiedzi. Przybliżyłam się do niego i mocno go przytuliłam.
Tak bardzo cieszyłam się, że Igor jest obok. Gdybym była sama, chyba bym zwariowała.

***

Po godzinie 8 zadzwoniłam do szefa poinformować go, że chce wziąć wolne do końca tygodnia z powodu spraw rodzinnych. Na szczęście nie robił problemów i zgodził się bez gadania.
Bardziej martwiłam się o Igora. Jest teraz w trakcie pisania nowej płyty G7 i nie chcę go odciągać od pracy. Niestety nie mogłam nic na to poradzić. Bugajczyk nie chciał nawet słyszeć o tym, żeby został w Piastowie, podczas gdy ja będę w Szczecinie.

Czekałam na chłopaka przy samochodzie. Byłam w tak złym stanie psychicznym, że cholernie chciało mi się palić, ale nie mogłam tego zrobić. Mogłaby stać się krzywda dziecku.
Po chwili zobaczyłam szatyna zmierzającego w moim kierunku. Wsiedliśmy do BMW i ruszyliśmy w stronę Szczecina.

***

- Strasznie się denerwuje. - powiedziałam smutno patrząc za okno.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - pocieszał mnie głaszcząc jedną ręką moje kolano, patrząc się na drogę.

- Nie widziałam taty od ponad dwóch lat, a z mamą nie zdążę się już zobaczyć. - dodałam i poczułam znów jak gula pojawia mi się w przełyku.

- Jestem z tobą, nie zostawię cie samej. - zapewnił mnie. Jego słowa sprawiały, że robiło mi się cieplej na sercu.

- Dziękuję. - chwyciłam go za dłoń - Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy to wszystko. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

- Dobrze wiesz, że zawsze zrobię wszystko, aby ci pomóc. - odpowiedział przenosząc wzrok na jezdnię.

- Jedziemy tam zupełnie w ciemno. Nawet nie mamy noclegu. - westchnęłam.

- Spokojnie, Szczecin to nie taka dziura. Znajdziemy coś. - uspokoił mnie.

Nie odpowiedziałam. Oparłam głowę o szybę i nim się obejrzałam, odpłynęłam do krainy Morfeusza.

***

- Wiktoria, obudź sie. - usłyszałam cichy głos Igora. Otworzyłam ciężkie powieki i spojrzałam na chłopaka - Gdzie mam konkretnie jechać? - zapytał i zorientowałam się, że stoimy gdzieś na poboczu.

- Do mojego ojca. - odpowiedziałam poprawiając się na fotelu - Tu masz dokładny adres. - dodałam i wyjełam z torebki kartkę z adresem , po czym podałam mu ją. Chłopak odebrał ją ode mnie i zaczął jechać w stronę tego miejsca.

- Skąd wiesz gdzie to dokładnie jest? - zmarszczyłam czoło.

- Graliśmy kiedyś koncert tutaj, pamiętam tę ulicę. - odparł przyglądając się jeszcze raz adresowi.

Po jakichś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam jako pierwsza z samochodu i podeszłam wolnym krokiem pod średniej wielkości domek jednorodzinny, w którym spędziłam całe dzieciństwo. Zatrzymałam się przed bramą bojąc się tam wejść. Obok mnie pojawił się Bugajczyk.

- Nie bój się. - położył ręce na moich ramionach stojąc za mną - Chcesz iść sama, czy mam iść z tobą?

- Zaczekaj tutaj. - odwróciłam się w jego stronę. Cmoknęłam go w usta i ruszyłam w stronę wejścia.

Stałam przed drzwiami jak wryta. W końcu nabrałam odwagi i zapukałam do drzwi, które otworzył mi tata. Nie umiem opisać uczucia, które mi towarzyszyło, gdy go zobaczyłam po tak długim czasie.

- Wiktoria. - powiedział cicho i przytulił mnie do siebie - Tak się cieszę, że cię widzę. - dodał całując czubek mojej głowy. Chciałam się cieszyć, że tu jestem, ale niestety nie mogłam. Gdyby nie śmierć mamy, nie byłoby mnie tu - Wejdź. - odparł, otwierając szerzej drzwi i wypuszczając mnie do środka. Weszłam i ruszyłam w stronę salonu bez słowa. Gdy przekroczyłam jego próg, zobaczyłam Arka. Spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Ja natomiast robiłam wszystko, aby na niego nie patrzeć, cały czas pamiętałam to, co stało się kilka miesięcy temu, gdy próbował wtrącać się w moje życie.

- Co tutaj robisz? - mój brat w końcu przerwał ciszę.

- To samo co ty. Wiem o mamie. - burknełam siadając na kanapie. Ojciec wszedł do salonu i patrzył na nas ze zmarszczonymi brwiami.

- A wy się pokłóciliście, że nawet się ze sobą nie przywitacie? - zapytał zdziwiony. W tym momencie posłałam pytające spojrzenie Arkowi. To pytanie znaczyło tylko jedno. Tata nie wiedział nic o mnie i o Igorze, Arek mu nic nie powiedział, tylko zastanawiałam się dlaczego.

- Nie. Po prostu nie mamy się z czego cieszyć. - odpowiedział odwracając ode mnie wzrok. Tata podszedł i usiadł obok mnie.

- Dlaczego zadzwoniłaś do mnie dzisiaj rano? Przecież nie odzywałaś się dwa lata. - zapytał. Spojrzałam na niego i zobaczyłam przekrwione od płaczu oczy.

- Śniła mi się mama. - odpowiedziałam przełykając głośno ślinę - Tak, jakby to nie była ona. Nie mogłam jej dotknąć, wyglądała jak duch. Byłam przerażona, do tego mówiła rzeczy, o których nie mogła wiedzieć.

- Jakie rzeczy? - wtrącił się Arek.

- To nie czas, by o nich mówić. - odparłam patrząc na swoje dłonie - Tato, jak to się stało? - spojrzałam na niego - Dlaczego mama nie żyje?

- To stało się nagle. Miała miażdżycę, o której nie wiedziała. Dziś w nocy miała zawał. Wezwałem karetkę, ale nie udało im się jej uratować. - wyjaśnił załamujacym się głosem, po czym ciężko westchnął.

- Zostawisz nas samych? - zwróciłam się do Arka, który stał wpatrzony w nas. Skinął głową i wyszedł z domu. Kompletnie wtedy zapomniałam, że Igor czeka na mnie przed wejściem.

Igor pov.

Paliłem papierosa oparty o samochód tyłem do budynku, gdy usłyszałem znany mi głos.

- Ja pierdole, nie wierzę, że ona tu przyjechała z tobą. - powiedział śmiejąc się złośliwie ten kutas, brat Wiktorii.

- Luzuj gumę w majtach, też się nie cieszę, że znów cie widzę. - odpowiedziałem po czym zaciągnąłem się używką.

- Co ty tu robisz? - burknął zatrzymując się niedaleko mnie.

- A co, masz problem z oczami? Ślepy jesteś? - zapytałem unosząc brwi i patrząc na niego.

- Mam na myśli po co tu przyjechałeś ćpunie? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Radzę Ci uważać na słowa. - ostrzegłem go i znów zaciągnąłem się fajkiem.

- Bo co? Dopierdolisz mi jak ostatnio, bo tylko na tyle cie stać? - zapytał z pogardą.

- Posłuchaj. - zacząłem i rzuciłem papierosa na ziemię - Poskładałbym cie ostatnim razem tak, że by cie własny ojciec nie poznał, gdyby nie to, że obiecałem Wiktorii załatwić to z tobą na spokojnie. - odparłem poirytowany po czym się odwróciłem i chciałem wsiąść do samochodu, żeby mu nie dojebać.

- Jaki ty dobroduszny, prawdziwy szlachcic. Postawić ci ołtarzyk? - zakpił, a ja stanąłem w miejscu jak w ryty i aż mnie roznosiło od środka na jego docinki.

- Zamknij pysk z łaski swojej, bo te prowokujące pyskówki tylko pogarszają twoją sytuację. - powiedziałem znów odwracając się w jego stronę.

- Nie wiem co Wiktoria w tobie widzi. Zwykły kretyn, który jedyne co potrafi to używać pięści i skakać jak popierdolony po scenie i przed kamerą. - pokiwał z głową niedowierzająco - Nic dobrego nie wniesiesz do jej życia. Zmarnujesz je tylko.

- Już Ci to wyjaśniłem ostatnim razem. Nie.twój.zasrany.interes. - wycedziłem przez zęby tracąc cierpliwość.

- Ćpiecie razem? Bo co innego możecie razem robić? Wcale bym się nie zdziwił, gdybyś znów ją wciągnął w to gówno. - warknął na mnie. W tym momencie traciłem nad sobą panowanie i podszedłem do niego, po czym chwyciłem go za koszule w okolicach szyi i zacisnąłem ją w pięściach.

- Igor! - usłyszałem głos Wiktorii. Podbiegła do mnie i odsunęła nas od siebie. Miałem przyspieszony oddech ze złości i zaciśniętą szczękę. Nie zareagowałem na jej krzyk i po prostu pozwoliłem się odsunąć od tego śmiecia - Co ty wyprawiasz? - zapytała mnie na tyle cicho, abym tylko ja mógł to usłyszeć.

- Ma szczęście, że się tu zjawiłaś, bo tym razem bym go zabił. - burknąłem z zaciśniętymi zębami.

- Wiktoria, kto to jest? - wtrącił się jej ojciec podchodząc do nas.

- No, siostrzyczko, pochwal się kim jest ten wydziarany ćpun. - zaśmiał się znów ten palant. Zacisnąłem pięści i zacząłem liczyć do dziesięciu w myślach. Poczułem na sobie dłoń Wiktorii, która lekko ścisnęła moją, na znak, abym się uspokoił.

- Nie wtrącaj się, kurwa! - podniosła na niego głos.

- No mów. - popędzał ją.

- Tato, to jest Igor, mój chłopak. - wyznała w końcu, a jej ojciec zmierzył mnie wzrokiem. Ku mojemu zaskoczeniu wyciągnął do mnie rękę.

- Maksym. - przedstawił się. Spojrzałem na niego niepewnie, a później na jego dłoń, po czym ją uścisnąłem - Arek, Wiktoria, wróćcie do mieszkania. Chcę porozmawiać z Igorem. - rozkazał, na co uniosłem do góry brwi ze zdziwienia, po czym spojrzałem na Wiktorie. Miała lekko rozdziawione usta, co znaczyło, że te słowa ją też zaskoczyły. Skinęła lekko głową i razem z Arkiem wrócili do mieszkania.

- No, Igor. - zaczął jej ojciec - Pogadamy? - zapytał.

- Jasne. - odpowiedziałem krótko.

- Chodź, przejdziemy się. - zaproponował i ruszył przed siebie, a ja za nim.

Poszliśmy w nieznanym mi kierunku, aż nagle mineliśmy znak "Ogród Różany". Weszliśmy wgłąb ogrodu i usiedliśmy na jednej z ławek.

- Zabrałem cie tu, bo zawsze lubiłem tu przychodzić z moją żoną. Cisza i spokój, można tu porozmawiać. - przerwał ciszę między nami.

- Bardzo mi przykro z powodu Pana żony. - odpowiedziałem szczerze.

- Czasu nie cofniesz, moje dziecko. - westchnął - Chyba nie lubicie się z moim synem, co? - zmienił temat patrząc na mnie.

- Zdecydowanie nie za bardzo. - zaprzeczyłem ruchem głowy.

- Nazwał cię ćpunem.. - odparł nagle. Zaciągnąłem się powietrzem i westchnąłem głośno.

- Tak. - przytaknąłem - Miałem z tym problemy, jeśli o to Panu chodzi, ale jeżeli z tego powodu chce Pan, żebym zostawił Wiktorie, to od razu mówię, że tego nie zrobię. Skończyłem z narkotykami. - powiedziałem jednym tchem. Na ustach mężczyzny pojawił się lekki uśmiech. Zmarszczyłem czoło nie wiedząc o co chodzi.

- Nie chcę, żebyś ją zostawił. - spojrzał na mnie - Moja córka też miała problem z narkotykami, ale wyszła z tego na chyba porządną osobę. Nie skreślam cie z tego powodu, że kiedyś się pogubiłeś. Oceniłem tak raz tylko jedną osobę, Wiktorie. Dzisiaj bardzo tego żałuję. - westchnął głośno.

- Może Pan to jeszcze naprawić. - doradziłem mu.

- Właśnie z nią rozmawiałem. Wszystko jest na dobrej drodze. Chciałem z tobą porozmawiać, żeby przeprosić cie za zachowanie Arka. Zawsze był nadopiekuńczy wobec Wiktorii.

- To nie Pana wina, nie musi Pan za niego przepraszać. - wymusiłem lekki uśmiech.

- Czuję, że dobry z ciebie chłopak. - położył rękę na moim ramieniu - Jesteś jeszcze mało dojrzały, ale to się zmieni. Moja córka będzie z tobą szczęśliwa, a to najważniejsze. - jego słowa wywołały u mnie jakieś takie dziwne uczucie. Dobre uczucie. Nigdy go nie doświadczyłem przy moim ojcu. Ten facet wcale nie był taki zły. Oddałbym wszystko, aby mieć takiego ojca.

- Zrobię wszystko , żeby tak było. Zmieniła mnie na lepsze. Wszystko jej zawdzięczam. - powiedziałem spuszczając głowę - Jest najcudowniejszą kobietą jaką poznałem w życiu. Ma pan wspaniałą córkę. - uśmiechnąłem się pod nosem.

- Wiem. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że odwróciłem się od niej kiedy mnie potrzebowała. Ma szczęście, że spotkała ciebie na swojej drodze. Wiem, że ją kochasz. Jej matka kilka ostatnich dni przed śmiercią ciągle o niej myślała, chciała się z nią pogodzić, ale nie zdążyła. - powiedział z trudem. Spojrzałem na niego z żalem bez słowa. Było mi szkoda tego faceta. Widać po nim, że bardzo kochał żonę. Miałem tylko wrażenie, że ma coś na sumieniu, ale nie moja w tym rola, żeby ciągnąć go za język.

Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a następnie ruszyliśmy z powrotem w stronę jego domu. Byłem zaskoczony, że ojciec Wiktorii przyjął mnie w taki sposób, praktycznie od razu mnie akceptując. Chyba tego mi w życiu brakuje..akceptacji.

🔜 NEXT🔥❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#reto