CZ.4 15. Nie, on... on nie ma rodziny..
- I-Igor...
- Co je... O kurwa. - warknął szatyn odsuwając mnie w swoją stronę - Adrian pomóż mi - doskoczył razem z Borowskim do miejsca, w którym stałam przed chwila i zaczęli rozglądać sie po lesie.
- Jak ty go zamierzasz odkopać , stary? - burknął przerażony Adrian.
- Nie wiem, jakkolwiek tylko mi pomóż..
Stałam w miejscu jak wryta. Nogi się pode mną ugięły, to był najstraszniejszy widok jakiego w życiu doświadczyłam. Jak można być takim potworem? Zabić człowieka i zakopać go w lesie?
- Ja pierdole jakie barany, jak oni go zakopali? Przecież jemu ciało nadal wystaje ponad ziemią. - zauważył Borowski.
- Najwidoczniej się spieszyli. Wiktoria dzwoń na policje i po karetkę. Szybko! - zwrócił sie do mnie szatyn a ja jak poparzona wykonałam jego prośbe.
Po chwili obdzwoniłam karetkę i policje. Powinni być na miejscu za pare minut.
Zauważyłam, że chłopakom udało się wyciagnąć Kose spod ziemi. Upadłam obok niego na kolana i dotknęłam jego zimnej dłoni.
- Igor, czy on będzie żył? - zapytałam załamującym sie głosem.
- Tak, puls jest bardzo słaby ale jednak jest. - odparł zdyszany po czym spojrzał na mnie wytarł łzy, które spłyneły po moich policzkach - Tylko nie płacz - szepnął i przytulił mnie do siebie - Wszystko będzie dobrze.
Usłyszeliśmy syrenę policyjną, a zaraz za nią karetkę. Zatrzymali się przy drodze, którą słabo, ale było widać. Po chwili wszyscy pojawili się dookoła nas i zaczeli wykonywać swoje obowiązki.
Policja próbowała zabezpieczyć jakieś ślady i wskazówki, a ratownicy próbowali ratować życie Kosy.
- Mają państwo jakieś podejrzenia kto mógł to zrobić? - do naszej trójki podszedł jeden z policjantów.
- Tak.. właściwie to mamy pewność. - odezwał się Borowski patrząc na nas, a później na funkcjonariusza.
- W takim razie słucham. - wyciągnął notes i długopis czekając aż zaczniemy mówić.
W tym właśnie momencie zdaliśmy sobie sprawę, że tak naprawdę nic o nich nie wiemy. Nie znamy ich imion, ani nazwisk.
- No właśnie taki jest problem, bo..- Igor podrapał się nerwowo po karku - Bo my nie znamy żadnych szczegółów. Wiemy tylko tyle, że należą do jakiegoś gangu, jakiś czas temu porwali też mnie i przytrzymywali pół roku.
- Pan Bugajczyk? - spojrzał na szatyna policjant przymrużając oczy.
- Tak, zatrzymaliście śledztwo...
- Bo nie było żadnych tropów. - przerwał mu.
- Ale jednak od czegoś jesteście i powinniście zamknąć tych skurwysynów! - wtrącił się Adrian gestykulując dłońmi.
- Proszę się uspokoić bo będę zmuszony zamknąć pana. - burknął do niego mężczyzna zapisując coś w notesie.
- Pan sobie chyba żartuje?! - oburzył się Borowski.
- Adi , uspokój się. - pociągnęłam go za rękę do tyłu przez co stanął twarzą w twarz ze mną - Nic ci to nie da, zrozum. - szepnęłam patrząc mu w oczy.
- Naprawdę chcesz, żeby te pojeby biegały na wolności? - uniósł brwi do góry - Kto będzie następny? Ja? Natalia? A może ty?!
Spojrzałam na niego i przełknęłam głośno ślinę. Igor dalej rozmawiał z policjantem.
- ... to za dużo nam pan nie pomógł. Dobrze sie maskują, tym razem też zatarli wszystkie ślady. - usłyszałam zdanie wyrwane z kontekstu.
- Nie interesuje mnie to, ma pan ich znaleźć i zamknąć do usranej dupy, albo przysięgam, że...
- Chwileczkę. - przerwałam Igorowi, a wszyscy spojrzeli w tym momencie na mnie - Pamiętacie Daniela? - zwróciłam się do chłopaków - Przecież on ich zna.
- Zapomniałem o tym całkowicie. - szatyn skrzyżował ręce na karku i głosno westchnął.
- Rozumiem, że zna pani kogoś kto może nam pomóc? - odezwał się do mnie policjant.
- Tak, o ile nie zmienił miejsca zamieszkania.
- Prosze podać dokładny adres.
Zrobiłam dokładnie to o co zostałam poproszona. Po chwili podałam wszystkie informacje, które byłam w stanie wygrzebać z pamięci.
- Pakujcie go! Jedziemy! - usłyszałam donośny głos jednego z ratowników.
Podbiegłam do niego i spojrzałam na Kose, który był właśnie wciągany na noszach do tej wielkiej lodówy zwanej karetką.
- Co z nim? - spytałam
- Jest w ciężkim stanie. Reszta zostanie oceniona przez lekarza na miejscu.
- Dokąd go zabieracie?
Ratownik szybko rzucił mi ulice i nazwę szpitala, do którego go zabrali. Odsunęłam się na bok, a po chwili przy mnie pojawił się szatyn, który złapał mnie za rękę. Pociągnął mnie w stronę samochodu i po paru minutach byliśmy w drodze do szpitala.
Dwie godziny później
Adrian i Igor zeszli na chwilę do samochodu, a ja nadal czekam przed salą i umieram ze strachu. Siedzę na krzesełku przed wejsciem do sali ze schowaną twarzą w dłoniach. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramie. Podnoszę głowę i widzę lekarza.
- Pani jest kimś z rodziny?
- Nie, on... on nie ma rodziny..- odpowiedziałam i dopiero teraz zabolało mnie to co przeszło mi przez usta.
- Rozumiem. Wie pani może jak pacjent się nazywa?
Załamałam się. Ja tak naprawdę nic o nim nie wiem. Nie wiem jak się nazywa, gdzie mieszka..
- N-nie..- wyjąkałam patrząc w jeden punkt przed sobą.
- Kim pani jest? - zapytał lekarz patrząc na mnie podejrzanie.
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- No dobrze. - westchnął lekarz - I tak nikt inny pewnie się nie zgłosi więc może pani wejść teraz do niego. Tylko prosze niczego nie dotykać. Pacjent jest w śpiączce, niewiadomo jak długo to potrwa. Został uratowany w ostatniej chwili. - spojrzał na mnie i odszedł.
Gdybyśmy czekali chociaż parę minut dłużej on już by nie żył.
Wstałam z miejsca i ruszyłam w strone sali. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Kose przypiętego do setek kolorowych kabelków.
Podeszłam bliżej i usiadłam obok.
Jego klatka piersiowa podnosiła sie bardzo powoli i opadała. Wzięłam jego dłoń w swoją. Nadal był zimny.
Czułam jak łzy wydostają się z moich oczu.
Patrzyłam na niego i przypominał mi się Igor, gdy leżał w szpitalu po przedawkowaniu morfiny, gdy walczył o życie.
- Wiem, że mnie słyszysz.. - szepnęłam spokojnie patrząc na jego twarz, która nie ukazywała żadnej mimiki - Dasz radę, wyjdziesz z tego.. wierzę w ciebie, bo jak nie ty to kto? - uśmiechnełam sie lekko. Zacisnęłam wargi a po moich policzkach znów spłynęły łzy.
Patrzyłam na niego i nie chciałam wierzyć, że to dzieje sie naprawde. To jakiś koszmar.
Czułam się winna temu co się stało. Pomógł mi znaleźć Igora i dlatego jest teraz tutaj w takim stanie.
Z drugiej strony, gdyby mi nie pomógł nie znalazłabym go.
Dlaczego wszystko musi być zawsze tak bardzo skomplikowane..
Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Podniosłam głowę i zobaczyłam Adriana. Usiadł na krześle obok mnie.
- Gdzie Igor? - zapytałam.
- W samochodzie.. nie chce tu przyjść. Chce, żebyś do niego poszła. - szepnął patrząc na Kose.
- Nie mogę.. muszę tu być.. on mnie potrzebuje. Jestem mu to winna...
🔜 NEXT
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro