CZ.5 23. Proszę , nie możesz mi tego zrobić

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział pisany późnym wieczorem! Niesprawdzony, więc z góry przepraszam za jakieś literówki czy błedy 😏

Igor pov

Wstaję z łóżka i patrzę za okno. Jest piękny czerwcowy dzień , świeci słońce i aż chce mi się wstawać.

Nie , nie myślcie sobie , że to pogoda tak na mnie działa. Hehe , nie.
Dziś to wszystko naprawię. A przynajmniej mam taką nadzieję. Mam już dość życia w niepewności , nie mogę bez niej dłużej wytrzymać. Chcę ją przytulić , pocałować , pocieszać , zasypiać obok niej i budzić się. Wiecie jak okropne jest to uczucie , gdy kładziecie się wieczorem do łóżka , a waszej ukochanej osoby nie ma obok? Nadal czujecie w nozdrzach zapach jej perfum , ale fizycznie nie ma jej obok , mimo że nie opuszcza waszych myśli. Rano budzicie się i znów nie możecie ujrzeć tej osoby.

Brakuje mi jej cholernie...

Ogarniam się w łazience stawiając włosy na żel. Wykonuje poranną toalete , po czym idę do pokoju i wyjmuje z szafy dresy adidasa , czarną koszulkę z NewBadLine. Po chwili przeglądam się w lusterku i ściągam z wieszaka czarną czapkę z nike i ciemne okulary przeciwsłonecze , które zakładam na siebie. Gdy dochodzę do wniosku , że jest w porządku ,  wychodzę z mieszkania.

Zjeżdżam windą na sam dół. Wyjmuje papierosa z paczki kierując sie do auta. Nim jednak wsiądę opieram się o maskę i kończę palić.

Rzucam fajkę na ziemie i przydeptuję butem , po czym wsiadam do auta i odpalam silnik. Mija kilka minut , gdy jestem pod blokiem Wiktorii. Zjeżdżam na bok , gdy mija mnie karetka na sygnale. Chwilę po odjeździe karetki widzę Adriana i Natalię , która trzyma na rękach zapłakanego Kubę. Zostawiam samochód i zmierzam w ich stronę.

- Kuba , synku..

- Tato..- mówi przez łzy i wyciąga ręce w moją stronę. Biorę go od Natalii i mocno do siebie tulę.

- Co się stało? Gdzie jest Wiktoria? - pytam patrząc to na Borowskiego , to na blondynkę.

- Zabrali ją. - odpowiada Natalia.

- Co kurwa?! - unoszę się , a Kuba zaczyna jeszcze bardziej płakać - Jak to zabrali?!

- Nie wiem co się stało. - zaczyna Borowski kierując się do samochodu - Mieliśmy dziś jechać razem do firmy. Czekałem pod blokiem ale nie odbierała telefonu. W końcu wszedłem na górę , a ona leżała nieprzytomna. Nie ma co gadać , trzeba jechać do szpitala.

- Kurwa mać..- zaklinam nerwowo pod nosem i zmierzam z Kubą do swojego samochodu.

Wsadzam go do jego fotelika i zapinam go w nim.

- Nie płacz skarbie , wszystko będzie dobrze. Mamie nic nie będzie. - uspokajam wciąż płaczącego chłopca , a w tym czasie łzy same napływają mi do oczu , gdy dociera do mnie to wszystko.

Co się stało? Dlaczego ona zemdlała? W głowie zaczynały mi się tworzyć najgorsze scenariusze.
Wsiadam za kierownicę i odpalam silnik , po czym kieruję się w stronę szpitala , którego adres wysłał mi właśnie Borowski sms'em.

***

Zanim przyjechałem do szpitala zawiozłem Kubę najszybciej jak mogłem do przedszkola. Właśnie podjeżdżam pod budynek szpitala i praktycznie wbiegam do środka.

- Wiktoria Bugajczyk , gdzie ją zabrali? - pytam z naciskiem kobiety w recepcji.

- Spokojnie. Kim pan jest? - patrzy na mnie po czym zaczyna szukać czegoś w notesie.

- Jestem jej mężem. Przed chwilą ją przywieźli. Pośpiesz się do chuja z tym numerem! - popędzam ją nie zniżając tonu.

- Proszę się uspokoić , bo inaczej będę zmuszona wezwać ochronę. - grozi mi.

- Podaj.mi.ten.pieprzony.numer.sali. - syczę każde słowo z przerwami przez zaciśnięte zęby.

- Dwieście osiem.

Biegnę na piętro , na którym znajduje się wskazana mi przez recepcjonistkę sala. Na korytarzu stoi Adrian z Natalią. Blondynka chodzi w te i z powrotem , a Borowski stara się ją uspokoić. Podchodzę do sali i praktycznie wymijając przyjaciół tak , jakby ich tam nie było wchodzę do środka.

Na łóżku szpitalnym leży Wiktoria. Widok , który sobie pewnie bardzo dobrze wyobrażacie - przypięta do kolorowych kabli. Podchodzę do łóżka i siadam na krześle. Biorę jej dłoń w swoje dłonie i zaczynam płakać.

- Wiki , kochanie..- zaczynam łkać przez łzy , które niekontrolowanie spływają po moich policzkach.
- Proszę cię.. błagam.. - szepczę , ale zaczynam płakać jeszcze bardziej , gdy widze , że nie budzi sie i zaczynam rozumieć , że jest w śpiączce.
- Obudź się , zrób to dla mnie , zrób to dla nas. Dziś chciałem cię za wszystko jeszcze raz osobiście przeprosić. Przyjść , paść przed tobą na kolana i błagać , abyś pozwoliła mi wrócić , a wiesz czemu? - dalej szepczę i całuję jej dłoń.
- Dlatego , że nie mogę już wytrzymać ani dnia bez ciebie. Jesteś najlepszym co w życiu mnie spotkało , nadajesz sens wszystkiemu. Nie mogę cię stracić , skarbie. - wypuszczam głośno powietrze ustami , gdy z mojej twarzy skapują kolejne krople słonej cieczy
- Jesteś moim wszystkim , musisz być silna. Nigdy nie przestanę cie kochać , będę tu tyle czasu ile będzie trzeba , tyle , ile minie nim się wybudzisz. Wiem , że spieprzyłem wiele rzeczy , ale kocham cię za bardzo , by zostawić cię z jakiegokolwiek powodu.

Mój monolog z jej ciałem przerywa mi lekarz , który wchodzi na salę. Podchodzi do mnie i prosi o chwilę rozmowy.

- Panie Igorze , pana żona miała zawał serca.

- Słucham?! - podnoszę głos wstając z miejsca po tym co właśnie usłyszałem.
- Jaki do chu.. jaki zawał?! - poprawiam się.
- Przecież ona jest na to za młoda!

- Niech się pan uspokoi i da mi wyjaśnić. - mrozi mnie wzrokiem przez co siadam z powrotem na krześle i chowam twarz w dłoniach.

- Jesteśmy w trakcie ustalania co było przyczyną zawału. Czy pacjentka pali papierosy? - nie odpowiadam tylko kiwam głową na tak.
- Zrobimy wszystkie potrzebne badania. Jeszcze dziś powiem panu przez co pana żona tu leży.

Dalej siedzę z twarza w dłoniach nie odpowiadając już kompletnie na nic.

- Doktorze. - zaczynam , gdy słysze , że kieruje się do wyjścia.
- Kiedy ona sie wybudzi? - patrze na niego zaszklonymi oczami.

- Tego niestety nie wiem. Może dziś , może jutro , może za miesiąc , za rok... jest w śpiączce. Niektórzy nie budzą sie wcale , musi mieć to pan niestety na uwadzę. Musimy czekać.

Po tym co usłyszałem nie mam już sił kompletnie na nic , nawet na to , by złapać oddech. Nie moge powstrzymać łez , które atakują mnie chwilę po tym , jak lekarz wychodzi z sali.
Odwracam się przodem do Wiktorii i patrzę na jej twarz.

- Proszę , nie możesz mi tego zrobić.



____________________________________________________



🔜  next ♥



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#reto