CZ.7 2. Naprawdę nie wiesz kto?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Wiktorii

Zaczęły się wakacje. Kuba skończył ostatni rok w przedszkolu. Dziś wyjeżdża na trzy tygodnie do mojego taty, do Szczecina. Razem z Igorem jedziemy go zawieźć.

Właśnie pakujemy ostatnie torby do samochodu. Następnie Kuba wsiada na tyły auta, Igor za kierownicę, a ja na miejsce pasażera, po czym ruszamy w kierunku Szczecina.

________________________________________

- Cholera jasna! - zaklina szatyn, gdy stajemy w ogromnym korku - Będziemy tu stać z godzinę.

- Może był jakiś wypadek. - odpowiadam wyglądając przez okno w nadziei, że coś tam zobaczę.

- Mamo, siusiu mi się chce. - słyszę głos chłopca.

- Ugh, serio Kuba? Akurat teraz? - przewraca oczami Igora, patrząc na małego w lusterku wstecznym.

- No co? To nie moja wina. - na jego twarzy pojawia się grymas.

- Musisz wytrzymać, nie mamy gdzie zjechać. - odpowiadam.

Stoimy tak jeszcze dobre dziesięć minut, aż korek w końcu rusza.

- No i po co się tak denerwowałeś? - spoglądam na szatyna - Staliśmy zaledwie kilka minut.

- Nieważne, nienawidzę korków. - wzdycha, na co wzruszam ramionami.

- Tato!...

- No już się zatrzymuję! - przerywa Kubie Igor, z lekko podniesionym tonem - Matko jedyna.

- Uspokój się. - marszczę na niego czoło - Dziecku chce się siku. O co ci chodzi?

- O nic. - wzdycha - Jestem zdenerwowany.

- Zdążyłam zauważyć. - patrzę na niego wymownie - Ale chyba nie będziesz mi wciskał kitu, że to przez korek.

Nie odpowiada, tylko zjeżdża na najbliższe, zalesione pobocze.
Wysiadam z auta razem z Kubą, a Igor zostaje w środku. Idę z chłopcem wgłąb lasu.

- Rób tutaj, nikt nie patrzy. - mówię do chłopca i odwracam sie tyłem, a on załatwia swoją potrzebę.

- Tata nie jeśt chyba dzisiaj w humozie. - stwierdza stając obok mnie.

- No chyba nie. Nie przejmuj się. - uśmiecham się do Kuby, po czym głaszczę go po głowie, czochrając lekko jego włosy - Wracajmy.

Po chwili wracamy do samochodu i ruszamy dalej na Szczecin.

_______________________________________

- Będziesz za nami tęsknił? - pytam chłopca, gdy się z nim żegnamy.

- Tak, ale to tylko tsi tygodnie, mamooo. - przeciąga Kuba - Jestem już dużym chłopcem.

- No tak, tak. Masz rację. - przytakuję mu i przytulam go.

- Będziemy do ciebie codziennie dzwonić. - Igor kuca przy małym i także go do siebie przytula.

- Przyjedziecie po niego? - wtrąca się mój tata z uśmiechem.

- Jasne. Albo ja, albo razem przyjedziemy. - odpowiada szatyn, odwzajemniając uśmiech.

- Gdyby coś było nie tak, dzwoń do mnie tato. - dodaję i żegnam się z nim.

- Nic się nie martw, wszystko będzie dobrze. - zapewnia mnie.

Po chwili wszyscy są już ze sobą pożegnani i wychodzimy. Razem z Igorem kierujemy się w milczeniu do samochodu, po czym wsiadamy do środka i po chwili jesteśmy już w drodze powrotnej.

________________________________________

Igor spędza dzisiejszy wieczór w towarzystwie Adriana, Dawida, Kacpra i Adama. Wrócił do nagrywania i kontynuują z chłopakami nową płytę.

Ja natomiast spędzam wieczór w domu. W sumie, to dawno nie miałam takiej chwili tylko dla siebie.

Od miesiąca, odkąd wyprowadził się stąd Fabian, nie mam z nim żadnego kontaktu. Czasem tylko myślę o nim, zastanawiając się, jak sobie poradził z tą sytuacją.

Zaczyna się właśnie jeden z moich ulubionych seriali, gdy nagle robi mi się niedobrze. Z początku ignoruję te objawy, jednak nie mogę długo. Zaraz naprawdę zwrócę dzisiejszy obiad na podłogę.

Podnoszę się czym prędzej z kanapy i biegnę do łazienki. Podnoszę deskę klozetową do góry i nim dobrze zdążę klęknąć na podłodze, wszystko zwracam do klozetu.

Urywam kawałek papieru i wycieram swoje usta.

- Cholera. - zaklinam - Co takiego dzisiaj zjadłam? - dziwię się.

Wstaję z podłogi i idę do kuchni, mimo że jest mi nadal niedobrze i lekko kręci mi sie w głowie. Otwieram lodówkę i sprawdzam daty ważności wszystkich produktów, które dzisiaj zjadłam, jednak nie znajduję nic ciekawego. Wzruszam ramionami i wracam na kanapę, gdzie kontynuuje oglądanie serialu, przy którym zasypiam.

________________________________________

Budzę się, gdy czuję, że ktoś mnie niesie. Otwieram oczy i w tym momencie zostaję położona w swoim łóżku.

- Nie chciałem cię budzić, przepraszam.- śmieje się cicho szatyn.

- Która godzina? - przecieram oczy.

- Po pierwszej. - całuje mnie w czubek głowy - Zasnęłaś na kanapie.

- Tak, wiem. Dawno wróciłeś?

- Przed chwilą. Wezmę tylko prysznic i wrócę do ciebie. - uśmiecha się do mnie lekko, co odwzajemniam.

Nie pamiętam jednak momentu, w którym wrócił, ponieważ zasnęłam prawie natychmiastowo.

Perspektywa Igora

Nie mogłem zasnąć po tym, czego się dzisiaj dowiedziałem. Ta sytuacja wcale nie jest zabawna, to jest chore. Martwię sie o Wiktorię, mimo że w tym wszystkim chodzi o mnie. Najgorsze jednak jest to, że nie wiem jak nie dopuścić do tego, aby Arek uciekł z więzienia. Już doskonale go znam. Jak tylko wyjdzie, od razu będzie próbował utrudnić nam życie. On mnie nienawidzi. Nie wiem nawet dlaczego, ale tak po prostu jest.

Zdrzemnąłem się może ze dwie godziny, po czym obudził mnie szmer w łazience. Otworzyłem zaspane oczy i zobaczyłem, że nie ma obok Wiktorii.

Leżę chwilę czekając na nią na marne. Gdy słyszę dźwięk wymiotów, wstaję z łóżka i kieruję się do łazienki. Otwieram drzwi i widzę blondynkę nachyloną nad klozetem.

- Hej, co ci jest? - pytam podchodząc do niej i wiążąc jej włosy w kucyk.

- Nie wiem, chyba się czymś zatrułam. - odpowiada po chwili, przykładając dłoń do ust - Okropnie się czuję.

- Chodź, wracaj do łóżka, zrobię ci herbaty.

Podaję jej dłoń, a ona wstaje z zimnej podłogi i prowadzę ją do łóżka. Kładzie się pod kołdrę, a ja szczelnie ją nią okrywam. Za oknem robi się już dosyć jasno. Patrzę na zegar, który pokazuje godzinę czwartą pięć.

Schodzę do kuchni i tak jak powiedziałem, robię dziewczynie herbatę. Zajmuje mi to jakieś dziesięć minut, po czym wracam na górę.

Kładę kubek na stolik nocny obok Wiki i siadam obok niej.

- Czujesz się lepiej?

- Tak, odrobinę. Dziękuję. - odpowiada kładąc głowę na moje ramię.

- Może powinnaś iść do lekarza? - obejmuję ją.

- Nie, nie ma takiej potrzeby. Naprawdę. Do wieczora mi przejdzie. - upiera sie.

- No dobrze, ale jeśli ci się nie poprawi, jutro pójdziesz do lekarza, okej? - pytam, a ona wzdycha - Wiktoria?

- Dobrze.Okej. - zgadza się.

- No. Cieszę się. - cmokam ją w czoło.

- Przeze mnie chyba wcale dziś nie śpisz, hum? - podnosi głowę do góry i przenosi na mnie wzrok.

- Nie przez ciebie. I tak nie mogę spać. - wzruszam ramionami.

- Coś się stało?

- Nie, wszystko okej. - uśmiecham się do niej.

- Igor.. Znam cię.

Wzdycham i przymykam powieki. Ona faktycznie za dobrze mnie zna.

- Dobrze, masz rację. - przyznaję.

- Tak myślałam. O co chodzi?

- O Arka. - wyznaję.

- Poczekaj. Nie wiem czy chce wiedzieć. Niech zgadnę. Zwiał z więzienia?

- Nie. Jeszcze.

- Jak to jeszcze?

- Zamierza to zrobić. Ma już plan nawet jak. - przeczesuję włosy palcami.

- Ale.. skąd ty o tym wiesz?

- Adrian ma kontakt z Fabianem. Był u niego ostatnio, pożyczał coś od niego. Fabian wyszedł na chwilę do łazienki, a na stole leżał list, no i Adrian go przeczytał. Okazało się, że to list właśnie od niego. Napisał w nim, że ma już plan i gdy tylko nadaży się okazja, wykorzysta ją, a wtedy... - przerywam nie wiedząc, czy powinienem jej to mówić.

- Wtedy co? - pyta niepewnie.

- Nie odpuści dopóki mnie nie znajdzie i osobiście dokończy to, co spieprzyli. Nie rozumiem tylko kto i co. Poza tym, że Fabian w tym maczał palce, to ktoś mu pomagał, ponieważ list był napisany do dwóch osób.

- Naprawdę nie wiesz kto? - pyta unosząc brwi do góry.

- Nie. Masz jakiś pomysł?

- To oczywiste. - parska.

- Więc? Kogo masz na myśli?

- Julkę.


///


🔜 next

xxnastyxx



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#reto