★♪Cuda na lodzie♪★

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śniłam bardzo długo o czymś co prawdopodobnie miało dla mnie wtedy duże znaczenie, lecz po usłyszeniu budzika natychmiast o tym zapomniałam i wydawało się to już kolejną bezsensowną  historyjką, stworzoną w mojej głowie.
Melodia w moim budziku była mi na tyle znana i tak samo irytująca jak zawsze, że nie uchylając moich zmęczonych powiek, bezbłędnie trafiłam w przycisk, po którym muzyczka ucichła.
Typową rutyną dla mojego organizmu było leżenie w bezruchu przez kolejne pięć minut po otworzeniu oczu, wpatrując się w jeden punkt mojego biało- beżowego pokoju oplecionego bluszczem i rozmyślanie o tym, jak bardzo zmęczona jestem i co ciekawego przydarzyło mi się kilka miesięcy temu.

Wreszcie postawiłam na przetarcie klejących się powiek. Od razu usłyszałam wołanie mojej mamy Angeliny na śniadanie.
Leniwym krokiem zeszłam na dół do kuchni gdzie czekały na mnie moje ulubione płatki z mlekiem, których zjedzenie zajęło mi jak zwykle sporo czasu. Podczas śniadania zazwyczaj byłam nadal jedną nogą w łóżku, więc nie odzywałam się i nawet czasami nie odpowiadałam na jakieś mało ważne pytania mojej mamy. Czasem jedynie coś tam burknęłam pod nosem co ciężko było zrozumieć.
Gdy po posiłku znalazłam się już w swoim pokoju wybrałam ubrania do szkoły. Zazwyczaj o takiej porze wyciągałam byle co z szafy, a dzisiaj padło na moje kochane, ciemne dżinsy z szerokimi nogawkami, podchodzące pod dzwony, w stylu lat dwudziestych. Były z niskim stanem ale leżały na mnie idealnie przez moje wcięcie w talii i szersze biodra.
Do tego zdecydowałam się na czarną bluzkę na ramiączkach, która wydawała się krótsza przez nisko położone spodnie i bluzę o dwa rozmiary za dużą.
Już miałam wychodzić na autobus, ale zapomniałam wziąć gum z mojej szuflady, które były początkiem mojego dnia.
Szperałam w szufladce mojej szafki nocnej, aż przypadkowo natknęłam się na fragment czerwonego papieru. Zapomniałam co to mogło być, więc zanurkowałam dłonią w głąb i wyciągłam wycinek, który okazał się sercem. Od razu przypomniały mi się walentynki, a na moich ustach zabłądził lekki uśmieszek.
Otworzyłam laurkę i zerknęłam na imię nadawcy. Harry.
No tak.
Był to chłopak, który się we mnie podkochiwał. Nie był to typ jakiegoś kujona, wręcz przeciwnie należał on do "klasowych debili". Był w porządku. Wyglądowo. Często drażnił mnie jego głupi charakter.
Od razu znalazłam paczkę gum i po poczęstowaniu się jedną wyszłam z domu.

Podróż autobusem minęła mi w miarę szybko, więc w szkole byłam sporo przed rozpoczęciem lekcji.
W drodze pod naszą klasę lustrowałam korytarze spojrzeniem jakbym była tam pierwszy raz. Codzienność.
Doczołgałam się leniwie do naszej klasy, przy której czekała moja przyjaciółka Bella. Czytała jakąś książkę, a gdy tylko mnie zobaczyła jej twarz nabrała ciepłych barw. Na widok tej promiennej jak na siódmą czterdzieści twarzy, również trochę się ożywiłam.

- Hejka! Jak tam poranek?
Nigdy nie wiedziałam skąd ona brała ta energię z rana.

- Hej. Nic mi się nie chce.- oznajmiłam marudnym tonem po czym osunęłam się na ziemię.

- Taak...typowo. Naszczęście za trzy tygodnie ferie i będziemy mogły codziennie jeździć na łyżwach. A propo tego. Przyjedziemy z moim tatą po ciebie.

- Co? Gdzie?

- No na lodowisko. Zapomniałaś?

- A tak, pewnie. Spoko.
Kompletnie wyleciało mi to z głowy ale ponownie ucieszyłam się na myśl o łyżwach i lodowisku. Razem z Bel kochamy jazdę na łyżwach z tą różnicą, że moja przyjaciółka jeździ figurowo, więc naprawdę potrafi cuda na lodzie, a ja raczej nie mam czym się popisywać. Wolę jazdę konną, w której z kolei ja jestem dobra.

Czas nam szybko upłynął i zadzwonił dzwonek rozpoczynający lekcję matematyki. Bella wcześniej mówiła mi, że usiądzie w ławce z Clarry- dziewczynie o krótkich ciemnych włosach, która podobno poprosiła ją aby pomogła jej z zadaniami, ponieważ dziewczyny nie było jakiś czas w szkole.
Ku mojemu nieszczęściu jedynym wolnym miejscem byłe te obok Harry'ego w pierwszej ławce.
Westchnęłam cicho i zajęłam obok niego miejsce.

- A ty co? Zmieniasz miejsce? – Na twarzy pojawił mu się psotny uśmieszek

- Nie, spokojnie. Siadam tu tylko dzisiaj

- Szkoda. – Zatkało mnie. Nigdy wcześniej nie interesowałam się nim, ale akurat wtedy przypomniałam sobie jego walentynkę. Nie odezwałam się.

Przeszliśmy później do jakiś zadań na moje nieszczęście w parach, więc Harry od razu się do mnie przysunął.

- Tylko nie myśl, że będę za ciebie wszystko robić.- powiedziałam niezadowolona.

- Tylko połowę – Uniósł kącik ust.

Znów milczałam.

Był to dopiero początek lekcji, a ja już miałam go dość.

Zrobiliśmy całą stronę porozumiewając się, a chłopak rzucał czasem jakimś głupimi tekstami.
Byłam w trakcie liczenia kolejnego zadania z następnej strony kiedy przerwał mój skomplikowany tok myślenia.

- Robisz coś jutro?

Czy on chce mnie gdzieś zaprosić...?

- W sensie jedziemy klasowo do kina i nie wiem czy ktoś ci powiedział.

Uff klasowo.. no tak.

- Nie. To znaczy nie powiedział. – Lisy, ogarnij się ty ciapo, co z tobą nie tak?

- To ja mówię. Więc jak? Idziesz? Jeszcze nie wiemy na co

- Myślę, że tak.

Cóż, przemilczmy fakt, że tak naprawdę nie wiedziałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro