IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 — Kurwa! — Jungkook zacisnął dłonie, wbijając paznokcie w ich wewnętrzną stronę, nieco je przy tym raniąc. Jego serce zabiło mocniej, bo w warsztacie nie było już nieszczęsnej skrzynki, chociaż odjazd miał być dopiero w nocy. Szlag by to wszystko trafił.

Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia, nawet nie zwracając uwagi na roześmianego Tae, który chyba całą tę sytuację uważał za wyjątkowo zabawną, bo aż dostał czkawki od ciągłego piszczenia jak zarzynany chomik. Pierwszy raz w życiu go irytował, jednak potrafił trzymać nerwy na wodzy i jeszcze nie okrzyczał mniejszego, chociaż był już na granicy. Całkowicie zapomniał o tym, że w jego warsztacie nie raz, nie dwa, starszy gubił swoją bieliznę, którą potem niechcący znajdował przy reperowaniu motocykli. Wtedy jednak było to urocze i zabawne, bo uwielbiał urocze majteczki swojego malucha nawet, jeśli nigdy się do tego nie przyznał. Było to na tyle dziwne, że sam niekoniecznie własne zamiłowania pochwalał, a co tu dopiero mówić o tej wiecznie rozbawionej małpce, która teraz skakała, doprowadzając go do szału.

Rozejrzał się po głównej hali, zagryzając wargę. Wzrokiem śledził najbliższe otoczenie, jednak gdy nigdzie nie dostrzegłszy Dae, pognał w stronę tylnych parkingów. Stały tam samochody pracowników oraz wozy dostawcze, na których teraz się skupił. Udał się w stronę największych ciężarówek, szukając tej właściwej.

— Dzięki niebiosom... — stęknął, dostrzegając na szarym końcu tira wujka, który stał do połowy otwarty. Szybko się przy nim znalazł, a z jego serca spadła jakaś tona gruzu, bo naprawdę był zestresowany. — Chodź, Tae. Pomożesz mi szukać.

Sprawnie skoczył na naczepę, wyciągając dłoń w kierunku blondyna, by pomóc mu wejść do środka. Nie było tam zbyt wiele miejsca, wszystkie skrzynie poukładane były w totalnie niezrozumiały dla niego sposób, jednak nie chciał za bardzo się nad tym roztkliwiać. Schylił się, by przejść przez postawione w poprzek belki, niejako dzielące przestrzeń na połowy, a Tae doczołgał się zaraz za nim, uważnie się rozglądając.

— Powinna być podpisana czerwonym sprayem. Sprawdź na lewo, ja ogarnę górę i to na prawo, dobrze? - Jeon uśmiechnął się do drobniejszego, ten zaś niemal od razu do niego przylgnął, wtulając się w umięśniony tors.

— Pierw daj mi buzi, dobrze?

Mechanik pokręcił głową z niedowierzaniem, jednak posłusznie pochylił się i czule wpił w te mięciutkie, słodkie usteczka. Jego dłonie szybko znalazły się na talii chłopca, którą ścisnął zdecydowanie, chcąc w ten sposób mu pokazać, że należy tylko do niego. Uwielbiał być zaborczy w stosunku do swojego maluszka, a i blondynowi to odpowiadało, bo wręcz topniał z rozkoszy w jego uścisku.

— Jesteś cudowny, Jungkookie — sapnął, lekko się rumieniąc, co od razu poprawiło młodszemu humor. Ucałował jeszcze przelotnie zgrabny nosek, po czym odsunął się od Kima, podciągając rękawy do łokci.

— Ty również, ale porozmawiamy o tym później. Jak Dae nas przyłapie, to trzeba będzie się tłumaczyć, a on jest trochę głupi i wkurwiający.

Taehyung skinął głową i zaczął przeglądać po kolei każde z pudeł, a było ich mnóstwo. Poza rzeczami do kontroli, znajdowały się tam stroje robocze, jakieś części i różne cosie, których nie potrafił nazwać, a zapewne służyły do czegoś ważnego. Gdyby mieli więcej czasu, to by może nawet podpytał, teraz jednak chciał znaleźć swoją bieliznę i uciec do mieszkanka Jungkooka, gdzie mogliby się kochać całą noc, aż nie odpadłaby mu dupa.

Po kilku minutach młodszy radośnie sapnął i zaczął wysuwać powoli skrzynię ze swoim nazwiskiem. Była ona ogromna i ciężka, blondyn jednak nie miał zamiaru mu pomagać, bo okryte materiałem dresów uda, prezentowały się kusząc, gdy młodszy tak się męczył i napinał. W sumie całe jego ciało nagle stało się jeszcze atrakcyjniejsze, dlatego Kim przysiadł na niezidentyfikowanym czymś, maślanymi oczami wpatrując się w kochanka.

— Są. — Jungkook uśmiechnął się, wyciągając ze środka malutkie, różowe stringi, w które na ułamek sekundy wtulił twarz, jakby zapominając o obecności swojego chłopca, który zaczął się śmiać, zawstydzając przy okazji większego.

— Żebyś w moją pupę się tak wtulał, jak w te brudne majtki...

— Cicho, dzieciaku. — Jeon schował materiał do kieszeni spodni, zamykając i odstawiając na miejsce niepotrzebne mu już pudło. Podszedł potem do blondynka i objął go w talii, lądując tym samym między jego udami, które ten uniósł, oplatając biodra mężczyzny. — Znowu kusisz.

— Muszę, bo potrzebuję twojej uwagi.

— Niegrze...

TRZASK.

Oboje niemal natychmiast spojrzeli na zatrzaśnięte drzwi od naczepy, jednak cóż. Nic nie dostrzegli, bo zostali zamknięci, a w środku było totalnie ciemno. Nie mogli zobaczyć nawet siebie nawzajem, nie to jednak było w tym momencie najważniejsze.

Ktoś ich po chamsku uwięził w tirze z klamotami. Ba! Ktoś ruszył tym nieszczęsnym wozem, co oznaczało jedno - wywiozą ich w pizdu daleko.

— Jungkookie... Czy my właśnie zostaliśmy uprowadzeni? — Mniejszy cicho stęknął, odruchowo obejmując bruneta za szyję, by poczuć się chociaż względnie bezpiecznie.

— Można tak to nazwać — odparł, wtulając w siebie drobne ciałko kochanka. - Nie masz telefonu, nie? — Negatywna odpowiedź naprawdę mu się nie spodobała. Prawdę powiedziawszy nie miał pojęcia, co w tej sytuacji zrobić, bo jeżeli zaczną drzeć mordę i cudem Dae ich znajdzie, to wyjdzie na idiotę. Nikt normalny w końcu nie chowa się za skrzynkami. Z drugiej strony cholera wie, czy będą jakieś postoje, by udało im się uciec. I tak źle, i tak niedobrze. Gdyby jeszcze był sam, to pół biedy, teraz jednak był też odpowiedzialny za swojego chłopca, w tym momencie nieco wystraszonego. Musiał zadbać o niego w pierwszej kolejności.

— Coś wymyślę, tylko daj mi chwilę.

— No okej. — Starszy skinął głową, mocniej obejmując mężczyznę. Jego ciepłe usta przywarły do szyi wyższego, starając się go zrelaksować, efekt był jednak całkowicie odmienny od zamierzonego, bo Jeon zaczął drżeć, starając się zapanować nad chęcią przerżnięcia tego małego kociaka. Szybko też wyrwał się ze szczelnego uścisku, oddychając nieco ciężej.

— Nie ruszaj się, bo nic nie widać i jeszcze się tutaj zabijesz. Idę ogarnąć wyjście — mruknął, zagryzając wargę. Pewnie ruszył przed siebie, czy raczej ruszyłby, bo nagle poczuł mocny ból na czole i stracił równowagę, upadając na ziemię. — Kurwa! Pierdolone belki!

Natychmiast złapał się za bolące miejsce, puszczając jeszcze długą wiązankę przekleństw, jakby miały one mu pomóc w tej patowej sytuacji.

— Kookie? Uderzyłeś się? Wszystko okej? Pomóc ci?

— Przywaliłem w te cholerne kłody i chyba spłaszczyły mi one czoło.

— Ach! Jesteś nieuważny! — burknął pod nosem blondyn, a Jeon usłyszał jakieś dziwne hałasy. Chwilę później przeciągłe "Ałaaaa!" wyleciało z ust dzieciaka, a twarz bruneta została zaatakowana przez coś miękkiego, co wręcz przygniotło go bardziej do ziemi.

— Ajć! Chyba na coś usiadłem — mruknął Tae, wiercąc się swoim tyłeczkiem, przez co i nos Jungkooka został zmiażdżony, jednak w o wiele przyjemniejszy sposób. Mógłby wręcz powiedzieć, że to najlepszy ból, jakiego doświadczył w całym swoim życiu, pośladki Tae to w końcu raj.

— Podskocz jeszcze raz, błagam — sapnął brunet, oblizując lubieżnie wargi. Pieprzyli się z Kimem na wiele sposobów, ale jeszcze nie zdarzyło się, by starszy okładał go pośladkami. Gdyby wiedział...

— Ale ja chyba siedzę na tobie, Kookie... Chcesz bym zrobił ci krzywdę?

— Tae, błagam. Nie dyskutuj — warknął, łapiąc drobne biodra, z których szybko pozbył się całego odzienia, przez co blondyn stracił równowagę, gibając się na boki. Nie obchodziło to jednak młodszego w tej chwili, bo poczuł pod palcami te cudowne ciałko, tak jędrne i cieplutkie, że aż go coś w środku skręcało.

— Nn-no dobrze... — Kim zaczął się jąkać, jednak posłusznie uniósł się, by już nagimi pośladkami opaść na twarz kochanka, który zafascynowany ucałował jego dziurkę, a nosem zaczął masować każdy możliwy skrawek.

Jungkook nie potrafiłby opisać słowami przyjemności, jaką dawało mu każde zderzenie z tymi seksownymi połówkami. Widział je dość niewyraźnie, jednak sama faktura doprowadzała go do szału, przez co pragnął poczuć go bardziej i mocniej. Co z tego, że bolało? Miało boleć, bo to ten cholernie przyjemny rodzaj bólu. Zmysłowy, podniecający. Miażdżący.

Westchnął cicho, gdy Tae przejechał swoją dziurką po jego nosie, trochę się na niego nabijając. Nie mógł już wtedy wytrzymać. Zwyczajnie rozchylił te zgrabne połówki i wsunął się pomiędzy nie językiem, mocno rozciągając. Starszy przeciągle jęknął, a on od razu zabrał się do roboty, pieprząc go intensywniej. Dokładnie lizał każdy, nawet najmniejszy skrawek wnętrza chłopca, samemu podniecając się chyba bardziej, aniżeli sam pieszczony.

Kochał to robić. Uwielbiał mieć go jak najbliżej siebie, smakować go calutkiego. Wiedział, że penisem jest w stanie doprowadzić każdego do szału i orgazmu, jednak świadomość, że z pozoru niewinny język sprawia, że jego księżniczka wybucha, podbudowywała jego ego, jak nic innego. Był najlepszym kochankiem, a to go tylko w tym utwierdzało.

Wbił palce w biodra maluszka, szturchając czuły punkcik, przez co z chłopca uleciał słodki pisk. Słysząc to powtórzył czynność i już miał uczynić to ponownie, gdy nagle ciężarówka skręciła, a Tae poleciał na bok.

— Ała! — Pisnął starszy, chwilę po zapewne uderzeniu się o coś, co Jungkook skwitował jękiem zawodu. Nie trwało to jednak długo, bo oberwał butem w brzuch, a gdy chciał się za niego złapać, to tir znowu postanowił się z nimi zabawić i przeturlał się, uderzając czołem w jakąś skrzynię.

— No kurwa mać! — warknął, przykładając dłonie do po raz drugi zdewastowanego czoła, które zapewne zdobiła wielka rana. Będzie teraz dumnie paradował z nią przez najbliższy tydzień. Co za pieprzony imbecyl z tego kierowcy.

Niepewnie uniósł się z ulgą stwierdzając, że tym razem w nic nie walnął, jednak ciche pociągnięcie nosem nie pozwoliło mu na długą radość.

— Taeś? — Odwrócił się w stronę źródła szlochu i niepewnie przesunął tyłkiem w tamtą stronę, by nie zrobić ani sobie, ani jemu krzywdy. Ręką wymacał coś miękkiego, co musiało być jakąś częścią ciała blondyna, co nieco go uspokoiło. — Co się stało?

— Przejechałem ptaszkiem o podłogę i... kurwa, napierdala jak szalony.

Jungkook zacisnął usta i drżącymi rękoma pochylił się nad prawdopodobnie Tae, starając się rękoma cokolwiek wymacać.

— Jestem tutaj, spokojnie. Przysuń się ostrożnie, to coś wykombinuję.

Usłyszał ciche szuranie, a chwilę później chłopak uniósł się, łapiąc rękoma za jego ramiona, by zachować równowagę.

— Jesteś przodem?

Jeon mruknął twierdząco, obejmując mniejszego. Ostrożnie wciągnął go na swoje kolana, a zraniony maluch od razu wtulił zimny nosek w jego szyję. Młodszy poczuł się źle, że przez jego głupotę malec cierpiał. Tak nie powinno być, miał go w końcu zawsze ratować i chronić przed złem całego świata.

— Moje słodkie kochanie... — szepnął, muskając wargami odrobinę wilgotne czółko, tuląc jedną ręką do siebie. Druga powędrowała do sterczącej męskości blondyna, którą zaczął delikatnie pieścić, by nie zrobić mu krzywdy. Bał się, że może zdarł sobie skórę w starciu z nieprzyjemną podłogą, bądź też w nią przywalił, a to musiał być obezwładniający ból i wymagał on ukojenia. Chętnie wziąłby go do ust i całego wycałował czy wylizał, teraz jednak odczuwał swego rodzaju lęk, bo cholera wie, czy zaraz Dae nie zacznie jechać slalomem, rzucając nimi po całej naczepie. Do swoich ramion miał zaufanie, więc trzymanie w nich Tae było najrozsądniejsze.

— Jungkookie... — Starszy stęknął rozkosznie do jego ucha, obejmując kark swoimi drobnymi rękoma. Poruszył niespokojnie biodrami, a Jungkook wrócił do masowania go, dokładnie badając każdy milimetr, by wyłapać ewentualne zranienia. — Nie puszczaj mnie, dobrze? To pedalskie, ale się boję. Tak czuję się pewniej.

Jeon uśmiechnął się i pocałował rozchylone wargi, wsuwając od razu język do najpyszniejszego wnętrza chłopca. Podobało mu się to, że Kim mu ufał i powierzał swój los jego w ręce.

— Nigdy cię nie puszczę, maluszku — odparł, gdy nieco niechętnie odsunął się od ust swojego kochanka. Nie zaprzestał jednak ruchów ręką, wręcz przyspieszył, sunąc palcami po całej długości.

Mniejszy wtulał się w niego, zmysłowo, ale i urokliwie mrucząc oraz jęcząc mu do ucha, a on wręcz rozpływał się z rozkoszy. Kochał głos Kima, jego nierówny oddech, trzęsące się uda. Uwielbiał całą tę małą osóbkę i pragnął dać mu jak najwięcej.

Całował namiętnie szyję chłopaka, a jego ruchy stały się coraz szybsze i mocniejsze. Czuł, że blondyn jest na granicy, więc gdy członek zaczął drgać, ostrożnie zsunął go ze swoich kolan i wsunął główkę do ust, by przyjąć całe nasienie. Smak Tae w końcu też kochał. Każdy jeden.

— Jungkook... Jeju. Dziękuję — sapnął Tae, opierając czoło o ramię bruneta. Ten tylko oblizał usta i zabrał się za podciąganie ubrań drobniejszego, by zaraz znowu wziąć go na kolana i ukryć przed światem. A Kim na to wszystko mu pozwolił, przymykając oczy.

Oboje stracili rachubę czasu, siedząc w zasadzie w jednej pozycji całą drogę. Od czasu do czasu odnajdywali swoje usta, by złączyć je w pocałunku, dotykali swoich policzków, rozmawiając o nieistotnych pierdołach. Żadne nie miało nawet zamiaru się ruszyć, w obawie przed kolejnymi upadkami. Jungkook miał już dość ran na czole, a Tae był nieco niepewny, wolał więc wygodnie siedzieć na kolanach Jeona i pozwalać na przyjemne mizianie nosem po szyi.

O dziwo nie dłużyło się im, chociaż wnętrze było wyjątkowo niewygodne. Chętnie przenieśliby się do łóżka, bądź chociażby na kanapę, zaczynało być bowiem zimno. Brunet zdjął już swoją kurtkę, by jego kochanek nie zmarzł, na dłuższą metę jednak niewiele to dawało, bo blondynek po czasie znowu zaczął się trząść. Pocierał więc te drobne ciałko, okrywając je swoim, starając przy tym rozgrzać delikatnymi pieszczotami. Ręce niestety nie mogły wedrzeć się pod bluzkę chłopaka, były lodowate, dlatego pozostały mu tylko usta. Ciężko jednak było postępować tak cały czas, sam w końcu nie był w najlepszym stanie, gdy więc samochód zatrzymał się, oboje natychmiast się spięli.

— Kurczę... — Jeon zagryzł wargę, zerkając w stronę wyjścia, które dzięki długiemu przebywaniu w ciemnościach, dał radę zauważyć, jednak niewyraźnie.

Usłyszeli jakieś szuranie i głosy. Jeden mężczyzna oznajmił, że idzie się załatwić w krzaki, drugi niby miał zamiar zapalić. To była ich szansa.

— Chodź, kochanie — szepnął i zsunął Tae z kolan. Złapał zaraz jego zmarzniętą dłoń i pociągnął w stronę drzwiczek, zerkając raz po raz na swoją niezdarę, by przypadkiem nie oberwał lub na coś nie wpadł.

Sprawnie przenieśli się na drugą stronę, a Jungkook zaczął macać całą ściankę, szukając jakieś klamki. Niemożliwe, by nie było wewnętrznego otwarcia. Sapnął więc nerwowo i wręcz przytulił się do nieprzyjemnej powierzchni. Nerwowo zaciskał wargi i dopiero wtedy, gdy wyczuł bolec, uśmiechnął się sam do siebie, mocno za niego ciągnąc.

— Kurwa, cudownie! — Stęknął z ulgą, gdy drzwi puściły. Niepewnie je otworzył i rozejrzał się dookoła, nie trwało to jednak długo, zaraz bowiem wyskoczył, wyciągając następnie ręce w kierunku blondyna. Ten bez cienia wątpliwości zeskoczył z naczepki, wpadając w ramiona młodszego. Niemrawo zmrużył oczy, wtulając nosek w szyję mężczyzny, ten jednak nie zareagował, tylko zwyczajnie zaczął biec przed siebie, zaciskając palce na plecach swojego maleństwa. Musieli się zmyć, by żaden ze współpracowników ich nie zauważył. Mieliby przesrane. No, on by miał, ale to nieistotne.

— Gdzie jesteśmy? — zapytał Tae, rozglądając się niepewnie po okolicy.

Cóż. To był drugi problem.

— No w sumie... to nie wiem. Ale jest las — westchnął, przystając za zakrętem. Rozejrzał się, zagryzając wargę. — I więcej lasu. I droga.

— Jungkook!

— No ale nie ma ciężarówki! To zawsze coś, nie? Świeże powietrze i te sprawy. — Wzruszył ramionami, uśmiechając się głupkowato. W zasadzie to byli w jeszcze większej dupie, bo wylądowali na jakimś odludziu z dala od żywej duszy, ale nie mógł stresować kociaka.

— Czemu z tobą zawsze spotyka mnie coś złego? Jesteś przeklęty, debilu!

— Życie po prostu chce, by nasza relacja była... Hm. Szalona? Pełna wrażeń i adrenaliny? — Musnął zmarszczony nos chłopaka i zaczął iść dalej, chociaż nie wiedział gdzie. — Najwyżej pożrą nas wilki.

— Juuuungkooook! Jak wrócimy, to cię normalnie zapierdole!

Coś za dużo tej adrenaliny...  



// Miało być miejsce, gdzie jeszcze nie było zabaw. Nie spotkałam się z ciężarówką, więc mejbi ujdzie? XD
Tak, miałam raka gdy to pisałam, ale to standard. 

Kocham Was <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro