Rozdział 63

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czarny wyszczerzył zęby. Dokończył picie, a potem powoli, łapa za łapą wycofał się w stronę najbliższej kępy krzaków. 
- Niedaleko jest taka fajna knajpa, którą bardzo lubię. - Mówił dalej, zapatrzony w jasny, dotykowy ekran urządzenia. - Moglibyśmy się w sumie do niej przejść. - Kontynuował. Aru był już na granicy zarośli. Spiął mięśnie i skoczył w kolczaste krzaki. Nie miał zamiaru się odwracać, żeby sprawdzić czy blondyn zauważył jego zniknięcie. Biegł szybkim truchtem, trzymając ciało blisko ziemi - jak najdalej od kolczastych krzewów, przez które właśnie się przeciskał.

---

Wybiegł na niewielką polankę i zawęszył. Nic. Nie wyczuł żadnego wilka, człowieka, ani innego drapieżnika, który przeszkodziłby mu w napełnieniu żołądka. Wypuścił powietrze z płuc i zerknął w górę. Ciemne, gęste chmury mknęły po niebie, tworząc mnóstwo cieni, w których mógł się schować. Pochylił się i przycisnął nos do miękkiej, ciemnej trawy. Zamknął oczy i skupił się na swoich zmysłach. Miękkość i lekka wilgoć trawy na nosie i pysku... Dźwięki zmuszające jego uszy do ruchu... Lekkie drgania ziemi wprawiające jego łapy w wibrację... I zimny, orzeźwiający wiatr z uporem targający jego futro. Niósł ze sobą ciężki zapach deszczu i chłód. Zimno, które pomogłoby mu ukoić zszargane nerwy. Ponownie przycisnął nos do trawy i podjął spokojną, powolną wędrówkę, która ostatecznie mogłaby doprowadzić go do zdobyczy.

Minęło dobre kilkanaście minut zanim w końcu złapał trop. Poznał zapach sarny i poszedł za nim. Zwierzę stało pomiędzy roślinami i chłeptało wodę z niewielkiego strumyka. Czarny wybrał sobie dogodne miejsce i przycisnął się do ziemi. Ruszył w jego stronę szorując brzuchem po trawie. Spiął wszystkie mięśnie... i czekał. Czekał, aż to zwierzyna podejdzie do niego. By mógł zatopić zęby w jej szyi i wreszcie napełnić swój żołądek. Nagle nad jego głową rozległ się potworny grzmot. Aru widział jak zaniepokojona sarna unosi głowę i chwilę szuka zagrożenia. Niemal widział jak jej mięśnie spinają się do ucieczki. Dlatego ubiegł ją i rzucił się na zwierzę, przygniatając je do ziemi ciężarem swojego ciała. Szybko je zabił, a potem wbił zęby w jej skórę pokrytą sierścią. Chwilę męczył się z miękką powierzchnią, ale gdy w końcu udało mu się ją przerwać, dobrał się do mięsa. Soczystego, krwistego mięsa, które tak lubił. Przeżuwał miękką tkankę, z zadowoleniem machając ogonem. ,,Może ten Aleks wcale nie był taki zły?", pomyślał. Poczuł, że jego sierść robi się mokra. To deszcz, a konkretniej rzecz ujmując, ulewa. Ciężkie krople lunęły na trawę. Wilk przetargał swoją zwierzynę gdzieś dalej, pod drzewa, gdzie dokończył posiłek. Po skończonej uczcie położył się na przyjemnie chłodnej trawie i zamknął oczy. Chyba zasłużył na odpoczynek, prawda?

---

Gdy się obudził zaczynało się ściemniać. Zanurzył pysk w swojej ofierze, mocząc swoje futro krwią i dokańczając zwierzynę. Resztę przesunął od strumyka, żeby rozkładające się resztki nie zanieczyściły wody. Odsunął się, ostatni raz omiótł wzrokiem polankę, a potem zawrócił i łapa za łapą udał się do domu watahy.
Pełny żołądek przyjemnie mu ciążył, a ciało miło bolało od wysiłku włożonego w polowanie i pogoń wcześniejszego zająca. Czy tam królika. Aru nie był już pewien. 
Zimny deszcz moczył jego ciemne futro, a mocny wiatr przyciskał jego uszy do głowy i targał jego sierść, ściśle dociskając ją do jego ciała.
- Przynajmniej się wypiorę. - Zażartował i zaśmiał się cicho z własnego dowcipu. Nie chciał się spieszyć. Po pierwsze, był najedzony, więc miał naprawdę dobry humor, a po drugie - przepadał za burzą. Burzą i deszczem, który obecnie przyjemnie wypłukiwał brud z jego sierści. Oczywiście, że się kąpał, lecz dzisiejsza ucieczka przez krzaki kosztowała jego sierść parę kępek oraz parę uciążliwych kolców, których nie mógł dostać. Ciepła krew nadal kapała z jego pyska mieszając się z chłodną wodą lejącą się z nieba. Ach, jak on kochał takie chwile jak ta. Ciemniejące niebo było naprawdę piękne, zwłaszcza pokryte jeszcze ciemniejszymi chmurami i drobnymi gwiazdkami migoczącymi gdzieś między obłokami. Zastanawiał się nawet czy nie zwinąć się w kłębek w jakichś krzakach. Albo w jaskini. Znał naprawdę piękne miejsce, osłonięte od wiatru i chłodu, więc byłoby idealne. Zwłaszcza na drzemkę. W jego głowie pojawiły się słowa Kuby. Wilk westchnął. Jeszcze rano warczałby i się wściekał ale jego pełny żołądek skutecznie łagodził jego złą stronę. 

---

Zobaczył, że przed budynkiem stoją jakieś dziwne, obce samochody. Z domu dobiegał dźwięk cichej, przyjacielskiej rozmowy. Brunet westchnął, ale zmusił sobie łapy do ruchu. Obiecał, że wróci. Musiał wrócić.

Machnął swoim futrem, strząsając z niego większość wody. Pchnął drzwi, a te otwarły się przed nim z cichym skrzypnięciem.
- Czarny, to ty? - Dobiegł go głos Kuby. - Chodź do salonu. - Rzucił jeszcze alfa. Aron westchnął, ale grzecznie zamknął drzwi i stanął w progu. Wszystkie oczy znalazły się na nim.

Czarny wilk o granatowych oczach stał właśnie w progu między korytarzem, a salonem. Jego sierść była mokra i ciężka od właśnie szalejącej burzy, a z jego pyska kapały kropelki krwi. Stał ze spuszczonym łbem, spod byka przesuwając wzrokiem po zebranych.
- Chodź do nas, właśnie zaczęliśmy jeść. - Uśmiechnął się Kuba, wyczuwając lekki strach jego gości. - Wataha pomieszka u nas dopóki turyści nie wrócą do siebie. - Dodał. Aru skinął głową, pół na przywitanie, pół na potwierdzenie słów przywódcy. Przejechał językiem po swoim pysku, zlizując chłodnawą już krew ze swojej sierści i nosa. Już miał unosić łapę, żeby zrobić krok w tył i zaszyć się u siebie, gdy wadera ich stada przyszła do salonu.
- O, Aru, jesteś już. Chodź. - Zacmokał Leon. - Mam nadzieję, że lubisz chińszczyznę. - Uśmiechnął się do niego otwierając kolejne opakowanie. Czarny wilk nieco się skrzywił, gdy zapach chemii uderzył w jego nos.
- Dzięki, jadłem już. - Wymamrotał i wreszcie zrobił krok w tył.
- Chodź, musisz coś zjeść. - Rzucił Leon. Czarny poczuł delikatną iskierkę złości.
- Zjadłem całą sarnę. Naprawdę, nie chcę jeść. - Mruknął zmęczonym głosem.
- Chciało ci się polować na takiej burzy? - Zapytał ktoś z przyjezdnych.
- Uwielbiam burze. - Odparł Aru z nutką czułości w głosie. Wycofał się z zamiarem udania się do swojego pokoju.
- Gdzie ty idziesz? - Spytał Kuba. - Mamy zamiar obejrzeć jakiś film. Chodź do nas. - Mruknął. Aru szukał jakiegoś argumentu, który pozwoliłby mu uniknąć spędzania czasu z połączonymi stadami, lecz w końcu poddał się i wszedł do salonu.
W czasie gdy cała reszta usiłowała wymieścić się na kanapie on podszedł do swojego ulubionego miejsca i rozłożył się przy kominku. Wyciągnął się na miękkim dywanie i otworzył pysk w szerokim ziewnięciu. Zamarł na miękkiej powierzchni z wygodnie rozłożonymi kończynami. ,,To był dobry dzień.", pomyślał jeszcze zanim zasnął.

***

:>

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro