Wspomnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Susan powoli otworzyła oczy i przerażona spojrzała na nowe, nieznane jej miejsce. Otaczały ją góry śmieci, a odór unoszący się w powietrzu przyprawiał o mdłości. Wszystko wokół było ponure i szare - nawet niebo, które wypełnione było równie szarym dymem wydobywającym się z widniejącego na horyzoncie, ogromnego komina fabryki.

Zdezorientowana i przestraszona, próbowała zrozumieć, jak to się stało, że znalazła się w tak okropnym miejscu. Czy to sen? Czy może jakiś okropny koszmar? Nie, przecież to niemożliwe... To wszystko wydawało się jednak tak rzeczywiste!

Nagle, jej wzrok skupił się na małej postaci klęczącej na ziemi. To była dziewczynka, znacznie młodsza od Susan. Wydawała się mieć maksymalnie cztery lata, ale tak naprawdę mogła być nawet młodsza. Jej oczy były pełne łez, a jej malutkie rączki zaciskały się na brzegach poszarpanych ubranek. Coś w jej twarzy wprawiało nastolatkę w melancholię.

Ostrożnie zbliżyła się do dziecka, próbując nie wykonywać gwałtownych ruchów, aby go nie przestraszyć. Gdy była już blisko, usłyszała delikatny szmer, który dobiegał z ust tej malutkiej osoby. Dziewczynka wydawała się mówić coś, ale Susan nie była w stanie tego zrozumieć. Delikatnie się pochyliła, by lepiej usłyszeć.

-Pomóż mi... - usłyszała ciche szepnięcie. Nagle dziewczynka wstała chwiejnie i złapała ją za rękę, po czym powiedziała głośniej - Chociaż nas raczej już nic nie uratuje! - jej głos brzmiał już bardziej jak syk, co wywołało u Susan zimny dreszcz na plecach.

-Że co..? - spytała zdumiona, obracając się dookoła, szukając odpowiedzi. Nagle jednak jej ucho wychwyciło coś innego - tykanie. Przed nią pojawił się wysoki, mroczny zegar, którego wskazówki ukazywały północ. Głęboko w sercu, czuła pulsujący strach, jakby czas sam w sobie miał coś strasznego do powiedzenia. Zdziwiła się, ponownie odwróciła wzrok, a tajemniczy widok zniknął, ustępując miejsca nieznanemu jej pokoju, w którym znajdował się tylko jeden, na dodatek odwrócony, fotel. Światło było ledwie zauważalne, ale gdy mebel się obrócił nawet w tak ciemnym otoczeniu można było dojrzeć siedzącą na nim zjawę - martwą, młodszą wersję samej niej. Susan przytłoczona strachem i przerażeniem, chciała z tego zakpić, lecz wpatrzone w jej kierunku, martwe oczy, zdawały się dosięgać jej duszy i przenikać przez nią boleśnie.

Niespodziewanie siła niewidzialnych rąk pociągnęła ją w dół, a po chwili znalazła się na scenie. Widowni nie było widać, wszystko było skryte w mroku, ale czuła obecność setek oczu przeszywających jej ciało. Przerażona skuliła się, ale zanim zdążyła się obejrzeć, pomieszczenie zaczęło napełniać się dziwną, gęstą cieczą, która powoli docierała do jej stóp. Czując, jak dziwna substancja obejmuje jej ciało, Susan uniosła stopę, widząc jak ciecz ciągnie się na jej butem. Wraz z płynem do środka jej głowy wkradały się także słowa i zdania, wypełniające powietrze strasznymi osądami.

"Nie nadajesz się" - wydobyło się przerażające chrobotanie, dochodzący z ukrycia.

"Jesteś do niczego" - inny głos dołączył, przytłaczając ją swoją mroczną obecnością.

"Mogłabyś się trochę postarać" - słowa nieznanych ludzi brzmiały jak upiory, wyłaniające się zza ciemności.

"Jakbyś spróbowała, to może ktoś chciałby cię zaadoptować" - zdanie dotknęło najczulszych stron jej duszy, jak szpony potwora wbijające się w jej umysł.

"Nie dziwię się, że rodzice cię zostawili" - cierpkie spostrzeżenie przeszyło ją jak obłędny krzyk w pustej przestrzeni.

"Skoro już się tobą opiekujemy, to przynajmniej okaz nam trochę szacunku" - ostatnie zdanie odbiło się echem w jej umyśle, pozostawiając ją z uczuciem samotności i odrzucenia, jakby była uwięziona w labiryncie strachu i mroku.

"Zasługujesz na ból" - zabolało mocno i wbiło się w jej serce.

Całe pomieszczenie zamieniło się w piekło lęku, a ciemność ogarnęła jej umysł, pozostawiając tylko rozpaczliwe pragnienie ucieczki. Susan była zaklęta w tym grobowym teatrze, a mroczne siły wciąż na nią czyhały, gotowe wydobyć najgłębsze lęki.

Najgorsze było to, że wszystkie te okropne zarzuty to była bolesna prawda, a od prawdy nie ma ucieczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro