Rozdział 2 Bukiet

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

༻─────⋅☽༓☾⋅─────༺

Od tego czasu Seokjin wielokrotnie odwiedził bibliotekę, licząc na kolejne spotkanie z Alfą. Niestety Namjoon przepadł jak kamień w wodę. Jin przesiadywał za filarem, ale jego częsta obecność w tym miejscu zaczęła wzbudzać podejrzenia. Starszy bibliotekarz śledził go wzrokiem za każdym razem jak przychodził, aż w końcu Omega zrezygnował ze swoich wypadów, przekonany, że już nigdy więcej Alfy nie spotka. 

Jin musiał przyznać, że Namjoon bardzo go zainteresował. To było dziwne, bo z jednej strony nie wydawał się aż tak atrakcyjny. W sensie... Był przystojny, ale dosyć zwyczajny. Zwyczajniejszy od wszystkich innych Alf odwiedzających jego domostwo. Wyglądał na prostego kupca, a nie na kogoś ważnego. A jednak mimo to Jina ciągnęło do Namjoona. Nie mógł pozbyć się z głowy wyrazu jego twarzy, barwy jego głosu i intensywnego zapachu, jaki wokół siebie roztaczał.

Powoli kończyła się wiosna, a zaczynało lato. Okres godów był strasznie dołujący dla Jina, bo wiedział, że jak co roku, jego czas nie nadejdzie i nie weźmie udziału w nocnym biegu. Alfa nie ugryzie go, a on nadal będzie siedział w domu ojca, odprawiając modły i udając, że wszystko jest w porządku.

W tym roku Starszyzna zadecydowała, że Seokjin pomoże w przygotowaniach do uroczystości Przesilenia Letniego. Przynajmniej w ten sposób weźmie udział w rytuale. Co prawda nadal będzie mu przykro, ale chociaż będzie mógł popatrzeć na wszystko z bliska, a nie tak jak zawsze z okna swojego domu.

Zaczynał się maj, a w ogrodach kwitły lilaki- ulubione kwiaty jego matki. Jednocześnie były one bliskie Seokjinowi ze względu na swoją wyjątkową woń. Omega pachniał czarnym bzem, a ojciec śmiał się, że i z zewnątrz trochę przypomina ten kwitnący krzew. Jasne włosy w promieniach słońcach miały lekko fioletowe końcówki, w bystrych brązowych oczach różowy błysk. 

Kiedy tylko pojawiły się pierwsze kwitnące gałązki, Jin udał się do ogrodu. Łodygi uginały się od gron kwiatów w różnych odcieniach. Jedne były bardziej fioletowe przechodzące w purpurę, niektóre całkowicie białe. Powoli odcinał co ładniejsze gałązki, jeszcze nierozkwitnięte pączki, by postawić je w salonie i swojej sypialni. Zanurzył nos w bukiecie. Ich zapach był intensywny, iście kwiecisty i słodki. Nigdy nie miał go dość.

Zebrał tyle, ile był w stanie unieść i udał się z powrotem do domu. Jakie było jego zdziwienie gdy na korytarzu trafił na Namjoona. Zatrzymał się z wrażenia, prawie wypuszczając bukiet. W ostatniej sekundzie udało mu się go złapać, a na podłogę upadło tylko kilka gałązek i pojedyncze listki.

Namjoon również wydawał się zaskoczony, ale tylko przez moment. 

— Znów się spotykamy — uśmiechnął się i kiwnął głową na przywitanie, jakby zobaczył starego przyjaciela.

Jin chciał dygnąć, ale bał się, że bukiet znów wypadnie mu z rąk. Przypominając sobie ignoranckie zachowanie Alfy, postanowił kompletnie go zlekceważyć. Minął Namjoona i przeszedł do salonu, gdzie umieścił zebrane kwiaty w przygotowanym wazonie. 

Namjoon podążył w ciszy za Omegą i obserwował, jak chłopak ustawia naczynie na środku stołu, próbując przedstawić kwiaty w całej swej okazałości. Potężny bukiet fioletowych lilaków i zielonych gałązek idealnie pasował do i tak już ładnie przyozdobionego salonu.

Jin nie chciał zdradzać zdenerwowania, ale był pewien, że jego zapach mówi sam za siebie. Jego szyja była cała czerwona. Namjoon wciągnął głośno powietrze i nachylił się w stronę Omegi. 

— Niesamowity zapach — skomentował na głos, a oczy Seokjina rozszerzyły się gwałtownie. Zapiekły go policzki, a język zaczął się plątać. Takie komentarze mógł zachować dla siebie, a nie dzielić się z nimi otwarcie. Przecież nawet się nie przedstawili. To było bardzo dziwne ze strony Alfy, zupełnie nie na miejscu.

— Co... Jak śmiesz... — zaczął Seokjin, ale przerwał gdy Namjoon nachylił się do wazonu i powąchał kwiaty, przetrzymując grona ręką, dotykając palcami delikatnych płatków.

— Czarny bez, czyż nie?  Chociaż lilak to chyba lepsze określenie. Syringa, z łaciny. Nazwy stosuje się zamiennie, chociaż jest to błędem... — Alfa nie zwrócił uwagi na zakłopotanie Omegi, na zbierające się na jego czole kropelki potu. — Nie wiedziałem, że może tak ładnie pachnieć. Co to za odmiana? 

Zmieszanie Seokjina ulotniło się, a w jego miejsce pojawiło się rozczarowanie. Znowu to samo. Myślał, że Alfa jest nim zainteresowany, a znów wyszedł na głupka. Zacisnął nerwowo pięści i spojrzał z wyższością na Namjoona.

— Bardzo rzadki okaz, jedyny w swoim rodzaju — prychnął, ale Alfa nie zrozumiał aluzji. Kiwnął tylko głową, dalej przyglądając się kwiatom, ignorując obrażonego Seokjina.

Dopiero gdy Omega chciał już odejść, mężczyzna odwrócił się w jego stronę i wyciągnął rękę. 

— Czekaj! Zapomniałem się przedstawić. Jestem Kim Namjoon...

Seokjin zmierzył go od stóp do głów, nie kryjąc oburzenia. Zmarszczył brwi, wpatrując się badawczo w Alfę, który uparcie próbował uścisnąć jego dłoń.

— Seokjin — odparł tylko, a gdy uznał, że zabrzmiał wyjątkowo oschle, dodał bez przekonania. — Miło mi.

Nadal jednak nie uścisnął jego dłoni. Alfa cofnął rękę i podrapał się niezręcznie po głowie. 

— Jesteś może ogrodnikiem? Pracujesz w tej rezydencji?

Seokjin uśmiechnął się pod nosem. Faktycznie wygląd teraz jak ktoś ze służby. Zawsze ubierał gorsze ubrania gdy wychodził pracować w ogrodzie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Namjoon naprawdę nie wiedział z kim ma do czynienia. 

Kącik ust drgnął mu do góry. To będzie niezła zabawa.

— Powiedzmy. Pomieszkuję tutaj. Zajmuję się domem, czasem ogrodem. Przeprowadzam rytuały. Takie tam — powiedział od niechcenia. Wszystko to było w istocie prawdą, więc teoretycznie nie skłamał. 

— Czyli jesteś człowiekiem od wszystkiego — zaśmiał się Namjoon — Człowiek wielu talentów.

— Można tak powiedzieć — westchnął Seokjin, a potem zapytał — A ty, co tutaj robisz?

Nie powinno cię tu być, pomyślał, ale ugryzł się w język. Alfa rozpromienił się bardziej. 

— Przyjechałem z ojcem w odwiedziny do gospodarzy. Myślałem, że go tutaj zastanę, ale musiał wybrać się gdzieś z Przywódcą... Za długo siedziałem w archiwach i przegapiłem spotkanie...

— W archiwach? - zaciekawił się Seokjin.

— Uwielbiam takie rzeczy. Historia dziejów rodów, poszukiwanie swoich korzeni, stare przepowiednie i mapy —  gdy opowiadał oczy Namjoona rozbłysły, a uśmiech na jego twarzy sprawił, że chłodna maska Seokjina spadła.

— Faktycznie brzmi ciekawie — przyznał Seokjin, jego twarz złagodniała.

— A ty? Co lubisz robić? Oprócz zajmowania się domem, ogrodem i rytuałami? 

— Nie powiedziałbym, że lubię takie rzeczy... Robię to, czego ode mnie wymagają — Jin skrzywił się.  — Już dawno nie robiłem tego, co lubię. 

— Jak to tak? — zaciekawił się.

— Wiesz, jak to jest. Stajesz się dorosły, masz swoje obowiązki, które musisz wykonać. Normy, które narzuca ci społeczność — powiedział szczerze, że aż sam zdziwił się z tego nagłego przepływu szczerości. — Chcesz być dobry, spełnić wszystkie wymagania. Mam dobrze prowadzić dom, dbać o jego wystrój, o nastrój domowników i gości...

— Ale czy to cię cieszy? Czy czujesz się przez to szczęśliwy?— zapytał Alfa, a gdy Jin nie odpowiedział, zbliżył się i chwycił go za rękę. Na początku Seokjin chciał ją wyrwać, ale dłoń Namjoona była tak ciepła, a przez ciało przeszło przyjemne drżenie, że nie mógł się na to zdobyć — To oczywiste, że chcemy, by rodzina była z nas dumna, że chcemy ich pochwały, ale w tym całym bałaganie nie wolno zapomnieć o sobie. To twoje życie i nie możesz oglądać się na innych. Wiem, co mówię —  puścił jego dłoń, dostrzegając wreszcie zmieszanie Omegi i jego uciekający wzrok. Odchrząknął nerwowo - Powiedz mi, co lubisz robić, proszę.

— Ja... Lubię śpiewać. Lubię czytać. Dobrze zjeść — zarumienił się gdy Namjoon uśmiechnął się szeroko, jakby się z niego naigrywał. —  No co! Lubię dobrze zjeść. Czy to grzech?

— Oczywiście, że nie. Sam lubię.

— Widać — Jin parsknął. 

— Auć. Zabolało — zaśmiał się Alfa, odsuwając się nieco od Omegi na bezpieczną odległość.

Seokjin usłyszał głos matki dochodzący z korytarza. Poprawił szybko włosy i powiedział cicho do Namjoona.

— Muszę już lecieć. Zobaczymy się wieczorem... — mrugnął do niego i ulotnił się. Namjoon zmarszczył brwi. 

Najdziwniejsze jednak było to, że gdy tylko Seokjin opuścił salon, zapach bzu stracił na sile. Namjoon mógł wyczuć jedynie delikatne nuty kwiatów na swojej dłoni. Przycisnął ją bliżej do nosa, rozkoszując się słodkim zapachem bzu.

༻─────⋅☽༓☾⋅─────༺

Seokjin zwariował. Wygrzebał z szafy swoją najpiękniejszą, czerwoną szatę. Bogatozdobiona tkanina wysadzona kamieniami migotała przy każdym jego ruchu. Kołnierz był niski, odsłaniający nieznacznie kawałek jego nienaznaczonej szyi. Blada, delikatna skóra kontrastowała z intensywną czerwienią materiału. 

Po rozmowie z Namjoonem jego woń przybrała na sile, a chcąc jeszcze bardziej zawstydzić Alfę, wziął gruboziarnistą sól i wtarł ją w skórę, drażniąc ją jeszcze bardziej, by wydzielić więcej słodkiego zapachu.

Chwycił za pędzel, by pomalować usta, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Namjoon nie wyglądał na typa, co często bywa w towarzystwie wyżej postawionych, by znał się na najnowszych trendach wśród elit. Wziął więc tylko róż i delikatnie nałożył go na policzki, wklepując palcami. Wyglądał wspaniale. Przyjrzał się swojemu odbiciu, zadowolony ze swojej pracy. 

— Czy dziś przychodzi ktoś wyjątkowy? — zapytał cichy głosik, a Jin podskoczył na stołku. 

Do pokoju zaglądał nieśmiało najmłodszy brak Seokjina — Taehyun. Alfa był młodszy prawie o dziesięć lat, a wizja, że niedługo miał zostać głową domu była dla Jina abstrakcyjna. Był jeszcze dzieckiem. Gdy dostał pozwolenie, chłopiec wszedł do środka i usiadł na łóżku, przyglądając się starszemu bratu.

— Przychodzi jakiś Alfa? — zapytał jeszcze raz brat, gdy Jin poprawiał swoją fryzurę. 

— Jak zawsze — Jin próbował stłumić uśmieszek na twarzy, by nie zdradzić tego, jak cieszy się na ponowne spotkanie z Namjoonem.

— Twój narzeczony? — dopytał chłopiec, a Jin parsknął głośnym śmiechem.

— No co ty! Teraz, żeś powiedział żart.

Taehyun zdawał się być obrażony jego reakcją.

— Wiesz dobrze, że obce Alfy są złe i zawsze cię ranią. Nie chcę, żebyś znowu płakał — powiedział cichutko Taehyun, przytulając się do brata. Jin pogłaskał go po głowie — Nie musisz szukać na siłę Alfy. Ja mogę nim być! Zaopiekuję się tobą.

To prawda, że każde spotkanie z Alfą kończyło się źle. Zazwyczaj zwabieni jego zapachem próbowali dobrać się do Jina, a to kończyło się mocnym uderzeniem w krocze albo bardzo oschłym komentarzem ze strony Omegi. W dodatku gdy ojcu kandydat się nie spodobał, nawet jeśli zdobył sympatię Jina, to oczekiwał, że jego syn pozbędzie się zalotnika. 

Seokjin przytulił chłopca do siebie i uśmiechnął się. Był taki uroczy. Nie zawsze się dogadywali, czasem działał mu strasznie na nerwy. Ale w momentach takich, jak ten, oddałby za niego życie. 

— Jesteś jedynym Alfą mojego życia —  zaśmiał się, tuląc brata i pocierając nosem o jego szyję. Taehyun wybuchł śmiechem gdy słodka woń połaskotała jego wrażliwą szyję. — Nie ma nikogo lepszego od ciebie.

— Słowo?

— Słowo. Jesteś moim ulubionym Alfą i nic tego nie zmieni.

Taehyun kiwnął głową, uśmiechając się zadowolony. Kochał Omegę bardzo mocno. Seokjin był jego najlepszym starszym bratem, który zawsze go ochraniał, dawał mu słodycze i pozwalał spać razem w norze gdy za oknem panowała burza. Lubił wtulać się w jego ciało i otaczać się jego kojącym zapachem, choć wzbudzało to gniew u matki.

Sam nie miał jeszcze wyraźnej woni, jedynie dziecięcy zapach mleka i miodu. Słodki, ale nadal niepełny. Kiedy czas nadejdzie, jego woń dojrzeje i kompletnie się zmieni. Seokjin podejrzewał, że Taehyun pójdzie po ojcu w stronę nut lasu i deszczu. Ten zapach bardzo, by do niego pasował. Taehyun natomiast powtarzał, że chce pachnąć jak Jin. Zawsze chciał być jak jego starszy brat.

— Powinieneś się przebrać, zanim ojciec wróci.

— Muszę tam być? - zapytał chłopiec, udając szloch.

— Musisz wreszcie zacząć zbierać kontakty. Ja w twoim wieku byłem już na salonach, teraz twoja kolej. Nie musisz nic robić. Wystarczy, że będziesz siedział grzecznie, tylko bez kopania! — zaznaczył, ale Alfa zasmucił się jeszcze bardziej.

— Ale tam jest nudno...

— Przyzwyczaisz się. Poza tym... — ściszył głos — Mają być dzisiaj truskawki. Widziałem, jak je przywożą, więc może uda ci się skosztować jednej albo dwóch.

Uśmiech znów powróciła na twarz chłopca, a Seokjin mrugnął do niego, po czym klepnął go zachęcająco po plecach.

Sam pewnie nie skosztuje dzisiaj truskawek. Taehyun je uwielbiał, więc pewnie to on je dostanie, nawet nie myśląc o Seokjinie. Te najlepsze rzeczy znikały zawsze na początku.

Według zwyczaju Jin jadł na końcu, gdy reszta gości odejdzie od stołu i zostanie sam z matką. Zawsze zostawało dużo jedzenia, ale jednak to Alfy jadły najlepsze kąski. Nie wspominając, że czekanie było torturą kiedy w jadalni unosił się zapach jedzenia, a on siedział z tyłu odgrodzony pustym stołem od biesiady.

Taehyun był Alfą, więc zajmie miejsce u boku ojca i gości, a Seokjin będzie siedział sam przez cały wieczór. Matka pewnie nie przyjdzie, ostatnio narzekała na mocne bóle głowy. Zaniesie jej jedzenie później do sypialni, by zjadła spokojnie. Martwił się o nią, gdyż stan ten powtarzał się coraz częściej.

Poprawił kołnierz i przejrzał się ostatni raz w lustrze. Skoro nie będzie mógł zwrócić uwagi Namjoona rozmową sprawi, by patrzył na niego przez cały wieczór. Niech wie, z kim ma do czynienia.

Kim Seokjin, najbardziej pożądany Omega w całej wiosce utrze mu nosa.

Ale najpierw kolacja. Był taki głodny... Miał nadzieję, że szybko się skończy i będzie mógł coś zjeść. Może nawet zostanie jakaś truskawka? Zawsze warto mieć nadzieję.

Wygonił Taehyuna z pokoju, a sam udał się na dół przywitać gości.

༻─────⋅☽༓☾⋅─────༺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro