19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Groźny i niebezpieczny okrzyk bojowy rozdarł poranek. Wulfgar z całą swą siłą rzucił się na przeciwnika. Stał zadźwięczała złowieszczym tonami, kolczugi chrzęściły przy każdym ruchu, a światło poranka oświetlało  postaci rycerzy parujących swe ataki. 

Aislyn nie dała się przekonać damom dworu do pozostanie w komnacie. Musiała ujrzeć na własne oczy, czy jej mąż jest bezpieczny. Lęk o niego przeszywał jej serce. Trwożyła się na myśl, że Alaric mógłby pokonać Wulfgara. Chociaż wierzyła nieprzytomnie w siłę i męstwo swego rycerza, jej kuzyn posunie się do każdej niegodziwości, byleby zdobyć czego pragnął.

Z pomocą służki zmieniła suknie i okryła  ciasno ciało opończą zakrywając twarz kapturem. Spieszno i na chwiejnych nogach ruszyła zobaczyć pojedynek. Jednak nie odważyła się pokazać innym na oczy. Schroniła się w cieniu i z mocno bijącym sercem patrzyła na zacięty pojedynek jej męża z kuzynem. Zaciskała mocno dłonie i prawie krzyknęła z przerażenia, kiedy Wulfgar zatoczył się do tyłu. Alaric dorównywał mu wzrostem i był równie waleczny co jej małżonek, toteż lękała się o wynik pojedynku.

Ostrze Wulfgara z mocnym uderzeniem rozszarpał kolczugę Alarica i z boku rycerza pociekła krew. Osłabiony i zmęczony Brok nie poddawał się i ponownie sparował cios. Jednak Norman nie przestawała atakować i zrobił jeden, celny zamach pozbawiający życia oprawcę swej połowicy. Alaric z Brok został pokonany o świcie w mroźny poranek przez Wulfgara de Mount zwanego Czarnym Rycerzem. Jego siła i chęć walki była niczym ręka samego diabła. Nigdy nie pozostawiał przy życiu przeciwnika. Każdy niegodziwiec i plugawe ścierwo sięgało bram piekieł. Zapewne i on sam tam trafi, kiedy jego życie osiągnie kres, ale teraz miał wszelkie prawa do Aislyn de Mount, swej małżonki. 

Aislyn przypatrywała się, jak jej mąż składa ukłon swemu suzerenowi, a jej nogi już same niosły ją ku niemu. Wulfgar zrzucił hełm i podał go swemu giermkowi, idąc w kierunku koszar, ale kiedy zobaczył zakapturzoną postać i jej zaszklone zielone spojrzenie, rzucił się niej.

- Na rany Chrystusa! Co cię, Milady, podkusiło przybyć tutaj?! - Skarcił ją ostrym głosem. - Czyś taka nierozważna, żeby się tutaj zjawiać? - Załapał ją za ramiona i lekko ścisnął.

- Lękałam się o ciebie, mój drogi mężu - powiedziała drżącym głosem i popatrzyła w szare oczy  męża. - Nie zniosłabym twej utraty. 

- Co rzeczesz, Pani? - Głos mu trochę złagodniał.

- Że się martwiłam o ciebie, Wulfgarze. Jesteś moim rycerzem i miłuje cię - wyszeptała.

- Czy musiałem stoczyć krwawą walkę, żeby to usłyszeć? - Aislyn wzdrygnęła się na chłód bijący do męża.

- A czy... czy tobie, Panie, choć trochę na mnie zależy? Miłujesz mnie odrobinkę?

Wulfgar mruknął coś niezrozumiale, gdyż zdał sobie sprawę, że jego małżonka jest niezwykłą niewiastą. A on już od dawna ją miłował, jeno nigdy jej tego nie powiedział. Ale teraz przeto nadszedł czas prawdy. Pragnął jej wyznać miłość jaką ją darzył. Jednak wpierw musiał poprowadzić ją do jej komnaty i tam wyzna jak bardzo ją miłował oraz sprać na kwaśne jabłko swą nieposłuszną małżonkę. Porwał Aislyn na ręce i ku uciesze zebranych i samego króla, poniósł ją w bezpieczne miejsce.

Lady Aislin pragnęła usłyszeć, że jej małżonek ją pokochał tak jak ona jego. Nie wyznał jej tego. Nie wypowiedział ani słowa, tylko niósł ją do komnaty. Oczy zaszły jej jeszcze większą ilością łez, jednak zacisnęła usta i zamruga kilka razy, żeby odegnać swoją słabość. Nie będzie płakać nad swym losem. Byłaby głupia żądając od męża wyznań i dowodów miłości. Jednak w piersi wezbrał ból i i miała zamiar go odprawić, żeby chronić swe serce i duszę, choć być może było już za późno. Chciała stąd wyjechać i zaszyć się w swym zamku. A teraz kiedy Alaric z Brok nie żył, jej włości, jej zamek... Musiała dowiedzieć się, co zamierzał Ryszard. Być może będzie mogła wrócić do siebie. Na tę myśl jej serce skurczyło się

- Postaw mnie, Panie - cicho zażądała Aislyn.

- Najdroższa - powiedział miękko Wulf. - Co się stało, Aislyn?

- Jestem zmęczona i muszę odpocząć, Milordzie. Przeceniłam swe siły - lekko zachwiała się, kiedy postawił ją w progu jej komnaty.

Wulfgar przyjrzał się badawczo Aislyn i w jej pięknych oczach dostrzegł smutek. Jednak musiał dać jej czas na odpoczynek. Chciał ściągnąć z jej ślicznej główki kaptur, ale zrobiła krok w tył. Zmarszczył brwi i westchnął. Być może był zbyt szorstki, ale martwił się o nią. Nie chciał, aby widziała jak ubił jej kuzyna. Chciał jej bezpieczeństwa, więc postanowił dać jej czas na dojście do siebie.

- Jak sobie życzysz, Pani - pokłonił się i sztywno odszedł.

Lady Aislyn patrzyła za odchodzącym mężem i wezbrał w niej taki smutek, że łzy pociekły po jej policzkach, a serce zdawało pękać z bólu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro