27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sierpniowe słońce przygrzewało, kiedy Aislyn w cieniu drzew rozporządzała pracami na zamku. Okoliczni wieśniacy cieszyli się na możliwość obejrzenie turnieju rycerskiego. Pierwszy raz od wielu lat był on ponownie organizowany, a wszystko za sprawą pani zamku.

Rozesłano wieści. Wielu wybitnych i walecznych rycerzy z okolic zjechało do Falstone. Na łące u podnóża zamku rozpościerało się morze kolorowych proporców i namiotów. Był gwarno oraz tłoczno. Zewsząd rozchodził się szczęk metalu, a powietrze przesycone było zapachem siana wymieszanym z wonią pieczonych prosiaków, gdyż po turnieju miała odbyć się wielka uczta. Nagrodą główną była ręką Lady Miry, co zbytnio nie napawało niewiastę entuzjazmem. Bała się, że turniej wygra ktoś inny niż Sir Gowien i będzie zmuszona poślubić kogoś innego. Siedziała z markotną miną i przysłuchiwała się swej przyjaciółce , która sprawnie zarządzała sprawami zamku. Podziwiła ją. Znała jej historię i też pragnęła pragnęła za męża walecznego rycerza. Oddała swe serce Sir Gowienowi, a  teraz lękała się o jego życie. 

- Nie lękaj się, Gowein jest jednym z najlepszych rycerzy króla Ryszarda - pocieszała przyjaciółkę Aislyn.

- Nic nie poradzę. Trwożę się o jego bezpieczeństwo.

- W takim razie idź i życz mu powodzenia. Może dasz mu jakiś fant, Miro - zachichotała Aislyn.

- Uczynię jak rzeczesz - Mira z miną niewiniątka oddaliła się od swej przyjaciółki.

Wulfgara kroczył przez dziedziniec do swej małżonki. Jego serce przepełniała miłość i napawała duma ze swej połowicy. Przygotowała wszystko na przybycie dwudziestu rycerzy wraz z ich świtą. Od dawna jego zamek nie odwiedziła taka horda szlachciców, gdyż turniejowa nagroda była nader cenna. Ręka Lady Miry wraz z jej ziemiami, było cennym trofeum. A jego osobiste trofeum siedziało w cieniu gruszy wraz z małą Ginewrą i jej piastunką. Uśmiechnął się pod nosem na widok żony, jednak jego uśmiech momentalnie zamarł. Jeden z jego dawnych towarzyszy z wypraw krzyżowych kierował swe kroki ku Aislyn. Dostrzegał spojrzenia mężczyzn kierowane na jego urodziwą małżonkę. Nie mógł zdzierżyć tych umizgów i słodkich oczu. 

- Pani, Lady Aislyn - skłonił się przed niewiastą dwornie średniego wzrostu rycerz - Sir Longley.

- Miło mi cię, Panie, powitać w naszych skromnych progach - Aislyn skinęła tylko głową, gdyż jej wielki brzuch nie pozwalał na ukłony.

- Mam nadzieję, że zastaję cię w dobrym zdrowi

Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, obok zjawił się jej małżonek, który posłał intruzowi krzywy uśmieszek, a ją objął zaborczo. Longley uśmiechnął się pod nosem na ten niecodzienny widok. Rzadko zdarzało się, żeby mąż miłował swą połowicę. Małżeństwa był zawiera z rozsądku, jednak widząc urodę Lady Aislyn, był nią zauroczony, narażając się na gniew pana zamku.

- Sir Longley, czemuż zawdzięczamy twe przybycie, Panie?

- Czyż nie urządzasz turnieju rycerskiego? Może staniesz ze mną w szranki o fant swej małżonki? - Zasugerował.

- Zdaje się, Panie, żeś powinien stawić czoło innym znamienitym rycerzom. Masz do pokonania aż dziewiętnastu do ręki Lady Miry.

- Nie o Lady Mirę mi się rozchodzi, Sir Wulfgarze. Sam nie bierzesz udziału? - Zdziwił się.

- Oddaję pole młodszym i nieżonatym. 

- Ach, tak. Lękasz się iż skradnę całusa twej połowicy? - Próbował sprowokować swego starego druha.

- Zważ na słowa - rzekł Wulfgar rozsierdzony głupotą rycerza.

- Stajesz do walki? Czy tchórzysz? 

- Panie - odezwała się Aislyn - zdaje się, że ubliżasz memu mężowi. Jednak wiedz, że tylko jeden mężczyzna zdoła dostać ode mnie ten podarunek.

- Milady, będę zaszczycony - powiedział z głupkowatym uśmieszkiem Longley.

- Ale nie będziesz nim ty, Panie - niewiasta zrobiła słodką minę, po czym obdarzyła męża pięknym uśmiechem.

- Niechaj tak będzie. Ostatni pojedynek stoczymy my dwaj. Poniesiesz sromotną klęskę, Sir - rzekł ze swobodą Wulf.

- Obaczymy - tymi słowy rycerz zakończył dysputę, pokłonił się niewieście i oddalił.

- Wulfgarze, czyś ty na głowę upadł? Chcesz stawać w szranki?

- Lękasz się o mnie, moja miła? - Objął jej twarz swoimi dużymi dłońmi.

- Jakże mam się o ciebie nie trwożyć, gdy miłuję cię ponad wszelką miarę?

- Zatem, kochanie, podarujesz mi fant na szczęście.

- Och, jesteś uparty, Milordzie.  - Jednak była szczęśliwa. Jeszcze nigdy nikt nie stanął w szranki o jej względy. 

- Nikt nie zdobędzie tego co moje. Należysz do mnie i twe pocałunki, Milady, także. - Musnął szybko jej kuszące usta. - Wybacz, muszę przygotować się do walki, gdyż mam zamiar rozgromić mego przeciwnika.

- Podjedź do mnie przed walką, podaruję cię coś na szczęście.

- Milady, to będzie dla mnie zaszczyt - Wulfgar skłonił się dwornie i odszedł.

- Och, taki waleczny rycerz, to skarb - starsza piastunka uśmiechnęła się do swej pani.

- Zgadzam się, Gertrud.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro