Rozdział 33. Uciekaj!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ALEX NIE WIEDZIAŁA ILE CZASU JEST JUŻ w tym strasznym miejscu. Bała się, a jeszcze dzień wcześniej przyszedł ten straszny facet i pobił ich brutalnie. Dziewczyna nie wiedziała co było powodem tak brutalnego zachowania. Leżała na betonie. Cała obolała i zrezygnowana. Powoli traciła już nadzieję, że ktokolwiek zdoła ich uratować. Nigdy już nie zobaczy twarzy swoich rodziców i przyjaciółek. Nigdy już nie stanie się czarodziejką. Nie skończy szkoły.

Pewnego dnia drzwi do ich celi otworzyły się. Alex skuliła się i przylgnęła do ściany, nie wiedząc czego się spodziewać. Posiłek był przecież jakiś czas temu. Do pomieszczenia za dużym mężczyzną weszło jeszcze kilkoro innych. Drżąca nastolatka pisnęła, kiedy jeden z oprawców podszedł. Spojrzał na nią bezdusznie i odpiął łańcuchy, którymi była przykuta do ściany. W następnej chwili mocno dźwignął dziewczynę na nogi.

— Wyprowadzić je! — rozkazał Duży.

Alex została pchnięta w stronę drzwi. W ciszy poprowadzono więźniów. Po czym ten co był na przodzie otworzył drzwi. Kiedy Alex znalazła się na zewnątrz, musiała zmrużyć oczy od jasności słońca. Drżała ze strachu i obawy.

— Wsiadać do ciężarówki — rozległo się.

Wkrótce wszystkie siedziały w busie pozbawionym okien. Alex umierała ze strachu. Nie wiedziała co się teraz z nią będzie działo.

— Ubierzcie to!

W ich stronę rzucono brązowe peleryny z kapturami. Nie mając innego wyjścia, wszyscy wykonali polecenia oprawców.

Po długiej podróży, potężny lotostros zatrzymał się. Drzwiczki pojazdu rozsunęły się i wyciągnięto ich na zewnątrz. Laura zdała sobie sprawę, ze znajdują się w jakimś zaułku. W następnej chwili związano im ręce sznurem. Lina była w magiczny spoob zabezpieczona. Dla pobocznych obserwatorów nie miała związanych dłoni. Także peleryna sprawiała, ze nie można było patrzeć w ich stronę. Na tym polegały zaklęcia maskujące i odwracające uwagę. Człowiek sam nie wiedział, co tak właściwie widzi.

Bez przeszkód przeszli chodnikiem w stronę budynku. Kiedy weszli, okazało się, że znajdują się na lotnisko. Laura próbowała zwrócić na siebie uwagę ludzi, ale kiedy tylko ktoś na nią spojrzał ze wstrętem odwracał głowę.

— To przez pelerynę — szepnęła osoba z tyłu. — Nie czujesz, że jest magiczna?

Alex skupiła się na chwile i faktycznie, poczuła przepływ mocy. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że jej własna magia jest przytłumiona. Czuła to już od pewnego czasu, ale teraz ta świadomość dotarła do niej w pełni.

W pewnej chwili zatrzymali się, a Alex dostrzegła jak jeden z ich prześladowców odchodzi, by po jakimś czasie wrócić. Zastanawiała się czy mogłaby jakoś uciec, ale obserwując ukradkiem otoczenie, zdała sobie sprawę, że napastnicy zbyt dokładnie ich pilnują. Poza tym z jeszcze większym lękiem zdała sobie sprawę, że otacza ich niewidzialne pole ochronne. Bez magii nie była w stanie się przez nią przedrzeć.

Nagle w pewnej chwili rozległ się alarm. Z sufitu zaczął padać deszcz. Powstało zamieszanie. Ludzie krzyczeli, panikowali. Alex bez namysłu rzuciła się do przodu. W tej chwili wolała umrzeć niż pozostać w niewoli. Przebiegła przez barierę, która dosłownie kilka sekund wcześniej rozprysła się na kawałki. Uciekała. Przed siebie. Serce biło jej jak oszalałe. Wbiegła po schodach. Po czym korytarzem.

— Hej, panienko, tutaj nie wolno! — usłyszała za sobą protest.

Ktoś próbował zatrzymać uciekinierkę, ale Alex wyrwała się i biegła dale.

— Alex, zatrzymaj się! — obejrzała się za siebie.

Kątem oka dostrzegła wysokiego mężczyznę w mundurze. Nie zatrzymała się jednak. Przyspieszyła. Nie ufała nikomu ani niczemu. Skręciła w prawo. Biegła dalej przed siebie, odpychając ludzi na bok. W ostatniej chwili zobaczyła przed sobą otwarte okno. Z impetem wyskoczyła przez nie. Upadła na ręce. Niezgrabnie stanęła na nogi i nie oglądając się za siebie rzuciła się do dalszej ucieczki.

— Alex, zatrzymaj się — ponownie się rozległo. – Chce ci pomóc!

I tym razem nie usłuchała. Skręciła za róg.

— Alex! Stój! — podniosła wzrok. — To ja, Laura! Już nic ci nie grozi.

Dziewczyna patrzyła na rozmówczynię z niedowierzaniem. Z zagubieniem. Nagle siły opuściły ciało dziewczyny i ta osunęła się na ziemie. Laura i funkcjonariusz natychmiast do niej  podbieli. Laura zdążyła złapać koleżankę w ostatniej chwili.

— Wezwijcie medyka do mojej pozycji — oznajmił mężczyzna przez krótkofalówkę.

— Nic jej nie będzie? — zapytała Laura patrząc na pokiereszowaną Alex.

— Nie martw się — zwrócił się do dziewczyny opierając dłoń na ramieniu. — Dzięki tobie nie spotkał jej gorszy los. Zaraz będzie medyk i udzieli pomocy Alex.

Po kilku chwilach faktycznie pojawił się kolejny mężczyzna i natychmiast wziął się do pracy.

— Chodźmy — powiedział łagodnie detektyw.

— Ale ja chcę przy niej zostać — zaprotestowała Laura starając się opierać silnym dłoniom mężczyzny. – Ja chcę przy niej być! Puść mnie!

— Lauro, uspokój się! — zawołał stanowczo detektyw. — Ty także musisz odpocząć. Jesteś wyczerpana. Nie powinno cie tutaj być. Pani NIzocka się pewnie martwi.

Jakby na potwierdzenie słów, dziewczynie zakręciło się w głowie i straciła przytomność. W ostatniej chwili zdążył ją złapać. Poprawił sobie dziewczynę w ramionach i zaniósł do samochodu. Poinformował swojego zastępcę, że mu coś wypadło i zawiózł ją do szkoły. Zadzwonił wcześniej do dyrektorki i uprzedził kobietę.

●●●

Eryka siedziała w swoim pokoju. Jej koleżanki gdzieś wyszły. Cieszyła się, bo mogła się skupić na nauce. Jednak nie było takie proste. Nie po tym czego dowiedziała się wczoraj. Chciałaby pojechać do domu. Jednak ojciec się nie zgodził. W domu panuje jakaś zaraza. Niespokojnie zerkała na telefon. Z niecierpliwością zerkała na telefon. 

 — Miau!

Odchyliła się, w następnej chwili na kolana dziewczyny wskoczył szary, duży kocur i zaczął się ocierać o czerwony sweter w czarne paski. Dzisiaj był poniedziałek. Lekcje skończyły się jakieś trzy godziny temu. Eryka nie mogła się skupić dzisiaj, a wszystko przez wiadomość jaką dostała rano.

— Mogliby wreszcie zadzwonić — stwierdziła dziewczyna głaszcząc przyjaciela.

Rzuciła się na telefon jak wariatka.

— Tato? Dlaczego nie mogłam się do ciebie dodzwonić?! — krzyczała do telefonu.

— Cześć.... Kochanie...... przerywa..... u nas...... burza..... zapowiadali, że przez kilka tygodni....... Problemy z prądem i łącznością.

— A co z mamą?

— Wszystko w porządku. Mama jest bezpieczna.

Po czym telefon zaszumiał i umilkł.

— Tato?! Tato?

Eryka westchnęła. Zadawała sobie sprawę jakie gwałtownie burze potrafią panować na Fieerstolood – planeta ognia. Erykę od dzieciństwa otaczał ogień, lawa i wulkany. Wysokie temperatury to norma. Ulewne deszcze zdarzały się rzadko, ale jak już były to raczej ciepłe. Za to ogniste burze to zmora mieszkańców planety. Fiieerstolood to ciężka i wygagająca planeta, której klimat to sawanny, pustynie i kilka gęstych, dzikich lasów. Mieszkańcy szanują planetę i żyją zgodnie z nią. Czarodzieje i czarodziejki chronią mieszkańców miast i wiosek przed nieprzewidywalna pogodą.

Ponownie rozległa się muzyka telefonu. Eryka spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się pod nosem.

— Cześć, co tam słychać? — zapytał Daniel.

— Cześć, jakoś leci — odpowiedziała Eryka. — A co u ciebie?

— A ja myślę o tobie — oznajmił chłopak. — Masz czas?

— No nie wiem — odpowiedziała Eryka z wahaniem. — Muszę się przygotować do lekcji.

— Mam dla ciebie niespodziankę – oznajmił z wyraźnym zadowoleniem. — Załatwiłem spotkanie z księciem Arturem.

— Naprawdę? — zapytała zaskoczona dziewczyna. — W takim razie spotkajmy się za dwie godziny w parku.

— Dobra, będziemy czekać — odpowiedział zadowolony chłopak. — To pa.

— Pa.

Wybrała z kontaktów numer Zuzy.

— Hej, gdzie jesteś? — zapytała Eryka z szerokim rogalem na ustach.

— W bibliotece — odpowiedziała znużonym głosem.

— To w takim razie zbieraj tyłek i spotykamy się za dziesięć minut przed głównym wejściem.

— Co się stało, że jesteś taka zajarana? — zapytała Zuza. W słuchawce słychać było jak pakuje rzeczy do plecaka.

— Mamy spotkanie.

●●●

 Laura otworzyła oczy. I natychmiast je zmrużyła, kiedy potworny ból przeszył głowę. Po chwili zdała sobie sprawę, że cała jest poobijana i obolała. Jęknęła.

— No widzę, że się obudziłaś — rozległ się surowy glos pani Nizockiej. — Jestem niezadowolona, bo nie posłuchałaś mnie.

— Przepraszam — wyszeptała dziewczyna. — Ale musiałam ją znaleźć.

— Ale przecież tym zajmował się już detektyw Bishop — stwierdziła pani Nizocka. — Czemu za tym uciekłaś? Naraziłaś swoje zdrowie i życie.

— Musiałam się upewnić, że nic jej nie jest — odpowiedziała Laura. Sama nie wiedziała do końca czemu tak postąpiła. – Jeszcze raz przepraszam. To się więcej nie powtórzy.

— Mam taka nadzieję — stwierdziła surowo kobieta. — Twoja drużyna traci 120 punktów i dodatkowo przez trzy noce będziesz miała dyżury w Lecznicy oprócz twoich stałych.

— Ale proszę pani — jęknęła.

— Nie dyskutuj, bo ci jeszcze coś wymyślę.

Laura opadła bezradnie na poduszki.

●●●

Godzinę później spotkali się w pobliskim parku.

— No i gdzie oni są? — zapytała Zuzanna rozglądając się dokoła.

— Hej, dziewczyny — usłyszały wołanie zza pleców.

W ich stronę szli chłopcy. Przystojni. Ubrani w czarne płaszcze.

— Hej, chłopaki — odpowiedziała Eryka cichym głosem.

— To jest książę Artur — przedstawił ich chłopakowi o długich blond włosach.

— Cześć, podobno chciałyście się ze mną spotkać? — zapytał swobodnie.

— Tak, miło nam cię poznać — powiedziała Zuzanna zmieszana. — Ale tak, mamy do ciebie sprawę. Jako przyszły następca tronu masz zapewne dostep do różnych dokumentów i ksiąg, prawda?

— Tak, i co z tego?

— I właśnie o to nam chodzi — powiedziała Eryka z delikatnym uśmiechem.

— Czekajcie, dziewczyny — przerwał im Daniel. — Może zmienimy miejsce naszej rozmowy?

— Dlaczego? — zapytała Zuzanna.

— Tutaj jest za dużo ludzi — odpowiedział chłopak.

— Znam pewnie miejsce w głębi parku, gdzie będziemy mogli swobodnie porozmawiać – odpowiedział

— No dobra — zgodzili się wszyscy.

I już po niecałych dwudziestu minutach cała czwórka siedziała w osłoniętym drzewami zagajniku. Oprócz ich stolika znajdowało się tutaj jeszcze kilka innych, pustych. Po prwej stronie – kilka metrów dalej stała mała chatka, w której można było kupić napoje, lody i gofry.

Wracając do tematu, to w czym mogę wam pomóc? – zapytał Artur z poważnym wyrazem twarzy.

Obaj chłopcy wydawali się czujni i lekko spięci.

— Nasza koleżanka zdobyła te oto rysunki — oświadczyła poważnym tonem Eryka, wyjmując z plecaka szkice pergaminu wykonanego przez Laurę. I położyła go na środku stołu. – Kojarzy ci się to z czymś?

Obaj chłopacy przyjrzeli się rysunkowi. I po chwili Artur pokiwał przecząco głową.

— Niestety nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.

— Szkoda. A byłaby szansa abyś poszukał?

— Poszukać zawsze mogę — Artur wzruszył ramionami. — Jak się czegoś dowiem, to dam wam znać. Zrobię sobie zdjęcie, dobrze?

— Jasne.

— Tylko uważaj, żeby ktoś nie odpowiedni jej nie zobaczył — dorzuciła Zuzanna.

Artur zrobił sobie zdjęcie. '

— Hej, może zjemy po gofrze? – zaproponował Daniel po chwili.

— Jasne.

— Z chęcią — dorzuciła Eryka.

Po sześciu minutach siedzieli przy stole, jedli gofry i gadali jak paczka znajomych.

— A co tam u Marty? — zapytał Artur. — Nie widziałem jej ostatnio.

— Pojechała na weekend na Sardynię — odpowiedziała Eryka ze wzruszeniem ramion.

— Acha, a wraca w poniedziałek?

— Tak, napisz do niej sam — zasugerowała Zuzanna.

— A co zakochałeś się w tej dziewczynie? — zaczepił go Daniel.

Artur spiorunował go wzrokiem.

— Przestań głupoty wygadywać — obruszył się książę. – Po prostu jest w niej coś takiego.....

— ..... magnetycznego i tajemniczego? — dokończyły za niego obie dziewczyny.

Chłopaki spojrzały na nie zaskoczeni.

— Tak, my także to czujemy.

— A wiecie, że ona co wieczór trenuje walki mieczem? — zapytała Zuzanna.

— A czy to u was nie jest zabronione? — zapytał Daniel.

— Nie jest, ale nie jest to także dobrze odbierane – dorzuciła Eryka. – Nasza szkoła specjalizuje się w magii defensywnej i leczniczej. I mniej uczymy się atakować, a bardziej ochraniać większy obszar ludzi i powierzchni.

— A ty skąd o tym wiesz? — zapytała zaskoczona Zuzanna.

— W podręczniku do obrony jest tak napisane — oznajmiła Eryka ze wzruszeniem ramion. — A ja mam wrażenie, ze Marta jest typem wojownika. Lub zbyt długo walczyła i nie potrafi się przestawić.

— No, ale gdzie mogłaby się nauczyć takich umiejętności? — zastanawiał się Artur. – Przecież jej rodzina to magicy z pokolenia na pokolenie .

— W ogóle Pająkela mówiła mi, że Marta ma koszmary — rzuciła Zuzanna.

Wszyscy wymienili spojrzenia.

— Dajcie spokój — rzucił wreszcie zniecierpliwiony Daniel. — Nie wolno tak obgadywać.

— Tak, masz rację — powiedziała zmieszana trójka.

— Wracajmy już. Robi się chłodno. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro