Rozdział 16. Magia, to nie taka prosta sprawa.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 PAJĄKELA PRZEZ WEKEEND NIE MIAŁA DOBREGO HUMORU. Koleżanki dziwiły się i pytały co się stało, ale dziewczyna nie chciała o tym mówić. Wciąż od nowa i od nowa przeżywała wydarzenia z lekcji pływania. Nie spodziewała.
— Powiesz wreszcie, co się stało? — zapytała Marta po raz kolejny dostrzegając, że Pająkela posmutniała.
Rudowłosa dziewczyna spojrzała smętnie na koleżankę.
— Chodzi o to, że na lekcji pływania nie popisałam się — wyznała cicho. I opowiedziała, co wydarzyło się w trakcie lekcji. Marta słuchała uważnie i w skupieniu.
— Ja bym się na twoim miejscu nie przejmowała —stwierdziła lekceważącym tonem. — Przecież i tak nie wystawił ci żadnych ocen.
Pająkela skuliła się w sobie.
— A co jeśli mój tato się o tym dowie?
Marta popatrzyła na nią jak na idiotkę.
— Nie przejmuj się ojcem — doradziła ze spokojem.
— Ale ja nie chcę go zawieść — wyznała prawie bezgłośnie.
Powtórzyła drugi raz głośniej.
— Daj spokój, przecież z tego co mówiłaś to był tylko tekst —próbowała dalej argumentować Marta. — Nauczysz się. W końcu od tego są nauczyciele. Naprawdę wyluzuj!
— Może masz rację — rzekła niepewnie Pająkela.
Zapadła chwila ciszy.
— A tak w ogóle, to powiesz co ci się śni w tych koszmarach? — zapytała Pająkela cicho.
Marta odwróciła wzrok. Z westchnieniem podniosła się i podeszła do okna. Na zewnątrz panowała mgłą i padał deszcz. Otworzyła powoli okno.
— Nie chcę o tym rozmawiać — powiedziała Marta sztywno.
Pająkela nie miała odwagi pytać dalej.
— Nie pamiętam, co mi się śni — dodała nagle czarnowłosa. — Ale mnie to męczy —wyznała z bólem w głosie. — Pozostają po tym takie złe i mroczne uczucia.
— A nie myślałaś nigdy o tym aby komuś się zwierzyć? — zapytała Pająkela życzliwie. — Mój tato uratował ci życie.
— Wiem i jestem mu za to wdzięczna — stwierdziła Marta wyglądając przez okno. —Ale on mi nie pomoże.
— A właśnie, myślę, że mógłby ci pomóc — rzekła rudowłosa. — Mój ojciec jest specjalistą od zaklęć umysłowych.
— Jakich? — zapytała Marta zerkając na Pająkelę zaskov=czona.
— Potrafi wejść do każdego umysłu — powiedziała Marta.
— Czyli czyta w myślach — stwierdziła Pająkela.
— To coś więcej — zaprzeczała kiwnie ciem głowy,
— Dziękuję ci za troskę, ale nie skorzystam — odpowiedziała stanowczo Marta.
— Dlaczego nie chcesz sobie pomóc?
Marta zacisnęła usta.
— Słuchaj, w szkole jest psycholog — oznajmiła. — Co prawda, chyba jeszcze nie przyjmuje, ale wiec, ze gdybyś chciała, to masz się do kogo zwrócić.
Marta pokiwała głową, ale nic nie powiedziała.

●●●

Laura z tacką ze śniadaniem usiadła przy stole. Zamrugała aby wybudzić się, Nie spała calą noc. Nie potrafiła zasnąć, bo myślała o tym, w co ubierze się na imprezę. Zastanawiała się czy mogłaby nie iść.
— Co ty taka dzisiaj niewyraźna? —zapytała Eryka zauważając smutek na twarzy koleżanek.
Laura spojrzała pochmurnie na koleżankę.
— Nie chcę iść na ten cały bal — stwierdziła po prostu.
— Dlaczego? —zapytała Eryka zaciekawiona.
— Po.... Po prostu nie mam w co się ubrać — odpowiedziała szczerze.
Dziewczyny wymieniły popatrzyło między sobą.
— W sumie, mogę ci pomoc — zaproponowała Kasia. — Mam dużo sukienek i mogę ci pożyczyć.
— Naprawdę? — zapytała zaskoczona Laura.
— No pewnie — pokiwała głową.
—Naprawdę jesteś super — powiedziała Laura i rozpromieniła się.
Przez kilka chwil jadły w milczeniu.
— A tak w ogóle to może dzisiaj po lekcjach wyskoczymy na miasto? —zaproponowała Kasia.
— Dobry pomysł — zgodziły się pozostałe dziewczyny.

●●●

Jak to jednak czasami bywa. Pogoda pokrzyżowała plany. Przez cały weekend padał ulewny deszcz, który wręcz utrudniał widoczność. Zrobiło się zimno i nieprzyjemnie. Jednak Laurze humor się poprawił, ponieważ perspektywa pójścia na bal w normalnych ciuchach , dodała dziewczynie otuchy. W niedziele po południu okazało się iż wszystkie uczennice, mają jechać w szatach wyjściowych szkolnych.
Większość dziewczyn, kiedy zostało to ogłoszone przy obiedzie, oburzyła się i protestowała. Jednak jak argumentowano taka jest tradycja i nikt nie będzie jej zmieniał. Pozostałym dziewczynom albo było to obojętne albo poczuły ulgę. Nie musza się martwic o stroj.
— Jak tak można w ogóle? — zastanawiała się Kasia oburzonym tonem.
— Przestań, to jest sprawiedliwe — stwierdziła Zuzanna pijąc kakao. — W ten sposób żadna się niw wyróżni
— A ja właśnie lubię się wyróżniać — stwierdziła niepocieszona.
Żadna nie skomentowała słów koleżanki.
— W takim razie, zostaje nam kwestia makijażu i fryzury — przerwała milczenie Eryka. — W tym też jestem całkiem dobra. W mojej poprzedniej szkole mieliśmy zajęcia z fryzjerstwa i kosmetologii.
— Super — stwierdziła zachwycona Zuzanna. — To ja się pierwsza do ciebie zapiszę!
I w ten sposób zrobiła się spora kolejka dziewczyn, do Eryki. Plotki szybko się rozeszły. Całą niedzielę przyjmowała dziewczyny, by zrobić im próbny makijaż.

●●●

Późnym po południem, Laura postanowiła wykorzystać fakt przebywania w pokoju samej. Wyciągnęła z szafki książki różnej grubości. Usiadła przy biurku. O szyby uderzały krople deszczy i pobliskie gałęzi uderzających o szybę. Laura wyciągnęła z g órnej szuflady swój zeszyt snów. Otworzyła na stronie, w której miała narysowany ostatni swój sen. Po raz kolejny się przyjrzała.
Otworzyła książkę „Symbole i ich znaczenie". Przeglądała po raz kolejny szukając jakiś podobieństw. Niestety po kilku chwilach zamknęła z hukiem.
Przez kolejne dwie godziny przeglądała inne książki, ale nie znalazła niczego. W pewnej chwili znalazła w jednej z książek o magicznych przedmiotach i ich znaczeniach, coś co może pasować do snu, który miała. Opowieść o trzech pergaminach i pierścieniu Soren. Obok znajdował się obrazek trzech pergaminów i w samym jego środku pierścień z żółtym kamieniem.
— To jest to! — mruknęła zadowolona.
Przetarła oczy i ziewnęła. Zamknęła zeszyt i książki. Schowała wszystko do szafy.
W tym momencie do pokoju weszły jej współlokatorki.

●●●

Dziesiątego września, w środę dziewczyny były gotowe na bal. Od kilku dni przygotowywały się na tę coroczną imprezę. Teraz mogły godnie reprezentować swoją szkołę. Uczennice pierwszego roku stały w holu przed wyjściem z zamku w odświętnych płaszczach nałożonych na szaty.
Po kilku minutach czekania po schodach zeszło czworo członków zespołu pedagogicznego w tym zastępczyni dyrektorki, której wciąż nie było.
— Moje drogie — odezwała się ta ostatnia — na balu macie zachowywać się bez zarzutów, żeby szkoła nie musiała się za was wstydzić. Jeśli wasze zachowanie będzie naganne odbiorę waszej drużynie sto punktów jak również zostaniecie srogo ukarane. Natomiast za dobre zachowanie wasza drużyna zyska po sto punktów od każdej dziewczyny..
Gdy skończyła przemowę kazała iść za nią na zewnątrz. Na dworze słońce powoli i leniwie zachodziło za horyzontem. Na polanie czekały cztery statki w kolorze złota. Nauczyciele ustawili się przy statkach. Pani Jowisz Aneta – szczupła, długie, czarne włosy uczesane w długi warkocz. Marta i reszta drużyny Amazonek weszła za nią na statek. Wnętrze było przytulne pod oknami znajdowały się fotele. Marcie przypominały te, które są w autobusach. Zajmowali miejsca, przy czym trochę hałasowały. Po kilku minutach statek zbił się w powietrze.
— Ale widok — zachwyciła się Pająela wyglądając przez okno.

— Piękny zachód słońc — zgodziła się z nią Marta.
Przez resztę lotu nic nie mówiły, dopiero kiedy ich oczom ukazały się mury zamku Szkoły Złotych Wojowników Marta oznajmiła:
— Jestem pewna, że to będzie świetna zabawa. I będą chłpcy.
— No. Też się z tego cieszę — powiedziała Pająkela bez entuzjazmu.
— Jakoś nie widzę zachwytu — oznajmiła z kpiącym uśmieszkiem Marta. — Ja tam mam nadzieje na spotkanie Artura Bochenka.
— A kto to? — zapytała zaciekawiona dziewczyna.
— Przyszły król Miris — rzuciła Marta lekceważąco.
Pająkela zrobiła wielkie oczy.
— Spokojnie, nic między nami nie ma — rzuciła Marta stanowczym tonem. — Nie interesują mnie tacy ludzie. Chcę mu tylko oddać pieniądze za książki
— Kupił ci książki? — zapytała Pająkela z niedowierzaniem.
— Tak, chcę mu oddać kasę .... – Marta urwała w połowie zdania. – A właśnie pożyczysz mi 26 gorów, błagam! – prawie krzyczała składając ręce w błagalnym geście.
— No dobrze pożyczę ci — zgodziła się i uśmiechnęła promiennie.
Pali pogrzebała chwilę w plecaku, wyciągnęła brązowy portfel i podała Marcie pęk pieniędzy.
— I nie musisz mi ich oddawać — dodała.
— Ale tu jest więcej niż potrzebuję — powiedziała Marta patrząc na koleżankę z zmieszana miną.
—Bierz — nalegała Pająkela.
Marta schowała pieniądze do plecaka.
Statek przygotowywał się do lądowania, schodził coraz niżej, Aż wreszcie wylądował. Na polanie stal jeszcze jeden pojazd, należący do szkoły Czarnej Chmury. Pojazd czarownic był w ciemnych barwach. Był podobny do statku kosmicznego.
Czarownice miały na sobie czarne płaszcze z białym futerkiem i białe kaptury. Dyrektorka szkoły Czarownic podeszła do dyrektora Wojowników. Kobieta nie wyglądała na starą, ale wiekową. Z daleka w świetle Marta zobaczyła, że włosy kobiety są jasnobrązowe. Natomiast mężczyzna był młody, wysoki, przystojny i emanowała od niego siła oraz odwaga. Ubrany był w czerwoną narzutę, sięgającą ziemi.
Zamek o wiele mniejszy od szkoły czarodziejek. Posiadał dwie, szpiczaste wieżyce. Trzy piętra i spadzisty dach oraz dwa balkony.. Teren szkoły był ogrodzony siatką na cztery metry uplecioną z pnączy. Tu i ówdzie rosły pojedyncze drzewa owocowe.
Teraz do dwójki rektorów podeszła zastępczyni dyrektorki ze szkoły, do której chodziły dziewczyny.
— Proszę za mną — odezwał się dziwnym chrapliwym głosem.
Marta zorientowała się, że należy on do młodego dyrektora.
Wszyscy zgromadzeni ruszyli powoli w stronę zamku. Wnętrze naprawdę było imponujące, wielkie schody prowadziły na wyższe piętra. Oni jednak skierowali się w lewo, gdzie znajdowały się wielkie srebrne drzwi. Nad nimi widniał napis „Srebrna Sala".
Srebrna Sala była duża. Pod ścianami ustawiono pięć długich i szerokich stołów z jedzeniem. Pod przeciwległą ścianą sofy, na których można usiąść, gdy już miałoby się dość tańca. Na wprost wejścia stały instrumenty muzyczne. Reszta sali miała posłużyć jako parkiet do tańca. Na stołach znajdowały się różnego rodzaju napoje i jedzenie.
Gdy tylko wszyscy porozchodzili się w różne strony, na scenie pojawił się złożony z siedmiu muzyków – nieznanej Marcie kapeli. Muzycy zaczęli przygrywać cichą, ale dobrze słyszalną, skoczną melodię. Jeden z mężczyzn zaczął śpiewać piosenkę pod tytułem „ Pokochaj mnie".
— Fajna kapela — powiedziała Ania do dziewczyn, stojąc przy jednym ze stołów.
Nauczyciele pilnowali porządku przechadzając się w tę i z powrotem.
Uczniowie trzech szkół poznawali się, tańczyli i rozmawiali ze sobą. Na jednej z sof Marta dostrzegła Artura Bochenka.
— Przepraszam was na chwilę — powiedziała Marta idąc w stronę chłopaka.
Przecisnęła się przez mały tłumek tańczących par i usiadła na sofie tuż przy Arturze. Przez kilka dobrych minut nie odezwali się do siebie, zerkali ukradkiem.
— Cześć Marta — przywitał się chłopak.
— Cześć Artur — odpowiedziała spokojnie dziewczyna. – Mam dla ciebie – pogrzebała w kieszeni plecaka, wyciągnęła portfel i podała chłopakowi pieniądze. – Pieniądze, które mi pożyczyłeś, znaczy, za które kupiłeś mi książkę – wydukała.
— Dzięki — powiedział Artur biorąc od niej pieniądze i chowając je do kieszeni spodni. – Zatańczymy? — wstał i wyciągnął rękę w geście zapraszającym.
— Chętnie — zgodziła się Marta wstała i wzięła plecak. — Poczekaj chwilkę.
Oddała go Pająkeli i po chwili tańczyła razem z Arturem w rytm wolnej piosenki. Po piętnastu minutach piosenka skończyła się, rozległy się brawa.
— A teraz nadszedł czas na pierwszy duet karaoke — powiedział czarnowłosy mężczyzna w okularach, kiedy brawa ucichły. — A tym duetem będą Eryka Piotrowicz i.... – zrobił pauzę – i Daniel Kucharczyk.
Eryka w żółtej szacie i włosach upiętych w dwa warkocze prezentowała się przepiekanie. Marta dostrzegła jej niepewne spojrzenie i posłała jej ciepły uśmiech. Obok niej szedł wysoki, przy kości, niebiesko- włosy chłopak w odświętnej szacie – zielonym surducie.
Czarodziejka ognia szła obok Daniela, który wydawał się być opanowany i spokojny w przeciwieństwie do niej, której lekko drżały ręce i szybko biło serce. Bała się, że skompromituje siebie i całą szkołę.
— Boję się — wyznała szeptem chłopakowi, sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła.
— A ja tam nie — odparł spokojnym i wyluzowanym głosem. — Po prostu traktuję to jako zabawę i ty też powinnaś. Zaufaj mi – szepnął jej do ucha. Obdarzył ją szczerym, pięknym uśmiechem.
Daniel pomógł Eryce wejść na podwyższoną scenę.
— Zaśpiewacie piosenkę pt. „Czary nas uchronią" — rzekł mężczyzna, który śpiewał wcześniej. — Na ekranie będą wyświetlać się słowa. Bawcie się dobrze – powiedział zarówno do widzów jak i do Daniela i Eryki stojących na scenie.
Podał im mikrofony i zniknął za drzwiami gdzie znajdowały się kulisy. Chwilę później zaczęła grać kapela, a na tablicy pojawiły się pierwsze słowa.
— Słowa tej piosenki to — zaczęła śpiewać Eryka lekko piskliwym głosem. — magia, która może ocalić nas, oooo....
— Magia to czary, które ochronią nas przed tym co złe– zaczął pewnym głosem Daniel. – Bo jest więź między nami, której nie pozwolimy uwolnić się.
— O nieeee — zaśpiewali razem.
— Będę strzegła jej — śpiewała już bez lęku, pewnie. — Będę strzegła jej, naszej więzi, które wiecznie będzie trwać, póki żyć, będziemy to razem będziemy.
Nastąpiła chwila kiedy płynęła sama melodia. Daniel uśmiechnął się do Eryki, a ona odwzajemniła uśmiech.
— Los okrutny zabrał mi Ciebie — w jego głosie było słychać bezgraniczną rozpacz.
— Pięknie dziękujemy — na scenie ponownie pojawił się mężczyzna. – Wielkie brawa.
Sala rozbrzmiała oklaskami. Eryka zeszła ze sceny na kolanach jak z waty.
— Świetnie śpiewasz — powiedziała Laura podchodząc do sceny razem z resztą dziewczyn. — Ty również – dodała posyłając w stronę Daniela spojrzenie.
— Naprawdę ekstra wykonanie — przytaknęły pozostałe dziewczyny.
— Dzięki — odparła Eryka zmieszana. — I nie miesicie kłamać, ja nie umiem śpiewać.
Daniel podszedł do jednego ze stołów, przy którym stało jeszcze dwóch chłopaków. Zaczął z nimi rozmawiać. Eryka podeszła do sofy i usiadała na niej. Teraz, gdy miała to już za sobą, cieszyła się, że zaśpiewała. To, że się przełamała, pokonała swoje obawy, czuła satysfakcję.
Muzycy zaczęli ponownie grać i śpiewać.
Laura tańczyła z chłopakiem o rudych włosach. Czarodziejka ognia obserwowała ich przez dłuższy czas.

●●●

Marta wyszła ze Srebrnej Sali i udała się na zewnątrz. Zabrała ze sobą plecak i płaszcz. Słońce już zaszło, a na niebie wschodził księżyc w pełni. Stała przez chwilę wpatrzona w księżyc. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się. Marta odwróciła się i ujrzała Melindę Vanesco - to szczupła, jasnowłosa dziewczyna. Włosy falowały na wietrze. Teraz wyglądała znacznie lepiej, niż kiedy widziała ją ostatnim razem.
— Co my tu mamy? — spytała szyderczym tonem.
— A co cię to obchodzi — odpowiedziała wyniośle Marta patrząc w zimne oczy dziewczyny. — Nie wiedziałam, że przyjęli cię do szkoły czarownic — dodała łagodniej.
— A przyjęli — powiedziała zadziornie Melinda patrząc wyzywająco na Martę. — A jak tam twój chłopak? Dalej głupi i kościsty?
— Przestań!! — krzyknęła dziewczyna ze złością i bólem w głosie. — Skąd o tym wiesz?
— A zapomniałabym — rzekła szyderczo podchodząc do niej bliżej i uśmiechając się złośliwie. – Przecież on i tak jest już trupem
— Teraz już przesadziłaś! — krzyknęła Marta.
Rzuciła się na Melindę powalając ją na ziemię i okładając pięściami po twarzy. Czuła jak po jej własnej ciekną łzy. Zaczęły się toczyć. Marta ponownie uderzyła Melinę w twarz, ale ta złapała jej rękę zaciśniętą w pieść i zablokowała, drugą położyła jej na piersi i odepchnęła z całej siły. Czarodziejka wody stoczyła się z niej, ale szybko stanęła na nogach. Melinda zacisnęła pięści gotowa do walki. Dziewczyna była szybka i kilka razy Marata oberwała od nie prosto w nos. Czarodziejka wody jednak posiadała umiejętność sztuk walki i gdy Melinda zagapiła się wykorzysta to i ponownie zadała jej cios, tym razem z wyrzutu wysoko nogi. Cios Marty ponownie powalił Melindę na ziemię, czarodziejka wykorzystała to i gdy chciała zadać kolejny cios poczuła ostre szarpnięcie do tyłu. Zaczęła się wyrywać. Melinda została potraktowana podobnie.
— Natychmiast przestańcie — usłyszały rozkazujący głos. – Co się tu dzieje?
Mężczyzna nie czekając na wyjaśnienia wziął obie dziewczyny za płaszcze i poprowadził w stronę zamku. Weszli na schody na trzecim piętrze skręcili w lewo. Dotarli do gabinetu z napisem „dyrektor". Weszli do środka.
— Poczekajcie tu — powiedział srogim tonem. — Wrócę z waszymi opiekunami. Macie tu chusteczki. – dodał podając im po paczce i wyszedł.
Marta przyłożyła sobie chusteczkę do nosa i odchyliła głowę do tyłu. Czuła w gardle spływającą krew. Zerknęła na Melindę, która wpatrywała się w nią nienawistnym wzrokiem, ona posłała jej takie samo spojrzenie.
— Zadowolona z siebie? — zapytała mrukliwie, przełykając Marta.
—Ja się dopiero rozkręcam — wyszeptała czarownica, podchodząc bliżej. — Wiesz jak to jest przez dwa lata siedzieć w Międzyprzestrzeni czasowej? Nie wiesz, bo niby skąd!
— To mnie oświeć! — odezwała się adeptka wyniośle, prowokująco.
— Obiecuję ci, że wkrótce się dowiesz — syknęła Melinda do ucha.
W tej chwili drzwi gabinetu ponownie się otworzyły i do środka weszły trzy osoby. Dwoje dyrektorów szkół i zastępczyni.
— Pani dyrektor to ona mnie sprowokowała krzyknęły jednocześnie
— Cisza — odezwał się dyrektor surowym tonem.
— Nieważne kto kogo sprowokował — odezwała się pani Toronto surowym głosem.
— Zgadzam się z panią — powiedziała dyrektorka szkoły czarownic.
— Dlatego odejmuję tobie tyle punktów ile było ustalone — powiedziały równacze-śnie.
Dla Marty oznaczało to, że jej drużyn straciła właśnie sto punktów.
— No i tyle — podsumowała po chwili pani Nina Toronto. — Marta możesz wracasz do szkoły.
— To dotyczy również ciebie Melindo — dodała surowym tonem dyrektorka szkoły czarownic.
Marta czuła się skrzywdzona, ale nie odezwała się już więcej, nie chcąc jeszcze bardziej zaszkodzić swojej drużynie, Dziewczyny wyszły z gabinetu nie wiedząc tak naprawdę jak dostaną się z powrotem do swoich szkół.
Po pięciu minutach z gabinetu wszedł starszy, wysoki mężczyzna przykrości o krótkich, jasnych blond włosach.
— Idziemy — powiedział kiedy wyszedł z gabinetu.
Ruszył nie patrząc czy idą za nim. Ton jego głosu mógł zmrozić nawet najodwa-żniejszego wojownika. Przeszli odcinek dzielący je od wyjścia i po chwili były już na polanie gdzie czekał na nie mały samolot. Mieścił on cztery osoby. Po kilku chwilach od wejścia na pokład wzbili się w powietrze. Marta oddalała się coraz bardziej od przyjaciółek, zabawy i Artura.

●●●

Alex tańczyła z przystojnym chłopakiem o imieniu Troy. Wszyscy dobrze się bawili. Gdy muzycy skończyli grać piosenkę, dziewczyna dołączyła do przyjaciółek. Stały przy stole z jedzeniem.
Przepraszam — zaczepił je chłopak o jasnych, krótko ostrzyżonych włosach. – Czy nie widziałyście dziewczyny, o długich czarnych włosach z warkoczem?
— A jak była ubrana? — zapytała Laura. – wiesz pełno tu takich dziewczyn.
—W żółtą szatę — odparł zniecierpliwiony.
— A o Martę ci chodzi? — upewniła się Zuzanna.
— Tak o Martę — odparł. — Wy jesteście jej koleżankami?
Pokiwały potakująco głowami.
— Tak. Ale nie widziałyśmy jej — powiedziała Ania.
— Od chwili kiedy oddawała ci pieniądze dodała Kasia.
Nagle światło zgasło, a na korytarzu zrobił się hałas. Ludzie zgromadzeni na sali zaczęli krzyczeć i po omacku ruszali ku drzwiom. Dziewczyny zostały popchnięte razem z prądem ludzi, chcących wydostać się ze Srebrnej Sali.
— Proszę o spokój — odezwał się głos zastępczyni.
Salę rozjaśniły magiczne kule mocy. Były żółto - pomarańczowe.
— Te dziewczyny, które umieją wytwarzać światło — odezwała się dyrektorka czarownic. – Niech użyją swoich mocy do oświetlenia sali.
Natychmiast wykonano jej polecenie i cala sala zaczęła szeptać zaklęcia światła.
— Zróbmy to! — krzyknęła z entuzjazmem Pająkela.

W ciemnościach łatwo drogę zgubić
Więc do tych co światło stwarzają wołamy

Zaczęły uwalniać energię, unosząc obie dłonie złączone ze sobą ku górze.

By z mej magii
Drogowskaz uczynili.

Dziewczyny skończyły kumulować energie i ją uwolniły w postaci żółto – pomarańczowych kul.— Super — stwierdziła uradowana Alex. — Udało nam się.— Chodźcie — powiedziała Zuzanna przeciskając się przez tłum w stronę drzwi, a świetlista kula podążyła za dziewczyną, która robiła przywołujący gest (machała do siebie). – Musimy dowiedzieć się co jest grane – wyjaśniła zdezorientowanym przyjaciółkom, idącym za nią. – Coś mi mówi, że to jest nasze przeznaczenie, a przynajmniej jego część.
ALEKX wymieniła zdziwione spojrzenie z Laurą.
Zwariowała? — zapytała szeptem.
Po dziesięciu minutach, a może nawet mniej, dziewczyny przedostały się na przód tłumu. Wymknęły się chyłkiem przez nikogo nie zauważone. Korytarz był pogrążony w ciemnościach, przerażająco cichy i bardzo dziwny. Zuzanna ruszyła przodem, rozświetlając mrok swoją mocą i rozglądając się uważnie.
Zaklęcie światła powoli odbierało siły dziewczynom. Kule z pyknięciem znikały jedna po drugiej. Tylko Eryka i Zuzanna kontrolowały jeszcze zaklęcie.  Bez transformacji ciężko jest skupić moc i zabierała ona dużo więcej energii.

●●●

Tymczasem w pokoju Pająkeli i Marty, ta druga rozebrała się z szaty, rzuciła ją na krzesło i przebrała się w piżamę leżącą pod poduszą jej łóżka. Z plecka wyjęła pamiętnik, położyła się na łóżku i napisała.

Środa, 10 września.
Czuję się fatalnie!

Czekałam na tę imprezę od chwili, gdy się o niej dowiedziałam. Jedyną rzeczą, która mi się udała był taniec z Arturem Bochenkiem. Ale zapowiadało się jeszcze lepiej, jednak wszystko zepsuła d Vanesco. Sprowokowała mnie i zaczęłam się z nią bić. Jak głupia. Przecież powinnam być opanowana!

Akurat napatoczył się dyrektor Złotych Wojowników i nas zgarnął do swojego gabinetu. Moja drużyna straciła przez to sto punktów. A ja zarobiłam kilka siniaków i krwawienia z nosa.

Gdy pisała ostanie zdanie ZADZWONIŁ telefon. Marta odłożyła długopis, zamknęła zeszyt i wzięła do ręki. Na wyświetlaczu dziewczyna ujrzała napis „Dom".
— Cześć, mamo — przywitała się, siląc się na radosny ton głosu, gdy na ekranie zobaczyła twarz rodzicielki.
— MUSIMY POWAŻNIE POROZMAWIAĆ — obok twarzy matki ujrzała poważną twarz ojca.
— Co się stało? — zapytała przestraszona czarodziejka wody.
— Przyniosłaś nam dzisiaj duży wstyd — odparł bez żadnych wstępów. — Jak MOGŁAŚ się tak zachować?
— Nie wiem o czym wy.... — nie dokończyła.
— DOBRZE WIESZ — ryknął. — DZWONIŁA DO NAS DYREKTORA. CHODZI O PEWIEN INCYDENT Z JEDNĄ CZAROWNICĄ! — rozłączył się nie dając jej nic wyjaśnić i bez pożegnania.
Marta była lekko oszołomiona. Ze złości i bezradności rzuciła telefonem o drzwi, który roztrzaskał się o nie. Położyła się do łóżka ze łzami w oczach.

●●●

A w szkole dziewczyny błądziły po nieznanych i ciemnych korytarzach. Nagle ujrzały chłopaka przywiązanego, wręcz wyglądającego jakby się wtopił w ścianę.
— Ja się tym zajmę — powiedziała Eryka. — Wy idźcie dalej.
Eryka patrzyła za oddalającymi się dziewczynami. Spojrzała na nieprzytomnego, zakrwawionego chłopaka. Zauważyła, że był przystojny, jego długie, białe włosy opadały na ramiona. Podeszła do niego, użyła magii ognia, ale to nie zadziało.
— Muszę użyć zaklęcia ostrza — rzekła do siebie.

Moja magia to ogień,
Lecz nie mogę,
Uwolnić przyjaciela,
Z więzów złej magii,

Uwolniła energię, która rozdzieliła się na cztery czerwone strzały. Magia zaklęcia przebiła sznury krępujące. Adeptka podtrzymała chłopaka aby nie upadł i ostrożnie położyła na ziemi. Przez ciało młodej dziewczyny przechodziły dreszcze. Coraz bardziej odczuwała skutki użycia magii bez transformacji. Kilka razy nabrała powietrza, by dojść do siebie.
— Hej, obudź się — uderzyła go cztery razy w oba policzki.
Odzyskał świadomość. Miał piękne szmaragdowe oczy. Serce dziewczyny zabiło szybciej.
— Gdzie jest ten dziwny facet? — spytał wstając z podłogi. – On jest z orkiestry, ten co śpiewał.
— Facet z orkiestry... czego chciał? — zapytała Eryka zszokowana. Z trudem łapała oddech.
— Mówił coś o jakimś pergaminie – odpowiedział.
— Musimy znaleźć resztę! — zawołała i zaczęła biec. — Mogą być w niebezpieczeństwie!

●●●

Pozostałe dziewczyny zauważyły jasnowłosego mężczyznę w Mrocznej Przemianie. Nie widziały dokładnie jak wyglądał.
— Niech pan się zatrzyma! — zawołała Zuzanna.
Mężczyzna rzucił kulę różowej energii. Dziewczyny odskoczyły.
— Za nim! — zawołała Zuzanna wstając z kolan.
Pierwsza rzuciła się w stronę uciekającego mężczyzny. Zniknął za zakrętem.
— Tam zniknął!
Dziewczyny wbiegły za róg korytarza. Niespodziewanie zderzenie z czymś twardym i zimnym zwaliło z nóg.
— Auć!
— Hej, nic wam nie jest? — zapytała zaniepokojona Eryka. — Co się stało? — pomogła wstać Ani.
— Wpadłyśmy na jakaś niewidzialną przeszkodę — stwierdziła Kasia rozmasowując sobie ramiona.
Daniel ostrożnie ruszył do przodu. Trafił na ścianę. W korytarzu rozbłysło światło. Tworzyła barierę od ściany do podłogi.
— Naprawdę zrobił jakąś barierę magiczną — stwierdził zamyślony chłopak.
— Muśmy powiedzieć o tym nauczycielom — oznajmiła nagle Eryka.
Pozostałe posłały krytycznie spojrzenie.
— Chyba faktycznie, nie mamy wyjścia — zgodził się nieśmiało Daniel.
Cóż tak zrobiły. Nauczyciele nie byli zachwyceni. Dziewczyny pokazały gdzie zniknął nieznajomy.

●●●

Pół godziny wcześniej w szkole czarodziejek, Marta spała i miała dziwny sen. Śniło jej się, że jest w domu, ale nie zupełnie. Dziewczyna była niewidzialna, a rodzice rozmawiali o niej ze sobą.
— Nie uważasz — mówiła zdenerwowana Sylwia Trubines do męża. – Że byłeś dla niej za ostry? W końcu to też nasza córka.
— Nie, nie uważam — odpowiedział ostrym tonem. — Całe jej życie to katastrofa.
— To nieprawda — krzyknęła Marta, ale oni jej nie widzieli ani nie słyszeli..
— Dobrze wiesz, że ona zbłądziła — powiedziała mama Marty w jej obronie. — Ale przecież ona nie jest złym dzieckiem.
W tym momencie głosy zaczęły się oddalać, a Marta obudziła się. Leżała przez chwilę z otwartymi oczyma. Wreszcie wstała i podeszła do księgi zaklęć poziomu pierwszego i odnalazła zaklęcie ukrycia pisma.

Zaklęcie na ukroicie pisma

Położyć ręce nad kartką lub na innym arkuszem papieru. W trakcie mówienia zaklęcia powoli uwalniać energię.

To co widoczne,
Niech w ukryciu Będzie,
W cieniu nocy zniknie atrament widoczny.

Poprawnie działanie zaklęcia objawi się tym, ze książka zaświeci na zielono.

Przeczytała wskazówki dwa razy i położyła dłonie na pamiętniku i wymówiła zaklęcie co dwie linijki uwalniając energię. Musiała powtórzyć zaklęcie kilkakrotnie. Już miała zamiar się poddać, ale postanowiła spróbować jeszcze raz, ostatni.

To co widoczne,Niech w ukryciu będzie

W cieniu nocy zniknie atrament widoczny.

Książka zapłonęła zielonym blaskiem. Marta otworzyła pamiętnik. Ale nie zauwa-żyła żadnych zmian. Widziała to co napisała. Zrezygnowana opuściła dłonie i zamknęła pamiętnik. Przekonała się, ze magia nie jest taka łatwa.

●●●

Intruza nie udało się znaleźć. Impreza zakończyła się. Czarodziejki i czarownice wróciły do swoich szkół. Pająkela i wszystkie dziewczyny były zmęczone wydarzeniami ostatnich godzin. Czarodziejki porozchodziły się do swoich internatów, by wrócić do pokojów. Pająkela weszła na zatłoczone schody i „wdrapała się" na trzecie piętro unikając upadku z wysokości. Gdy jedna z adeptek nie chcący szturchnęła ją. Otworzyła drzwi z numerem 108. Marta spała, ale dość niespokojnie przewracała się z boku na bok. Czarodziejka pajęczyny wchodząc nadepnęła na resztki tego co kiedyś było telefonem Marty.
— Rany, co ona tu robiła? — szepnęła do siebie dziewczyna, zbiegając resztki po telefonie.
Podeszła do biurka przyjaciółki i odłożyła resztki po komórce.
— Pamiętnik Marty — powiedziała cicho, zapalając lampę na biurku. — Dlaczego zostawiła go na wierzchu?
Nie powinna tego robić, ale zawsze należała do ciekawskich.
Wzięła go do ręki i otworzyła na pierwszej stronie. Była pusta.
— Co to ma być? — przejrzała cały pamiętnik. – Jest czysty.
Ziewnęła.
— Nie chce mi się teraz o tym myśleć — mruknęła, odkładając pamiętnik Marty i kładąc się spać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro