Rozdział 26. Magia w praktyce. (część 1.)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ERYKA POPSIESZNIE WYSZŁA Z BILOTEKI. NAPISAŁA DO CHŁOPAKA. Cieszyła się na spotkanie z nim. Świetnie bawili się w kinie. Po seansie odprowadził dziewczynę pod bramę szkoły. Z nieba zaczął padać deszcz.

— Spotkamy się jeszcze? — zapytała Eryka.

— Tak, z chęcią — odpowiedział chłopak.

— Zadzwonisz wieczorem? — poprosiła.

— Pewnie — pogłaskał ją czule. — A, tak właściwie mam coś dla ciebie.

— Naprawdę?

Chłopak skinął głową i wyciągnął z kieszeni perłę.

— Jaka piękna — powiedziała Eryka zachwycona. — Dziękuję.

Dziewczyna pomachała chłopakowi na pożegnanie. Przez chwilę wpatrywała się w perłę. Była naprawdę piękna.

— Cześć, Eryka — podskoczyła na głos koleżanki. — Ktoś się chyba zakochał!

— Nie przesadzaj! — powiedziała Eryka ze śmiechem.

— Chcesz żebym ci pomogła? — zapytała Zuzanna poklepując Eryke po ramieniu.

— Z Danielem? — zapytała zaskoczona.

— Nie z Danielem — powiedziała Zuza poirytowana. — Z lekcjami.

— A tak — padła odpowiedź. Eryka spuściła wzt=rok.

Ruszyły w milczeniu.

— Jak tam było na randce? — zapytała Zuza z ciekawością.

— Super — odpowiedziała rozmarzona Eryka.

●●●

Ania miała trochę czasu dla siebie. Zmęczona usiadła na kanapie w pokoju wspólnym. Lubiła tutaj przesiadywać w tym pomieszczeniu. Znajdowały się tutaj kwiaty, stoliki. Grupka starszych uczennic także postanowiła po oglądać telewizję. Za oknem rozpętała się prawdziwa ulewa i wiatr.

Oglądały jakiś film. Po tym przerzuciły na wiadomości. W pewnym momencie informowano i ostrzegano przed grupą włamującą się do domów.

— Dzień dobry, Aniu — jasnowłosa odwróciła głowę.

Koło kanapy stała wychowawczyni – Eweylin Cook. Niska, ciemnoskóra kobieta o kasztanowych, falowanych włosach. Patrzyła na Anie zielonymi, życzliwymi oczami osłoniętymi rzęsami. Miała pełne usta pociągnięte błyszczykiem. Ubrana w szkolną szatę. 

— Dzień dobry — odpowiedziała Ania drżącym głosem. — Czy coś się zdało?

— Nie, spokojnie — odpowiedziała kobieta z delikatnym uśmiechem. — Czy możemy porozmawiać na osobności?

Ania pokiwała głową i wstała. Ruszyły do stolików na drugim końcu pomieszczenia. Dziewczyna próbowała zapanować nad emocjami, ale nic nie mogła poradzić, że się denerwowała przy nauczycielce. Szczególnie, że pani Cook potrafiła być wymagająca, surowa i głośna.

— Chciałabym prosić cię o pomoc — powiedziała nauczycielka lustrując uważnie skuloną na krześle uczennicę. — Razem z kilkoma innymi uczennicami przygotowujemy piwnicę na miejsce rekreacyjne. Chciałabym abyś mi pomogła.

— Ja? — udało się wykrztusić.

— Tak, naprawdę wierzę, że dasz sobie radę — odpowiedziała nauczycielka łagodnym tonem głosu. — Poza tym będzie to dla ciebie praktyka. To jak? Mogę na ciebie liczyć.

Ania pokiwała głową. W głębi duszy jednak nie czuła się pewnie. Co prawda starała się ćwiczyć zaklęcia, ale jeszcze nigdy żaden nauczyciel nie poprosił dziewczyny o pomoc. Miała tylko nadzieję, że nie zawiedzie. Za dwadzieścia minut miała stawić się w gabinecie.

●●●

Dwadzieścia minut później wstała wraz siódemką innych uczennic przed gabinetem eliksirów, na szóstym piętrze. Serce waliło dziewczynie jak oszalałe, a dłonie pociły się z nerwów. W tej chwili wolałaby znaleźć się jak najdalej stąd. Patrzyła w swoje stopy. Serce biło tak silnie, że prawie sprawiało ból.

Pojawiła się nauczycielka i zaprowadziła dziewczęta do budynków z tyłu. Kiedyś te budynki pełniły funkcję piwnic. Jak wyjaśniła wszystkim nauczycielka kilak z pomieszczeń, dyrektorka postanowiła przystosować do potrzeb współczesnych czarodziejek. I w tym celu miały pomóc uczennice o to poproszone. Za pomoc i wykonaną pracę, drużyny otrzymają nagrodę w postaci punktów.

— Cześć, jestem Irma Ortowisz —przedstawiła się niska, szczupła jak tyczka dziewczyna o ciemnej karnacji kawy z mlekiem. Miała podłużną twarz z niewielką blizną na policzku. Orzechowe oczy błyszczały przyjaźnie. Na palcu prawej dłoni Ania dostrzegła kilka ładnych pierścionków. – Uczę się na trzecim roku. Miło mi cię poznać.

— Mnie także — odpowiedziała Ania uścisnąwszy dłoń dziewczyny.

— To są Klara Iwanowicz — przedstawiła ciepłym głosem wskazując niską, pulchną dziewczynę o rudo-czarnych, kręconych włosach. Klara miała jasną, piegowatą karnację i duże, fiołkowo-zielone oczy. Pomachała niezwykle długimi palcami. – Jest na drugim roku. Z tego co mi wiadomo. A teraz Eva Iwonos — wymieniona dziewczyna skinęła głową. Długie ciemne włosy uplotła w dwa krótkie warkocze. Do tego powypinała sobie z każdej strony czerwone spinki z niebieskimi kwiatkami. Ani rzuciły się w oczy długi nos i odstające, duże uszy. Była naprawdę masywną osobą.

— Ja nazywam się Wolvie Trubinas – przedstawiła się snieżnobiała dziewczyna o jasnych, krótkich włosach. Ania dostrzegła kilkanaście różnokolorowych pasemek w jej włosach. Nadgarstki zdobiły zielone i żółte bransoletki ozdobnymi, mieniącymi się różnymi kolorami.

Dziesięć minut później pojawiła się pani Jowisz. W transformacji.

Stały pod wiatą, a deszcz głośno bębnił w dach.

— Witam — powiedziała donośnym głosem. – Transformujcie się. – Nakazała.

Wszystkie wykonały polecenie.

— Transformacja! — rozległy się głosy.

Ania uniosła dłonie ku niebu, skupiła w sobie magię powietrza i pozwoliła jej uwolnić się, jednocześnie otoczyły ją nieprzeniknione pierścienie srebrno-mgliste pierścienie mocy. W następnej chwili złączyła dłonie razem i skierowała je przed siebie, po czym rozchyliła je. Na dłoni wirowało niewielkie tornado. Ania skierowała dłonie przed siebie pozwalając tornadu uwolnić się i otoczyć ją. Wszystko co ją otaczało zniknęło. Nastąpił przyjemny, cichy szum wiatru. Podmuchy łaskotały jej ciało. Jak za każdym razem. Tym razem mniej się bała. Kontrolowała sytuację. Skuliła się. Poczuła jak z pleców wyrastają skrzydła. Nagle pozbawione ubrań ciało, okrył magiczny kostium.

Strój czarodziejki powietrza przedstawiał się następująco: Skrzydła przypominały obłoki w kolorze różowym. Górna część ubrania była następująca: luźna jasnoróżowa bluza z długimi luźno opadającymi rękawami. Bursztynowe, ciepłe rękawice. We włosy wpięte, po obu stronach, piękne, czerwone lilie. Dolna część natomiast była to dalej jasnoróżowa, długa obcisła suknia. Buty to zwykłe sandały w czarnym, ostrym kolorze.

Z radości zawirowała dokoła. Wylądowała na trawie, a pierścienie zbladły i zniknęły.

— Cudownie — pochwaliła wszystkie nauczycielka. — Zapraszam za mną.

Pozostałe dziewczyny ją wyprzedziły. Jedna z nich potrąciła ją ogromnymi skrzydłami. Ania upadła. Z trudem wstała na nogi i pospiesznie ruszyła przed siebie.

Po chwili cała grupka dotarła do zamku. Nauczycielka skręciła w lewo. Przeszli kawałek i dotarli do schodów prowadzących w dół.

— To są podziemia zamku — odpowiedziała pani Jowisz. — Tutaj znajdują się piwnice i spiżarnie, ale jest także kilka pomieszczeń, które trzeba posprzątać.

— A co będzie później?

— Urządzimy je tak aby spełniały określone standardy — oznajmiła ciepło. — Chcemy abyście miały możliwość rzucania w bezpiecznych warunkach zaklęcia oraz warzyły swoje eliksiry.

Wszystkie wymieniły zaskoczone spojrzenia.

Szły korytarzami mijając kolejne drzwi. Wreszcie dotarły w północno-zachodni róg zamku.

— To są te cztery pomieszczenia, które mamy przygotować — stwierdziła kobieta otwierając bez klucza drzwi. — Zaczniemy od największego. Zapraszam.

Pięć młodych adeptek magii weszło za nauczycielką do pomieszczenia. Był to chyba jakiś składzik, bo od podłogi do sufitu piętrzyły się pudła, stare szczotki, stare szkolne liscioscigacze, jakieś obrazy i zeszyty.

— Teraz trzeba to wszystko zmniejszyć i poukładać w tych pudłach — oznajmiła i wskazała trzy małe pudełka. – Zniszczone przedmioty wrzucacie do tego kubła.

— Jakiego zaklęcia mamy użyć? — zapytała nieśmiało Ania.

— Tutaj nam będzie potrzebne zaklęcie unoszenia i przenoszenia — oznajmiła po chwili namysłu nauczycielka. — Przypomnę\ jak ono brzmi: „zaklinam, zaklinam. Magio ma rozkazuję. – wy skoro władacie możecie magię zamienić na wiatr. – wnieść to co wskażę w powietrze i przenieść z jednego punktu do drugiego." Nie trzeba go głośno wymówić, ale stanowczo. Zaznaczyła. Wskazujecie wyprostowaną dłonią w przedmiot, na którym ma zadziałać zaklęcie. Zaklęcie uaktywni się raz, a po tym tylko wskazujecie następne przedmioty. Gdy już skończycie zadanie, co mówicie?

Nauczycielka surowo spojrzała po dziewczynach.

— „Magio/wietrze dziękuję i uwalniam cię, uwalniam cię od zadania tego."

— Doskonale, Wolvie — pochwaliła ją pani Jowisz. — Skoro już sobie wszystko przypomniałyśmy. To zapraszam do roboty.

Piątka dziewcząt wyciągnęła przed siebie dłonie i wyszeptała:

Zaklinam, zaklinam,

Wietrze mój rozkazuję ci,

Wznieś to co wskażę w powietrze,

I przenieś z jednego punktu do drugiego.

Ania poczuła jak moc zaklęcia buzuje w jej dłoni, a prądy powietrza nasłuchują i jednoczą się pod jej władzą. W tej samej chwili srebrno-biała wstęga wystrzeliła z jej prawej dłoni i oplotła najbliższe pudełko znajdujące się naprzeciwko, w środku masy innych pudełek.

Dziewczyna poczuła jak nitka wiatru połączyła ją z pudełkiem. Z szybko bijącym sercem, delikatnie pociągnęła pudełko do siebie. Tak mocno skupiła się na wyciąganiu pudełka, że zbyt późno zdała sobie sprawę z popełnionego błędu. Z rozszerzonymi ze strachu oczami patrzyła jak sterta pudeł na nią leci. Odruchowo zerwała pociągnęła do siebie dłonie. Poczuła jak nic zaklęcia przybliża się do niej.

Słyszała krzyki.

Kilka sekund później odsunęła siebie pudła i wreszcie stanęła na nogi. Popatrzyła dokoła dużymi, rozszerzonymi oczami. 

Ania usłyszała „szzszz" i magia zaklęcia uleciała od niej. Jej magia wciąż buzowała w żyłach.

— A teraz chciałabym abyśmy zmniejszyli te cztery kolumny i przenieśli je do tych pudeł. — poprosiła. – Dwie z was użyją zaklęcia zmniejszenia, a jedna przeniesie pudła do odpowiednich pudełek.

Zapadła cisza. Trzy dziewczyny popatrzyły po sobie.

— Klara, Irma i Wolvie wy zmniejszycie pudełka — poprosiła nauczycielka. — A Ania i Eva przeniesiecie pomniejszone pudełka i wrzucicie do większych.

Dziewczyny pokiwały ze zrozumieniem głowami.

Trójka dziewcząt stanęła przed kolumnami i wyciągnęła przed siebie dłonie. Ania dostrzegła obłogi mocy.

Magio, magio,

Ty co płyniesz we mnie,

Nakazuję ci,

To co jest zbyt duże,

Niech przy twej pomocy mniejsze się stanie!

Dziewczyny wykonały obrót nadgarstkiem, z każdą linijką magia powietrza coraz bardziej oplatała pudła. Przed ostatnią linijką, dziewczyny zatrzymały dłonie i zbliżyły je do siebie. Po czym pudła zalśniły na srebra, prawie znikając w obłoku wiatru, i nagle dziewczyny opuściły dłonie, a pudła zmniejszyły się.

— Świetna robota! — pochwaliła je pani Jowisz. — No teraz wy dziewczyny!

Ania nabrała powietrza.

Po raz kolejny użyła zaklęcia.

Tym razem zaklęcie wydawało się trudniejsze. Pudła jakby stawiały opór. Ania skupiła się i w końcu po dłuższej chwili i nie bez oporów udało się wykonać zadanie.

Po wygaszeniu zaklęcia, Ania zachwiała się.

— Ania, wszystko w porządku? — zapytała zatroskana nauczycielka opierając dłoń na jej ramieniu.

— Tak, tylko jestem zmęczona — odpowiedziała zmachana nastolatka.

— Dobrze, wyjdźmy na dwór i zdejmijmy magiczną transformację — zarządziła pani Jowisz.

Pomogła najmłodszej z uczennic wyjść na powietrze. W twarz Ani uderzył chłodny powiew wiatru. Dziewczynie zakręciło się w głowie.

— Dasz radę? — zapytała nauczycielka.

— Tak, może mnie pani puścić — zapewniła ja dziewczyna.

Kobieta puściła ją, a Ania z lekka się zachwiała.

— Wszystko w porządku — zapewniła dziewczyna. Pewnie stanęła na nogach w rozkroku i wykonała gesty odwrotne niż poprzednio ruchy i jednocześnie ze spokojem powiedziała: — Wygaszenie transformacji.

Strój w kilka sekund zniknął, a Ania poczuła jak skupiona w niej moc, słabnie i rozprasza się we krwi. Nagle poczuła jak jej ciało staje się ciężkie. Dziewczyna upadła na kolana. Ciężko oddychając. Przestraszyła się.

— Ania, spokojnie, oddychaj — mówiła do niej nauczycielka cicho, spokojnie. – Zaraz ci przejdzie. Po tym pójdziesz na kolację i odpoczniesz trochę.

Ania oddychała płytko.

— Wy wracajcie do swoich pokoi — nakazała nauczycielka do pozostałej czwórki.

Po kilku minutach Ania poczuła się lepiej. Nadal czuła zmęczenie i wyczerpanie.

— Lepiej ci? — zapytała nauczycielka.

— Tak, już tak — odpowiedziała cicho Ania.

— Dasz radę wrócić do internatu? — zapytała Jowisz.

— Tak, proszę pani — powiedziała dziewczyna.

— W takim razie, zostawiam cię tutaj — oznajmiła nauczycielka wstając i pomagając Ani. 

●●●

Wyczerpanie dziewczyny patrzyły na siebie niezadowolone. Opadły na dywan. Transformacje same zniknęły.

— Czemu nam nie wyszło? — zapytała Laura zawiedziona.

— Nie mam pojęcia — odpowiedziała znużona Marta. — Może to moja wina – dodała niepocieszona. – Może gdybym miała transformację, to by nam wyszło.

— Może — rzuciła Laura. — Szkoda, że Alex musiała iść.

— No — mruknęła na granicy snu.

Obie zerwały się z podłogi, kiedy drzwi się otworzyły.

— Hej, co tu się dzieje? — zapytała jedna z trzech dziewczyn.

— Nic, ja już wychodzę — rzuciła Marta gramoląc się z podłogi. — Na razie, Laura. Nie martw się. Do zobaczenia jutro.

— Pa. — odpowiedziała dziewczyna zamykając za nią drzwi.

Marta była znużona, skołowana i zmęczona. Marzyła tylko aby się wreszcie położyć spać. Z drugiej strony czuła się winna, bo miała wrażenie, że zaklęcie nie zadziałało, bo ona nie ma pełnej kontroli nad mocą. Po trzecie starała się jednak przekonać, że przecież trening czyni mistrza. W końcu wreszcie musi się im udać.

Na zewnątrz było już zupełne ciemno. Z zachmurzonego nieba Padał drobny deszcz. Powlekła się w stronę swojego internatu, kiedy nagle przez jej ciało przeszedł potężny prąd bólu. Z zaskoczenia i zmęczenia upadła na kolana i dłonie. Przez ułamek sekundy w świadomości ujrzała jakąś zakapturzoną postać, a w następnej chwili ciemność.

Oddychała chrapliwie i urywanie.

Tak jak niespodziewanie dziwne uczucie się pojawiło, tak samo zniknęło. Marta podniosła się z klęczek i dotknęła klatki piersiowej, gdzie nadal czuła mrowienie. Takie delikatnie, że miała wrażenie, że jej się prawie zdawało. Rozejrzała się dokoła czujnie. Lecz nie dostrzegła między drzewami nic podejrzanego.

Pokręciła głową i wróciła do internatu.

Marta weszła do pokoju i nie rozbierając się rzuciła się na swoje łóżko i zapadła w niespokojny sen pełen obrazów z przeszłości. 

-------------------

Witajcie moi drodzy, 

Chcę Wam podziękować za wszelkie gwiazdki (126 gwiazdek) i komentarze. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości Ci tych komentarzy i czytelników będzie jeszcze więcej. :) Jeszcze raz dziękuję za obecność... tych nielicznych. Gdy zaczełam publikować, to bałam się, że tylko dla siebie będę to robiła. :(

W 26. rozdziale, jak sam tytuł wskazuje, chciałam pokazać magię w użyciu, w codziennym życiu. w następnych rozdziałach i księgach chciałabym to ukazać jeszcze lepiej i więcej. Bi w literaturze mi tego brakuje. Niby sie uczyli o magii i ją stosowali, ale jakoś tak wybiórczo. 

Co o tym myślicie? Jakie macie odczucia? Podoba Wam się rozdział w takim kilmacie?

Zachęcam do komentowania i udzielania rad. Postaram się te rady wykorzystać :) Każda gwiazdka daje mi radość. :)

Pozdrawiam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro