Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Opowiedz mi tę starą baśń

Nim nowy dzień obudzi nas

Zatrzymam w sobie słowa te

I wyobraźni wrzucę bieg

Niech nas kołysze tamta łódź,

O czterech twarzach jeden Bóg

I tamta miłość, której ślad

Na zawsze już zostanie w nas

Beata Kozidrak i Kasia Pietras ,,Stara baśń"


Księżyc unosił się wysoko nad wsią i rozświetlał zaciemnione wody bełdańskiego jeziora. Zielone szuwary łagodnie kołysały się na wietrze. Tylko od czasu do czasu klekotanie żab lub śpiew nocnych ptaków przerywały ciszę. Zakłócił ją dopiero donośny krzyk dobiegający z jednej okolicznych, pokrytych strzechą chat.

Siedem dziewczynek tłoczyło się w małej izbie, nasłuchując przy drzwiach głosu matki. Od czasu do czasu jedna ściskała rękę drugiej, bo były już na tyle duże, aby zdawać sobie sprawę, do czego może doprowadzić poród.

— Powinnyście już dawno spać! — skarciła je wchodząca do środka najstarsza z sióstr, pulchna dziewczyna o ciemnych, wijących się włosach. — To nie są sprawy dla dzieci.

— Jesteś ode mnie tylko trzy lata starsza — przypomniała trzynastoletnia Danuta.

— I mam więcej rozumu, patrząc na twoje zachowanie — prychnęła starsza z sióstr. — Żałuję, że nie wysłali was razem z dziewczynkami do cioci Poli. A teraz znajdź mi jakąś szmatkę.

Danusia westchnęła i niechętnie spełniła polecenie.

Minęło trochę czasu i dziewczynki zasnęły przy ścianie, opierając się wzajemnie na swoich ramionach i nogach. Obudziło je dopiero gwałtowne otworzenie drzwi, w których ukazała się postawna postać ich ojca.

— Dzieciaczki — powiedział ze wzruszeniem i czułością — macie kolejną siostrę.

— Mógłby w końcu urodzić się brat — stwierdziła, ziewając, siedmioletnia Irena. Po chwili jej bliźniacza siostra, Helena, szturchnęła ją i przywołała do porządku.

— Chodźcie zobaczyć mamę. — Ojciec zignorował to i wprowadził je do drugiej z izb.

Na małym, okrytym białą pościelą łóżku leżała Aleksandra Mikołajczykowa, żona Mikołaja Mikołajczyka i matka od dzisiejszego dnia dwunastu córek. W jej ramionach spoczywało małe stworzenie z opuchniętą buzią.

— Jest brzydka, weź mnie — poprosiła pięcioletnia Joanna, wyciągając ręce w kierunku mamy.

— Jest przepięknym dzieckiem, musi tylko odpocząć — zaśmiała się Aleksandra i pogłaskała noworodka po włosach. — Powinniśmy wymyśleć jej jakieś imię.

— Skończyliśmy na Małgorzacie — przypomniał Mikołaj, siadając przy żonie. — Znasz jakieś dobre imię na ,,n"?

— Och, nie! — zawołała Aleksandra. — Mam dwanaście córek, a nie jestem już taka młoda. Obawiam się, że nie dam rady obdarzyć was imionami na wszystkie litery. Brakuje nam imienia na ,,a" i uważam tę literę za idealną.

Ich pierwsze dziecko zostało nazwane Barbarą na część matki Mikołaja, drugie – Celiną, po matce Aleksandry. Od tamtej pory rodzice uznali, że najprostszym wyjście będzie nadawanie imion na kolejne litery alfabetu. Jednak posiadanie dwunastu córek nie było tym, czego się spodziewali.

— Niechaj nazywa się Anna — rzekł Mikołaj. — Babka Chrystusa to najlepsza patronka dla każdej panienki.

Kilka dni później Mikołaj spacerował po wiosce, aby zaprosić sąsiadów na zbliżające się chrzciny najmłodszej córki. Sąsiedzi z radością na to przystawali, bo Mikołajczykowie byli lubiani oraz uchodzili za wybrańców losu. Ciężko było wychować dwanaścioro dzieci, ale wiele kobiet, które przez lata grzebało swoje dzieci, zazdrościło Aleksandrze, że nigdy nie zaznała takiej straty.

Gdy przechodził koło jeziora Bełdany, przeszedł go zimny dreszcz. Na brzegu siedziała bowiem niska, siwowłosa kobieta o twarzy pełnej zmarszczek. Nosiła czarną suknię, bez ozdób i kształtu, a w ręku trzymała jakiś wisiorek. W okolicy nazywano ją po prostu ,,Czarownicą" i nikt nie próbował dociec, jak ma na imię i skąd pochodzi. Prawda mogłaby okazać się zbyt straszna. Mikołaj pamiętał ją z własnego dzieciństwa, gdy już była stara i zasuszona, a i jego rodzice i dziadkowie ją wspominali. Mieszkańcy Wisun próbowali wybłagać ukaranie wiedźmy u burmistrza z najbliższego miasta, ale on wyśmiał ich i nazwał zabobonnymi prostakami. Postanowili więc żyć z Czarownicą w zgodzie, zapraszając ją na święta i rodzinne uroczystości. Za każdym razem jednak wówczas w domu coś się niszczyło albo jedno ze zwierząt padało. Nikt nie wypowiedział tego na głos, ale każdy znał przyczynę.

— Witaj, Mikołaju! — zawołała ochrypłym głosem Czarownica. — Słyszałam, że urodziła ci się dwunasta córka.

,,Czy powinienem ją zaprosić?" pomyślał z niepokojem Mikołaj. ,,Rok temu, na chrzcinach Małgosi, dziewczynki dostały przy niej drgawek. Nie, nie narażę ich. Nie będę prostakiem i nie będę usługiwał jakiejś wiedźmie".

— Tak, urodziła. Bywaj, Czarownico! — odpowiedział i skierował się w stronę domu.

,,Nie zaprosił mnie, boi się mnie" rzekła w myślach kobieta. ,,Myśli, że jak wyuczył córki czytać i pisać, to jest odporny na czary. Ale jeszcze zobaczy" postanowiła i roześmiała się gardłowo.

A więc witam Was w nowej, długo zapowiadanej historii :) Mam nadzieję, że Was nie rozczaruje :)

Dajcie koniecznie znać, jak się zapowiada i co sądzicie o okładce (robiła ją moja siostra i myślę, że jest ładna, ale nie wiem, czy nie zniknie na tle Wattpada).

Opowiadanie to w założeniu ma być na razie czymś na ,,odskocznię", bo priorytetem jest dla mnie skończenie ,,Greków i Trojan" i napisanie drugiego tomu, więc ta historia na pewno będzie sporo krótsza i z tego względu rzadziej pisana, ale rozdziały postaram się wrzucać co jakieś dwa tygodnie.

Przyznam też, że mitologia słowiańska jest mi mniej bliska niż grecka, więc research w dużej mierze będzie robiony na bieżąco i jeśli znajdziecie jakieś błędy, to proszę Was o zwrócenie mi uwagi. Podobnie w kwestii dziewiętnastowiecznych Mazur, aczkolwiek tutaj przypominam, że w tagach jest, że to powieść fantasy i tak radzę ją traktować ;)

Rozdział z dedykacją dla , która chyba najbardziej wyczekiwała tej historii.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro