Rozdział trzynasty. Przeklęci kochankowie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zapłaciłam krwią

Aby być piękna.

Odkryłam swoją moc

W chaosie.

Ale cała ta magia

Jest iluzją.

To nie wystarcza

To nie wystarcza

Oddałam wszystko

Aby być potężna.

Nauczyłam się panować

Nad moim chaosem.

Ale wszelka magia

Całego, szerokiego świata

Nie wystarcza.

To nie wystarcza

Karliene ,,All the magic"

(Tłumaczenie moje)

https://youtu.be/dSFlIHh-tmM


Eryk spędził noc, przewracając się z boku na bok. Cieszył się, że Konrad wyjechał, bo gdyby miał znosić jego uwagi, chyba nie wytrzymałby i zrobił coś okropnego.

Zawsze starał się być honorowym, odpowiedzialnym człowiekiem. Był w końcu starszym synem, a po śmierci ojca stał się głową rodziny. Musiał dbać o rodzinę i zapewnić jej należny byt. Układać sobie życie z myślą o dobru matki, a nawet Konrada. Ale obiecał też, że będzie kochał Annę i troszczył się o nią. Zerwanie zaręczyn także było niehonorowe. Czuł się jak w miejskiej szkole, gdy nauczyciel opowiadał o konflikcie między dwiema wartościami w ,,Antygonie".

Nagle usłyszał stukanie w okno. Nie wierzył w duchy czy demony, ale teraz naprawdę przeszedł go dreszcz, szczególnie że jego pokój nie znajdował się przy żadnym drzewie.

Rozejrzał się wokół. Pomieszczenie było skąpane w całkowitej ciemności, zza okiennicy nie docierał blask księżyca ani żadnej gwiazdki. Czuł się prawie jak w grobie, a nie we własnym, bezpiecznym miejscu.

Przypomniały mu się wszystkie germańskie legendy o demonach, inkubach, które w nocy wchodzą do ludzkich sypialni i duszą śpiących. On teraz miał podobne wrażenie, jakby ktoś ściskał go za szyję i powoli odbierał oddech. Może to byłaby kara za to, co zrobił Annie.

Przymknął oczy, próbując znów zasnąć, ale wyobraźnia podsuwała mu obraz Mikołajczykówny, śmiejącej się i flirtującej z jego bratem. Potem ujrzał coś jeszcze gorszego – Anna siedziała na brzegu jeziora Bełdany i dawała się obejmować jakiemuś obcemu mężczyźnie.

,,Co ja zrobiłem" pomyślał, zanim zmęczenie przywróciło mu sen. ,,Co ja zrobiłem".

Rodzina Mikołajczyków siedziała przy stole w kuchni i jadła śniadanie. Anna bardzo szybko wmuszała w siebie chleb z masłem. Miała nadzieję, że uda jej się zaraz wyjść z domu i nie wrócić przez większą część dnia. Zbyt wiele kosztowało ją udawanie, że nic się nie wydarzyło w jej życiu i jest szczęśliwa.

Wiedziała, że matka przez cały czas patrzy na nią z uwagą i niepokojem i przeklinała przenikliwość Aleksandry. Modliła się tylko, by ta zachowała takt i nie poruszała tematu jej złego humoru przy całej rodzinie.

— Dziewczynki, pójdziecie dziś na pole — polecił im Mikołaj, gdy wszyscy kończyli już posiłek. — Trzeba zobaczyć, jakie warzywa zebrać.

,,O nie, nie chcę spędzać całego południa z Małgosią" pomyślała z obawą Anna, ale wiedziała, że odmowa nie ma tu racji bytu. Gdyby została w domu z matką, ta próbowałaby wypytywać ją o Eryka, a dziewczyna nie miała jeszcze na to siły.

Dzień był wyjątkowo słoneczny i gorący, na niebie nie znajdowała się ani jedna chmurka. Anna uznała, że całkowicie przeczy to jej nastrojowi, a zarazem napawa ją jeszcze większym zmęczeniem. Nie czuć było najlżejszego podmuchu wiatru i krople potu wstępowały na jej czoło na samą myśl, że spędzi czas w środku pola.

Miała się właśnie schylić, aby wyciągnąć pierwszą marchewkę, gdy zauważyła idącego ścieżką Eryka. Odwróciła głowę i liczyła na to, że jej siostry także będą zbyt zajęte pracą, aby zauważyć młodzieńca. Ten jednak nie wyminął ich, ale po chwili znalazł się tuż obok niej.

— Anno, możemy porozmawiać? — spytał Eryk.

— O nie, ona ma nam pomóc w pracy! — odpowiedziała za siostrę Małgosia.

Anna była gotowa to wykorzystać  i odmówić rozmowy, ale domyślała się, że siostry uznają pogodzenie się z taką decyzją za dziwne. Łucja pewnie stanie w jej obronie, a Małgorzata zacznie rozważania o Eryku, pewnie zazdrosna, że jej nikt nie chce.

— Porozmawiam z Erykiem i zaraz wrócę — postanowiła najmłodsza z sióstr. — Zajmie to kilka minut.

Stanęła z narzeczonym (czy też byłym narzeczonym) pod sąsiednim drzewem i pozwoliła mu mówić.

— Anno, wczoraj... Byłem przerażony i nie rozumiałem całej tej sytuacji, tego, że magia naprawdę istnieje, że Czarownica potrafi takie rzeczy... Ale zrozumiałem, że muszę cię akceptować taką, jaka jesteś. Nie mam prawa cię porzucać.

,,A więc on rzeczywiście mnie kocha": serce Anny podskoczyło z radości. ,,Król się mylił".

— Ale... wiesz, że cena jest wysoka. — Nie chciała pozwolić sobie na nadmierny entuzjazm.

— Wiem, ale jestem gotów zaryzykować — zapewnił Eryk i ujął jej dłonie. — Wejdę do tego jeziora. Znajdę muszlę. Będziemy żyli długo i szczęśliwie.

Anna spojrzała na niego nieśmiało. Spojrzenie chłopaka było szczere, uczciwe i pełne miłości. Nie kłamał, nie zwodził jej. Naprawdę ją kochał i chciał walczyć o ich miłość.

— Dobrze — odparła. — Spotkajmy się wieczorem. Pójdziemy do Czarownicy i ona opowie nam, co mamy czynić.

Tego wieczoru księżyc ukazał się w pełni i teraz srebrzyście świecił na czarnym niebie i przenikał przez korony drzew. Anna i Eryk cicho stąpali po suchej trawie, trzymając się za ręce. Dziewczyna mocno ściskała dłoń ukochanego i powtarzała sobie w myślach, że on jest tuż obok, a ich rozstanie było chwilowe i stanowiło wynik nieporozumienia.

Znaleźli się pod wysokim, mocnym dębem, zza którego wyszła Jarosława. Chyba chciała zrobić dobre wrażenie na Eryku, bo związała włosy w warkocz, a jej suknia wydawała się czystsza i mocniej przylegająca do ciała.

— Dzień dobry — przywitał się niepewnie Eryk. — A raczej dobry wieczór.

— Dobry wieczór — odparła Jara. — Eryk Reszke, tak? Chłopak z najlepiej wykształconej rodziny we wsi? Postanowiłeś jednak zaufać czarom?

Annie zrobiło się zimno. Skoro Czarownica ją kochała, powinna też kochać Eryka i życzyć im szczęścia. Jej słowa wydawały się jednak ostre i zaczepne.

— Dla Anny podejmę się wszystkiego — zadeklarował chłopak. Jarosława uśmiechnęła się.

— To dobrze, bardzo dobrze. — Dotknęła tobołka, który nosiła przewieszony przez ramię i wyjęła z niego mały flakonik z przezroczystą zawartością. — Ten eliksir sprawi, że będziesz mógł oddychać, widzieć pod wodą i żyć tam jak tu, na lądzie. Utrzyma moc aż do wyjścia z jeziora.

— Dziękuję ci — odparł Eryk i ujął podarek. — Ruszę jutro wieczorem, najpierw muszę wymyślić jakieś wyjaśnienie dla matki.

— Nie! — krzyknęła nagle Anna. — Musisz udać się wcześniej.

Przez cały dzień wiele może się zdarzyć. Ktoś może odkryć tajemnicę Eryka i uniemożliwić mu wyprawę. Na przykład Król Bełdan. Albo Świetlana i Żywia, które, chociaż bardzo kochane, chyba byłyby przeciwko.

— Nasza kochana Anna ma rację — poparła ją Jara. — Klątwa nadal działa i nie wiadomo, kiedy uderzy. Musicie się śpieszyć.

Anna popatrzyła na nią z bezbrzeżną wdzięcznością. Nie wiedziała, czy Czarownica mówi prawdę, czy ma podobne obawy do niej, ale najważniejsze, że stanęła po jej stronie i jej pomogła.

— Dobrze — westchnął Eryk. — Zatem pójdę jutro rano. Może mama uwierzy, że dostałem jakiś telegram i muszę wyjechać do sąsiedniej wioski.

Pani Reszke nie kryła zdziwienia, a nawet strachu na wieść o nagłej decyzji syna, ale Eryk był już dorosły, zawsze był tym rozważniejszym z jej dzieci i przywykła do akceptowania jego wyborów. Dlatego z samego rana młodzieniec wymknął się z Anną na brzeg jeziora.

— Wierzę w ciebie, ukochany — zapewniła go Anna. — Niedługo będziemy razem i nic złego już nas nie spotka.

Chciała wierzyć w swoje słowa i naprawdę dodać nimi Erykowi otuchy, ale czuła, że powtarza je mechanicznie i na siłę, jakby cytowała jakąś sztukę. Próbowała udawać, że żyje w baśni, gdzie zło nie ma dostępu, bo rzeczywistości chyba nie umiałaby unieść.

— Tak, będziemy szczęśliwi — odpowiedział Eryk i pogłaskał ją po twarzy.

Anna wzięła głęboki oddech. Nie mogła zapomnieć o tym, że Eryk znajdzie się w królestwie Króla Bełdan. Swojego ,,rywala", oczywiście odrzuconego. Zastanawiała się, czy powinna mu powiedzieć, że może spotkać się tam z agresją i atakiem... Ale wtedy musiałaby przyznać się do zdrady, a tak bardzo tego nie chciała. Mogła odpokutować, ale w inny sposób, miłością i dobrocią. Prawda tylko zraniłaby Eryka i zniszczyłaby ich relację.

,,Na kłamstwie niczego dobrego się nie zbuduje" w głowie grały jej słowa, które rodzice powtarzali jej od dzieciństwa, ale odrzuciła je od siebie. Po prostu stanęła na palcach i pocałowała narzeczonego.

Eryk uśmiechnął się i wypił duszkiem miksturę Czarownicy. Potem odwrócił się w kierunku jeziora. Anna objęła się ramionami i przypatrywała mu. Powolnymi, ostrożnymi krokami wchodził do wody, w której odbijało się światło słońca, czyniąc powierzchnie pomarańczowozłotą. Eryk wyglądał jak samobójca, gdy zanurzał się coraz mocniej, co napawało jego ukochaną jeszcze większą grozą. W końcu całkowicie zniknął pod wodami.

Czarnowłosa kobieta spacerowała wśród gór, przyglądając się wysokim sosnom i co jakiś czas mocno wciągając w płuca chłodne powietrze. Stawiała ostrożne kroki, gdyż nie chciała potknąć się o jakiś kamień, a wybrała najbardziej strome i oddalone od ludzkich siedzib miejsce. Chciała być w pełni wolna i nie musieć słuchać czyichś rozmów, nawet jeśli jej nikt by nie ujrzał.

Nagle coś zmusiło ją do zatrzymania się. Wbiła wzrok w przestrzeń, pogrążając się w dziwnym transie, a serce mocniej uderzyło w jej piersi.

,,Równowaga się chwieje" pomyślała. ,,Jestem w złym miejscu".


Przepraszam, jeśli zawiodło Was, że ten rozdział jest krótszy od poprzednich, ale uznałam, że chcę go zakończyć w jakimś miejscu z napięciem, a nie coś dopowiadać i psuć klimat! Za to kolejny postaram się wstawić szybciej.

Jak wrażenia po rozdziale? Zdziwił Was taki rozwój wypadków? Jakieś spekulacje?

Rozdział z dedykacją dla balbinaangelina w podziękowaniu za nadrobienie i wszystkie komentarze. Wpadnijcie do niej, bo pisze cudownie ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro