Rozdział dwudziesty piąty. Nowa twarz.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dwaj włóczędzy,

Wyruszający, by zobaczyć świat.

Tak wiele jest świata do ujrzenia

Jesteśmy za tym samym końcem tęczy,

Czekając za łukiem.

Mój oddany przyjaciel

Księżycowa..

Rzeka...

...i ja...

Audrey Hepburn ,,Moon River"

https://youtu.be/uirBWk-qd9A

https://youtu.be/QWJqIrxrfCQ


Anna poczuła, jak ogarnia ją coś potężnego i porywającego. Nie budziło bólu ani strachu, nie było też czymś słodkim i spokojnym. Przypominało to, czego doznawała w towarzystwie Króla Bełdan, ogarniało ją całą, wywoływało dreszcze i zawroty głowy, ale jednocześnie jakąś dziwną błogość.

Zamknęła oczy, bo unosiła się nad nią aura światła, która aż raziła w oczy. Całe jej ciało mrowiło, przejmowało ją otępienie, jakby nagle znalazła się poza ciałem, ale nie mogła nic zobaczyć.

W końcu wszystko uspokoiło się i ta chmara uczuć ją opuściła. Otworzyła oczy, przyzwyczajając się do normalnego widoku. Świeta przetrzymała jej ramię.

— Udało się? — spytała niepewnie Anna.

— Tak, wyglądasz dobrze — odpowiedziała rusałka.

,,Chyba nigdy tego nie słyszałam" uświadomiła sobie Anna. ,,Byłam albo ohydna albo idealna, olśniewająca".

Pozostałe czarodziejki zrobiły jej miejsce, aby mogła podejść do wysokiego, otoczonego czarną ramą lustra. Anna ze strachem w nie zerknęła. Jej sylwetka się nie zmieniła, na ramiona wciąż opadały jasne włosy. Odważyła się zajrzeć całkowicie.

Cera nadal była bardzo blada, ale przynajmniej nie pokrywały jej już żadne plamy i znamiona. Nos się wyprostował, nie szpeciły go żadne brodawki. To, co najbardziej przykuwało wzrok, to bardzo szczupłe i wyraźne kości policzkowe, różniące się od idealnie symetrycznej, owalnej twarzy ,,pięknej Anny".

— To naprawdę ja? — wydusiła dziewczyna.

— Tak. — Uśmiechnęła się Marzanna. — Klątwa przestała działać. — Podeszła do niej i położyła jej rękę na ramieniu. — Nie wiem, jak ci się podoba twój nowy wygląd, ale musisz wiedzieć, że to twarz wolnej kobiety.

Anna skinęła głową, chociaż właściwie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić teraz, gdy nie była ani brzydka ani piękna, gdy jej wygląd nie wyróżniał się na tyle, by ją charakteryzować.

,,Może dobrze, że mam tak chudą twarz" pomyślała. ,,To cokolwiek dziwnego i innego".

Nene podeszła do niej i objęła ją ramieniem.

— Teraz czas iść do domu i pochwalić się Irence.

Rano Piotr wszedł do kuchni na śniadanie, nie podejrzewając niczego. Pocałował żonę w policzek, przywitał się z jej siostrami, nie wpatrując się szczególnie w żadną z nich. Dopiero gdy usiadł przy stole, przyjrzał się twarzy Anny i wydukał:

— Wyglądasz... inaczej.

Anna poczerwieniała, a on pomyślał, że nie powinien się tak zachowywać. Znał Anię od jej wczesnych lat i wiedział, jak cierpiała z powodu braku urody. Nie należało w ogóle zwracać uwagi na takie rzeczy. Zabrał się za jedzenie i starał rozmawiać o wszystkim, tylko nie o wyglądzie Anny.

— Możemy porozmawiać na podwórku? — zapytała go Nene po śniadaniu, marszcząc czoło z troską.

— Tak, oczywiście — odpowiedział Piotr. Wydawało mu się, że słyszy westchnienie ulgi Anny.

— Anna nie może się wiecznie ukrywać, a tak po prostu wyjść do ludzi też nie może — stwierdziła Helena, gdy stanęli przed drzwiami domu. — Każdy zauważy, że znowu się zmieniła.

— Właśnie: jak to w ogóle możliwe, że zmieniła twarz w ciągu jednej nocy? Wprawdzie nie wygląda aż tak osobliwie, jak wcześniej, ale...

Nene zbladła. Wyglądała na jeszcze bardziej zmieszaną niż sama Anna. Jej oczy były głębokie i smutne, jakby za coś przepraszała.

Przez cały czas odrzucał wszystkie niesamowite historie o Annie. Uważał, że w życiu należy kierować się rozumem, bo inaczej doprowadza się do samych nieszczęść, a przesądy i wiara w gusła są sprzeczne z wiarą i wolą Boga. Nadal wątpił, by istniała jakaś magia, ale nie mógł udawać, że to wszystko, co działo się w ostatnim czasie, było normalne i nie wzbudzało podejrzeń.

— To nie jest dobra pora na rozmowy o tym... — szepnęła Nene.

— Jak to nie jest? Masz zamiar ukrywać coś przede mną w nieskończoność? — zawołał Piotr.

Na rzęsach jego żony pojawiły się łzy. Piotr poczuł, jak boli go serce. Uwielbiał swoją Helenkę i nigdy nie chciał jej zranić. Teraz jednak sam był w strachu i pragnął tylko, żeby przekonała go, że istnieje jakieś racjonalne wyjaśnienie całej awantury z Anną.

— Nie, nie powinnam — odpowiedziała Nene. W jej głosie było coś grobowego. Tego już nie potrafił znieść.

— Przepraszam, ja też nie powinienem cię denerwować. — Ujął jej ręce i popatrzył na nią z czułością.

— Myślałam... że dobrze by było, gdyby Anna wyjechała na jakiś czas do Olsztyna, do Felicji. Pobędzie tam parę tygodni, ludzie powoli zapomną o tych skandalach z jej udziałem, a gdy wróci łatwiej uwierzą w jej przemianę. Rozumiesz?

— Dobrze. Porozmawiamy z twoimi rodzicami i załatwimy to w kilka dni — zapewnił Piotr i pocałował ją w czoło. Nie potrafił jednak oprzeć się przed pytaniem. — A wtedy wyjaśnisz mi, z czego wynika ta przemiana?

Nene pokiwała głową. Jej oczy nadal były pełne łez.

Nene z trudem przekonała rodziców, że nie powinni na razie widzieć się z Anną i że ich córka w pierwszej kolejności powinna wyjechać do Olsztyna. Uznała, że w przemianę siostry należy wtajemniczyć jak najmniejszą liczbę ludzi. Już wystarczyło, że Irena zupełnie przypadkowo dowiedziała się o istnieniu magii, a kolejnym kandydatem do wtajemniczenia był Piotrek.

Nadal nie była przekonana, czy powinien to wiedzieć, ale z każdą chwilą coraz mocniej uświadamiała sobie, że nie ma innego wyjścia. Wykorzystała go do własnych celów i praktycznie zmusiła do małżeństwa z czarownicą. Nie dała mu wyboru, czy chce zaakceptować tę część niej. W dodatku kierowała się wyłącznie egoistycznym zyskiem, nawet nie odwzajemniała jego uczuć. Nie zasłużyła na niego i jedynym, co mogło mu to wynagrodzić, była szczerość. Nawet jeśli była świadoma, że raczej nie pomoże to ich związkowi.

Myślała o tym, idąc w stronę swojego domu. Zaciskała ręce w wyrazie determinacji i patrzyła przed siebie. Wiedziała, że przechodzący sąsiedzi patrzą na nią z niezdrową ciekawością. W końcu była siostrą Anny, tej szalonej dziewczyny, która sprowadziła tutaj tyle zamieszania. Nie obchodziło jej to. Była zbyt skupiona na celu. Nie przyglądała się nawet temu, kogo właściwie spotyka, dopóki nie podbiegł do niej Eryk Reszke.

— Helenko... — powiedział błagalnie. — Czy Anna nadal jest u ciebie?

— Nie ma jej u nikogo innego — odparła Nene. — Ale za parę dni wyjeżdża do Olsztyna. Zmiana otoczenia dobrze jej zrobi.

— W takim razie... czy mógłbym przyjść się z nią zobaczyć? Chciałbym jej coś wyjaśnić. Przecież i tak znam prawdę o niej.

— Nie jestem pewna, czy Anna sobie tego życzy... — bąknęła Helena. Miała wrażenie, że siostrze już szczególnie nie zależy na relacji z Erykiem.

— To mnie wyrzuci, ale chcę chociaż spróbować. Proszę... — Wyraz twarzy młodego Reszke można by porównać do psa łaszącego się do pana.

,,Może on rzeczywiście ją kocha" pomyślała Nene. ,,Może im się uda".

Gdy weszła do domu, usłyszała, że Irenka i Tereska najwidoczniej są tak podekscytowane wyglądem Anny, że nie potrafią mówić o niczym innym. Przekrzykiwały się w tym, jakie ułożenie włosów najbardziej pasuje do nowego oblicza dziewczyny. Anna wydawała się tym zmieszana, ale znosiła to dzielnie.

— Ktoś ma do ciebie sprawę. — Nene weszła do pokoju.

— Mówiłam, że nie chcę nikogo widzieć — odparła Anna. — Nie jestem gotowa.

— Eryka też? — zapytała Helena, chociaż chyba wolałaby, aby odpowiedź była twierdząca.

Anna zacisnęła wargi, jakby mocno się nad czymś namyślała, ale w końcu powiedziała:

— Pójdę do niego.

Wstała z krzesła, ku niezadowoleniu sióstr i siostrzenicy, i wyszła na korytarz, gdzie czekał Reszke. Helena dyskretnie wycofała się za drzwi.

Eryk przyjrzał się narzeczonej ze zdziwieniem. Nie różniła się tak bardzo od tego, jak widział ją wcześniej, ale po raz pierwszy wydawała mu się w pełni żywa i prawdziwa. Przez całe lata postrzegał ją jako biedną, skrzywdzoną dziewczynkę, której należy współczuć. Potem zachwyciła go urodą, wydawała się boginią. Teraz po raz pierwszy rozumiał, że patrzy na człowieka i kobietę.

— Udało się przywrócić mnie... do takiego stanu. To moja prawdziwa twarz — wyznała Anna, wskazując na siebie.

— Wyglądasz... zjawiskowo — wykrztusił Eryk.

Anna uniosła brew zaskoczona.

— Przeciętnie. O czym chciałeś porozmawiać?

— Chyba wiesz. — Chłopak podszedł do niej i wyciągnął rękę w jej stronę. — Przepraszam, że nie było mnie przy tobie, ale mam zamiar to naprawić. Jeśli chcesz jechać do Olsztyna, to jedź, ale potem pragnę cię poślubić.

Anna przechyliła głowę i utkwiła w nim skupione, głębokie spojrzenie jasnych oczu. Przeszywało go na wskroś, jakby ona też była czarownicą i rzucała na niego zaklęcie.

— Nie, Eryku. — Pokręciła głową. — Nie pragniesz mnie. Litujesz się nade mną, a mi to już nie wystarcza. Nie wiem, co ze mną, ale ty zasługujesz na małżeństwo, w którym będziesz naprawdę kochał.

— Przecież ja cię kocham! Nie czujesz tego? — dopytywał Eryk.

Próbował sam siebie przekonywać, że dręczy go miłość i o niczym nie marzy bardziej niż o ślubie z Anną, chociaż kilka dni wcześniej sam przyznał, że nie jest to prawda. Tak bardzo oswoił się z myślą, że zostaną małżeństwem, że nie umiał już sobie wyobrazić nic innego.

— Nie, nie czuję. Nie musisz okłamywać mnie i siebie — stwierdziła Anna. — Może kiedyś... będziemy się przyjaźnić.

Dzień przed swoim wyjazdem Annie udało się spotkać ze Świetlaną i Żywią. Siedziały na tyłach domu Nene, gdzie raczej nikt nie mógł ich zauważyć. Siostry uszanowały jej potrzebę prywatnej rozmowy, chociaż Irena niezwykle emocjonowała się spotkaniem z ,,magicznymi istotami".

— Dobrze, że w mieście ludzie żyją w wielkich kamienicach i nie znają wszystkich swoich sąsiadów — powiedziała Anna. — Może nie będą tak na mnie zwracać uwagi.

— To trochę tak jak na dnie jeziora. Kiedy urządzamy przyjęcia, okazuje się, że nie znasz imion większości osób — stwierdziła Żywia.

— Myślę, że to też kwestia twojej osobowości. — Świeta uniosła brwi.

Anna milczała, błądząc stopą po trawie. Bardzo chciała coś opowiedzieć, ale domyślała się, że nie przejdzie bez reakcji i chyba tego najbardziej się bała. Przez tyle czasu potrafiła stawać w swojej obronie, a teraz czuła się jak najgorsza winowajczyni na świecie i z każdej strony spodziewała się obwiniania i pretensji.

— Mogę zapytać o coś dziwnego? — Odważyła się w końcu. — Czy... tacy jak wy na ogół umieją czytać i pisać w naszym języku? Wiem, że Świeta czytała kilka książek, które jej dałam...

— Większość tak. Jak zauważyłaś, mamy wiele czasu na zdobywanie przeróżnych umiejętności. Wyjąwszy tych, którzy brzydzą się wszystkim, co pochodzi z waszego świata — odpowiedziała Żywia.

— Nadar też? — zapytała Anna, pokrywając się szkarłatnym rumieńcem.

— Też, a dlaczego pytasz? — odezwała się Świetlana, zapewne chcąc uniemożliwić Żywii jakieś złośliwości.

— Czy mogłabym napisać do niego krótki list, a wy byście go przekazały? — Anna spuściła głowę. — Bardzo mi zależy.

Żywia już otwierała usta, gdy Świetlana podniosła rękę i powiedziała:

— Tak, oczywiście. To żaden problem.

— Dziękuję. — Anna uśmiechnęła się z wdzięcznością. — Ja... Nie zachowałam się dobrze wobec niego i chciałam go przeprosić. Tylko tyle. — Nie chciała, żeby dopowiedziały sobie jakiś romans, szczególnie po tym jak zerwała z Erykiem. Teraz marzyła tylko o samotności. Wydawało jej się nierealne, że przez całe lata fantazjowała o wielkiej, pochłaniającej miłości.

— Ja mam zasadę, aby nie przepraszać mężczyzn, ale skoro to ci potrzebne, to znaj moją łaskawość — wykrztusiła w końcu Żywia.

Następnego dnia rusałka i topielica kroczyły po dnie jeziora w stronę pałacu. W końcu Świetlana przerwała niezręczną ciszę:

— Chciałam być miła dla Anny, ale przyznam, że obawiam się, że Król zareaguje zbyt nerwowo.

— Niby czemu? Niech się cieszy, że narzeczona chce z nim utrzymywać kontakt — odpowiedziała Żywia.

— Przecież z nim zerwała — przypomniała Świetlana.

— Myślę, że ta dwójka jeszcze do siebie wróci. Są sobie przeznaczeni.

Świeta spoglądała na przyjaciółkę z coraz większym niedowierzeniem i szokiem. Nawet odsunęła się, przerażona, co Żywia jeszcze wymyśli.

— Przecież ty nie znosisz Króla.

— Na szczęście, nikt mi go nie każe znosić. A skoro Anna tak bardzo potrzebuje męskiego uczucia, to lepiej, żeby związała się z kimś, przy kim będziemy mogły mieć ją na oku.

Świetlana była coraz bardziej zmęczona i zdegustowana tą rozmową. Odetchnęła z ulgą, kiedy znalazły się przed drzwiami sali tronowej.

— Mamy ważną wiadomość do Króla — powiedziała Świeta.

— Król słucha raportu — odpowiedział strażnik.

— To zajmie tylko chwilę, a Król się ucieszy — odparła Żywia. — Wpuścicie nas czy chcecie sprawdzić moce topielicy?

Strażnicy zbledli i rozstąpili się. Nawet istoty żyjące na dnie jeziora nie przepadały za topielicami i ich mocami.

Nadar siedział na tronie, a przed nim stał Miłosz i opowiadał coś, czego Świetlana i Żywia nie chciały słyszeć. Podeszły bliżej Króla, a rusałka wyciągnęła rękę w jego stronę.

— Nie wiecie, że nie wchodzi się nigdzie bez zaproszenia? — zadrwił Nadar. Chyba jako przyjaciółki Anny wypadły z jego łask.

— Już wychodzimy. Ale mamy dla ciebie list, panie... Od Anny — wydusiła Świetlana. Sprawy uczuciowe zawsze budziły w niej dziwne skrępowanie.

— Król nie chce tego czytać. Wyjść proszę — rozkazał im Miłosz.

— Nie, mogę przeczytać. W końcu od tego nic mi się nie stanie — przerwał mu Nadar.

Żywia uśmiechnęła się w sposób, który można było określić jako ,,szatański". Świetlana przewróciła oczami. Długie życie mogło być nudne, ale czy do tego stopnia, że ktoś nagle zmienił charakter i z nienawidzącej mężczyzn topielicy zmienił się w potencjalną swatkę?

— Raport zakończony — dodał chłodno Nadar. — Wyjść proszę.

Gdy został sam, przez chwilę obracał w dłoniach list Anny, jakby chciał poznać jego fakturę na pamięć. Wahał się przez otworzeniem. Po ostatniej konfrontacji z Marzanną uświadomił sobie, jak źle ta miłość na niego działa i że lepiej będzie, jeśli zapomni o Annie i nie będzie wracał do niej myślami. Przeklinał się za to, że po przymknięciu oczy widzi jej twarz, że nieustannie czuje jej dotyk na skórze, słyszy głos.

,,Muszę udawać, że ona nie istnieje. Znajdę lepszą" pomyślał, ale w tej same chwili otworzył list i zaczął czytać.

Nadarze!

Może powinnam napisać ,,Królu", ,,wasza wysokość" albo coś podobnego, nie wiem, czy mogę Cię nazywać imieniem. Ale to nieważne. Pewnie i tak jesteś na mnie zły.

Jutro wyjeżdżam do mojej siostry do Olsztyna. Nie wiem, czy wiedziałeś, ale Marzanna i Dziewanna pomogły zdjąć ze mnie czar tej koszmarnej brzydoty i uznałam, że lepiej będzie, jeśli na chwilę zniknę z wioski, żeby ludzie przestali o mnie plotkować i łatwiej przyjęli mój nowy wygląd.

Podejrzewamy, że tę klątwę mogła rzucić Jarosława... A ja byłam głupia, ufając jej i oczerniając wszystkich innych. Teraz za to zapłacę, bo jeśli to ona lub ktoś inny mnie przeklął, to zapewne nie poprzestanie, ale wolę o tym nie rozmyślać. Jeszcze nie teraz. Nie wiem, czemu Ci to piszę, przecież nie musisz przejmować się moimi kłopotami.

Chciałam Cię bardzo przeprosić. Nie proszę nawet o wybaczenie, ale musisz wiedzieć, że żałuję. Miałeś rację – potraktowałem Cię jak jakąś istotę, która nie ma serca i uczuć, którą można wykorzystać do własnych celów. Wstyd mi za siebie, bo wiem, że Ty byłeś ze mną szczery i nie zasłużyłeś na takie traktowanie. Twoja miłość była prawdziwa, nawet jeśli jej nie rozumiem. Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś, kto na nią zasłuży.

Chciałabym usprawiedliwić się działaniem korali, ale nie jestem do końca pewna, jaką miały moc. Może po prostu wypuściły na światło dzienne to, co było we mnie ukryte? Nie byłam nieświadoma i znając konsekwencje, skrzywdziłam Ciebie, Eryka, nawet Luizę i Konrada. Uczyniłam tyle szkód, że nie wiem, czy jeszcze za nie kiedyś odpokutuję. Mogę mieć tylko nadzieję, że chociaż Ty na tym nie ucierpisz i nie martwisz się już mną za mocno.

Dziękuję, że chciałeś mi pomóc i że mnie kochałeś.

Anna


Witajcie przed Świętami! Życzę Wam spokojnego, ciepłego czasu, spędzonego tak jak chcecie i lubicie.

Rozdział był kończony trochę na szybko, żeby zdążyć przed Wigilią, więc może mieć niedopatrzenia, które na pewno poprawię w korekcie, więc przyjmuję wszelkie uwagi (i pochwały też XD)

Dajcie koniecznie znać, co myślicie, jak się Wam podoba przemiana Anny i do czego to może doprowadzić!

Do następnego :)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro