Rozdział jedenasty. ,,Wszystko ma cenę".

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kiedy chłopiec hoży, miły

I któż by miał tyle siły

Kamienne by serce było, żeby chłopca nie lubiło

Żeby chłopca nie lubiło

Mnie matula zakazała

Żebym chłopca nie kochała

A ja chłopca chaps! za szyję, będę kochać póki żyję

Będę kochać póki żyję

Sylwia Banasik-Smulska ,,Dwa serduszka, cztery oczy"

(Nie znalazłam autora tekstu, piosenkę wykonywało też wielu innych polskich wokalistów, pojawiła się w filmie ,,Zimna wojna", ale też w amatorskim spektaklu na podstawie ,,Czarownicy znad Bełdan", który można znaleźć na YouTubie)


— Gdzieś ty się włóczyła? — Krzyk Małgorzaty powitał Annę po wejściu do domu. — Nawet teraz nie możesz w spokoju siedzieć w domu?

— Małgosiu, uspokój się — upomniał ją ojciec. — Anna pewnie zagadała się z Erykiem i jego rodziną. Kiedy się zakochasz, to zrozumiesz.

Małgorzata prychnęła pod nosem. Gdyby Anna nie była tak roztrzęsiona, mogłaby czuć satysfakcję.

— Tak, długo rozmawialiśmy — potwierdziła. — Przepraszam, jeśli się niepokoiliście.

Miała nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji, kiedy ktoś z rodziny Eryka mógłby wyznać prawdę. W końcu jak mogłaby powiedzieć rodzicom czy siostrom, że całowała się nad brzegiem jeziora z królem tegoż jeziora, i to w wieczór swoich zaręczyn?

— Jest już późno. — Aleksandra zakończyła tę dyskusję. — Trzeba szybko zagotować wodę i iść spać.

Anna odliczała tylko czas do tego, gdy znajdzie się w swoim łóżku, przytuli do poduszki i będzie mogła pomyśleć. Nie powinna płakać ani wzdychać, ponieważ leżące nieopodal siostry usłyszałyby ją, ale przynajmniej zyskała czas na rozmyślania. Próbowała więc uporządkować w głowie wszystko, co ją spotkało, ale odczuwała tylko potworne wyrzuty sumienia. Teraz w pełni zrozumiała ohydę swojego czynu. Nie tylko wystąpiła przeciwko swojemu postanowieniu trzymania się z dala od magii. Ten pocałunek nie odbył się w próżni. Zdradziła Eryka. Człowieka, który szczerze ją kochał i który okazywał jej dobroć nawet wtedy, gdy była brzydka. Człowieka, którego i ona kochała i tyle na niego czekała, a nie umiała dochować mu wiary w dzień ich przyjęcia zaręczynowego. Zapomniała o swojej prawdziwej miłości i poszła za głupim popędem krwi. Była najgorszą kobietą we wszechświecie.

Najgorsze było jednak to, że nie potrafiła brzydzić się samego wspomnienia. Gdy zamykała oczy, próbowała przywołać przed siebie twarz Eryka i ich czułe rozmowy, ale zamiast tego widziała chmurne spojrzenie Króla Bełdan i znowu czuła na sobie jego ręce i usta, a wówczas znów przejmowało ją pragnienie. Chciałaby wierzyć, że jest to wynik jakiejś magii i nie ma wpływu na swoje zachowanie, ale obawiała się, że po prostu jest chwiejną, egoistyczną dziewczyną, która nie zasługuje na uczucia kogokolwiek.

,,Może powinnam zerwać z Erykiem, żeby znalazł kogoś lepszego niż ja, i spędzić resztę życia w samotności" myślała. ,,Ale nie mogę żyć bez niego, za długo o nim marzyłam. Gdybym tylko dała radę wyzwolić się od tych myśli, od tych złych pragnień... Chciałabym z czystym sumieniem móc powiedzieć, że to się nigdy nie powtórzy, że mu to wynagrodzę i będę najlepszą żoną na świecie. Ale nawet jeśli nikt inny mnie nie dotknie, co to za wierność, skoro nie potrafię przestać myśleć o tamtym pocałunku i tęsknię za tym?".

Dręczyła ją jeszcze jedna rzecz. Nadar powiedział jej, że Eryk pokochał ją wyłącznie z powodu korali. Nie chciała w to wierzyć, w końcu już wcześniej traktował ją miło i nawet chciał z nią tańczyć. Ale czy oświadczyłby się jej, gdyby nadal była brzydka i odpychająca? Sama w to nie dowierzała. Wolała myśleć, że dzięki urodzie zobaczył jej wewnętrzne walory, ale i tak słyszała nad sobą oskarżycielski głos Króla: ,,On zakochał się w tobie tylko z powodu korali".

,,Muszę to rozwikłać" postanowiła. ,,Jutro odnajdę Jarę i zapytam ją, czy te korale mają taką moc".

Następnego dnia, gdy tylko Anna zjadła śniadanie i nakarmiła kury, wyszła na spacer po wsi, mając nadzieję, że trafi na Jarosławę i będzie mogła zapytać ją o właściwości korali. Czarownica chyba wyczuwała jej nastroje, ponieważ Anna zastała ją już na skraju lasu.

— Witaj, moja córko — przywitała ją Jara. — Czy jesteś szczęśliwa?

— Staram się być — odpowiedziała Anna. — Ale do tego potrzebuję odpowiedzi na jedno pytanie.

Jarosława spojrzała na nią z ciekawością. Anna przez sekundę zastanawiała się, czy może nie powinna wspomnieć jej o sytuacji z Królem Bełdan, ale zrezygnowała z tego. Obawiała się, że Czarownica mogłaby ją potępić, sama przecież ostrzegała ją przed spoufalaniem się z tym mężczyzną. I miała rację.

— Chciałam zapytać, jakie właściwości mają moje korale? — spytała Anna. — Czy to możliwe... że mogą wpływać na uczucia innych wobec mnie?

— Mogą, ponieważ ludzie mają skłonność do oceniania po wyglądzie — stwierdziła Jara.

— To znaczy, że nikt nie może się we mnie zakochać przez ich magię? — dopytywała Anna. — One wpływają tylko na mój wygląd?

Jarosława wstała z kamienia, na którym siedziała, podeszła do Mikołajczykówny i pogłaskała jej koraliki.

— Dlaczego pytasz, moja córko?

— Zaręczyłam się z Erykiem Reszke, kilka dni temu — wyjaśniła Anna. — Nie pokazywałaś się tutaj, więc nie miałam, jak ci o tym opowiedzieć.

Jarosława zmrużyła oczy, jakby coś ją zabolało.

— Co się stało? — Anna delikatnie dotknęła ramienia kobiety. — Przecież chciałaś, żebym była szczęśliwa, miała męża i dzieci...

— Chciałam, moja córko, chciałam — zalamentowała Jara. — Liczyłam na to, że korale dadzą ci tylko szczęście. Ale wszystko ma cenę i moja magia nie była w stanie całkowicie cię ocalić.

— Co to znaczy? — wykrzyknęła z rozpaczą Anna. — Czy coś rozdzieli mnie z Erykiem?

Serce uderzało jej gwałtownie. Nie zasługiwała na Eryka, ale nie potrafiła z niego zrezygnować. Jarosława nie miała prawa dawać jej nadziei, nazywać córką, a potem odbierać tego wszystkiego.

— Czar korali także ma cenę — powiedziała spokojnie Czarownica. — Nie wolno ci się zakochać, moja córko. W przeciwnym razie na ciebie i twego ukochanego spadnie wielkie cierpienie i oboje skończycie w najmarniejszy sposób.

Anna zadrżała z rozpaczy. Już wystarczająco obwiniała się o zdradę Eryka czy oszukiwanie go wobec swojego wyglądu i zdolności. A teraz jeszcze ma się okazać, że skaże go na zgubę, odbierze mu szczęście, a może i życie? Świat nie mógł być tak niesprawiedliwy.

— Ale ja go kocham! — krzyknęła. — Nie chcę żyć bez niego, jest dla mnie wszystkim! — Z jej oczu popłynęły łzy.

— Żal mi cię, córko, ale tak być musi. Nawet ja nie jestem wszechmocna — szepnęła Jara i próbowała pogłaskać ją po policzku, ale Anna odepchnęła wiedźmę.

— Nie wierzę ci! Dałaś mi nadzieję, a teraz wszystko mi zabrałaś! Ci, którzy ostrzegali mnie przed tobą, mieli rację! — oskarżyła ją i uciekła.

Anna bała się wrócić do domu, gdzie rodzice, Łucja i Małgosia zauważyłyby jej smutek i wzburzenie. Udała się tam, gdzie ostatnio czuła się najlepiej – na odległy brzeg jeziora Bełdany. Ku jej uldze, nie zastała tam Nadara, a Świetlanę i Żywię.

— Nasza kochana Anna! — Rusałka na jej widok chwyciła ją w ramiona. — Tak się cieszę, że w końcu się widzimy! Stęskniłyśmy się, prawda, Żywio?

— Stęskniłyśmy — przyznała sucho Żywia. Prawdopodobnie większa wylewność zniszczyłaby jej wizerunek topielicy.

— Ja też za wami tęskniłam — powiedziała Anna.

Widok tych kochanych, znanych twarzy wywołał w niej burzę gwałtownych uczuć. Świeta i Żywia były tymi osobami, które w pełni ją akceptowały i rozumiały, niezależnie od tego, jak wygląda, kogo kocha i czym chce się zajmować. Niczego tak bardzo nie potrzebowała, jak znalezienia się blisko nich. Ponownie zdusił ją płacz.

— Anno! — wykrzyknęła Świetlana. — Co się stało?

— Muszę wam to opowiedzieć... — wydusiła Anna. — Chyba tylko wy możecie mi pomóc.

Przyjaciółki usiadły nad brzegiem jeziora, a Anna urywanym głosem opowiedziała im o ostatniej rozmowie z Jarosławą i klątwie powiązanej z naszyjnikiem. Ominęła jedynie wątek Króla Bełdan i ich pocałunek.

— Nie do końca ufam Jarze, ale może mówić prawdę — westchnęła Świetlana. — Wszystko ma cenę, to prawda. A magia szczególnie.

— To znaczy, że nie mogę nikogo kochać, z nikim się związać? — zapytała Anna, gdy łzy swobodnie spływały jej po policzkach. — Mam spędzić resztę życia w samotności? Przecież przed tym uciekałam.

— Magia nie jest sprawiedliwa — odparła Świeta. — Ale... skoro Eryk tak cię kocha, to chyba twój wygląd nie powinien mieć znaczenia? Młodość i uroda przecież zawsze przemijają. Może lepiej będzie, jeśli oddasz Jarosławie korale i pozwolisz mu kochać cię taką, jaka jesteś?

Anna nie odpowiadała. Nie potrafiła wypowiedzieć do tak uczciwej, szczerej osoby jak Świetlana okrutnej prawdy – że obawia się, iż Eryk odtrąciłby ją, gdyby była brzydka i że mimo to chce go zatrzymać przy sobie.

— Mężczyznom trudno dogodzić — wtrąciła się Żywia. — Potrafią cię odrzucić z powodu głupstwa. Lepiej nie ryzykować, chyba że chcesz skończyć utopiona w jeziorze, jak ja.

— Żywia, przestań! — skarciła ją Świetlana. — Nie każdy jest taki jak twój narzeczony!

— Ona ma rację. — Anna uniosła rękę. — Nie chcę ryzykować. Eryk mnie nie utopi... Ale nie skażę go przecież także na małżeństwo z dziewczyną, którą gardzi cała wieś.

Świetlana i Żywia popatrzyły na siebie ze smutkiem. Mimo upływu lat między ich prawdziwymi czasami a współczesnymi musiały rozumieć, co oznacza opinia publiczna w małej wiosce.

— Przydałaby się nam moja pani, ale ona jeszcze przez jakiś czas tu nie przybędzie, a i Dziewanna udała się na Litwę — skomentowała Świetlana. — Zwykli widzący nie mogą ot tak zdjąć czarów rzuconych przez innych.

— Czyli nie ma nadziei? — Anna zerknęła na nią z bólem.

— Nie myśl tak — poprosiła Świeta. — Poczekamy i poszukamy sposobu. W końcu nie musisz wychodzić za Eryka jutro.

— Nie — zgodziła się Anna. — Ale Czarownica powiedziała: ,,nie wolno ci się zakochać".

Życie jednak musiało toczyć się dalej, toteż tego wieczora Anna udała się do kościoła na próbę chóru. To miejsce napełniło ją spokojem. Tutaj nie mogła dopaść jej żadna magia, klątwy i szaleni z miłości królowie. Jej serce ogarniała łagodność i ciepło, gdy śpiewała pieśni ku czci Maryi czy Serca Jezusowego. Podobne uczucia budził w niej zapach kościoła, drewniane posągi Jezusa, kolorowe witraże przedstawiające wydarzenia z życia świętych czy barwne, wyraziste obrazy prezentujące Drogę Krzyżową. Wyszła z kościoła uspokojona i podniesiona na duchu.

— Mam do ciebie prośbę, Anno. — Gdy tylko dziewczyna przekroczyła kościelną bramę, podeszła do niej jedna z sąsiadek, która była jednocześnie teściową Joanny. — Kiedy będziesz śpiewać na mszy, zdejmij te korale i załóż jakiś krzyżyk.

Serce mocniej zabiło w piersi Anny. Złapała się odruchowo za jeden jarzębinowy koralik. Jeszcze rano nienawidziła tego naszyjnika i ceny, jaką ze sobą niósł, ale gdyby nie on, może już dawno by jej nie było. Nie miała zamiaru po raz kolejny pozwalać sobą pomiatać i się upokarzać.

— Nie rozumiem dlaczego — odparła Anna. — Czyż Bóg nas nie kocha niezależnie od tego, co mamy na sobie?

— Ta czerwień jest nieprzyzwoita. Bez korali będziesz wyglądała skromniej — pouczyła ją pani Wiesława.

— Nie rozumiem w takim razie, dlaczego na obrazach w kościele Jezus nosi czerwoną szatę — stwierdziła Anna. — Muszę się z panią pożegnać, śpieszę się — dodała i przebiegła na drugą stronę drogi. Po kilku krokach stanęła przed Erykiem.

— Przyszedłem po ciebie — oznajmił chłopak z uśmiechem. — Myślałaś, że zapomniałem?

Anna energicznie zamrugała, zanim łzy zdążyły napłynąć jej do oczu. Eryk tak ją kochał, dbał o okazywanie jej miłości w najdrobniejszy sposób... A ona najpierw nie potrafiła tego docenić i go zdradziła, a teraz jeszcze skazuje go na zgubę. Może pani Wiesława wyczuła, że jest potępiona.

— Nie, po prostu... — Anna zamyśliła się. — Nie czekałam na ciebie, bo pani Wiesia mnie zatrzymała, a ja nie chciałam z nią rozmawiać. Tylko by pouczała innych. Współczuję Asi, że musi z nią mieszkać.

— Nie przejmuj się. Po prostu wszystkie kobiety we wsi zazdroszczą ci urody — zażartował Eryk i pocałował ją w dłoń. Z każdym jego słowem serce Anny pękało coraz bardziej.

Mimo to wzięli się za ręce i ruszyli w kierunku jej domu. Na szczęście, Reszke nie był zbyt skłonny do rozmowy i zadowalał się słuchaniem śpiewu ptaków i podziwianiem przyrody. Anna natomiast była tak roztrzęsiona, że spokojnie dałaby sobie wmówić, że trawa jest różowa.

— Witajcie, moi drodzy. — Byli już blisko chaty Mikołajczyków, gdy powitał ich pastor Mendyk. — Słyszałem, że się zaręczyliście. Gratuluję. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi i otrzymacie wiele bożych błogosławieństw.

Jego wzrok był chłodny i ponury. Eryk zapewne pomyślał, że pastor obwinia o wyczyny Konrada także jego brata, ale Annę ogarniało niedobre przeczucie. Ten człowiek próbował dowiedzieć się, jak zmieniła swój wygląd. Musiał coś przewidywać. Nawet jeśli twierdził, że nie wierzy w zabobony, może jego logiczny umysł nie potrafił wytłumaczyć tak gwałtownej przemiany.

— Na pewno będziemy — odpowiedział w końcu Eryk. — Liczymy, że zjawi się pan na naszym ślubie.

— Z wielką chęcią — odpowiedział pastor. — Dawno nie byłem w katolickiej świątyni. A ty, Anno, dawno nie odwiedzałaś mojej córki.

,,On nęci" pomyślała Anna. ,,Myśli, że pozna mą tajemnicę".

— Ale to Łucja przyjaźni się z Luizą, nie ja — postanowiła szczerze odpowiedzieć.

— Ależ przecież powinnaś przychodzić z siostrą. — Uśmiechnął się pan Maciej. — Moja żona i córka bardzo cię lubią. Do zobaczenia. Śpieszę się do domu.

— On jest jakiś dziwny — skomentował Eryk, gdy pastor zniknął im z oczu. — Czy ma zamiar kontrolować całą wieś?

— Najwidoczniej tak — odparła Anna, mając nadzieję, że narzeczony nie zauważy jej nagłej bladości i nie usłyszy, jak zgrzytają jej zęby. — Może powinien kandydować na sołtysa.

Król Nadar siedział w swej komnacie z półprzezroczystymi ścianami, na wypychanym niebieskim pluszem krześle i ściskał w rękach pusty kielich. Gdy usłyszał otwieranie drzwi, podniósł głowę. Na progu komnaty stał mężczyzna średniego wzrostu, ubrany w zielone, postrzępione szaty. Miał błękitną skórę, szare oczy i białe, półdługie włosy.

— Witaj, mój kochany panie — przywitał się wodnik.

— Witaj, Miłoszu — odpowiedział Nadar, unosząc brew na dźwięk słowa ,,kochany". — Podejdź tu. Mam dla ciebie zadanie.

— Jestem na twe usługi rankiem i w nocy, panie — zapewnił Miłosz, podskakując w stronę Króla.

— Pochlebia mi to — rzekł z ironią Król. — Znasz wiedźmę Jarosławę?

— Niestety, tak — odpowiedział Miłosz. — Okropny babsztyl. — Skrzywił się.

— Znakomicie. Będziesz ją dla mnie... obserwował. Kręcił się wokół jej chaty, sprawdzał, co robi, z kim rozmawia, jakie zaklęcia rzuca.

— Ja? — przestraszył się Miłosz. — Przecież jestem wodnikiem, panie. Nie powinienem włóczyć się po lasach. Moje miejsce jest w wodzie. — Ostatnie słowo mocno podkreślił.

— Nie przesadzaj. Poradzisz sobie, a poza tym przypominam ci, że to ty rozprowadzasz i sprzedajesz po okolicy różnego rodzaju eliksiry. Powinienem ukrócić ten proceder, ale mam powody, by tego nie robić — pouczył go Król. — Będziesz ją szpiegował i codziennie wieczorem informował mnie, co robi. To moje ostatnie słowo.


W ramach wynagrodzenia za przerwę, ten rozdział wpada znacznie wcześniej, niż się spodziewałam ;) Pisało mi się go szybko i przyjemnie, więc mam nadzieję, że Wam też się podoba.

Jak wspominałam Wam we wstępie, ta opowieść nie jest takim klasycznym retellingiem jak moi ,,Grecy", gdzie w większości posiłkuję się informacjami na temat wojny trojańskiej. Baśń o Oleksika jest bardzo krótka, więc żeby opisać ją w bardziej ,,dorosły" sposób, musiałam dodać wiele rzeczy. W oryginalnej baśni Anna i Eryk zaręczają się dopiero po tym, jak Czarownica informuje dziewczynę o klątwie i następuje to praktycznie chwilę po sprezentowaniu korali. Jak nasza para będzie sobie z tym radzić, dowiecie się w kolejnym rozdziale :)

Miłosz to postać, którą wymyśliłam dzisiaj, na totalnym spontanie, i praktycznie od razu wymyśliłam mu historię i charakter ;) Jestem raczej za dokładnym planowaniem przed pisaniem, ale mam nadzieję, że z takiego impulsu też wyjdzie mi coś fajnego.

Rozdział z dedykacją dla  - dziękuję Ci, że jesteś z moimi pracami. A fanów fantastyki bardziej młodzieżowej zapraszam do jej ,,Spaceru przez sen".

Trzymajcie za mnie kciuki, bo mam trochę problemów na studiach i im szybciej je rozwiąże, tym szybciej doczekacie się kolejnego rozdziału!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro