Rozdział osiemnasty. Wielka misja.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Malagant

Błagam cię

Ty za nic mnie masz

Nie zważam na pogardę twą

Ponieważ kocham i ją

Ginewra

Popatrz na siebie

Czy nie widzisz

Swego serca pogrążającego się w szaleństwie?

Malagant

Nie odrzucaj mnie

Nie mów mi

Że nie jest dozwolone kochać cię

Razem

Nasze ciała dryfują

Po oceanie łez

Lecz co się z nami dzieje

Żeby czynić sobie tak wiele bólu?

La Legende du Roi Arthur ,,Nos corps a la derive"

https://youtu.be/lJL5gU1L8KY

(Musical jest jedną z reinterpretacji legend o królu Arturze i zasadniczy jest mu wierny: Malagant porywa Ginewrę, żonę króla Artura, i próbuje zmusić ją do związania się, co umocniłoby jego starania o tron. W musicalu okazuje się, że Malagant mimo wszystkich swoich ciemnych spraw kochał Ginewrę i chodziło mu też o uczucia, nie tylko koronę. W piosence Malagant wyznaje, że jego szaleństwo jest wynikiem nieszczęśliwej miłości, a Ginewra oskarża go o nieliczenie się z niczym, jednak ostatecznie zaczyna mu współczuć i oboje uznają, że tragizm ich sytuacji polegał na tym, że nie mieli wpływu na uczucia - swoje i drugiej osoby).

Polecam posłuchać przy ostatniej scenie, bo robi klimat.



Król Bełdan przechadzał się spokojnie po sali tronowej, gdy usłyszał czyjeś donośne kroki. Przewrócił oczami. Świat ludzki ostatnio odgrywał za dużą rolę w tym magicznym i to przysparzało im samych problemów. Kolejny śmiertelny chłopak podstępem wdarł się do jeziora, a on musiał go zamknąć, żeby, broń Świętowicie, nie rozpowiedział ich tajemnic swoim pobratymcom.

Może sam był po części winny, interesując się Anną i próbując ją tu ściągnąć. Przekroczył granicę między ludźmi a magicznymi istotami, nawet jeśli uważał, że nie, skoro Mikołajczykówna była czarownicą. Ale najwidoczniej ona się za nią nie uważała i chyba należało to uszanować.

,,Zachowałem się jak durny młokos" pomyślał i podrapał się po włosach. ,,Powinienem być świniopasem, a nie królem".

W końcu dźwięk kroków stał się tak donośny, że musiał się odwrócić. Ten widok zirytował go jeszcze bardziej, bo zobaczył Jarosławę wleczącą za sobą Miłosza.

— Ktoś tu kręcił się koło mojej chaty — poinformowała go Czarownica. Miłosz jęczał, gdy ciągnęła go za ramię. — Musisz lepiej pilnować swoich dworzan, Królu.

— Nie mam obowiązku cię słuchać, a moi dworzanie będą chodzić, gdzie chcą — odparł Nadar. — Puść go.

— Nie mam zamiaru. Chyba że zrobisz coś dla mnie?

— Niby co? — prychnął mężczyzna.

— Wypuścisz tych dwóch wisuńskich chłopców, którzy siedzą zamknięcie w twoich lochach. To moi sąsiedzi. Dobrzy chłopcy, chociaż całkowicie porzucili tradycję.

— I przy okazji jest tam narzeczony Anny i jego brat, czyż nie? Miałaś jakiś interes w przysłaniu ich tutaj. To kolejny powód, żeby ich nie wypuszczać.

— W takim razie muszą ci zastąpić tego niebieskiego idiotę. — Skrzywiła się Jara i mocniej ścisnęła Miłosza.

— Puść mnie, ty nietolerancyjna maniaczko! — wrzasnął Miłosz.

Król Bełdan wyciągnął rękę i zacisnął ją w pięść. Po chwili Jarę chwycił ogromny skurcz i zmuszona była puścić Miłosza, który natychmiast podbiegł do swego pana.

— Dziękuję ci, panie, będę cię chwalił do końca mojego życia — zapewnił wodnik, prawie gotowy całować jego stopy.

— Będziesz żył jakieś pięćset lat, więc to dobra obietnica — stwierdził obojętnie Król i spojrzał na Czarownicę. — Wracaj na górę i nie mąć mi tutaj. I dobrze ci radzę: trzymaj się z dala od Anny, bo uwierz mi, mam sposoby, żebyś żałowała tak długiego życia.

— Na pewno Anna będzie zainteresowana kimś, kto przetrzymuje ludzi pod wodą — zadrwiła Jarosława.

— A może ja już nie potrzebuję zainteresowania? Pomyślałaś o nim? — Nadar starał się brzmieć chłodno i srogo.

— Tym lepiej. Gdyby jednak odwzajemniła ten afekt i zgodziła się tu zamieszkać, miałbyś dwóch potencjalnych rywali pod dachem — odpowiedziała Jara i roześmiała się zgryźliwie.

Anna wciąż bała się ludzkich spojrzeń, ale zdawała sobie sprawę, że jeśli ma ocalić Eryka i Konrada, nie może chować się w domu. Dlatego niechętnie poszła z siostrami zrobić zakupy. Ręce drżały jej z nerwów, ale powtarzała sobie, że w porównaniu z panią Reszke, która nie wie, co się stało z oboma jej synami, i tak jest uprzywilejowana.

Były nieopodal domu, gdy zauważyły nadchodzącego pastora Mendyka. Łucja i Małgorzata zwróciły do niego tylko lekkie ,,Dzień dobry", Anna jednak przeczuwała, że zechce on z nią porozmawiać. W końcu prawdopodobnie stała się przyczyną cierpienia jego córki. Nie zdziwiła się więc, gdy stanął przy nich i powiedział:

— Dobrze, że zażywacie spaceru, dziewczęta. To zdrowe.

— Dziękujemy za radę — odpowiedziała Małgorzata, mocno zbita z tropu.

— Współczuję ci z powodu zaginięcia narzeczonego, Anno. — Maciej spojrzał na najmłodszą z sióstr. — Liczę, że wkrótce się znajdzie. Naprawdę nie masz od niego żadnych wieści?

,,Mam, ale nie od niego" pomyślała Anna, miętosząc ręce.

— Nie mam. Oddałabym wszystko, gdybym wiedziała, co się z nim dzieje.

Jej oczy zaszły łzami. Wiedziała, że jest winna, że jej zmiana doprowadziła do tragedii młodzieńców. Spotkanie z panią Reszke i jej cierpienie uświadomiły jej, że zrobiła coś złego i nie zasłużyła na poświęcenie ze strony Eryka, a może nawet ze strony Konrada.

— Ja... Rozumiem, dziecko — szepnął pastor. Może chociaż w jednej osobie wzbudziła współczucie. — Jeśli chciałabyś pomocy, możesz po mnie posłać. Lepiej chyba byłoby... gdybyś w najbliższym czasie nie przychodziła na plebanię.

— Ja chyba dzisiaj odwiedzę Luizę! — zaproponowała Łucja. — Przyda jej się wsparcie po zniknięciu Konrada — dodała niepewnie.

— Przyda jej się wsparcie innego rodzaju, ale jesteś u nas mile widziana — zapewnił Mendyk.

,,On wie albo czuje, że Konrad myślał w jakiś sposób o mnie i zranił tym Luizę" zrozumiała Anna. ,,Może w jakiś sposób mnie żałuje, ale ma też pretensje. Nikt w tej wsi w pełni mnie nie lubi".

Nagle zauważyła, że po przeciwnej stronie ulicy spaceruje Czarownica i przygląda się jej, jakby chciała z nią porozmawiać. Annę przeszedł dreszcz. Walczyły w niej dwie sprzeczności. Nie ufała już Jarosławie i nie chciała z nią rozmawiać, ale ona była jedynym sposobem, żeby dowiedzieć się czegoś o Eryku i Konradzie. Miała jednocześnie ochotę uciec od niej i pobiec w jej stronę.

— Chodźmy stąd — szepnęła Małgosia i szturchnęła Łucję.

Jarosława zmrużyła oczy i ruszyła w stronę lasu. Najwidoczniej zrozumiała, że Anna teraz nie może z nią rozmawiać.

— Co ty zrobiłaś, pewnie cię usłyszała! — skarciła Łucja Małgorzatę.

— Nie przejmujcie się nią, dziewczęta — pouczył je pastor. — Ona nic wam nie zrobi.

— Obawiamy się, że jednak zrobi — stwierdziła Małgosia. — Kto wie, może to ona zrobiła coś Reszkom.

Pastor uniósł brew, jakby mocno nad czymś myślał. Anna wpatrywała się w niego uważnie. Pojęła, że ten człowiek potrafiłby odkryć jej tajemnicę. Może początkowo nie uwierzyłby w nią, ale umiałby dojść do prawdy.

— Ja wierzę tylko w Boga, nie jakieś głupie zabobony i wam radzę to samo. Nie po to ludzie walczyli o oświatę i naukę — odezwał się w końcu mężczyzna.

Anna wiedziała, że po zniknięciu Eryka i Konrada oraz jej załamaniu rodzina otoczy ją mocniejszą troską, dlatego obawiała się, że prędko nie spotka Jarosławy. Była jednak zdeterminowana, aby poznać prawdę, dlatego ostatecznie posunęła się do kłamstwa, że wybiera się pocieszyć panią Reszke. Tak naprawdę poszła szukać Jary w lesie.

,,Najwyżej matka Eryka się o tym dowie, powie moim rodzicom prawdę i wyjdę na kłamczuchę" myślała dziewczyna, chodząc między drzewami. ,,To i tak będzie lepsze niż osąd pod kościołem albo bycie odpowiedzialną za uwięzienie kogoś, kogo kocham".

Gałąź zaskrzypiała, gdy na nią nadepnęła. Zerwało to do lotu kilka ptaków i chyba przyciągnęło też Czarownicę, która wyszła zza drzew i uśmiechnęła się do niej.

— Przyszłaś się ze mną pogodzić, moja córko?

— Przyszłam zapytać, czy zrobiłaś coś w sprawie Eryka i Konrada — odparła Anna. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek zechce wybaczyć tej tajemniczej istocie, chociaż sama nie była ideałem.

— Tak, poszłam do Króla Bełdan, nawet zaszantażowałam go bezpieczeństwem jego sługi, który mnie szpiegował...

— Król szpiegował też mnie — prychnęła Anna.

— Chyba lubi czuć władzę nad innymi — stwierdziła Jarosława. — Ale on pozostał głuchy na moje prośby. Uważa, że nie ma powodu, by ryzykować i wypuszczać twoich przyjaciół.

Anna mimowolnie się skrzywiła. Czy on był naprawdę taki bez serca? Tak mocno nienawidził zwykłych ludzi albo dyszał tak wielką żądzą zemsty za odrzucenie? Wiedziała, że go zraniła, ale wydawało jej się, że ostatecznie uszanował jej wolę i nie nagabywał jej zalotami. Dlaczego teraz czynił coś takiego? Jej pragnienie wydawało się teraz jeszcze mroczniejsze i bardziej plugawe. Czy naprawdę mogła pomyśleć, mogła dać się całować komuś, kto nie ma w sobie odrobiny ludzkich uczuć?

— On jest zły — powiedziała. — Nienawidzę go.

— Za to on, niestety, lubi cię bardzo, moje dziecko — westchnęła Czarownica. — Pewnie cieszy się, że oni też nie będą cię mieć. I że są tak daleko od siebie. Gdybyś była topielicą, jak Żywia, pewnie znalazłby sposób...

Jara mówiła pewnym, silnym głosem, ale potem każde jej słowo stawało się cichsze i bardziej świszczące. Jakby zdradzała jej jakiś sekret. Anna uniosła brew i przyjrzała się jej dokładnie, chcąc wyczytać z twarzy i ruchów wiedźmy, co ma na myśli i czy zna jeszcze jakieś sposoby, aby pomóc braciom. Ona jednak zamilkła i znów się uśmiechnęła.

— Lepiej już idź, moja córko. Jeśli ktoś zobaczy, że włóczysz się nieopodal mojej chaty, zniszczysz sobie opinię. Widzisz? Ja zawsze się o ciebie troszczę.

Luiza siedziała na kanapie w swoim pokoju, z ramionami okrytymi brązową chustą, i popijała herbatę ziołową. Matka powtarzała, że to ukoi jej nerwy i sprawi, że zacznie patrzeć na świat ze spokojem, ale Luiza szczerze w to wątpiła. Nie podejrzewała, by jej mama trzymała w spiżarni magiczne ziele z ,,Odysei", a w tej sytuacji chyba tylko czary mogłyby wpłynąć na jej zrozpaczone serce.

— Luizo, ktoś do ciebie. — Marcinek wpadł do jej pokoju i śpiewnym głosem poinformował ją o wizycie.

— Nie mam ochoty na spotkania z żadnymi plotkarami — naburmuszyła się jego siostra i wsunęła się mocniej w oparcie.

W tym momencie w drzwiach ukazała się okolona kasztanowymi włosami głowa Łucji.

— Mnie też nie chcesz widzieć? — zapytała ze smutkiem.

— Och! — wydusiła Luiza.

Od dwóch dni była wściekła i rozżalona na każdego. Na Konrada, który wprost okazał jej, że nie jest dla niego najważniejsza, na ojca, który nie rozumiał jej uczuć, na matkę, która uważała, że ciepła herbata załatwi wszystko, na brata, który na każdą sytuację reagował kpiną. I podświadomie też na Annę, która nie zrobiła nic, żeby odrzucić Konrada, chociaż była związana z Erykiem.

Zamknęła się w sobie, w bólu i pretensjach, ale jak każdy człowiek potrzebowała ciepła i wsparcia drugiej osoby. W oczach Łucji czaiła się troska i serdeczność. Może to ją uzdrowi.

— Usiądź — poprosiła i zrobiła jej miejsce obok siebie.

— Chciałam zapytać, jak się czujesz. Moja siostra przeszła coś bardzo trudnego i nie opuszczałam domu, żeby jej pilnować, ale gdy tylko znalazłam chwilę, przybiegłam do ciebie — zaczęła Mikołajczykówna.

— Wiem, że poniżono ją pod kościołem. To straszne i godne potępienia, żeby takie rzeczy działy się pod domem Bożym — odparła Luiza i zacisnęła ręce. — Ale obronił ją Konrad. Bardzo mu na niej zależy.

— Naprawdę tak uważasz? — spytała cicho Łucja.

— Odkąd się zmieniła, bez przerwy ją adorował, żartował z nią i traktował jak ósmy cud świata! — zawołała Luiza. — Próbowałam nie być zazdrosna, ignorować to, obracać w żart... ale to jest już za dużo, gdy patrzysz w oczy ukochanego i wiesz, że nie jesteś dla niego najwspanialszą kobietą. W końcu musiałam to zakończyć, bo załamałabym się jeszcze bardziej. A przynajmniej wierzyłam w to. Teraz i tak boli mnie serce... — mówiła w emocjach, z trudem łapiąc oddech.

— Kochanie moje — szepnęła Łucja, przysunęła się do przyjaciółki i objęła ją. — Ja... Jestem pewna, że Anna nie chciała zrobić ci krzywdy.

— Ale to zrobiła. Dlaczego nie mogła kazać Konradowi zostawić ją w spokoju? Przecież wcześniej tak go nie znosiła! — wykrzyknęła buntowniczo Luiza. Nie obchodziło jej nawet, że mówi to do siostry Anny.

Łucja tylko westchnęła i przytuliła ją mocniej.

— Ale wiesz, co jest najgorsze? — odezwała się ponownie Luiza. — Że teraz, gdy Konrad, zniknął... Tęsknię za nim i żałuję go, bo na tym polega miłość... Ale też dręczy mnie niepewność, czy właściwie go oceniłam. Może nie zaginął z powodu Anny, ale mojego. Może moje odrzucenie go całkowicie zniszczyło, może naprawdę mnie kochał, a ja źle go oceniłam... Jak mogłam skazać na coś złego kogoś, kogo kocham tak głęboko? — zawołała rozpaczliwie, a z jej oczu polały się łzy.

— Nie możesz tak o sobie myśleć, przecież nie chciałaś zrobić nic złego... — zapewniła Łucja i głaskała ją po plecach. — Tak mi przykro, że spotkało cię coś takiego, zwłaszcza że przyczyniła się do tego moja rodzona siostra...

— Jak nie mogę? Każda myśl w mojej głowie przekonuje mnie, że ja też jestem winna! — Luiza zawyła w bólu jak zwierzę. — Jeśli Konrad nie wróci, nigdy sobie tego nie wybaczę! Wolałabym widzieć go codziennie z inną dziewczyną niż... niż...

Nie mogła już mówić. Dławiły ją wyrzuty sumienia, rozpacz, ale przede wszystkim straszna bezradność. Łatwiej jest, gdy w chwilach cierpienia ma się przynajmniej możliwość próby zmiany sytuacji. Ona natomiast nie mogła robić nic, tylko czekać, czy Konrad wróci żywy.

— Mamo, czy będę ci jeszcze potrzebna? — zwróciła się Anna do rodzicielki. — Chciałabym pójść na spacer, pooddychać świeżym powietrzem.

— Nie mam nic przeciwko, skarbie. — Aleksandra oderwała się do parzenia herbaty. — Ale czy jesteś pewna, że chcesz wychodzić? Wczoraj cię to przerażało. Może Małgosia powinna pójść z tobą...

— Nie, tylko nie ona! — zaprotestowała Anna. W tym przynajmniej mogła być całkowicie szczera. — Świeże powietrze pomoże mi to wszystko przemyśleć. A od wczorajszej rozmowy z panią Reszke zrozumiałam, że nie mam prawa użalać się nad sobą. Muszę być silna i stanowcza, jeśli chcę zrobić coś dla dobra Eryka.

— Cóż, w takim razie miłego spaceru. — Matka potrząsnęła głową. Jej ton i wyraz twarzy świadczył o tym, że uważa za naiwne przekonanie córki, że jest w stanie odnaleźć zaginionych braci.

,,Ale ja wiem swoje" myślała Anna, wychodząc z domu. ,,I wiem, mamo, że nie byłabyś zachwycona tym, co mam zamiar zrobić".

Przez cały dzień myślała o tym, co zrobić, aby ocalić braci Reszke i odkupić swoje winy. Myślała o słowach Czarownicy o tym, że Król nie ma powodu chcieć ich uwolnić, skoro w ten sposób trzyma Eryka z dala od niej. Gdyby nie dała mu nadziei, nie czułby złości na jej prawdziwego ukochanego. A gdyby jednak dała mu szansę, Eryk nigdy nie trafiłby na dno jeziora... a jeśli już, to Nadar znalazłby sposób, żeby go wypuścić. Nie chciałby przecież trzymać go ,,pod jednym dachem" z Anną.

Okazało się więc, że aby oczyścić swoje sumienie z nieszczęść rodziny Reszke, musi zrobić inną rzecz, która je skala.

Wbrew temu, co powiedziała matce, nie chciała pokazywać się ludziom ze wsi, wybrała więc słabo uczęszczaną ścieżkę, gdzie praktycznie nikt nie mógł jej zauważyć. Modliła się tylko, aby nie spotkać żadnych pijaków... ani Świetlany i Żywi, które pewnie też nie byłyby zachwycone jej pomysłem i próbowałaby ją odwieść od jego realizacji.

W końcu znalazła się na odległym, opuszczonym brzegu jeziora Bełdany. Spojrzała na taflę wody. Był już wieczór, niebo przykryły chmury i odbicie jeziora przybrało teraz ciemnoszarą barwę, co wzmacniało niepokój Anny.

— Królu Bełdan, wzywam cię! — zawołała głośno, wskazując na zbiornik. — Jestem czarownicą, więc chyba powinieneś mnie słuchać!

Odsunęła się od brzegu, złożyła ręce i modliła się, żeby Król ją usłyszał, chociaż nie wiedziała, czy treść ,,Ojcze nasz" może mieć na niego jakikolwiek wpływ.

— Na chwilę obecną daleko ci do czarownicy, ale nawet jeśli w to nie wierzysz, zawsze jestem gotów cię wysłuchać. — Usłyszała niski głos Króla. Chyba po raz pierwszy wzbudził w niej ulgę, nie niepokój.

— To... to bardzo dobrze... — wydusiła, nie znajdując innych słów.

Król uniósł brew. Wiatr lekko powiewał jego czarnymi włosami, a ciemne oczy patrzyły na nią z uwagą z jego bladej twarzy. Anna pomyślała, że chyba teraz rozumie już sens powiedzenia ,,przystojny jak diabli".

— Mam nadzieję, że potrzebujesz pomocy w ochronie przed Jarosławą, bo zrozumiałaś już, jaka ona jest — odezwał się Nadar. Anna uświadomiła sobie, że musiała przez kilka minut stać i przyglądać mu się w milczeniu.

— Zostawmy Jarosławę — poprosiła. — Ja... Chciałam cię prosić, żebyś wypuścił braci Reszke.

Król uniósł głowę do góry i westchnął ciężko. Może wzywał jakąś siłę wyższą.

— Jeśli uważasz, że jestem zachwycony, mając ich u siebie, to się mylisz. Ale nie mogę ich wypuścić. Moi poddani od tej pory żyliby w wiecznym niepokoju, że ci... panowie — przez chwilę namyślał się nad tym słowem — rozpowiedzieliby waszym pobratymcom o naszym królestwie. Jakim byłbym władcą, gdybym ich naraził?

— Oni nic nikomu nie powiedzą! — wykrzyknęła Anna. — Oni nawet nie wierzą w magię i czary, matka wychowała ich bardzo zdroworozsądkowo!

— Teraz już chyba wierzą. Nie będę narażał mojego ludu na to, że kiedyś któryś z nich upije się w karczmie i postanowi się pochwalić, że widział rusałki czy wodników.

Anna spuściła głowę i z trudem łapała oddech. Słuchanie tego było podwójnie ciężkie. Każde słowo obciążało ją winą za nieszczęścia braci, ale chyba wolałaby, żeby Król twierdził, że to jego zemsta i kazałby jej oddać mu się na trawie. Wtedy przynajmniej mogłaby go nienawidzić i uważać za podłego, a tymczasem trudno było jej znaleźć jakiekolwiek oskarżenia. Nawet on troszczył się o innych bardziej niż ona.

— A jeśli... jeśli zostałabym z tobą i zrobiła to, co zechcesz, puściłbyś ich? — spytała cicho.

Nadar podszedł bliżej niej i wyciągnął rękę, jakby chciał ją pogłaskać. Anna przymknęła lekko oczy, ale wtedy Król się odsunął.

— Nie. Mam swoją dumę. Nie chcę, żebyś była ze mną ze strachu czy jako wyraz poświęcenia. Stać mnie chyba na więcej.

,,Jestem głupia" zrozumiała Anna. ,,Oczywiście, że on nigdy nie zgodziłby się na coś takiego. Uznałby to za obrazę dla siebie, że poszłam za nim nie z własnej chęci".

Uniosła głowę. Miała nadzieję, że oczy bardzo jej nie łzawią, a usta nie drżą zbyt widocznie.

— Albo po prostu już ci się znudziłam.

Król pokręcił głowę i odwrócił od niej wzrok. Nie chciał na nią patrzeć. Anna wiele oddałaby, żeby poznać myśli dręczące jego głowę.

— To chyba nie ma dla ciebie znaczenia — powiedział Nadar. — W końcu pierwsza wyraźnie oznajmiłaś, że mnie nie chcesz.

To nie była odpowiedź. Nie wyjaśnił wprost, czy nadal coś do niej czuje. Anna nie spodziewała się, że poczuje, jakby ktoś dźgał ją czymś ostrym w serce. Czyli Król także już jej nie chciał. Te wszystkie zapewniania, że pragnąłby jej zawsze, czuły dotyk, gwałtowne pocałunki, nie miały już znaczenia.

— Okłamałeś mnie — prychnęła gorzko. — Twoja miłość wcale nie była tak wiele warta.

Mężczyzna w końcu odwrócił głowę i spojrzał na nią. Z jego oczu wydzierał ogromny, niewysłowiony ból.

— Nie masz prawa tak mówić. Powinnaś się cieszyć, że szanuję twoją wolę i rozumiem słowo ,,nie".

Na ramiona Anny wstąpiła gęsia skórka. Było jej przeraźliwie zimno, jakby wokół padał śnieg i grad.

— A co jeśli teraz odpowiedź brzmiałaby inaczej? — zapytała.

Nadar otworzył usta ze zdziwienia. W jego spojrzeniu Anna dojrzała coś na kształt nadziei. Teraz zrozumiała, że to, co usłyszała, co wzbudziło w niej niepewność, co do jego uczuć, chyba bardziej miało przekonać samego Króla.

Podszedł do niej tak blisko, że stykali się czołami, a ona prawie czuła jego ciało na swoich piersiach. Jego oddech i bliskość sprawiały, że ten dziwny chłód ją opuszczał.

— Brzmiałaby? — Król Bełdan dotknął łagodnie jej policzka.

Anna kiwnęła głową, a on chwycił ją w ramiona i przycisnął do stojącego obok drzewa. Całował ją namiętnie i zachłannie, jeszcze mocniej niż za pierwszym razem, jakby chciał pokazać sobie i dziewczynie, że teraz jest jego i nic nie ma prawa tego zmienić.

— Jesteś najcudowniejszą istotą na ziemi — szepnął między pocałunkami.

Potem przesunął usta niżej i całował jej żuchwę, szyję i te części dekoltu, których nie zakrywała sukienka. Anna trzymała mocno jego ramiona i nie chciała, żeby przestawał, ale jednocześnie odnosiła wrażenie, że robi coś bardzo złego i nieprzyzwoitego. Król przesuwał rękami po jej plecach, piersiach i talii w sposób, który nie powinien występować między ludźmi niebędącymi małżeństwem. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, Anna byłaby zgubiona na zawsze i nigdy nie uratowałaby już swojej opinii.

— Tak, całuj mnie — prosiła cicho, ale w głębi duszy miała nadzieję, że Król tym razem poprzestanie tylko na pocałunkach. Nie czuła się na siłach do łamania kolejnej zasady moralnej.

— Jedyna moja — wydusił Nadar, gdy w końcu musieli się od siebie oderwać. — Jesteś najwspanialszym, co mnie w życiu spotkało. Kocham cię ponad wszystko. — Ujął jej twarz w dłonie. — Wszystko, co mam, jest dla ciebie. Każda muszla i kamyk na dnie jeziora, każdy szum fal uderzających o brzeg... Każdy mój oddech też jest dla ciebie.

— Wiem — zapewniła Anna i wtuliła się w niego. Ciągle czuła pulsowanie krwi w żyłach, ale też jakiś spokój i bezpieczeństwo. Przy Królu nic złego na pewno by jej nie spotkało, żadna plotkara nie podniosłaby na nią głosu, nikt nie obrzuciłby jej kąśliwym spojrzeniem. — Moglibyśmy tak stać w nieskończoność, prawda?

— Przecież możemy. — Król Bełdan cmoknął ją we włosy. — Nie chcę cię wypuszczać. Zostaniesz moją królową?

Anna odsunęła się na tyle, by móc na niego spojrzeć. Czarownica powiedziała, że Król chce jej tylko w swoim łóżku, ale chyba się myliła. Chciał jej w każdej minucie życia.

,,Czy jestem taka sama jak Nene?" zastanowiła się. ,,Przecież ja tego nie chcę... Nie powinnam chcieć. Tylko jakaś zepsuta część mnie mogłaby tego chcieć".

— To ostatnie słowo jest trochę straszne, ja nie będę dobrą królową... — Pokręciła glową. — Ale skoro jest związane z wcześniejszym, będę twoja.


Witam po długiej przerwie, mam nadzieję, że ktokolwiek jeszcze pamięta o tym opowiadaniu XD Za to rozdział jest chyba najdłuższy z całej opowieści.

Przerwa była spowodowana oczywiście moją sesją (na szczęście, mam już wszystkie oceny wystawione), zniechęceniem do pisania (pół roku otrzymywania maili z informacją, że nikt nie chce zainwestować w twoją książkę potrafi dobić) i problemami osobistymi. Te ostatnie niestety nie minęły, więc nie mogę obiecać, że w ogóle nie wpłyną na moje pisanie, ale postaram się pracować nad tą historią. Zapraszam też do ,,Greków i Trojan", ponieważ w zeszłym tygodniu ukazał się nowy rozdział.

Jeśli chodzi o wydarzenia w tym rozdziale, to wspomniane przez Luizę zioła z ,,Odysei" były przygotowywane przez Helenę i sprawiały, że człowiek zapominał o wszelkich smutkach i czuł ogromną radość.

Jak już nie raz wspominałam, zmieniam sporo wydarzeń z baśni. W oryginalnej historii Anna dopiero na tym etapie po raz pierwszy spotyka Króla. Kiedy bracia giną, wszyscy uznają, że wyżej wspomniany ich nie wypuści, bo strzeże sekretów swojego królestwa. Anna udaje się nad jezioro prosić go o łaskę. Król jest nią urzeczony i się w niej zakochuje, więc Anna obiecuje, że wyjdzie za niego, jeśli uwolni Eryka i jego młodszego brata (znalazłam ostatnio jakieś streszczenie, gdzie było ,,odda się", co kojarzy nam się dość jednoznacznie, ale w książeczce na pewno pada informacja o małżeństwie XD). Co z tego wynikło, dowiemy się z czasem.

Zastanawiałam się, jak to ugryźć i mam nadzieję, że ostateczna wersja przypadła Wam do gustu. Pisząc tę historię, chciałam, żeby to, co przedstawiono w baśni, było bardziej niejednoznaczne i nie było tu prostego podziału na: dobrzy zakochani - zła cała reszta. W zamyśle to ma być powód do dociekań, jak skończy nasza bohaterka (nie wiem, czy wyszło XD) i chciałam, żeby czytelnik sam wybrał, komu kibicuje. Król miał być mroczną postacią, ale w takim sensie, że tajemniczą i odstającą od wizji świata, jaką ma Anna, ale nie miał być jakimś brutalem czy ,,creepem", więc nie chciałam tego przedstawiać tak, że wymusza coś na głównej bohaterce. Zwłaszcza że wiem, że sporo osób go polubiło i nie chciałabym tu promować i idealizować szantażu emocjonalnego i tym podobnych rzeczy.

Będę wdzięczna za każdą opinię i zapraszam do czekania na dalszy ciąg!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro