Rozdział siedemnasty. Gra o wszystko.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Jej prąd przyciąga cię bliżej

Elektryzuje gorącą, parną noc

Czerwone niebo o świcie daje ci ostrzeżenie, ty głupcze

Lepiej trzymaj się z daleka

Jestem słaby, miłości moja, i pragnę

Jeżeli to jest ta ścieżka, którą muszę brnąć

Przywitam mój wyrok

Dla ciebie będę pokutował

Kacie, oskarżycielu i sędzio

Lecz historia jest taka

Ona zniszczy cię swoim słodkim pocałunkiem

Jej słodkim pocałunkiem

Lecz historia jest taka

Ona zniszczy cię swoim słodkim pocałunkiem

The Witcher OST ,,Her sweet kiss"

https://youtu.be/bLWFlsFB5Tw

(Marcin nie mógł się tu nie pojawić)


Noc była wyjątkowo ciemna, na  niebie nie dostrzegało się ani jednej gwiazdy czy księżyca, a ciężki deszcz spadał z nieba, czyniąc całą ziemię i roślinność mokrymi. To jednak nie zrażało Konrada. Wystawał przy płocie okalającym mieszkanie Mendyków i co chwila wykrzykiwał imię Luizy albo rzucał kamieniami w fasadę domu.

,,W końcu trafi mnie piorun i umrę tu na miejscu" pomyślał. ,,Ale to będzie dobra kara za to, co zrobiłem Luizie".

Nie rozumiał, jak mógł zranić tę uroczą, niewinną istotę, która po raz pierwszy sprawiła, że dojrzał w swoim życiu sens, zrozumiał, że nie można spędzać czasu tylko na zabawie, że można troszczyć się o drugiego człowieka i jego szczęście. Stracił to wszystko, bo zazdrościł bratu i dla zdenerwowania go chyba podświadomie próbował rozkochać w sobie Annę. Nie wiedział, jakim cudem posunął się do czegoś takiego i z dnia na dzień postawił twarz jakiejś dziewczyny ponad prawdziwą, szczerą miłość. Chciałby wierzyć, że istnieje magia i to wszystko działanie sił nadprzyrodzonych. Ale on nie był tak zabobonny, jak reszta tej wsi.

W końcu chyba ktoś usłyszał jego krzyki, bo drzwi od domu pastorostwa otworzyły się i ukazał się przed nim pan Maciej. Zanim Konrad zdążył zareagować, pastor podszedł do płotu.

— Młody człowieku, powiem wprost. — Nie dał mu nawet dojść do słowa. — Proszę cię, abyś przestał nachodzić nasz dom i niepokoić moją córkę. Zraniłeś ją i udowodniłeś, że nie jesteś dobrym kandydatem na męża. Jeśli masz chociaż odrobinę sumienia, pozwolisz jej zapomnieć i zostawisz ją w spokoju.

— Ale ja kocham Luizę! Chcę wszystko naprawić! — upierał się Konrad. — Nie wierzy mi pan tylko dlatego, że jestem katolikiem! Ale wie pan co? Ja mogę się nawrócić na protestantyzm.

— Taka chwiejność także jest godna potępienia — odparł surowo Mendyk. — Luiza od dawna miała wobec ciebie wątpliwości i w końcu zrezygnowała z tych szalonych zalotów, żeby już dłużej nie cierpieć. Jeśli naprawdę ją kochasz, nie będziesz przynosił jej bólu swoimi wymówkami. A teraz idź, bo spuszczę psy — zagroził i wrócił do domu.

Luiza siedziała na okrytej narzutą kanapie z głową przytkniętą do szyby. Ojciec podszedł do niej i pogłaskał ją po włosach.

— Nie żałuj. On nie był ciebie wart.

— Chciałabym w to wierzyć, tatusiu — odpowiedziała cicho Luiza. Po jej jasnej twarzy spływały łzy.

Pastor odgarnął włosy z twarzy córki. W środku czuł ogromną złość, że jakiś bydlak tak zranił i wykorzystał jego niewinne, słodkie dziecko. Może też miał odrobinę żalu, że Luiza płacze z powodu kogoś, kto nie był jej wart, ale przeważała w nim litość. Dlaczego wcześniej nie uchronił jej przed tym człowiekiem?

— Wkrótce uwierzysz, a wtedy znajdziesz sobie porządnego ewangelickiego chłopca — zapewnił ją i pocałował w policzek. — Kogoś, kto będzie przywoływał na twoją twarz tylko uśmiech.

Konrad włóczył się po lesie, pozwalając, aby deszcz padał mu na głowę i włosy, a potem spływał do oczu. Nie uśmiechało mu się wracać do domu, gdzie musiałby tłumaczyć się matce, gdzie był i że córka pastora go odrzuciła. Nie liczył na współczucie z jej strony. Pewnie stwierdziłaby, że dobrze się stało i kazałaby mu się zająć poszukiwaniami Eryka. A to przez tego durnia i jego zniknięcie nikt nie stał między nim a Anną i ostatecznie utracił Luizę. Rozum podpowiadał mu, że takie myślenie jest absurdalne, ale w tej chwili wszystko na świecie budziło w nim złość. Miał nawet ochotę rzucić się na leśne drzewa z pięściami.

Był tak zajęty własnymi myślami, że nie zauważył wystającego korzenia, potknął się o niego i wylądował z twarzą na mokrej, brudnej trawie. Próbował się podnieść, ale jego oczy i twarz były tak pełne piasku i wody, że z trudem widział, co znajduje się przed nim. Nagle poczuł czyjąś drobną, suchą dłoń, która złapała jego rękę i pociągnęła go ku górze.

— Konrad Reszke, proszę, proszę. — Usłyszał drwiący głos. — Jeden z mądrych, pięknych braci. Otrzyj się.

,,Głos" podał mu jakąś szmatkę, którą Konrad otarł twarz. Wtedy mógł zauważyć, że ma przed sobą Czarownicę.

— Daj mi spokój, stara babo — powiedział burkliwie. — Nie mam ochoty na wiejskie zabobony.

— A szkoda — stwierdziła kobieta. — Może pomogłyby odzyskać ci brata.

— Nie obchodzi mnie mój głupi brat, który nie umie pilnować sam siebie! — krzyknął Konrad. — Straciłem Luizę i chcę ją odzyskać, ale ty nie masz z tym nic wspólnego, więc już sobie pójdę!

— Czekaj! — powtrzymała go Czarownica. — Masz ranki na twarzy, obmyję je.

Złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie, a potem potarła jego czoło jakąś dziwną mazią, od której zapachu zrobiło mu się niedobrze.

— Ja na twoim miejscu nie przejmowałabym się jakąś pannicą, która cię porzuciła, ale cóż, mądrość przychodzi z wiekiem. — Wzruszyła ramionami. — Lepiej wyszedłbyś na odnalezieniu brata. Albo znalezieniu innej, piękniejszej kandydatki na żonę.

Konrad chciał wykrzyczeć jej w twarz, że Eryk powinien radzić sobie sam, a on nie potrzebuje innej kandydatki, bo Luiza jest najpiękniejszą, najbardziej uroczą i najlepszą dziewczyną na świecie. Ale jego serce przepełniały dziwna błogość i spokój, przez które nie miał już ochoty wrzeszczeć i się buntować.

— Anno, nie możesz cały dzień leżeć w łóżku — nalegała matka, stojąc w drzwiach pokoju córek. — Potrzebujemy pomocy w gospodarstwie.

— Pomogę ci w domu — powiedziała Anna przez łzy. Rzeczywiście leżała na łóżku z rękoma splecionymi na brzuchu i potarganymi włosami rozwianymi na poduszce. — Ale nie wyjdę już stąd. Cała wieś mnie nienawidzi i wyszydza! W końcu coś mi zrobią!

— Ludzie są zdenerwowani z powodu zniknięcia Eryka, ale wiesz, że są dobrzy i życzliwi — przekonywała Aleksandra.

— Dla mnie nie! — krzyknęła Anna. — Mnie od urodzenia wyśmiewali, bo byłam za brzydka! Teraz gdy jestem ładna, nadal im nie odpowiadam! Nienawidzę tej wsi, nienawidzę życia!

Aleksandra otarła oczy. Serce bolało ją na myśl, że nie mogła ocalić córki przed cierpieniem. Czy jej macierzyńska miłość i troska nie wystarczyły, aby Anna była radosna i szczęśliwa? Czy czegoś jej zabrakło?

— Daj spokój, mamo. — Małgosia podeszła do matki. — Widzisz, że znalazła sobie sposób, aby nic nie robić.

— Mam nadzieję, że utopisz się w bagnie! — zawołała do niej Anna i zacisnęła ręce na pościeli.

— Anno, chodź z nami na pole, będziemy cię bronić przed zaczepkami — poprosiła Łucja, która siedziała na krześle obok łóżka siostry. — Ludzie pogadają i przestaną, gdy zrozumieją, że nie dają rady cię zranić.

Anna milczała i tylko patrzyła w sufit. Aleksandra w końcu odezwała się:

— Dobrze, w takim razie wy pójdźcie na pole, może Kasia przyjdzie wam pomóc. Anna zostanie w domu ze mną, przygotujemy obiad.

Pastor Mendyk zamykał właśnie drzwi zboru, gdy zauważył nadchodzącą żwawym krokiem w jego stronę panią Reszke. Kobieta zaciskała ręce w pięści, a jej czerwona chusta w białe kwiaty powiewała na wietrze.

— Pani też chce przystąpić do naszego wyznania? — zapytał drwiąco, bo nie miał respektu dla kobiety, która nie umiała wychować syna.

— A kto jeszcze? — Reszkowa otworzyła szeroko oczy. — Zresztą, nieważne. Mój Konrad nie wrócił na noc do domu. Chcę wiedzieć, gdzie się włóczy.

— Skąd ja mam wiedzieć? — Wzruszył ramionami pastor. — Moja córka z nim zerwała i nie chce już go widzieć.

Do tej pory twarz pani Reszke była gniewna, ale opanowana, jednak teraz poczerwieniała, a kobieta zacisnęła usta w złości.

— Też ma pan powód do chwalenia się, że dziewczyna zgubiła mojego chłopaka! Pewnie biedny rozpaczał, upił się i Bóg wie, co zrobił! — lamentowała, machając rękami i ocierając co chwila oczy.

— Biedny? — prychnął pan Maciej. — To przecież on od paru tygodniach ganiał za Anną Mikołajczykówną i flirtował z nią. Luiza tylko nie chciała, żeby ktoś łamał jej serce!

Pani Reszke nagle zaprzestała swoich szerokich gestów. Stanęła w miejscu i utkwiła wzrok w niebie, ale ręce nadal miała uniesione. Pastor pomyślał z ironią, że przypomina żonę Lota.

— Anna... — wyszeptała w końcu kobieta.

— Wszystkie problemy w tej wsi zaczęły się, gdy Anna zmieniła swój wygląd. Mam zamiar dociec, dlaczego — przyznał pastor.

— Ja też — postanowiła jego rozmówczyni. — Pójdę do niej i zapytam, co ma z tym wspólnego.

— Nie wolno działać tak gwałtownie — zaprotestował Mendyk. — Trzeba zacząć od delikatnego wybadania...

— Nie interesują mnie jakieś wybadywania, chcę odzyskać moje dzieci! — wrzasnęła Reszkowa i zbiegła ze wzgórza, zanim pastor zdołał ją zatrzymać.

Anna dotrzymała słowa i do końca dnia nie wychodziła nawet na podwórze. Nie chciała ryzykować, że ktoś dostrzeże ją i obrzuci obelgami. Nie wylegiwała się już w łóżku, nie zajmowała się sobą, przez cały czas sprzątała lub gotowała, ale protestowała przeciwko każdej próbie wyprowadzenia jej z domu.

— Nie możesz spędzić tak całego życia, dziecko — przekonywał ją ojciec, spoglądając swoimi ciepłymi, troskliwymi oczami.

— Ale póki mogę, będę — odpowiadała Anna.

Dręczyła ją też świadomość, że Eryk zaginął przez nią i że nie robi teraz nic, by go odzyskać. Może powinna poprosić o pomoc Czarownicę, ale czuła, że to przyniosłoby jej więcej kłopotów. Świetlana i Żywia nic nie wskórały, najwidoczniej Król Bełdan był zbyt pamiętliwy i chciał zemścić się za odrzucenie. Nie wiedziała, gdzie jest Dziewanna, a chyba tylko ona miałaby szansę ocalić jej ukochanego. Bezradność i beznadzieja oplotły duszę Anny.

Wieczorem, gdy cała rodzina spożywała kolację, rozległo się pukanie do drzwi. Pani Aleksandra poszła otworzyć, przekonana, że to jedna ze starszych córek. Za drzwiami zastała jednak matkę Eryka.

— Pani Ewa! — zawołała na jej widok. — Czym mogę pani służyć?

— Czy jest Anna? Chciałabym z nią porozmawiać — wyznała Reszkowa.

Aleksandra niepewnie zerknęła do kuchni. Anna siedziała przy stole między ojcem a Łucją i niechętnie jadła kanapkę z serem. Musiała usłyszeć rozmowę matki, bo podniosła przestraszone oczy.

— Anna źle się czuje... — powiedziała wymijająco pani Aleksandra.

— Mogę chwilę pomówić — odezwała się Anna i wstała od stołu.

Bała się kontaktu z ludźmi z Wisun, ale pani Reszke zawsze była dla niej miła i cieszyła się z jej zaręczyn z Erykiem. A nawet gdyby też chciała ją wyzwać, to w tym wypadku Anna nie mogła się bronić. Przez jej głupotę ta kobieta straciła syna i Anna była jej coś winna.

Podążyła za panią Ewą i stanęła z nią w przedsionku. Tam Reszkowa powiedziała wprost:

— Czy wiesz, gdzie są Eryk i Konrad?

— Konrad?! — wykrzyknęła Anna. — On też zniknął?

— Nie wrócił wczoraj na noc do domu. Nie mam pojęcia, gdzie jest. Nie znalazłam go w całej wsi. Pytałam pastora Mendyka, a on... powiedział mi, że Luiza wczoraj zerwała z Konradem, bo uważa, że to ty mu się naprawdę podobasz.

Anna musiała zasłonić ręką usta, żeby powstrzymać krzyk. Była tak zajęta rozpaczą po Eryku, że zapomniała o jego bracie i tym, jak okazywał jej zainteresowanie. Rzeczywiście, zauważyła, że mu się podoba i czerpała satysfakcję z przewagi nad nim, ale jej serce należało do Eryka. I świadomie nie sprawiłaby bólu Luizie.

— Konrad nie był u mnie. Przysięgam. Nie wiem, co on czuje, ale moje serce jest przy Eryku — zapewniła ze łzami w oczach.

— Mam nadzieję, że mówisz prawdę, dziecko — westchnęła pani Reszke. — Mój mąż nie żyje od dawna, a ja poświęciłam tyle lat, żeby zapewnić moim dzieciom lepsze wykształcenie i byt niż reszta tej wioski. Myślałam, że na starość dadzą mi opiekę i pociechę. Teraz nie mam już nikogo... — Jej wargi zadrżały.

,,Ona cierpi bardziej niż ja" uświadomiła sobie Anna. ,,Synowie byli dla niej całym światem i zrobiłaby dla nich wszystko. A ja? Zdradziłam Eryka, wykorzystywałam Konrada. Nie mam prawa do takiego cierpienia jak ona".

Co mogła zrobić? Istniała szansa, że Konrad załamał się po rozstaniu z Luizą i popełnił jakiś nierozważny czyn, czego Anna wolała sobie nie wyobrażać. Ale coś jej podpowiadało, może ta magiczna intuicja, którą chyba w sobie miała, że to zniknięcie także mogło mieć związek z jej naszyjnikiem i jego klątwą.

— Zrobię wszystko, żeby pomóc pani ich znaleźć — obiecała i uścisnęła dłoń Reszkowej. — Nie wiem jeszcze jak, ale znajdę sposób.

Gdy zapadła noc i cała rodzina zasnęła, Anna ostrożnie wstała z łóżka i przemknęła po domu. Delikatnie minęła ustawione w kuchni łóżko rodziców. Na szczęście, gdyby przez przypadek któreś się obudziło, uznałoby, że ich córka potrzebuje skorzystać z toalety.

Kiedy znalazła się na podwórzu, objęła się ramionami i uświadomiła sobie, że nie postanowiła jeszcze, gdzie pójdzie. Najlepszym wyjściem byłoby wypytanie Świetlany i Żywii, ale je trudno było znaleźć, o ile nie chciały zostać znalezione. Pewnym pozostawało spotkanie Jary w lesie albo Króla Bełdan nad jeziorem. Musiała więc podjąć decyzję, kto jest bardziej godny zaufania i z niepokojem coraz mocniej stwierdzała, że Król. Niechętnie uchyliła furtkę i wyszła przed płot. Nagle zauważyła przy nim Jarosławę.

— Dobrze cię widzieć, moja córko — przywitała się Czarownica. — Bardzo chciałam z tobą porozmawiać, ale w ogóle nie wychodziłaś z domu.

— Bo Eryk i Konrad zaginęli, a wszyscy obwiniają o to mnie! — krzyknęła Anna, zapominając o tym, że nie powinna budzić sąsiadów. — A to twoja wina. Okłamałaś mnie.

— Nie okłamałam, wiedziałaś przecież, jaki jest Król Bełdan — zapewniła Jara i wyciągnęła rękę w jej stronę. — Ale chcę ci pomóc. Przez przypadek spotkałam w lesie Konrada. Powiedziałam mu o losie jego brata i mi uwierzył. Udał się do jeziora, aby uratować brata. Dwóch śmiertelników w świecie magii to większy problem niż jeden.

— Więc tym bardziej ich zamkną — prychnęła z goryczą Anna. — Skazałaś ich an tak straszny los... Dlaczego? Myślałam, że mnie lubisz, że jesteśmy podobne!

Czuła się zbrukana i zdradzona. Zaufała tej kobiecie, chociaż od dziecka uczono ją bać się jej i unikać. Jarosława przekonywała ją, że są dla siebie wyjątkowe, że Anna jest dla niej jak córka. Tymczasem tak podle ją zdradziła, wykorzystała i nawet nie wiadomo dlaczego. Przecież Mikołajczykówna nie uczyniła jej nigdy krzywdy.

— Pomogę ci — obiecała łagodnie Czarownica. — Jutro pójdę do Króla Bełdan i każę mu wyzwolić braci... jeśli Konrad sam ich stamtąd nie wyciągnie. Jestem potężna, będzie się mnie bał.

— Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę — odpowiedziała gniewnie Anna, odwróciła się i wróciła za bramę.


Witam ponownie! Mam wrażenie, że między tymi rozdziałami są okropne przerwy XD Ale jeszcze dwa tygodnie i wolność, więc w wakacje mam ambitne plany zakończenia tej historii ;)

Przyznam, że bardzo długo myślałam, jak przedstawić ten rozdział i oficjalny kształt uzyskał on tak naprawdę chwilę przed napisaniem. W baśni świat przedstawiony od tego u mnie jest nieco inny. Tam wszyscy mieszkańcy Wisun wierzą w magię i wiedzą, że Eryk zniknął w jeziorze. Kiedy jego brat (nie ma on imienia) uznaje, że Eryk nie wróci, oświadcza się Annie i obiecuje jej, że to on przyniesie jej muszlę. Oczywiście, także znika, a Anna zostaje obwiniona przez wieś i matkę chłopaków o ich zniknięcie.

Długo myślałam, czy przedstawić to w sposób identyczny z oryginałem, czy coś zmodyfikować i ostatecznie doszłam do wniosku, że ta wersja jest jednak bardziej spójna z dotychczasową fabułą i zachowaniami postaci. Chętnie jednak przyjmę wszystkie Wasze opinie i sugestie :)

Wątek z Luizą jest wymyślony w całości przeze mnie, żeby akcja i relacje były dynamiczniejsze. Uważam jednak, że trochę go skopałam, za mało było uczuć i pozytywnych zdarzeń między nią i Konradem. Na pewno w korekcie postaram się przedstawić ich w bardziej rozbudowany i romantyczny sposób ;)

Chętnie poznam wszelkie Wasze opinie o tym rozdziale, jak się Wam podobało i jak myślicie, co teraz zrobią Anna i Czarownica?

Nie wiem, czy kolejna część pojawi się jeszcze w czerwcu, bo sesja ssie, ale mam nadzieję, że będziecie na nią czekać.

Trzymajcie się i pozdrawiam wszystkich studentów <3


Ps. Rozdział z dedykacją dla ksiezycowadziewczyna w podziękowaniu za gwiazdki i komentarze :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro