Podpis

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Żałował, że nie stawiał swych kroków z większą ostrożnością, przede wszystkim ciszej, pretendując zgoła do bycia niesłyszalnym. Gdyby tylko wiedział, że Suga usnął...

Skamieniał przy drzwiach, spoglądając, jak młodzieniec porusza się niespokojnie na kanapie, ostatecznie jednak, co fetowała jego zatroskana jaźń, nie budzi.

Daichi nie chciał przerywać tego snu.

Niechybnie popartego środkami przeciwbólowymi, o które dopominało się złamanie.

Poprzedzanego dwoma bezsennymi nocami spożytkowanymi na adaptację do sypiania z takim mankamentem jak ręka w gipsie, obecnie oparta o przysunięty do kanapy stolik w namiastce wygody.

Nie podobna tym niemniej oprzeć się, nie przemknąć trochę bliżej kanapy, związując chwilę czy, nieumiarkowanie, nawet dwie z obserwowaniem z bliska.

Cichosza.

Byle ostrożnie.

Ostrożnie.

Ostrożnie przemierzył trasę do pokoju i z powrotem, jeszcze ostrożniej napisał na białej powierzchni dwa prozaiczne, lecz szczere słowa. Bo co też innego niż tylko swą prostą rację miał napisać osobie, którą właśnie - aż - kocha?

Następnie pochylił się i pocałował gips – egoistycznie, czemu jednakże szukał usprawiedliwienia w znikomej możliwości, iż jakkolwiek przeszkodzi to wypoczynkowi Sugi.

Nic nigdy nie miało pochlebić Sawamurze bardziej aniżeli z lekka markotna mina Koushiego tuż po zdjęciu gipsu, z którym po jakimś czasie dało się znośnie spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro