Przysługa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sam sobie zgotował ten los. Był odpowiedzialny i za zdumionego Sawamurę w drzwiach, i za papużki skandujące „nie da się nie kochać Daichiego", i za swoje położenie – idealnie pomiędzy klatką a progiem.

W pierwszej chwili jednak odczuł jedynie ulgę, iż powstrzymał się od grzebania w rzeczach Daichiego, mimo że ręce świerzbiły.

XXX

Sam sobie zgotował ten los. Ale jak miałby nie zrobić dla Sawamury wszystkiego, co w jego nędznej, ludzkiej mocy? Widział, jak kapitan – jego kapitan – cierpi po stracie ukochanego dziadka. Przez parę dni musiał męczyć się razem z nim – nim Daichi nie uśmiechnął się po raz pierwszy i, zupełnie bez związku z toczoną akurat przez nich dwóch rozmową, rzucił:

- Masz taki miły głos.

Aż Sudze ów głos odebrało na dłużej. Tyle ciepła, które zdawało się nie mieć prawa pomieszkiwać w zimnie żałoby.

Tyle ciepła w tych słowach, a w efekcie i w nim samym, nie tylko przy klatce piersiowej, w nim całym. Tyle chwalebnego blasku, jakby ukoronowano go wieńcem laurowym.

Tyle nieużytecznej implikacji.

Lecz w responsie zaledwie się uśmiechnął. Nie wiedział, jakim komplementem miałby się odwdzięczyć.

Gdyż Daichi cały był cudowny – i to była prawda, i to było coś niesłychanego, aczkolwiek brzmiało nader pospolicie.

- Mam sprawę – wymamrotał w końcu Daichi, brzmiąc na nie mniej urzeczonego chwilą niż Koushi.

Powrócił temat śmierci.

Tak Suga dał się wplątać w pilnowanie pozostałych po zmarłym papug, nad którymi Daichi miał objąć opiekę, a wyjeżdżał na pogrzeb na cały sobotni dzień.

Nie, żeby cokolwiek wiedział o ptakach. Nie więcej, niż w amoku zdążył wyczytać w przeddzień.

Jednak spłoszone ptaki, jak on sam, zdawały się potrzebować odrobiny czułości, więc zaparzył sobie herbatę i mówił do nich najłagodniej, jak umiał. Ostatecznie nie podniósł ani na chwilę książki. Było wiele rzeczy, z których chciał się wyspowiadać.

A zwierzęta zdawały się z najwyższą uwagą słuchać.

XXX

- Sugi... też nie da się nie kochać – odparł Daichi. Ciepło wróciło – w uśmiechu bruneta.

Zaraz potem zadomowiło się w środku Koushiego.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro