Meet you again

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                                
Riliana


Czy jej uczucia wobec mnie się nie zmieniły?

Jak przebiegnie nasza rozmowa? -Siedziałam w fotelu, zadając sobie te pytania po raz kolejny i kolejny.

Byłam w pokoju sama. Panowała zupełna cisza, nie licząc odgłosu tykającego zegara, który z wolna zbliżał się do godziny naszego spotkania. I chociaż w myślach po raz setny powtarzałam sobie starannie ułożony dialog na nasze spotkanie z upływem kolejnej minuty, wydawało mi się, że zapominam jego treść. Kiedy w mojej głowie zrodziła się myśl, że Keily może nie ucieszyć się na mój widok, ogarnęło mnie ogromne przerażenie.

Nerwowo przeszłam z jednego kąta pokoju do drugiego, wciągając i wypuszczając rytmicznie powietrze.

Riliana oddychaj ! - powtarzałam sobie w myśli.

Serce o mało mi nie stanęło, kiedy usłyszałam dźwięk przekręconego klucza w zamku drzwi wejściowych. Partycja wróciła do domu.

Przyjaciółka zmierzyła mnie wzrokiem, szeroko się uśmiechając.

- Zaraz wydepczesz mi dziurę w podłodze. - zażartowała.

- Aż tak bardzo widać, że się stresuje? - odpowiedziałam, wypuszczając powietrze, które od dłuższej chwili wstrzymywałam w płucach.

- Walnij sobie setkę. To podobno pomaga. - ponownie się zaśmiała.

- Łatwo ci mówić. Nie jesteś na moim miejscu.

- Będzie dobrze. A teraz idź zrobić ze sobą porządek. Jussy będzie tu za pół godziny.

Zamiast mi ulżyć, zrobiło mi się jeszcze gorzej.

- Kurwa nie zdążę! - zabluźniłam.

- No już wynocha. - Patrycja pogoniła mnie do łazienki, ciągle nie przestając się ze mnie nabijać:
- Stresujesz się, jak byś miała zaraz dziewictwo stracić.

- Ha ha bardzo śmieszne.- rzuciłam oburzona za drzwi łazienki.

Gdy Jussy do nas dołączyła, cudem byłam już gotowa. Nie mam pojęcia, jak to zrobiłam, ale udało mi się wyrobić na czas.
Niecałą chwilę później byłyśmy już w drodze do szpitala, który znajdowała się jakieś dziesięć przecznic dalej. Siedząc na miejscu pasażera, patrzyłam przez szybę okna, czując się zupełnie nieobecna. Mijałyśmy zatłoczone ulice i ludzi pospiesznie zmierzających przed siebie. Zastanawiałam się, ilu z nich znajduje się w podobnej sytuacji do mnie, a ilu z nich wraca właśnie do domów, gdzie czeka na nich ukochana osoba.
Jussy zaparkowała na parkingu, nie przerywając ciszy. Spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawił się ten sam strach, który od dłuższej chwili mnie nie opuszczał.

Kilka głębokich oddechów i będę mogła wysiąść.- Powiedziałam do siebie w myślach, ale moje ciało zupełnie nie planowało ze mną współpracować.

Gdy tylko otworzyłam drzwi samochodu, moje nogi stały się ociężale, a serce przyspieszyło. Jussy cierpliwie czekała, nie próbując mnie pospieszać, co ogromnie sobie w tej chwili ceniłam.

- Jak będziesz gotowa, daj znać. - rzekła, zdobywając się na jak najszczerszy uśmiech.

Przyznam szczerze, że polubiłam Jussy już od chwili naszego pierwszego spotkania.

Ruszyłyśmy wolnym krokiem w kierunku drzwi wejściowych, mijając po drodze kilku odwiedzających oraz pacjentów.

- Niebieską linią, drugie piętro. - wskazała Jussy.

- Poczekaj!- zawołam.

Ciemna blondynka zatrzymała się natychmiast, kierując w moją stronę przerażone spojrzenie, pytając:

- Chyba nie chcesz teraz zawrócić?

-Nie, ale przecież nie pójdę tam na krzywy ryj.- odpowiedziałam, wskazując sklepik z upominkami.

Jussy wypuściła powietrze, szeroko się uśmiechając.

- Masz talent do straszenia ludzi. Prawie na zawał zeszłam. Na szczęście jesteśmy w szpitalu, więc chyba by mnie szybko reanimowali. - zażartowała, próbując się odstresować.

Nie reagując na jej słowa, poprowadziłam ją za sobą do środka. Stanęłam przy regale z pluszakami niemal, że natychmiast wybierając najsłodszego, jaki tam był.

- Co o tym myślisz? - spytałam, przytulając misia.

- Myślę, że na pewno jej się spodoba. - odpowiedziała Jussy, głaszcząc pluszaka.

- Pokażemy go Patrycji. - po tych słowach wysłałam do niej zdjęcie maskotki.

Wiadomość od Pati:

- Hahaha słodki. 😁❤️ Trzymam kciuki. 😘

Po szybkim zakupie udałyśmy się w stronę windy, chociaż chwilę przez myśl przeszło mi, żeby wejść schodami. Próbowałam zrobić wszystko, aby zdobyć na czasie.

-Poczekaj!

- Czekam. - odpowiedziała, ponownie się zatrzymując.

- Może powinnaś wejść pierwsza i z nią pogadać. A później zawołasz mnie.

- Jeśli tak chcesz.

Pokiwałam głową na znak zgody.

- Pokój 214.- odpowiedziała, wskazując drzwi, po czym ruszyła w ich kierunku.

Wdech i wydech. - mówiłam sobie, próbując nie wpaść w panikę, a moje ciało przeszły zimne dreszcze.

Nie wiem, ile to trwało, ale kiedy już myślałam, że za chwilę zemdleje z pokoju 214, wychyliła się Jussy, przywołując mnie serdecznie ręka.
Weszłam wolnym krokiem, czując, jak robi mi się coraz bardziej duszno, tak jak by temperatura w pomieszczeniu przekroczyła czterdzieści stopni Celsjusza. Keily siedziała na łóżku, wyglądała, tak jak ją zapamiętałam. Jej śliczne oczy spojrzały w moją stronę, wyraźnie się poszerzając. Oboje wypatrywałyśmy się w siebie bez ruchu. Keily milczała, a z jej twarzy niczego nie dało się wyczytać i przez ułamek sekundy zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że zjawiłam się tak bez ostrzeżenia. Chociaż sądziłam, że tak będzie lepiej. Że będę wiedziała co powiedzieć. Tymczasem wszystko, co w tym momencie przychodziło mi na myśl, wydawało się nieistotne. Patrzyłam na nią, mając totalny mętlik w głowie. Jedno, o czym teraz myślałam to to, że za nią tęskniłam. Kiedy wreszcie odzyskałam panowanie nad sobą, głęboko zaczerpnęłam tchu i delikatnie się uśmiechając, rzekłam:

- Hej Keily. Miło cię znów widzieć.

Widziałam ciągłe zaskoczenie na jej twarzy. Po długiej chwili ciszy, która wydawała się trwać wieki, odpowiedziała lekko ochrypłym głosem, uśmiechając się w moją stronę:

- Ciebie też.

Sposób, w jaki to powiedziała, był ciepły i wszystko w jednej chwili znów nabrało dla mnie sensu. Wszystkie uczucia, które do tej pory w sobie tłumiłam, eksplodowały. Bez słowa podeszłam do niej, chwytając ją delikatnie w swoje obcięcia. Poczułam, wewnętrzny spokój tak jak bym znów była bezpieczna. Keily objęła mnie ramionami, przyciskając mocniej do siebie. To uczucie wydawało się zupełnie naturalne i oczywiste. Chociaż nic nie mówiłyśmy, żadna z nas nie chciała przerywać tej chwili.

*

Keily


Jussy weszła lekko podenerwowana do mojego pokoju, uważnie rozglądając się do okola.

- Hej przystojniaku.- rzuciła ciepło po krótkiej chwili.

- Cześć. Nareszcie jesteś. - przywitałam ją równie radośnie.

Dziewczyna zaczęła zbierać moje torby, kładąc je koło mnie na łóżku.

- Wszystko masz? - spytała, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu i unikając mojego wzroku.

- Co się dzieje? - spytałam, zauważając, że wydaje się coraz bardziej spięta.

- Usiądź. - powiedziała bardzo poważnym tonem, po raz pierwszy spoglądając w moim kierunku.

- No przecież siedzę. Nie zachowuj się tak. Bo zaczynam się ciebie bać. - zażartowałam.

- Okey. - powtórzyła jak oszalała.

Spojrzałam w jej stronę, marszcząc brwi.

- Czekam. - ponagliłam.

- Ok. Zabijesz mnie później, ale przeprowadziłam ze sobą kogoś, kto chciał cię zobaczyć.

Nie czekając na moją odpowiedz, wychyliła się z pokoju, machając w stronę tajemniczego gościa.
Zanim zdążyłam się połapać, o co chodzi, w moim pokoju stanęła Riliana, trzymając w rękach dużego misia.
Zamarłam. Nie wiedziałam, czy mi się to śni, czy to prawda. Utkwiła wzrok w jej ślicznych oczach i poczułam niesamowite ciepło i radość, która przepłynęła przez całe moje ciało.

- Hej Keily. Miło cię znów widzieć.- uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę, a ja poczułam, jak zasycha mi w gardle i z wolna się rozpływam.

- Ciebie też. - odpowiedziałam lekko zachrypniętym głosem, nie mogąc ukryć radości, jaka mi w tej chwili towarzyszyła.

Brunetka podeszła do mnie z wolna, delikatnie mnie przytulając. Ciepło i zapach jej skóry, sprawił, że pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Objęłam ją ramionami, delikatnie przyciągając bliżej siebie.

Boże jak mi jej brakowało. - pomyślałam, a do moich oczu napłynęły łzy, z którymi próbowałam bezsilnie walczyć.

Kiedy wreszcie się od siebie odsunęłyśmy, zauważyłam, że po policzku Riliany również spłynęły krople łez.

- Wszystko w porządku? - spytałam, a w moim głosie pojawiło się tysiąc innych pytań.

- Tak. Przepraszam, nie chciałam się tak rozkleić. - odpowiedziała, wycierając kąciki oczu.- To dla ciebie.

Po tych słowach wręczyła mi pluszaka, delikatnie się uśmiechając.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro