Rozdział 12. Smród nadchodzących kłopotów.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– To, co teraz zrobimy? Ma tu jeszcze jakichś znajomych, których mogła odwiedzić? Może chociaż miejsca, do których mogłaby się udać? – zapytała Rubi, gdy ponownie szli jedną z głównych ulic.

       – Tutaj nie – odparł krótko, idąc dalej przed siebie.

       – Nie ma sensu chodzić bez celu, może popytamy chociaż miejscowych, czy ją widzieli? Zawsze jest na to jakaś szansa – zaproponowała, nie tracąc optymizmu, mimo pasowej sytuacji. Wolf jednak już kręcił głową.

       – Nawet jeśli tu była, to kto zwraca uwagę na przechodzącą staruszkę? Niczego się nie dowiemy – oznajmił, wyraźnie nie traktując tego pomysłu poważnie.

       Rubi z uporem stanęła i oparła dłonie na biodrach. Wolf zrobił jeszcze kilka kroków i nawet się nie odwracając, wyczuł, że już za nim nie idzie, bo stanął i zerknął się do niej wyczekująco.

       – Spróbować nie zaszkodzi. Korona ci z głowy nie spadnie, jak zapytam, chociaż kilka osób – upierała się przy swoim.

       Miała już dość bycia tylko chodzącą kulą u nogi, też chciała mieć swój wkład w poszukiwaniach. Skoro i tak nie mieli żadnego innego tropu, a czas ich nie gonił, nie zaszkodzi spróbować. Wolf zaś sapnął nieco zirytowany jej uporczywością, lecz zamiast z nią walczyć, poszedł jej na rękę.

       – Dobrze, pytaj, kogo tam chcesz, a ja w tym czasie pójdę się rozejrzeć. – Ledwie zdążył to powiedzieć, a już odwrócił się, by odejść. Rubi jednak dogoniła go i zatrzymała, łapiąc za ramie.

       – Gdzie ty się wybierasz?! Zostawiasz mnie z tym samą?!

       – Zwiększymy nasze szanse, jak się rozdzielimy – odparł, choć Rubi wyczuła w jego głosie, że to tylko wymówka.

       – To nie najlepszy pomysł.

       – Niby dlaczego? – zapytał, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas.

       – W przeciwieństwie do ciebie, ja nie znam tego miasta. Może i babcie licho nie porwie, ale mnie jak najbardziej. Co jak się zgubię? Jak cię wtedy znajdę?

       – Nie ruszaj się z rynku, to się nie zgubisz. – Wskazał palcem drogę do dobrze już im znanego placu. – Nie martw się, znajdę cię, gdy wrócę.

       Nim zdążyła znowu zaprotestować, Wolf odwrócił się i szybkim krokiem skręcił w którąś z licznych uliczek, znikając dziewczynie z oczu. Teraz ona sapnęła sfrustrowana, nie rozumiejąc, co go tak nagle naszło z tym rozdzieleniem się, czyżby znowu miał jakieś tajemnice przed nią? Kolejne? Już zaczynała się w nich gubić. Z tego faceta jest istna nieprzewidywalna bomba. Na jej oczach momentalnie skakał między racjonalnością, a irracjonalnością. Raz jest cichy oraz wycofany, potem złości się i kłóci z byle powodu, by w następnej chwili, tak po prostu ją zostawić, bez słowa wyjaśnienia. To już drugi taki raz. Dalej nie zapomniała o tym jego nocnym spacerze. Ile jeszcze razy będzie jej tak robił? Mogła się jedynie domyślać. Nie widząc jak go rozszyfrować, odepchnęła na bok myśli o nim i wróciła najważniejszego celu. Znalezienie babci to był jej priorytet.

       Wedle zalecenia Wolfa, ruszyła na rynek i choć przemowa jego ojca już się zakończyła, dalej było na nim pełno ludzi, zmierzających w najróżniejsze strony. Nie tracąc czasu, zagadała najbliższych przechodniów, czy nie widzieli staruszki o podobnym do niej wzroście z mlecznobiałymi włosami.

       Pytała każdego, lecz jej poszukiwania nie były zbyt owocne. Szybko zdała sobie sprawę, że Wolf miał sporo racji. Ci ludzie, co byli na tyle uprzejmi, by ją wysłuchać, nie przypominali sobie, żeby widzieli babcię z jej opisu. Za to ci mniej mili, nawet nie raczyli jej odpowiedzieć, czy choćby na nią spojrzeć. Traktując ją jak jakąś nędzarkę, szybko odchodzili, nie oglądając się za siebie. Jedna kobieta nawet, nim Rubi zdążyła się odezwać, wcisnęła jej do rąk parę groszy, po czym podbiegła, wyraźnie się gdzieś śpiesząc.

       To dziewczynę nieco uraziło. Może i nie miała teraz domu, do którego mogłaby wrócić, a na sobie nosiła odrobinę za luźne ubrania babci, zabrane z jej chatki, ale nie sądziła, by wyglądała w nich na biednego żebraka, przymierając głodem. Może nie zdziwiłoby ją to, gdyby był z nią Wolf, bo ten nie ważne, co na siebie włoży, każde jego ubranie miało jakieś dziury, rozdarcia, przetarcia czy inne uszkodzenia, jakby wyciągnięto go psu z gardła.

       – To nic nie da – przyznała w końcu, sama przed sobą i usiadła na krawężniku.

       – Masz, musisz być głodna – powiedział nagle Wolf, pojawiając się tuż obok niej jakby z podziemi. Wręczył jej coś zawinięte w materiał, ale już po samym zapachu rozpoznała świeże pieczywo, i węch jej nie pomylił, bo faktycznie w środku zawiniątka znalazła chleb wraz z kawałkiem sera.

       – Dzięki – powiedziała z wdzięcznością, a on usiadł obok niej. Uznała to za niemy gest pojednania i tymczasowego spokoju między nimi. Przeżuwając skromny posiłek, zapytała – Dowiedziałeś się czegoś?

       – Nie – przyznał z zasępioną miną.

       – Ja też nie – sapnęła, kopiąc leżący przy stopach kamień, ten potoczył się dalej ulicą, znikając wśród butów przechodniów po drugiej stronie.

       – Myślałaś, że znajdziemy ją od razu? – zapytał, przeciągając się leniwie.

       – Oczywiście, że nie, ale to i tak frustrujące. Że też zniknęła tak bez słowa. Mogła, chociaż zostawić ci liścik – fuknęła, wgryzając się w kolejny kęs.

       Nagle Wolf wyprostował się i intensywnie zaczął wciągać powietrze nosem. Rubi widząc to, przerwała posiłek i również zaciągnęła się, węsząc, lecz nic niezwykłego nie poczuła. Zwyczajny zapach rozgrzanego na słońcu kamienia, świeżego chleba w jej dłoni i może jakąś nieznaczną nutę perfum należącą do grupy pań, gawędzących niedaleko nich.

       – Coś śmierdzi – powiedział Wolf, uprzedzając jej pytanie, marszcząc strasznie nos.

       – Ja nic nie czuję – odparła, nie rozumiejąc, co takiego wyczuł. Może i okolica nie pachniała różami, ale też nie śmierdziała, przynajmniej jej zdaniem.

       – Czułem to, już jak weszliśmy do miasta, ale teraz zapach jest znacznie silniejszy – wyjaśnił i w skupieniu dalej wąchał otoczenie. W tej chwili przypominał Rubi psa gończego, ta myśl nieco poprawiła jej trochę nadąsany humor.

       Chłopak jednak nie wyglądał jakby był w nastroju na żarty, więc powędrowała wzrokiem wzdłuż rynku, a wtedy pewna osoba zwróciła jej uwagę. Pośród otaczających ich ludzi, szła kobieta, która swoim wyglądem wyróżniała się dość od reszty. Kasztanowe włosy miała bardzo krótko ścięte, tak że w pierwszej chwili można by ją było pomylić z facetem, nawet ubranie miała bardziej pasujące do mężczyzny, lecz wyraźnie kobieca figura ją zdradzała. Była też uzbrojona. Na plecach niosła kuszę oraz kołczan pełen strzał, a na pasie dostrzec można było zawieszone pochwy z krótkimi nożami. Wyglądała groźnie, jakby samym spojrzeniem była w stanie kogoś zabić.

       – A to kto? – zapytała, wskazując ruchem głowy w stronę zauważonej kobiety.

       Wolf akurat brał łyka z manierki, gdy zerknął we wskazanym kierunku, przez co aż się zachłysnął i zakasłał. Szybko złapał Rubi za ramię i przyciągnął do siebie, tak by nikt prócz niej go nie mógł usłyszeć.

       – Musimy wiać, pod żadnym pozorem nie możemy się do niej zbliżyć – wyszeptał stanowczo, a Rubi będąc tak blisko niego, czuła, jak bardzo się spiął. Choć wyraźnie starał się zachować spokój, to tej kobiety wyraźnie obawiał się nie mniej niż swojego ojca. Ile jeszcze w tym mieście jest takich ludzi?

       – Dlaczego, kto to jest? – Również ściszyła głos, a Wolf mocniej zacisnął palce na jej ramieniu, tak że paznokcie zaczął nieprzyjemnie wbijać w skórę Rubi.

       – To łowczyni...

       – Czarownic?! – Ledwo powstrzymała się od krzyku i pośpiesznie zakryła sobie usta dłońmi, walcząc sama z sobą, by ponownie na kobietę nie spojrzeć.

       – Nie tylko, ale mniejsza z tym teraz. Łowcy, to bardzo niebezpieczni ludzie i niech to diabli, idzie w tę stronę! – jęknął, choć Rubi nie rozumiała skąd ten jego strach, ani nawet skąd on to wie, że się zbliżała, skoro głowę miał odwróconą w przeciwną stronę od łowczyni. Mimo to zaufała mu i widząc, jak bardzo chcę się on wyrwać do ucieczki, złapała za dłoń, którą dalej trzymał na jej ramieniu i spojrzała mu w oczy.

       – Spokojnie, jeśli teraz uciekniemy, to tym bardziej możemy zwrócić na siebie jej uwagę – powiedziała, choć czuła, że jego niepokój zaczął się też i jej udzielać.

       – To zachowuj się normalnie, zrób cokolwiek niepodejrzanego – odparł, sam starając się dostosować do własnych słów, lecz jego ciągle uciekające spojrzenie, sprawiało wrażenie, jakby szukał drogi ucieczki. Wyraźnie nie radził sobie w takich stresujących sytuacjach, przez co na pewno zwróci na nich uwagę.

       Rubi zaś wpatrywała się w niego, nie ośmielając się odwrócić wzroku i gorączkowo myślała, jak by tu sprawić, by nie wyglądali tak podejrzanie. Jak zwykle zachowywali się jej rówieśnicy w wiosce? Co zwykle robili? Przypomniała sobie, jak ostatnim razem szła przez plac spotkań i to podsunęło jej do głowy dość głupi pomysł, ale z braku czasu nie była w stanie wymyślić nic lepszego. Najwyżej będzie tego żałować później.

       Słysząc za plecami nadchodzący stukot ciężkich butów łowczyni oraz czując, jak ciało Wolfa zaczyna aż drżeć z niepokoju, postanowiła wziąć sprawy we własne ręce.

       Upuściła zawiniątko z przekąską na kolana, po czym złapała twarz towarzysza w obie dłonie i bez ostrzeżenia pocałowała go. Chłopak był tym tak zszokowany, że momentalnie zamarł w bezruchu. Po zaskakująco długich sekundach nieco się rozluźnił, choć może tylko jej się to zdawało. Jednak na pewno nie przerwał tego nagłego zbliżenia, do czasu aż tupot butów łowczyni nie oddaliły się od nich. Wtedy dopiero ostrożnie odsunęli się od siebie.

       Rubi z lekką obawą zerknęła na Wolfa, oczekując jego reakcji. Spodziewała się, że ją zbeszta, zdenerwuje się, lub przeciwnie, uda że nic się nie stało, zachowując kamienny wyraz twarzy. Nic takiego jednak się nie stało. Gdy mu się przyjrzała, dostrzegła, że wyglądał bardziej na zawstydzonego i skrępowanego, niż złego. Twarz zaś miał równie rumianą, co róże w ogrodzie pana Edwarda. Czyżby to był jego pierwszy pocałunek? Przez ten fakt wydał się przez to dziewczynie teraz taki niewinny i uroczy, że aż nie mogła powstrzymać uśmiechu. Dopiero to sprawiło, że jej towarzysz doszedł do siebie.

       – Czemu się tak szczerzysz i co to miało być?! – odchrząknął, zbierając się do kupy, powoli odzyskując naturalny kolor oraz pewność siebie.

       – Zrobiłam pierwsze, co przyszło mi do głowy – odparła, wzruszając ramionami.

       – Ale czemu akurat, to?! – warknął, znowu się czerwieniąc, lecz tym razem wyraźnie ze złości.

       – Dziewczyny w mojej wsi ciągle się całowały z chłopakami i póki nie robili nic bardziej nieprzyzwoitego, nikt na to nigdy uwagi nie zwracał – powiedziała, nieco rozbawiona jego reakcją.

       Sama nie przejmowała się tym tak bardzo, jak on, bo to był w końcu tylko zwykły całus, nic więcej. Sama już miała za sobą swój pierwszy pocałunek, a stało się to gdy jeszcze była dzieckiem, jak opinia sąsiadów o niej nie była jeszcze taka napięta.

       Wolfgang westchnął na jej słowa, nieco spuszczając z tonu. Zaczesał odstające włosy do tyłu, dyskretnie rozglądając się za łowczynią. Ta już znikała w oddali jednej z uliczek.

       – Przyznaje, że twój pomysł podziałał, przeszła obok nas zupełnie nie zaprzątając sobie nami głowy – przyznał niechętnie, lecz po tym spojrzał na Rubi z wyraźnym ostrzeżeniem w oczach. – Nigdy więcej tego nie rób.

       – Tylko mi nie mów, że ci się nie podobało! – powiedziała, drocząc się z nim. Wolf tę próbę zaczepki zignorował jednak, ponownie odwracając wzrok w stronę, gdzie udała się tamta kobieta.

       Gdy już sytuacja się uspokoiła i mogli spokojnie odetchnąć, dla Rubi całe to zajście wydawało się teraz dziwnie absurdalne. Nie przepuściła więc okazji do zadawania mu nowych pytań.

       – Po co w ogóle była ta cała panika? Jesteś wiedźmą, czy co? – zapytała, choć w najmniejszym stopniu nie potrafiła go sobie wyobrazić jako wiedźmę, czy chociażby czarownika.

       – Nie, nie jestem – powiedział, jak zwykle nie podzielając jej wesołości, po czym wstał z krawężnika.

       – Więc, o co chodzi? – dopytywała, również się podnosząc.

       – Z łowcami nie ma żartów – powiedział to z lodowatą powagą. – Sama powinnaś zdawać sobie sprawę, jak wielu ludzi zostaje oskarżonych o kontakt z nadprzyrodzonymi mocami z byle powodu. Wystarczy, że przed jakąś tragedią niefortunnie na kogoś kichniesz, a zaraz oskarżą cię o rzucanie klątw.

       Jego słowa sprawiły, że przez plecy Rubi przeszły ciarki. Przez podróż i głowę zajętą szukaniem babci, zdążyła już zapomnieć, że przecież właśnie z tego powodu musiała uciec z domu. Wspomnienie o tym, momentalnie odegrało jej dobry humor i wesołość. Teraz obawy Wolfa wydawały się znacznie bardziej sensowne.

       – Jak myślisz, co ona tu robi? – zapytała Rubi, gdy Wolf zaczął ją prowadzić w przeciwną stronę wioski.

       – Nie wiem, w tej okolicy nie było żadnego łowcy od lat. To nie wróży nic dobrego – powiedział dość spokojnie, jak na jego poprzednią panikę, ale Rubi podejrzewała, że to tylko pozory, a w środku jej towarzysz bardzo się zamartwia. Rubi również, w końcu jej babcia też była kiedyś posądzana o czarną magię. To, że zniknęła, akurat jak pojawiła się łowczyni, sprawiało, że zaczynała poważnie się o nią martwić.

       – To, co teraz zrobimy?

       – W sprawie łowcy? Nic. Trzymajmy się od niej z daleka – odparł, a potem dodał – Jeśli kiedykolwiek zaczepi cię jakiś łowca, to najlepiej udawaj głupią wieśniaczkę.

       – Świetnie, mam w tym wprawę – powiedziała, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę. Wolf tylko zerknął na nią krótko, nie komentując tego.

       Zabrał ją na skraj miasta, gdzie za niedaleką zasłoną drzew świetnie było widać, jak niebo skąpane w różu i czerwieni zwiastuje niedługie zapadnięcie nocy. Jej towarzysz chciał spędzić kolejną ponownie w lesie, lecz Rubi zaprotestowała na ten pomysł. Skoro już byli wśród cywilizacji, to wolała się przespać w jakimś czystym miejscu pod dachem. I choć nie był on tym zachwycony, nie mając siły, by się z nią o to kłócić, zgodził się na to.

       Zabrał ją do jakiegoś obskurnego hotelu. Na dachu brakowało dachówek, ze ścian odpadał tynk i ogólnie wygląd nie zachęcał do wejścia. Mimo to jednak obsługa okazała się bardzo miła, a wynajęty pokój, choć mały i skromnie umeblowany, to miał swój urok, a przede wszystkim był zaskakująco czysty. Nawet jeśli łóżka były nieco krzywe, a przy tym deski trochę skrzypiały, to jednak każde z nich miało swoje własne. Co więcej, materace były całkiem wygodne jak na panujące standardy tego miejsca, choć oboje spodziewali się czegoś zupełnie odwrotnego. Dla Rubi zapowiadała się więc całkiem przyjemnie przespana noc, bez żadnych leśnych niespodzianek.

       – Nocowanie w lesie wyszłoby taniej – mruknął Wolf, gdy już zrzucił z siebie plecak.

       – Może i taniej, ale tu przynajmniej nie ma wilgoci, zimna, a po nogach nie będą mi pełzać robactwa – odparła mu, na co on mruknął coś do siebie niezrozumiałego i już bez zbędnych słów, padł na swoje posłanie, dając jej tym wyraźnie do zrozumienia, że nie ma siły na dalszą dyskusję.


*********************************************

No i oto jest, rozdział dwunasty. Oj bałam się go opublikować, głównie ze względu na tą scenę pocałunku. Ja nie jestem dobra w romanse, więc bałam się jak diabli, że ta scena wyjdzie mi strasznie cringeowa. Mam ogromną nadzieje, że tak nie jest. xD 

Uprzedzam też, że więcej tego typu scen nie planuje między tą dwójką. To miała być przede wszystkim przygodówka fantasy z baśniową otoczką. To nigdy nie miał być romans, więc liczę, że tym faktem nikogo nie zawiodę. Jeśli ktoś się jednak spodziewał romansu między tą dwójką, to przepraszam bardzo, no ale jak napisałam wyżej, nie jestem dobra w romanse. Sorka. 

Tej sceny pocałunku początkowo miało nie być i planowałam, by po prostu sobie siedzieli niepozornie, ale jakoś tak samo mi się to na myśl nasunęło przy pisaniu i strasznie mnie korciło, by dać ten pocałunek. xD Specjalnie nawet przed publikacją pierwszego rozdziału dodałam w nim też fragment, gdy Rubi idąc przez Plac Spotkań dostrzega całującą się parę, bo tego też tam wcześniej nie było (i penie nikt kto to czytał, nawet na tą całującą się parę nie zwrócił uwagi ;) hehe) Dzięki temu zrobiłam jakiś tam ciąg przyczynowo skutkowy, dzięki któremu wpadła ona na pomysł z tym całusem. xD

Tak czy siak, kończąc ten za długi monolog...

Mam nadzieje, że rozdział się podobał, życzę miłego dnia i do przeczytania! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro