Rozdział 18. Wskakuj, to się przekonasz.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wyjście z Gaju Wróżek było identyczne jak wejście do niego. Do tego stopnia, że Rubi miała wrażenie, jakby zatoczyli koło, ale to wrażenie zniknęło, jak tylko przeszli przez kolejne wydrążone drzewo. Las po tej stronie zmienił się z dębowego w iglasty. Sosnowe igliwie chrzęściło im pod butami, roznosząc ich aromat. Ta puszcza była też znacznie mniej zagęszczona od poprzedniej, więc nie musieli się już przedzierać przez chaszcze. Wiał za to silny wiatr, co rusz zrzucając z głowy Rubi kaptur peleryny. Po którejś już z kolei nieudanej próbie, ponownego utrzymania go na swojej czuprynie, poddała się w końcu, pozwalając, aby wietrzysko majtało nim do woli. To skłoniło ją do przemyśleń, że u wróżek w ogóle nie wiało. Te małe stworzona strasznie ją fascynowały, nawet pomimo przestróg Wolfa.

        – Można je też spotkać gdzie indziej? – zapytała ni z tego, ni z owego, a towarzysz, spojrzał na nią pytająco. – Wróżki. Żyją tylko w swoim gaju, czy też poza nim? Mówiłeś, że mogą nabroić w domu, więc muszę opuszczać Gaj.

        – A, o tym mówisz. – Skinął głową w zrozumieniu. – Tak, opuszczają swoją kryjówkę i to dość często, nawet bez zawarcia paktu, ale umieją się dobrze ukrywać. Zwykły człowiek ich tak łatwo nie znajdzie.

        – Czemu ryzykują? – zapytała, spragniona wiedzy. Wolf za to wzruszył ramionami.

        – Nie wiem, może im się nudzi? Nikt nie wie, co im siedzi w głowach, nawet... – urwał i stanął gwałtownie.

        Rubi już miała go zapytać, co się stało, ale powstrzymał ją uniesieniem ręki, zrozumiała więc, że nie chciał, by się odzywała. Czekała więc, nie ruszając się z miejsca, gdzie stała, nawet o cal. Wolf również stał przez chwilę nieruchomo, węsząc i nasłuchując, aż w końcu odwrócił się w stronę, z której przyszli. Jego wyraz twarzy szybko przechodziła z ciekawości, przez niedowierzenie, na niepokoju kończąc.

        – Musimy przyspieszyć i zmienić kierunek – oznajmił i nie tracąc czasu, pociągnął Rubi za ramię, skręcając przy tym ostro w lewo. Momentalnie narzucił szybkie tempo, niemal ciągnąc za sobą zdezorientowaną dziewczynę.

        – Wolf, co się dzieje?

        – Czuję łowce – odparł krótko, nie zwalniając.

        – Tą samą, co widzieliśmy w mieście?! – Na tę wieść, aż się potknęła o własne nogi, na szczęście, Wolf cały czas ją trzymał, więc nie pozwolił jej upaść.

        – Nie wiem, dlatego tym szybciej się oddalimy, tym lepiej! – powiedział to takim tonem, że skutecznie ukrócił wszelkie kolejne pytania dziewczyny.

        Rubi posłusznie biegła więc za nim, nie sprzeciwiając się, ani nie komentując, gdy tylko zmieniał kierunek ich ucieczki. Zdała się w pełni na niego, a ilekroć kazał jej iść szybciej, lub skręcić, robiła co była w stanie, by to właśnie zrobić, nie gubiąc przy tym własnych butów. Niestety po kilku kilometrach nieustannego szybkiego truchtu, nogi i tak zmęczone po całodniowej wędrówce, zaczynały boleć ją jak diabli.

        Wolf, choć był skupiony cały czas na trasie i węszeniu łowcy, zauważył mimowolnie wolniejsze, a przy tym coraz trudniej stawiane przez dziewczynę kroki. Choć starała się, jak tylko mogła, by go nie spowalniać, nie mogła oszukać własnego wyczerpanego ciała.

        – Zróbmy przerwę – zasugerował w końcu, przystając.

        – Jesteś pewien? Ja mogę jeszcze iść! – odparła, siląc się na pewność siebie i wigor, którego już w tej chwili nie miała.

        – Nie zgrywaj przede mną, twardszej niż jesteś. Przecież widzę, że już ledwo stoisz. – Z troską położył dłoń na jej ramieniu. – Dobrze się spisałaś, zasłużyłaś na odpoczynek.

        Przyjęła to z ulgą po czym umościła sobie na szybko miejsce pod jednym z drzew i okryła się swoją peleryną, by ciągle obecne wietrzysko jej nie przewiało. Choć sosnowa ściółka nieco ją kłuła w zadek, zignorowała to, zbyt zmęczona, by poprosił Wolfa o śpiwór. Jej towarzysz również usadowił się na ziemi i oparł o inne drzewo, by też odpocząć. Miała jednak wrażenie, że to nie było mu potrzebne. Po raz już kolejny nie widziała na nim choćby małego śladu zmęczenia, to ją ciągle zastanawiało. Ile on ma w sobie siły? Jak długo by mógł tak iść, nim w końcu opadłby z sił? Choć korciło ją, żeby go o to zapytać, senność zaczynała już mglić zmęczony umysł Rubi. Nim się obejrzała, powieki opadły jej na oczy, a sama zapadła w sen.


***


Delikatne potrząśnięcie i dźwięk jej imienia, zbudziło Rubi z drzemki. Nie wiedziała, ile spała, ale słońce zniknęło z pola widzenia, a mrok nocy powoli zakradał się do lasu. Dalej jeszcze nieco zaspana, przeciągnęła się i spojrzała na przykucniętego przy niej przyjaciela. Zmartwienie, jakie ujrzała, wypisane na jego twarzy, od razu podsunęło jej jeden wniosek.

        – Łowca? – zapytała, dalej jeszcze nieco sennym głosem.

        – Nie chcę cię straszyć, ale nas śledzi – zdradził.

        Wstała szybko, otrzepując z siebie sosnowe igły, a obolałe mięśnie od razu ją zakuły. Nie zważając jednak na to, poprawiła swoją pelerynę, szykując się do dalszej drogi.

        – Jesteś pewien?

        – Specjalnie zmieniałem nasz kierunek podróży wcześniej, ale łowca dalej za nami idzie. Jest jeszcze w sporej odległości, ale w każdej chwili może nas jeszcze dogonić – wyjaśnił, a bagaż, który do tej pory nosił na plecach, teraz założył sobie na brzuch.

        – Więc, co robimy? Jak zgubić kogoś, kto specjalizuje się w tropieniu i śledzeniu? – Starała się zachować spokój, lecz fakt depczącej im po piętach łowczyni czarownic, był przerażający. Czyżby opuściła swoją rodzinę i uciekała przez ten cały czas, tylko po to, by teraz wpaść w sidła tych okropnych plotek? Nie podobało jej się to. Czy kiedykolwiek zdoła się od nich uwolnić? A może już wiecznie pisane jej będzie wieść życie uciekiniera?

        – Mam pewien pomysł – powiedział spokojnie, po czym odwrócił się do niej tyłem i przykucnął. – Wskakuj na barana.

        – Niby jak to nam pomoże? – zapytała, pełna wątpliwości.

        Była absolutnie pewna, że taki pomysł nie przejdzie. Łowcy byli zapewne mistrzami w tropieniu ofiary, nawet jeśli nie zostawi po sobie śladu. Zapewne niewiele to zmieni, gdy zostaną jeszcze odciski Wolfa.

        – Wskakuj, to się przekonasz. No, chyba że mi nie ufasz? – Tym ją przekonał.

        – Okej.

        Objęła go za szyje i pozwoliła mu chwycić swoje nogi, tak by mógł ją bez problemu nieść, opartą na swoich plecach.

        – Tylko nie miotaj się i nie wystawiaj głowy, by jej sobie nie obić – polecił, a Rubi zgodnie z tym zaleceniem, wtuliła twarz w jego ramię i zacieśniła uścisk.

        Jak tylko była już bezpiecznie usadowiona, Wolf nieco wysunął prawą stopę do przodu i lekko przykucnął, szykując się, by ruszyć. Rubi niewiele widziała znad jego ramienia, ale czuła jak mięśnie Wolfa zaczynają się napinać.

        Ruszył biegiem i to jak, bo wystrzelił niczym pocisk, tak prędko, że wiatr dmący w jej uszy zagłuszył wszystkie inne dźwięki. Wolf nawet nie tyle biegł, co skakał sporymi susami. Był szybki, szybszy niż ktokolwiek kogo kiedykolwiek widziała. Ledwo jego stopa dotknęła ziemi, a już zdążyła się odbić w górę, tak że igły aż sypały się dookoła.

        Z ekscytacji i niedowierzania Rubi, aż wydała z siebie stłumione piśnięcie. Jej reakcja chyba tylko bardziej go zmotywowała, bo choć zdaje się to nieprawdopodobne, przyśpieszył. Momentalnie wszystko wokoło stało się dla Rubi rozmazaną smuga uciekającą gdzieś za nimi. Choć pędzili w tej niewiarygodnej prędkości, ani razu nie obili się czy nawet nie otarli o żadne drzewo, których przecież było wszędzie na pęczki. Wolf zwinnie je omijał, całkowicie panując nad sytuacją.

        – Czy to nie rzuci na nas więcej podejrzeń?! Taka szybka ucieczka nie jest normalna! – krzyknęła do niego, sama ledwo słysząc swój głos.

        – Łowca nie marnowałby na nas czasu, jakby nie był pewien, że jest to coś warte! Jeśli nas zaczął tropić, a na pewno tak jest, to już i tak wie, że nie jesteśmy normalni! Gra pozorów, nie ma już sensu, możemy teraz już tylko uciec! – odkrzyknął jej, nie tracąc przy tym koncentracji, na tym, co jest przed nimi.

        – Więc jak tylko uciekniemy, to będziemy bezpieczni?!

        – Tak, chwilowo... – odparł niechętnie.

        – Jak to?! – zaniepokoiła się, nieco mocniej zaciskając uścisk na jego szyi.

        – Tak łatwo nam nie odpuści! – Na te jego słowa, mocniej wtuliła twarz w jego ramię.

        Wyczuła przy tym jego puls. Serce waliło mu jak szalone i mogłaby się założyć, że to nie tylko od wysiłku. Jej własne nie mniej szalało z trwogi na myśl o łowcy. Wolf również musiał się niepokoić, nawet jeśli starał się tak tego po sobie nie okazywać, by jej dodatkowo nie stresować. Na potwierdzenie tych jej przypuszczeń, znowu się odezwał, by ją nieco podnieść na duchu.

        – Spokojnie Rubi, twoja babcia znajdzie wyjście! Nie bez powodu dożyła sędziwego wieku! Już nie raz utarła łowcą nosa! – zapewnił i to chyba był pierwszy raz, odkąd go poznała, kiedy jego głos był nieco zdyszany od wysiłku.

        Jego słowa nieco ją uspokoiły. Nieco. W końcu, żeby babcia mogła im pomóc, najpierw muszą ją znaleźć. 


----------------------------------------------------------------------

Znowu dość krótki rozdział, ale mam nadzieje, że akcja zaczyna robić się ciekawsza i do tej pory nikogo nie zanudziłam. xD

Lecę jak burze z tymi rozdziałami, mam nadzieje, że utrzyma mi się to tempo jak najdłużej. 

Tak więc, nie przedłużając, liczę, że historia się podoba. 

Miłego dnia i do przeczytania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro