Rozdział 19. Nie boję się ciebie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Biegli przez ponad dwie godziny, może trzy. Zdążyło się już zrobić tak ciemno, że Rubi straciła w pewnym momencie poczucie czasu. Mimo to przebyli przez ten czas ogromną ilość kilometrów, nie była w stanie zliczyć ile dokładnie, ale na pewno sporo, sądząc po tym, że Wolf w końcu opadł z siły. Jego początkowo szybki pęd, powoli, lecz nieubłaganie zwalniał, aż całkiem się zatrzymał. Delikatnie odstawił dziewczynę na ziemię i zrzucił z siebie bagaż.

        – No jestem pod wrażeniem – powiedziała z uznaniem, biorąc od niego ich rzeczy.

        – Dzięki... – odparł, pomiędzy łapaniem głębokich wdechów powietrza.

        – Jest daleko?

        – Tak...

        Rubi nie zaprzątając go już większą masą pytań, wyciągnęła manierkę z wodą i mu ją wręczyła, tak jak on to zawsze robił dla niej. Przyjaciel upił kilka sporych łyków, odetchnął po nich z ulgą, a następnie opadł na ziemię, dalej jeszcze mocno zdyszany.

        Nagle z cieni drzew wyskoczyło w ich stronę coś małego i czarnego, Rubi pisnęła zaskoczona, ale jak tylko zorientowała się, co to było, od razu się uspokoiła.

        – Prawie bym zawału dostała! – poskarżyła się, a kot leniwie zaczął się rozciągać koło nich.

        – Dobrze, że nic ci nie jest – zwrócił się do Wolf do zwierzaka i w ogóle nie wyglądał na zaskoczonego jego nagłym pojawieniem się.

        Czarny mruknął coś w odpowiedzi, po czym na powitanie otarł się o nogi Rubi. Ta dalej nie pojmując, skąd on się tu nagle wziął, ani tym bardziej jakim cudem się z nimi zrównał po tym szaleńczym biegu i skrócie przez Gaj Wróżek. Patrzyła na niego oniemiała, gdy kocur podszedł leniwie do zmęczonego chłopaka i trącił go łapą w nogę.

        – Wiem, wiem, zaraz, daj mi chwile odsapnąć – odparł do niego Wolf, wyraźnie wykończony do takiego stopnia, że ledwo był w stanie palcem kiwnąć.

        – Skąd on się tu wziął? – zapytała, siadając obok przyjaciela, a kocur od razu wskoczył jej na kolana. Odruchowo zaczęła go drapać za uchem, co kot przyjął z zadowolonym mruczeniem.

        – Zna skróty.

        – Takie jak Gaj Wróżek?

        – Coś podobnego. Uprzedzam, twoje pytanie, nie, my nie mogliśmy z nich skorzystać, nie zmieścilibyśmy się w nich – odparł, ubiegając ją.

        Rubi skinęła głową w zrozumieniu. Głaskała Czarnego, rozmyślając. Coraz więcej nowych informacji i faktów układało się w jej głowie, nasuwając przypuszczenia, które nie dawały jej spokoju. Najchętniej, jak zwykle zasypałaby go masą pytań, ale widząc, jaki przyjaciel jest wykończony, obawiała się, że to nie najlepszy moment, zwłaszcza że powinni się skupić na śledzących ich ogonie w postaci łowcy. Zagryzła więc dolną wargę, by się powstrzymać, ale tym się zdradziła.

        – Jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to się nie krępuj – odezwał się Wolf, jak zawsze czujny.

        Gdy podniosła na niego wzrok, dostrzegła, że w przeciągu tych kilku chwil zaczął bardzo szybko dochodzić do siebie. Już nie dyszał, a jego klatka piersiowa nie opadała i podniosła się w szybkim tempie tak jak minutę temu. Jego błękitne oczy wpatrywały się w nią wyczekująco przez otaczającą ich ciemność.

        Chyba zaczynała się już przyzwyczajać do tych jego wyczulonych zmysłów oraz tego, że czytał z niej jak z otwartej księgi. Choć w sumie nie była jakoś bardzo skryta, więc to nie powinno być trudne. Ona za to miała dość spory problem, by rozgryźć jego. Raz nie był chętny do żadnej rozmowy, a co dopiero do odpowiadania na jej pytania, a tym razem nie miał ku temu nic przeciwko. Człowiek zagadka. Czy raczej nie człowiek, co było głównym powodem jej rozmyślań.

        – Jesteś bardzo szybki, zwinny i silny, bardziej do zwykłego człowieka – wyliczyła, na wstępie.

        – To stwierdzenie, a nie pytanie – zauważył, przychylając nieco głowę w jej stronę.

        – Wyczuwasz czyjąś obecność, potrafisz kogoś wywęszyć, nawet jak ten ktoś jest daleko...

        – Kolejne stwierdzenie, już nie mogę się doczekać pytania – odparł, sięgając po ich bagaż i zaczął w nim szperać.

        – Czy to ty byłeś tą bestią z tamtej nocy? – wydusiła z siebie w końcu, nieco ściszonym głosem.

        Obawiała się jego odpowiedzi, ale musiała też ją w końcu poznać. Tamto zdarzenie od początku ją męczyło i nie dawało spokoju, choć starała się o tym zapomnieć. Wmawiała sobie, że to był tylko sen, ale czuła całą sobą, że to mimo wszystko była prawda.

        Wolf zamarł na chwilę, z ręką grzebiącą w zawartości torby. Spojrzał na nią takim wzrokiem, z którego nie była w stanie nic odczytać. Nie trwało to jednak długo, bo w następnej chwili zaśmiał się krótko, ale niezbyt wesoło.

        – Bestią? Niezbyt ładne słowo, ale nie ma co kryć, że faktycznie trafne. Nie dziwie się, że tak mnie postrzegasz – mówił to spokojnie, ale jego słowa miały dziwnie gorzki wydźwięk. Wyglądał przy tym na znacznie starszego, niż był. Po jego spojrzeniu za to momentalnie przemknęło od groma skrywanego w sobie bólu.

        – Więc to naprawdę byłeś ty... – wymamrotała, bardziej do siebie, niż do niego.

        Mimo przypuszczeń i twierdząco brzmiących słów, ciężko było jej uwierzyć, że tamto włochate i krwiożercze stworzenie, siedziało teraz obok niej. Jednak taka była prawda, a każda cząstka niej, mówiła, że nie spotka się z jego strony z żadnym zagrożeniem.

        – Tak, to byłem ja – przyznał, nie spuszczając jej z oczu. – Potrafię się zamienić w wielką hybrydę człowieka i wilka z ostrymi pazurami i zębiskami.

        – Dlaczego zaatakowałeś ludzi, którzy mnie napadli, a mnie oszczędziłeś? – zapytała, z trudem przełykając ślinę. Wspomnienie zakrwawionych ciał i ich krzyków dalej kołatały się w odmętach jej pamięci.

        – Przyznaje... Przyznaje, że poniosło mnie wtedy. Choć to nie jest usprawiedliwienie. Zmieniłem się, bo szukałem Jagi, a tak łatwiej mi było ją wytropić, ale natrafiłem na was. Myślałem z początku, że to ją atakują, bo krzyczeli coś o wiedźmie, pomiocie szatana i paleniu na stosie. Zadziałał instynkt. Za wszelką cenę chciałem ją chronić i... – Spuścił wzrok, spoglądając teraz na swoje dłonie. Te lekko drżały. – Niezależnie od moich intencji, jestem mordercą. Zabiłem ich, a później zakopałem w środku lasu, by nikt ich nie znalazł.

        – To... straszne – przyznała ze zgrozą, choć czuła też ogrom współczucia.

        Ciężko jej było sobie wyobrazić, jak to jest kogoś uśmiercić i musieć z tym żyć przez resztę swojej egzystencji. Wzdrygnęła się na samom myśl. Miała nadzieje, że ją to nigdy nie spotka.

        – I co teraz zrobisz, z tą wiedzą? – odezwał się znowu Wolf. – Uciekniesz? Naślesz na mnie łowcę? Nie miałbym ci tego za złe...

        Spojrzała na niego. W jego wyczekujące odpowiedzi oczy. Na chwilę zobaczyła w nich tamtą bestię, lecz ten obraz szybko się rozwiał, zastąpiony Wolfem, jakiego znała. Skrytym, czasami zrzędliwym, trochę rozchwianym emocjonalnie facetem, który mimo wszystko zaopiekował się nią, choć ledwo się znali. Martwił się o nią, dbał, by nie stała się jej żadna krzywda, nawet pomimo jej niełatwego usposobienia. Był zagubionym i skrzywdzonym przez życie człowiekiem, którego wychowała jej babcia wiedźma.

        Teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, zrozumiała, ile jeden człowiek jest w stanie w sobie skrywać. Zwłaszcza te drugie oblicze, które na pierwszy rzut oka wydaje się być straszne, nienormalne i nie do uwierzenia. Jednak jakby na to nie spojrzeć, ewidentnie uratował ją tamtej nocy i gdyby nie zareagował, to ona mogłaby teraz wąchać kwiatki od spodu.

        – Nie, nie zrobię nic z tych rzeczy. Nie boję się ciebie – oznajmiła i uśmiechnęła się do niego. Wolf za to westchnął, jakby spodziewał się, że to powie.

        – Już mi to kiedyś powiedziałaś – przypomniał ich pierwszą rozmowę, odwzajemniając uśmiech.

        – Zaufałam ci, choć nie znałam cię zbyt dobrze. Teraz znam cię trochę lepiej i ufam ci nawet bardziej niż wtedy.

        Delikatnie dotknęła jego ręki, w miejscu, gdzie od samego początku miał zawinięty, nieco zakrwawiony bandaż.

        – Już o tym zapomniałem – odparł, podwijając nieco rękaw.

        – Nigdy cię o to chyba nie zapytałam.

        Wolf podsunął bliżej niej rękę i skinął głową na przyzwolenie. Złapała więc jego nadgarstek i ostrożnie zaczęła odwijać sfatygowany już opatrunek. Pod nim, na nieco owłosionej ręce, była nieduża rana, praktycznie już za leczona, bo pozostał po niej tylko ciemny strup.

        – Ktoś cię wtedy zranił?

        – Nie, sam to sobie zrobiłem – odparł, zwijając niepotrzebny już bandaż.

        – Dlaczego? Musiałeś się zranić, by znowu zmienić się w człowieka?

        – Nie. Tamtej nocy, choć zmyłem z siebie ich krew, to obawiałem się, że dalej będzie ją na mnie czuć. Ze świeżą raną nie wzbudziłoby to podejrzeń, no i wyglądałem z nią bardziej bezbronnie – wyjaśnił, na powrót chowając ranę pod rękawem koszuli.

        – To w sumie całkiem sprytne – przyznała.

        Czarny, który do tej pory cierpliwie leżał na jej kolanach, wstał, zeskakując na ziemię i znowu, już bardziej niecierpliwie trącił nogę Wolfa. Klepał go puchatą łapką bardzo natarczywie, wydając z siebie zirytowany pomruk.

        – Tak, tak wziąłem. Są tutaj – powiedział do kota i otworzył torbę, a zwierzak zwinnym ruchem wskoczył do środka, tak że wystawał tylko jego czarny ogon.

        – To skoro już znam twój największy sekret, to kiedy opowiesz mi więcej? Na przykład, o tym jak poznałeś babcie? – zapytała, uśmiechając się do niego tak uroczo, jak tylko była w stanie. Licząc, że przekona go tym, by zdradził jej więcej. Wolf jednak prychnął, kręcąc głowa.

        – Może przełóżmy to na kiedy indziej, jestem już zmęczony tym wywlekaniem wspomnień – odparł i jakby na dowód swego zmęczenia przetarł oczy, po czym ziewnął. Rubi jednak nie dała się na to nabrać.

        – Ale nie zbywasz mnie, by już nigdy więcej nie wracać do tematu? – Szturchnęła go zaczepnie palcem w ramię.

        – Obiecuję, że opowiem ci jeszcze masę historii o twojej babci, ale później. Na dziś mam dość – zapewnił, wstając z ziemi.

        Ta chwila odpoczynku, wyraźnie dobrze mu zrobiła, bo wyglądał znacznie lepiej. Widać też było po nim, że znowu odzyskał, przynajmniej część swoich zasobów energii.

        – No dobrze, w takim razie poszukajmy dobrego miejsca na nocleg – zgodziła się.

        Również wstała, ale musiała się przy tym otrzepać z klejących się do jej peleryny igieł. Widząc, że Wolf sięga po ich bagaż, szybko go wyprzedziła i zarzuciła go sobie na ramię. Trochę się przy tym zachwiała, bo był ciężki, zwłaszcza z wiercącym się kotem w środku, ale twardo ustała w miejscu, z hardą miną.

        – Ja go wezmę, ty się już nanosiłeś!

        – Z grzeczności nie odmówię – odparł zadowolony, choć uśmieszek na jego ustach zdradzał, że powątpiewał, by dała radę długo to nieść.

        Ruszył przed siebie, a Rubi poprawiła chwyt bagażu i zrobiła kilka kroków, chwiejąc się nieco. Kot dalej szamotał się w środku, wyraźnie jej nie ułatwiając marszu. Po kolejnych kilku krokach straciła cierpliwość.

        – Czarny, ty musisz tam siedzieć? Byłoby mi znacznie lżej, jakbyś wyszedł stamtąd i szedł o własnych łapach. Co ty na to? – zapytała kota, nie spodziewając się zbytnio reakcji z jego strony.

        Kot jednak jakby jej wysłuchując, po niespełna chwili wygramolił się ze środka, zeskakując na ziemię koło niej. Tym razem miał na swoich łapach założoną parę, małych lecz eleganckich butów na lekkim obcasie. Choć dalej poruszał się na czterech łapach jak każdy kot, to teraz prezentował się dziwnie dostojnie. Białe futerko, które miał tylko na tylnych łapkach wyglądało za to teraz jak wystające z butów skarpety.

        – Czy ja dobrze widzę? Czy ten kot właśnie włożył buty? – zapytała, wpatrując się w kota, nie mogąc wyjść z szoku, na ten niecodzienny widok.

        – Mówiłem ci, że to mądry kot – odparł jej Wolf, szczerząc się jak głupi. Najwyraźniej oglądanie jej reakcji na wszystkie magiczne niezwykłości, było dla niego świetną rozrywką. – Tak jak babcia nie wzięła peleryny, tak on nie zdążył założyć swoich butów. Więc je wziąłem.

        – Ale dlaczego on je nosi?! – Gdy myślała, że już zaczęła przyzwyczajać się do tych wszystkich dziwów i sądziła, że nic już ją bardziej nie zaskoczy, znowu pojawiło się coś, co wyprowadziło ją z błędu.

        – Oj szkoda, że nie widziałaś go jeszcze w kapeluszu! – powiedział wesoło, a Rubi już nie wiedziała, czy mówił poważnie, czy tylko sobie z niej żartował.

        – Jestem rad młody wilczku, że chociaż raz udało ci się o wszystkim pamiętać – odezwał się nagle męski głos z lekkim akcentem, nieznanego Rubi pochodzenia.

        Dziewczyna aż zamarła, po czym znowu spuściła wzrok na kota, który dalej wyglądał jak czarny kot, tyle że w butach. Coś jej jednak podpowiadało, że wcale się nie przesłyszała.

        – Czy on...?

        – W istocie moja droga, potrafię mówić. Niestety mogę poszczycić się swoją elokwencją jedynie w obuwiu – odpowiedział jej kot, czyszcząc sobie pyszczek, jak gdyby nigdy nic.

        – Ty mówisz... – Jej świadomość po raz kolejny dzisiaj wywróciła fikołka, obracając wszystko do góry nogami, a magia tego świata dała jej srogiego pstryczka w nos.

        Jej nieodłączny towarzysz, stojący cały czas obok, odwrócił się do niej plecami i oparł o najbliższy pień drzewa. Niezbyt dyskretnie, zamaskowując tym swoje wielkie rozbawienie, przez które prawie dusił się ze śmiechu.

        – Jeśli raczycie doprowadzić się w końcu do porządku, sugerowałbym od razu ruszać w drogę. Znam pewien przybytek, w którym moglibyśmy zaznać odpoczynku i spokojnie przeczekać resztę nocy – odparł kot, niewzruszony ich zachowaniem. Nawet na nich nie czekając, ruszył przed siebie, zlewając się w czerń leśnych cieni. 


------------------------------------------------------------------------

W końcu jakiś dłuższy rozdział. Znowu trochę przegadany, no ale, co ja poradzę, że uwielbiam pisać dialogi między nimi. xD

Przynajmniej pewne tajemnice w końcu wychodzą na światło dzienne. 

No i Czarny i te jego bury. Jest on jedną z moich ulubionych postaci ,które stworzyłam w tej historii, choć  jego rola w niej nie jest jakoś bardzo znacząca. Mimo to mam nadziej, że się spodobał. Trochę lepiej go poznamy w kolejnych rozdziałach, które nadchodzą już niedługo!

Tak wiec, miłego dnia i do przeczytania! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro