Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poczułam dym. Następnie zobaczyłam płomień. Zebrałam swoje rzeczy, te najcenniejsze, których nie chciałam stracić, chwyciłam telefon, torbę i bluzę korzystając z okazji, że ogień nie dostał się na tyle blisko mojego pokoju i wybiegłam.

Zaczęłam szukać mojej kotki. Gdy podbiegła do mnie cała i zdrowa odetchnęłam z ulgą i zbiegłam na dół do pokoju rodziców. Rezydencja była ogromna, jak na rodzinę Blossom przystało.

Sypialnia.

Była cała w ogniu.

Płonęła.

Ze łzami w oczach i widocznym w nich strachem, wybiegłam z posiadłości, licząc, że rodzice mnie uprzedzili. Byłam zbyt przerażona, żeby chociażby spróbować wejść do sypialni. To byłoby głupstwo.

Nie chciałam spłonąć.

Usłyszałam krzyki. Widziałam i słyszałam niebieskie syreny. Potem już nic nie pamiętałam, to chyba stres.

Obudziłam się w innej rzeczywistości, owinięta folią termiczną. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie, dopóki nie zobaczyłam  stojącej w płomieniach rezydencji.

Mój dom.

- Adelaide Blossom? - podeszła do mnie kobieta, ubrana w mundur typowo policyjny. Naciągnęłam kaptur bluzy i pokiwałam głową. - Pani rodzice nie żyją. Bardzo mi przykro. Wedle woli Pańskich rodziców, pojedzie Pani do Riverdale, do swojej ciotki Penelope. Idź proszę spakować swoje rzeczy. - odparła, a ja w zbyt dużym szoku, by o tym myśleć weszłam do rezydencji.

Cały parter spłonął. Od sypialni rodziców aż po schody do winnicy. Wielka przestrzeń sprzyjała rozprzestrzenianiu się ognia. Ominęłam sypialnie rodziców, których już w sumie nie miałam, po czym weszłam na górę. Kazano mi się spakować i czekać. Zaczęłam pakować wszystko, co mi zostało. Zeszłam do sejfu po kosztowności, a przede wszystkim po broń. Chciałam ją mieć.

Przyczyna pożaru? Cytując funkcjonariusza

„Celowe działanie, podpalenie, winny schwytany, wyrok dożywocia za zabójstwo."

Tyle zapamiętałam.

Nie chciałam widzieć tej osoby na oczy. Nie obchodziło mnie to już.

Spakowałam swój dobytek w dwie torby i walizkę. Czekałam cierpliwe aż moja ciotka, bądź jej wysłannik podjedzie. Mieszkałam w miasteczku godzinę drogi od Riverdale, więc nie musiałam zbyt długo czekać.

Jednak gdy spytano mnie, czy czegoś nie zostawiłam pobiegłam na górę, do mojej skrytki.

Szuflada z 3 paczkami papierosów, zapalniczką i dwiema butelkami alkoholu. Spakowałam je w niewidocznym miejscu i udałam, że wróciłam po dziennik.

Nawiasem mówiąc, był to pusty zeszyt.

Moje prace, w tym najlepsze obrazy spłonęły w pracowni, znajdującej się na parterze. A już raczej jego resztkach.

Zapewne nasuwa wam się na myśl pytanie:  „Dlaczego nie płaczesz za rodzicami? Zgarnęłaś majątek i szczęśliwa?"

Tak. Zgarnęłam wszystko. Nie płaczę, bo dlaczego miałabym płakać za kimś, dla kogo byłam jedynie zabawką? Pionkiem w chorej grze, obrzydliwie bogatych ludzi?

Jednak moje dotychczasowe, „idealne" życie legło w gruzach, a o tym miałam się wkrótce przekonać.

Cholernie się bałam, wsiadając do samochodu.

Jedyną pocieszającą mnie sprawą był widok Cheryl w samochodzie, która mocno mnie przytuliła.

***
Hej hej, oto prolog. Nie wiem cóż mogę rzec więcej poza tym, że oczekujcie dalszej części, jeśli was zaciekawiłam.
Papa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro