20. „Tak to już bywa"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień zapowiadał się dobrze. Dochodziła ósma rano, ale Tosia była już na nogach, ponieważ wyszła z prostego założenia, że ma sporo do zrobienia przed pracą. Pierwszym zadaniem na jej liście obowiązków stała się kontrolna wizyta psów u weterynarza połączona ze szczepieniem przypominającym przeciwko wściekliźnie.

Gdy wychodziła wraz z nimi z domu, owczarki niemieckie wciąż jeszcze żyły w błogim przeświadczeniu, że udają na rutynowy spacer. Węcińska chciała, by tak pozostało jak najdłużej, ale wiedziała, że nie ma na to najmniejszych szans. Zamiast do furtki skierowała się bowiem pod drzwi samochodu, otworzyła je, wpuściła na tylną kanapę psy i przypięła je specjalnymi pasami, czym już zwróciła na siebie szczególną uwagę zwierząt. Dość rzadko jeździła razem z nimi samochodem, ale od czasu do czasu zachodziła taka potrzeba.

W aucie zachowywały się przeważnie spokojnie, jednak to, co działo się później, zależało już w dużej mierze od miejsca, do którego je zabrała. Tak więc teraz Tosia mogła być niemalże pewna, że z psiego spokoju nie pozostanie kompletnie nic, gdy tylko owczarki dojrzą siedzibę lekarza weterynarii. Zebrała się jednak w sobie i dziarsko wyjechała na ulicę, zmierzając w dobrze już znanym kierunku.

***

Sebastian rozprostował zgięte w kolanach nogi, kładąc je płasko na miękkiej powierzchni. Mimo że od dłuższego czasu już nie spał, jakimś cudem znowu znalazł się w pozycji leżącej na kanapie w salonie i nie chciało mu się stamtąd ruszać. Nie miał ochoty kompletnie na nic, choć niewątpliwie przydałoby się mieszkaniu sprzątanie. Miał pełną świadomość panującego wszędzie wokół bałaganu, jednak w tamtym momencie naprawdę nie interesowało go nic poza ekranem telewizora, w który beznamiętnie wbijał swój wzrok.

Skrzywił się, kiedy zobaczył tam twarz prezesa partii rządzącej. Jerzy Fus ostatnimi czasy śnił mu się po nocach i policjant nie uznawał tego za dobry omen, szybko przełączył więc kanał, natrafiając program o motoryzacji. Tym razem na jego twarzy wykwitł szczery uśmiech, bo Jeremy Clarkson był człowiekiem, którego zawsze szanował, a stare odcinki Top Gear wciąż jeszcze na szczęście emitowano w telewizji. Pomyślał, że dokładnie tak może spędzać leniwy poranek, nieco wygodniej ułożył się na kanapie, a potem dał w całości pochłonąć oglądanemu programowi.

Jego sielanka nie trwała jednak długo, gdyż telefon rozdzwonił się kilka minut później i Brodzki był zmuszony odebrać. Zwłaszcza, że osoba, która usiłowała się do niego dobić, nie tolerowała odrzucania połączeń z błahych powodów. Wolał uniknąć sprzeczki, więc westchnął ciężko, przesunął kciukiem po ekranie i przyłożył urządzenie do ucha.

— Cześć — bąknął od niechcenia, czekając, aż z drugiej strony odezwie się tak dobrze znany mu głos.

— Cześć, staruchu.

— Mów co chcesz, bo nie mam czasu na głupoty — odpowiedział na to krótko.

— Jak zwykle ciepły i rodzinny, mogłam się spodziewać... — zakpiła.

— Do rzeczy.

— Masz czas?

Przewrócił się na plecy, zgiął nogi w kolanach i spojrzał w sufit.

— Do osiemnastej, potem robota — skwitował, a po drugiej stronie dało się słyszeć oddech pełen ulgi.

— Super. Dałbyś radę zająć się młodym tak na dwie, trzy godziny? — zapytała z niekrytą nadzieją w głosie.

— No, to zależy od której — mruknął.

— Najlepiej od zaraz, bo muszę jechać do firmy, a nie mam kogo z nim zostawić. To jak, dasz radę? — powtórzyła zapytanie.

Sebastian westchnął, odwracając głowę i spoglądając na nieporządek oraz chaos panujące absolutnie wszędzie w mieszkaniu.

— Za pół godziny będę gotowy — odpowiedział.

— Super, wielkie dzięki, Seb — rzekła z niekrytą wdzięcznością w głosie.

— Mówiłem ci, żebyś mnie tak nie nazywała? — Uniósł delikatnie brwi, choć nie mogła tego zobaczyć.

— Mówiłeś, ale to, co ty mówisz, mało mnie obchodzi — stwierdziła beztrosko.

Przewrócił oczami, odparował jej jeszcze jakimś tekstem i rozłączył się, w tej samej chwili podnosząc do siadu. Delikatnie zawirowało mu przed oczami, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Wstał więc nieco pewniej na równe nogi, wyłączył telewizor i położył pilota na komodzie.

— Zapowiada się ciekawy dzień — westchnął.

Schylił się po leżącą nieopodal skarpetkę, następnie po kolejną i takim sposobem doszedł do drugiego pokoju, który stanowiła sypialnia. Pościelił w końcu łóżko, otworzył okno, żeby trochę przewietrzyć w pomieszczeniu, i zerknął na parking rozpościerający się wiele niżej pod nim. Laguna stała na swoim miejscu, więc Sebastian ze spokojem kontynuował szybkie porządki, których przecież nie miał w planach.

Z sypialni ponownie znalazł się w salonie, a potem w łazience. Otworzył kosz na pranie, wrzucił tam wszystkie ubrania, jakie trzymał w ręku, zgasił światło i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Przeszedł kilka kroków do kuchni. Tam zgarnął ze stołu wszelkie papiery, zauważając między innymi notatkę z czyimiś danymi osobowymi i dopiskiem: „poszuk".

Zmarszczył brwi, przyglądając się kartce. Co mógł robić jakiś świstek papieru z danymi poszukiwanej osoby w jego domu? I dlaczego nie został on wrzucony bezpośrednio do akt danej sprawy, tylko jakimś cudem znalazł się na stole w kuchni? Jego kuchni.

Już spanikował, że naczelnik zechce go zabić za przechowywanie elementów akt sprawy w domu bez pozwolenia, ale po dokładniejszym odczytaniu zapisków i przyjrzeniu się kawałkowi papieru odkrył, że to jego prywatne, własnoręczne notatki zrobione w domu, a dane osobowe należą do człowieka, którego podejrzewał o popełnienie pewnego przestępstwa. Brodzki uspokoił się więc całkowicie i kwitek ostatecznie wylądował na lodówce. Policjant miał pewność, że niszczycielskie rączki pewnego małego chłopca nie dosięgną go tam. Resztę papierów Sebastian wyrzucił do kosza.

Z kuchni przeszedł z powrotem do salonu, by i to pomieszczenie doprowadzić do względnego porządku. Kiedy już udało mu się doprowadzić do ładu całą przestrzeń, na której mieszkał, odetchnął z ulgą, rozsiadając się wygodnie na kanapie. Nie dane mu było jednak długo trwać w tej pozycji, bowiem zaraz usłyszał rozdzierający dźwięk dzwonka do drzwi. Podniósł się więc z cichym jękiem z siedziska i skierował szybkie kroki do drzwi wejściowych. Przekręcił klucz w zamku, po czym delikatnie pociągnął płytę do siebie. Kiedy tylko drzwi stanęły otworem, blond torpeda z dzikim wrzaskiem radości rzuciła się w jego stronę, kurczowo obejmując nogi Sebastiana.

Mężczyzna roześmiał się, kucając i mierzwiąc czuprynę chłopca otwartą dłonią.

— Cześć, młody.

— Cześć. I nie jestem młody — obruszył się blondynek. — Jestem juz duzy — dodał, wypiął dumnie pierś i po pierwszym przywitaniu pobiegł prosto do salonu, hałasując zabawkami schowanymi w plecaku.

Brodzki tymczasem wyprostował się, odgiął palce rąk, tworząc z nich łódeczkę, i oparł się o futrynę drzwi, krzyżując ze sobą ramiona. Obrzucił krótkim spojrzeniem kobietę przed sobą, po czym posłał jej delikatny uśmiech.

— Jeszcze raz dzięki — odezwała się jako pierwsza.

— Luz — mruknął lakonicznie. — Przyjedziesz po niego? — zapytał jeszcze, na co przytaknęła ruchem głowy. — Super. To do zobaczenia i powodzenia w tych twoich sprawach firmowych czy co ty tam będziesz robiła. Serio się przepracowujesz — rzucił, wzdychając ciężko, gdy posłała mu mordercze spojrzenie.

— Popatrz na siebie — odburknęła. Brzdąknęła kluczykami do samochodu trzymanymi w dłoni, a następnie zerknęła pośpiesznie na zegarek, rzuciła mu krótkie pożegnanie i już jej nie było.

Sebastian nieśpiesznie zamknął drzwi i przeszedł do salonu, gdzie zdążył się już rozłożyć syn jego siostry. Zuzanna była od niego całe trzy lata młodsza, a więc znajdowała się w tym samym przedziale wiekowym, co służbowa partnerka Brodzkiego — Tosia. Miała, podobnie zresztą jak on, burzę ciemnych loków na głowie, jej były jednak znacznie bardziej kręcone i dłuższe. Gdy pozostawiała je rozpuszczone, sięgały jej do ramion. Oprócz włosów cechowały ją zielone oczy oraz lekko zadarty nos, który za młodu stanowił dla Sebastiana powód docinek pod adresem Zuzki. Jego siostra była też raczej niską osobą, na pewno sporo niższą od niego, czym również lubił się szczycić, kiedy jeszcze byli dziećmi.

Z charakteru wiele cech odziedziczyła po matce. Wyróżniała się nieustępliwością i upartością, ale wobec dzieci i najbliższych potrafiła być naprawdę czuła. To ona jako pierwsza przybiegła przecież do jego pokoju, kiedy dowiedzieli się o śmierci ojca. Mimo że miała ledwie dziewięć lat, już wiedziała, że Sebastian potrzebował wtedy czyjejś bliskości. To ona pomagała mu się pozbierać po stracie jednej z najważniejszych osób w jego życiu. To ona płakała razem z nim niedługo później, kiedy odeszła ich matka. Zuzia szła obok niego praktycznie całe życie i chociaż między nimi nie zabrakło starć, tych większych i mniejszych, to musiał przyznać, że kochał ją naprawdę mocno. Była w końcu jedyną tak bliską osobą, która została mu na tym świecie.

Jego siostra oprócz niezwykłego talentu do wspierania innych, posiadała też zdolność błyskawicznego nawiązywania znajomości, otwartość na kontakt z innymi ludźmi i uprzejmość. Doskonale radziła sobie w momentach największego stresu, potrafiła zachować zimną krew praktycznie w każdej sytuacji. Posiadała też rękę do dzieci i świetnie sprawdzała się w roli matki. Przeszła sporo w życiu, ale to nie było dla niej powodem do poddania się. Nigdy nie zamknęła się w sobie, nie uciekła przed problemami. Wychodziła im naprzeciw i stawiała czoła, z mniejszym lub większym efektem, ale zawsze. Nie lubiła przy tym rozpamiętywania przeszłości i analizowania, co można było zrobić lepiej. Właśnie tym starszy brat często doprowadzał ją do szewskiej pasji, kiedy bowiem zaczynał na nowo wypominać popełnione kiedyś błędy, Zuzia nie mogła tego znieść. Była bardzo wybuchowa i porywcza, kiedy się złościła, a więc stanowiła jego przeciwieństwo w pewnych kwestiach. Mimo to dobrze się dogadywali i był pewien, że skoczyłaby za nim w ogień dokładnie tak jak on za nią.

Usiadł na dywanie naprzeciwko blondyna i zaczął bawić się z nim samochodami zgodnie z prośbą chłopca. Opieka nad dziećmi przychodziła mu niezwykle łatwo, co często lubiła wykorzystywać młodsza siostra Sebastiana. Bynajmniej nie miał nic przeciwko temu.

***

Tosia w bardzo dobrym nastroju wychodziła z lecznicy. Obydwa psy na szczęście zachowały się wzorowo, nie dały jej więc nawet najmniejszego powodu do zmartwień. Były posłuszne, spokojne i wykonywały jej polecenia. Mogła śmiało stwierdzić, że spisały się na medal. W ramach nagrody za ich dobre zachowanie, oprócz smaczków, które dostały, postanowiła wybrać się na Dębiny i odwiedzić rodziców, a tym samym dać zwierzętom niepowtarzalną okazję do wybiegania się. Dawno jej tam nie było, więc pomimo obowiązków, jakie pozostały jeszcze do wykonania, postanowiła zajechać na chwilę w rodzinne strony.

Z tą myślą opuszczała parking i kierowała samochód do Krzesikowa.

W czasie drogi jej myśli popłynęły w stronę prowadzonej sprawy. Miała świadomość, że prawdopodobnie wciąż była anonimowa dla mediów, ale wiedziała też, że wystarczyłby jeden niewłaściwy ruch i odsłoniłaby swój wizerunek, a tego nie chciałaby za żadne skarby świata. Wystarczyło, że dziennikarze wiedzieli o sprawie prowadzonej przez parę policjantów, nie musieli znać ich imion i nazwisk. Węcińska była niemal pewna, że Sebastian również podzielał jej zdanie i cieszyła się z tego, bowiem kłopot w różnicy ich poglądów akurat przy tej kwestii przestawał praktycznie istnieć. Oboje unikali kamer, oboje starali się nie rzucać w oczy i to był ich klucz do sukcesu.

Sapnęła ciężko, kiedy chwilę później ponownie dotarł do niej wymiar prowadzonej sprawy. Było źle, bardzo źle. Wybory prezydenckie zbliżały się wielkimi krokami, a śledztwo wciąż przeciągało. Dodatkowo ABW w żaden sposób nie dzieliło się z nimi efektami swoich działań. Tosia była pewna, że te działania były podejmowane bez ich wiedzy i nieco denerwowało ją takie podejście służb specjalnych, ale niestety nie mogła nic na to poradzić, gdyż nie ona o tym decydowała.

Zmieniła bieg i przyśpieszyła, kiedy wyjechała z terenu zabudowanego. Psy grzecznie siedziały na tylnej kanapie, więc mogła w całości skupić się na drodze. Myśli jednak, jak to już czasami bywa, znów uciekły jej na boczne tory.

Działania operacyjne przynajmniej dla niej tego dnia były wybawieniem i podejrzewała, że Brodzki też tak czuł, bo de facto oboje potrzebowali odpoczynku od sprawy. Służba wywiadowcza dawała im taki odpoczynek, przynajmniej na jeden krótki wieczór. Tosia miała też szansę porozmawiać z partnerem sam na sam, czego nie zamierzała odpuścić, bo to, co ostatnio usłyszała z ust Maksa, nie dawało jej spokoju. Zastanawiało ją, dlaczego Zieliński stwierdził, że między nimi było „coś", i skąd tak alergiczna reakcja Sebastiana, który omal nie skoczył kumplowi do gardła. Nie mogła tego złożyć na podejście Brodzkiego do kobiet, bowiem znała go na tyle, by wiedzieć, że inaczej by na taki tekst odpowiedział. Między Maksem a Sebastianem musiało zajść coś, o czym chyba nie wiedział kompletnie nikt, prócz oczywiście dwóch wyżej wspominanych policjantów. Postanowiła mocno pociągnąć Brodzkiego za język wieczorem i tego się trzymać, nawet gdyby miało między nimi dojść do jakiejś sprzeczki. Tym razem nie zamierzała odpuścić.

Nim się zorientowała, była już w Krzesikowie, a od Dębin dzieliło ją naprawdę niewiele. Dystans ten pokonała w miarę szybko i po chwili jej samochód stawał pod bramą wjazdową na podwórko pod domem z numerem dziesięć. Uśmiechnęła się, zgasiła silnik i wysiadła z auta. Potem odpięła też psy z pasów bezpieczeństwa, wypuściła je na zewnątrz, zapięła linki na obrożach, po czym zamknęła suzuki i po chwili już wchodziła na podwórko, czując tak dobrze jej znany i poniekąd lubiany zapach.

Tak właśnie czuć było wieś.

Pokonała niewielką odległość dzielącą ją od drzwi wejściowych do domu, słysząc przy okazji głośne muczenie krów. Zadzwoniła dzwonkiem, czekając aż ktoś otworzy, a w międzyczasie oglądając się za siebie, w stronę obory. Kiedy jednak nie zarejestrowała tam żadnego ruchu, doszła do wniosku, że krowy są na polu za gospodarstwem, a reszta domowników albo pracuje w ogrodzie, albo przesiaduje w domu.

Drzwi otworzyły się z takim impetem, że policjantka musiała odskoczyć, by nimi nie dostać. Już raz przeżyła takie bolesne spotkanie i wolała tego nie powtarzać. Kiedy już złapała równowagę, spojrzała na osobę przed sobą, po czym uśmiechnęła się krzywo. Iza chyba właśnie odbyła szaleńczy bieg po schodach w dół, najprawdopodobniej myśląc, że odwiedził ją chłopak. Teraz na jej twarzy po radości nie pozostał nawet ślad. Zastąpił go wyraz delikatnego rozczarowania, co zdecydowanie rozbawiło Tosię, która bez wahania weszła do domu, wymijając młodszą siostrę w drzwiach.

— Puszczam psy — poinformowała na wstępie, niemal natychmiast odpinając smycze i pozwalając zwierzętom biegać luzem.

Wiedziała, że nie wybiegną w pole, ponieważ podwórko było w całości ogrodzone, toteż bez wahania mogła puścić je na kilka chwil luźno.

— Ciebie też miło widzieć, Tośka — burknęła dziewczyna obok niej, kładąc ręce na biodrach.

— Wybacz, Izka, ale jestem strasznie zalatana ostatnio i jakoś wyleciało mi z głowy, żeby się z tobą witać — mruknęła przekornie, szczerząc się w jej stronę.

Iza jedynie westchnęła ciężko, obróciła się na pięcie, a następnie zaprosiła ją ruchem ręki do wejścia dalej. Przeszły do kuchni, gdzie ich mama coś zawzięcie gotowała.

— Cześć, mamo. Zawsze potrafisz wyczuć, kiedy zamierzam przyjechać — przywitała się Tosia, zerkając przez ramię kobiecie i uśmiechając się szeroko na sam widok tego, co znajdowało się w garnku.

Starsza z nich po chwili odwróciła głowę, mierząc córkę spojrzeniem.

— No widzisz? — odparła z niekrytym zadowoleniem. — Dobrze, że przyjechałaś. Jak tam żyjesz?

Dziewczyna westchnęła ciężko, z tą chwilą markotniejąc delikatnie, niemal niezauważalnie.

— Łatwo nie jest, ale daję radę — stwierdziła ostatecznie. — Sprawa, którą się teraz zajmuję, totalnie mnie dobija, bo nie mam praktycznie chwili wolnego, a jak już ją mam, to dosłownie padam na twarz bez siły na cokolwiek innego. Dzisiaj jest jakiś wyjątek i udało mi się do was przyjechać — dodała.

Maria Węcińska skinieniem głowy potwierdziła, że rozumie.

— Prowadzisz sama? — zagadnęła Iza, przyglądając się siostrze.

Tosia przeniosła na nią swoje spojrzenie.

— Chyba śnisz. Jakbym prowadziła sama, to chyba bym wykitowała — burknęła sceptycznie.

Gdy zobaczyła, jak na twarzy siedemnastolatki kwitnie cwany uśmiech, skrzywiła się, bowiem dobrze wiedziała, co tamta sobie właśnie pomyślała.

— Aaa, widzisz... Czyli pewnie pomaga ci Pan Loczek — rzuciła, poruszając sugestywnie brwiami.

Tosia z ciężkim westchnieniem przysiadła na krześle.

— Tak, ale nie widzę w tym niczego szczególnego. Seba to mój partner, więc było do przewidzenia, że razem dostaniemy prowadzenie tego — odpowiedziała póki co jeszcze spokojnie.

— Już nie służbowy? — Iza uśmiechnęła się zadziornie.

— Daj spokój. Służbowy, a jaki inny? — prychnęła jej siostra, lekceważąco wywracając oczami.

— No nie wiem... — ciągnęła nastolatka, markując zastanowienie — może życiowy?

Najstarsza ze zgromadzonych, widząc, dokąd zmierza ta dziecinna utarczka słowna, postanowiła interweniować.

— Dość, dziewczyny. Iza, daj Tośce spokój, a ty, Tośka, nie denerwuj się już tak — zarządziła błyskawicznie.

Iza posłusznie zamilkła, nalała sobie wody do szklanki i również zajęła miejsce siedzące, od czasu do czasu rzucając przelotne spojrzenia w stronę Tosi, a wraz z nimi uśmiechając się pod nosem kpiąco. Siostra wyniośle ją ignorowała, ale młodsza Węcińska ani trochę się tym nie zrażała.

— Mów, jak tam w domu? Dajesz radę ogarnąć wszystko? Może potrzebujesz pomocy? Wojtek chwilowo i tak siedzi u nas, więc można by go zagonić do roboty u ciebie — zasugerowała Maria, mierząc spojrzeniem brązowych oczu Tosię.

— Nie, mamo. Na spokojnie daję radę, a jego nie będę męczyć. Niech korzysta z wolności, póki ją jeszcze ma — stwierdziła, wzruszając ramionami. — A wy, jak sobie radzicie?

Kobieta spojrzała za okno w zamyśleniu, po chwili jednak znów powracając wzrokiem do najstarszej córki.

— My dajemy radę. Tata właśnie poszedł pomagać sąsiadowi przy samochodzie, Iza akurat sprzątała w domu, Wojtek kosi trawę za oborą, Sylwia jest w ogrodzie. Ty zostań jeszcze chwilę, od razu zjesz obiad. Nie musisz iść dzisiaj do pracy, prawda? — zapytała, gdy wyciągała talerze z szafki kuchennej.

— Mam nockę, więc póki co nie muszę — odparła z delikatnym uśmiechem Tosia.

— Uuu, z Sebastianem? — wtrąciła Iza.

— Tak — rzuciła przekornie jej starsza siostra — nawet tylko z nim, w dodatku robimy w terenie — dodała.

— No to powodzenia, może w końcu się jakoś spikniecie, bo wszyscy już kogoś mają, tylko nie ty — odparła nastolatka, śmiejąc się pod nosem.

— Tak już bywa w życiu. — Policjantka wzruszyła obojętnie ramionami. — Za to ciekawi mnie, jak długo ty wytrzymasz z tym twoim Grześkiem — dodała, celując w czułe punkty młodszej z nich.

— Dość tego, dziewczyny. Naprawdę nie umiecie się ze sobą nie kłócić na dłuższą metę? — Ich wymianę zdań przerwała mama, kładąc przed nosami córek dwa talerze z parującym, aromatycznym i pysznym posiłkiem.

— Ja się tylko bronię — stwierdziła Tosia, szczerząc się w cwanym uśmiechu do siostry, która nie odezwała się już ani słowem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro