24. „Jest grubo"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spokojne popołudnie urozmaicane od czasu do czasu odgłosem bębniących o szyby okien kropli deszczu było miłą odmianą po kilku dniach intensywnej pracy nad sprawą. Tosia pierwszy raz od tych kilku dni czuła się na tyle dobrze, że nie przysypiała już nad papierami, a jedynie swoim tempem realizowała powierzone zadania. Przy okazji przygotowywała się też mentalnie na rozmowę z Góralem, który miał być w najbliższym czasie doprowadzony na przesłuchanie, a także na to, że miała złożyć zeznania w sprawie przestępstwa z artykułu dwieście dwudziestego trzeciego kodeksu karnego, które dotyczyło bezpośrednio także jej osoby.

Mimo wciąż jeszcze lekkiego zagubienia, próbowała znaleźć jakieś pozytywy całej sytuacji i choć trochę się uśmiechać, co wcale nie wychodziło jej tak źle. Sebastian też pomagał jej, jak tylko mógł, i zawsze rozładowywał napięcie, które się czasami między nimi rodziło. Za to go ceniła i coraz bardziej dorastała do pewnych decyzji, od których podjęcia dzieliło ją naprawdę niewiele. Musiała stanąć przed wyborami, bo życie właśnie nimi było usłane, ale przekonywała się z każdym dniem, że wybierze dobrze.

Przeciągnęła się, zerkając na ekran telefonu i odczytując godzinę. Była szesnasta, niebawem kończyła służbę, ale przy tym wiedziała, że nie będzie miała ani chwili spokoju po powrocie do domu. Musiała przecież wreszcie zmierzyć się z Justyną, która mimo że widziała poprawę samopoczucia przyjaciółki, nie byłaby sobą, gdyby nie przyjechała i nie wypytała jej dosłownie o wszystko. Tak więc Węcińska miała całkiem napięty grafik, ale poniekąd się z tego faktu cieszyła. W końcu im bardziej zajęta była, tym mniej miała czasu na myślenie, a że chciała się aktualnie odciąć od pracy, taki natłok zadań do wykonania jak najbardziej jej odpowiadał.

Uśmiechnęła się lekko w stronę wchodzącego do pokoju doszczętnie przemoczonego Sebastiana. Woda kapała z niego niemal nieustannie, a ciemne loki przykleiły się do czoła, zasłaniając także oczy policjanta. Szybko jednak odgarnął je stamtąd, a po chwili także zadrżał mimowolnie. O dziwo było mu zimno, co wcale nie zdarzało się tak często. Policjant zdjął szybkim ruchem kurtkę, powiesił ją na oparciu fotela, by wyschła, a sam włączył już standardowo komputer. Następnie skierował kroki w stronę partnerki, kiwnął głową na przywitanie i zbił z Tosią standardowego żółwika.

— Jak tam zdarzeniowy?

— Na razie cisza — odparła z wolna. — Znając życie wysra mi coś pewnie zaraz przed końcem — dokończyła, po czym skrzywiła się lekko.

Brodzki wzruszył ramionami, obracając się na pięcie.

— Przynajmniej będę miał towarzystwo — rzucił i obejrzał się na nią przez ramię uśmiechnięty.

Węcińska przewróciła zrezygnowana oczami.

— Jaki ty altruistyczny — zironizowała. — Nie ma to jak myśleć tylko o sobie — burknęła.

Sebastian roześmiał się na te słowa, stając przy oknie i wyglądając za szybę. Wciąż padało.

— Nie myśl, że się zmienię.

— Nawet nie przyszłoby mi to do głowy. Jesteś za bardzo toporną jednostką, żeby się w jakikolwiek sposób zmienić — wygarnęła mu z cwanym uśmieszkiem na ustach.

— Za to ty jesteś miękka i podatna na inwigilację, Tośka — odparował, również przywdziewając podobny do niej grymas. W odpowiedzi wbiła wzrok w laptopa, podpierając głowę na ręce. — I dziecinna momentami też — dodał, gdy dostrzegł, że był zawzięcie przez nią ignorowany.

Nie mógł powstrzymać mimowolnie wkradającego mu się na usta szerszego, kpiarskiego uśmiechu. Po chwili był jednak zmuszony odwrócić wzrok od partnerki, bowiem do pokoju weszła Ewa.

— Sebastian, jest sprawa — zaczęła sekretarka.

— Nie mów, że znowu jacyś interesanci, błagam cię — jęknął męczeńsko, na co Tosia parsknęła cichym śmiechem, co nie umknęło jego uwadze.

Ewa również uśmiechnęła się nieznacznie.

— Nie, naczelnik kazał cię wezwać — odparła, podtrzymując z nim kontakt wzrokowy.

Zmarszczył brwi.

— I aż ciebie musiał po mnie wysyłać? Nie mógł zadzwonić? — bąknął podejrzliwie.

Sekretarka wzruszyła obojętnie ramionami.

— Ja nie wiem, mnie nie pytaj. Kazał wzywać, to wzywam.

Brodzki westchnął ciężko, przewrócił oczami, podniósł z zajmowanego miejsca, a finalnie jego wzrok spoczął na wciąż roześmianej partnerce.

— Co cię tak bawi, co? — Uniósł brwi, jednak sam nie mógł powstrzymać delikatnego rozbawienia.

— Ty, sztywniaku — parsknęła.

— No wiesz, ciut starszy od ciebie jest, więc ma prawo się użalać nad sobą — wtrąciła Ewa, a na jej twarzy Tosi udało się odczytać lekki grymas.

Węcińska zmarszczyła brwi, lustrując sekretarkę uważnym spojrzeniem. Tamta również nie zamierzała odpuszczać i zawzięcie toczyła z policjantką bitwę na wzrok.

— E tam, zaraz starszy — rzuciła w końcu beztrosko kryminalna. — Trzy lata jest między nami. To tyle, co nic — dodała, uważnie obserwując reakcję Ewy.

— Trzy lata to całkiem sporo, moja droga. — Sebastian przechylił głowę lekko w lewo i uśmiechnął się w jej stronę.

Jego partnerka odpowiedziała mu jedynie krótkim spojrzeniem, a potem na powrót skupiła uwagę na ekranie laptopa.

— Idź już, bo cię Darek zje — mruknęła lakonicznie.

Sebastian już wiedział, że ta dyskusja została przez niego wygrana. Zaraz jednak faktycznie uświadomił sobie, że musi się pośpieszyć i szybkim krokiem wyszedł z pokoju w towarzystwie Ewy.

***

Tosia kończyła służbę o czasie, co było dla niej niespotykane, bo przyzwyczaiła się już, że zawsze wychodziła po minimum dziewięciu godzinach z pracy, a zdarzały się momenty, że i po szesnastu, kiedy wszystko było jej już obojętne. Wiedziała jednak, że tego dnia miała dyżur zdarzeniowy i stale musiała być w gotowości, a więc musiała zrezygnować wieczorem z wszelkich napojów alkoholowych. Było to zadanie trudne głównie ze względu na fakt, że jej przyjaciółka, Justyna, lubiła pijać w sporych ilościach wino i często przywoziła ze sobą ten trunek celem wspólnego opróżnienia go, a także delikatnego rozwiązania języka Węcińskiej.

Tosia nie zastanawiając się dłużej przekręciła kluczyk w stacyjce i uruchomiła silnik, potem wrzuciła wsteczny, a finalnie wyjechała z miejsca parkingowego. Kilka manewrów i opuszczała parking pod miejscem jej służby. Stwierdziła, że wypadałoby wstąpić jeszcze do sklepu, co też bezzwłocznie zrobiła. Deszcz lał się bardzo intensywnie z nieba, gdy wysiadała pod marketem, i nawet przejście pozornie krótkiej odległości od samochodu do wejścia spowodowało, że Tosia miała całkowicie zamoczone spodnie. Nie zraziła się tym jednak i weszła do środka, niemal mechanicznie zgarniając jeszcze koszyk. Przeszła wszystkie działy, ostatecznie dochodząc do wniosku, że nie chce jej się niczego gotować, więc po prostu zamówi z przyjaciółką coś do jedzenia. Kierowana tą myślą kupiła jedynie to, czego potrzebowały do jedzenia jej psy, zgrzewkę wody, coś słodkiego i owoce wraz z warzywami. Ze wszystkim uwinęła się ekspresowo, bo niecałe dziesięć minut później już była w drodze powrotnej do domu.

Nie zajęło jej długo dotarcie na własne podwórko. Czarne suzuki niedługo potem zajechało na miejsce parkingowe, a prowadząca je kobieta szybko wysiadła, zabrała zakupy i pobiegła w stronę drzwi wejściowych, starając się jak najmniej zmoknąć. Przekręciła klucz w zamku, a po kilkunastu sekundach już wchodziła do środka, w biegu zdejmując okrycie wierzchnie. Od wejścia przywitały ją też psy, które prawie przewróciły dziewczynę, kiedy jeden przez drugiego wskakiwały na nią w euforii radości. Z uśmiechem na ustach poświęciła chwilę na głaskanie ich, a potem przeszła do kuchni, gdzie rozpakowała zakupy. Zdążyła jeszcze po tej czynności w miarę ogarnąć stolik w salonie, ale nie udało jej się doprowadzić całego pomieszczenia do względnego porządku, bowiem musiała biec otworzyć przyjaciółce drzwi.

Justyna już od progu wpadła na nią, miażdżąc Tosię w niedźwiedzim uścisku. Węcińska z nieco mniejszą siłą odwzajemniła przytulenie, by chwilę później zaprosić swojego gościa do salonu.

— Ale masz syf. — Dobiegło do jej uszu dokładnie w momencie, kiedy przyjaciółka przekroczyła próg pomieszczenia.

Tosia w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami.

— Ja tam myślę, że jest czysto. To ty jesteś jakąś perfekcjonistką — rzuciła, zgarniając wszystkie papiery z komody i układając je w jeden stos. — Wybacz, Justa, ale dzisiaj nie ma picia — powiedziała jeszcze.

Justyna spojrzała na nią z zaskoczeniem.

— Jak to nie ma?

Tosia parsknęła śmiechem.

— Normalnie. To znaczy tobie mogę dać, ja mam zdarzeniowy i nie mogę — wyjaśniła rozbawiona.

Jej przyjaciółka zaprzeczyła ruchem głowy.

— Chyba cię coś boli. Albo z tobą, albo wcale.

— Kochana jesteś. Zamówimy sobie za to żarcie — stwierdziła Węcińska, podpierając ręce na biodrach.

— Pizza? — zapytała retorycznie Justyna.

— Pizza — potaknęła jej towarzyszka. — Ale ty zamawiasz! — zastrzegła od razu, na co obie roześmiały się w głos.

— Tak, bo Tośka jest aspołeczną bułą i boi się dostawców — prychnęła, co Węcińska skomentowała jedynie pełnym politowania westchnieniem.

— Wcale nie.

— Daj spokój, dobrze wiem, że tak jest. Zamówię, ale ty odbierzesz. Kto wie, może poznasz jakiegoś niezłego typa i w końcu coś zrobisz ze swoim życiem? — droczyła się.

— O tym, co zrobię z życiem, to dzisiaj jeszcze pogadamy, bo jest coś, czego nie wiesz — bąknęła niemrawo Tosia, na co Justyna zmierzyła ją uważnym spojrzeniem, coraz szerzej się przy tym uśmiechając.

— Rety, jak ja kocham słuchać twoich opowieści. Masz sto razy ciekawsze życie towarzyskie niż ja. Chodzi o Sebę, nie? — zapytała z wyraźną ekscytacją pobrzmiewającą w głosie.

— Skąd wiesz, że o niego? Może poznałam ostatnio kogoś innego? — rzuciła tamta. — Chcesz kawę czy herbatę? — dopytała jeszcze, gdy znalazła się w kuchni.

— Herbatkę! I dam sobie rękę uciąć, że to on. Jesteś aspołeczną bułą, jak już mówiłam, więc wątpię, żebyś kogoś nowego poznała. A to, jak Brodzki się na ciebie ostatnio zaczął patrzeć, już dość dużo mi mówi — dodała przekornie, wiedząc, że ostatnie zdanie pozwoli jej dowiedzieć się czegoś więcej.

— Nie doszukuj się czegoś tam, gdzie tego nie ma.

Kiedy usłyszała jej słowa, wygięła usta w leniwym uśmiechu. Głos Tosi był inny niż dotychczas, a więc coś musiało być na rzeczy. Justyna postawiła sobie za cel, żeby dowiedzieć się, co takiego. Chwilę później w salonie znowu pojawiła się jej przyjaciółka, więc kobieta usiadła po turecku na kanapie, przyjęła od niej kubek z parującą, gorącą herbatą i spojrzała przenikliwie w bursztynowe oczy przyjaciółki.

— No to od czego zaczniesz? — podjęła zachęcająco.

Tosia westchnęła, spoglądając za okno. W międzyczasie tuż obok nich rozłożył się już Orfi, zaraz za nim przyszła Rawka.

— Właściwie to nie wiem, od czego, bo jest tego tyle, że zajmie mi sporo czasu opowiedzenie o wszystkim — zaczęła Tosia powoli.

— Spoko, nie będę ci przeszkadzać, opowiadaj. — Justyna uśmiechnęła się pokrzepiająco, próbując w ten sposób skłonić przyjaciółkę do mówienia.

Węcińska wzięła głębszy wdech, uśmiechnęła się mimowolnie i potarła po policzku.

— W dzień zatrzymania Górala szłam na nockę, w dodatku to były działania operacyjne z Brodzkim, więc praktycznie cały dzień miałam do dyspozycji. Najpierw pojechałam do rodziców, potem wróciłam do domu...

— Wiem, że miałam się nie wtrącać, ale jak tam u nich?

Tosia wzruszyła ramionami.

— Jak zawsze, wszystko w porządku. Iza tak samo denerwuje, reszta też w normie.

Justyna roześmiała się cicho, kręcąc na boki głową.

— Dobra, mów dalej.

— No i potem wróciłam do domu, spakowałam się na służbę, pojechaliśmy na te działania, ale w Krzesikowie nas ściągnęli na posterunek.

— To akurat wiem, bo tam byłam. Dawaj szybciej, bo nie wytrzymam wewnętrznego napięcia — ponagliła ją przyjaciółka, na co Tosia westchnęła cicho i przewróciła oczami, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

— Przejdę do momentu, jak już pojechaliśmy po tego Górala. On mieszka ogólnie w lesie, w dziczy. Auto zostawiliśmy przy drodze dojazdowej, a sami poszliśmy go wyjąć. Sprawdziliśmy podwórko, ale nikogo nie było. No to dom. Od korytarza pustki. Dalej już wiesz, co się działo — skwitowała. Justyna potaknęła ruchem głowy. — Potem zjechaliśmy na komendę, pisaliśmy kwity, no i Brodzki musiał mnie odwieźć do domu, bo ja bałam się prowadzić w takim stanie. Całą drogę był jakiś przybity, więc stwierdziłam, że muszę z nim pogadać. Kazałam mu wysiąść z auta pod bramą, jak już dojechaliśmy. Jeszcze go chyba takiego nie widziałam, serio. Był cholernie smutny i widziałam, że się okropnie tym zadręczał. Zapytałam, co się stało, odpowiedział, że wini siebie za to, że Góral prawie mnie zabił. No to go przytuliłam, żeby go jakoś pocieszyć. Potem nie wiem, co się stało tak dokładnie, ale jakimś cudem mnie pocałował...

Nie zdążyła dokończyć, bo pisk Justyny rozdarł powietrze niczym sztylet.

— Tośka, idiotko, czemu ty nic nie mówiłaś?

— No bo to było... Eh, nieważne — mruknęła.

Justyna spojrzała na nią pobłażliwie.

— A właśnie, że ważne. Co potem?

— Rozeszliśmy się.

— Tak po prostu? Żadnego „cześć", „pa", „kocham cię"?

Tosia sapnęła i przewróciła oczami.

— Podroczyliśmy się trochę, ale wyznań miłości nie było, ty głupku — burknęła.

Jej przyjaciółka nagle spoważniała, po czym wbiła swoje badawcze spojrzenie w towarzyszkę.

— Ale ty czujesz, że to jest to?

Węcińska westchnęła.

— Właśnie o tym chcę porozmawiać. Od dłuższego czasu się łudziłam, że może coś kiedyś, ale tak naprawdę nie widziałam żadnych szans. Aż to tej nocy. Zależy mi na nim i nie będę tego dłużej ukrywać, szczególnie po tym, co ostatnio zrobił. Bo to on zaczął, nie ja — mruknęła.

Justyna odetchnęła głębiej, starając się jakkolwiek pozbierać myśli. Nigdy nie spodziewałaby się czegoś takiego po Brodzkim. Nigdy też nie spodziewałaby się, że padnie na jej przyjaciółkę. Żarty, które czasem im sprzedawała, wciąż były żartami. Justyna dobrze wiedziała przecież, że Sebastian prawdopodobnie nigdy nie zdobyłby się na coś takiego.

Tymczasem właśnie to zrobił.

— W takim razie jest grubo, Tośka. Jak on zaczął, to jest grubo — stwierdziła, jeżdżąc wzrokiem po twarzy przyjaciółki i nie powstrzymując uśmiechu, cisnącego się jej na usta. — Ale to dobrze... — dodała chytrze.

— Daj spokój. — Tosia wzięła głębszy oddech.

— Rozmawiałaś z nim? — zapytała jej kompanka, całkowicie ignorując wcześniej wypowiedziane przez Węcińską słowa.

— O tym nie.

— To to zrób, dziewczyno! — Położyła jej ręce na ramionach i delikatnie potrząsnęła. — I to jak najszybciej, bo potem może być już za późno — dodała jeszcze, patrząc w roziskrzone oczy przyjaciółki.

— Zrobię, obiecuję. I nie będę długo z tym zwlekać — zapewniła tamta, uśmiechając się delikatnie.

— No, i to rozumiem. Tak trzymaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro