19. Bez względu na wszystko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Łucja wróciła z nocnej zmiany zmęczona i jak zwykle znalazła w skrzynce na listy karteczkę. Niemal płaczliwie westchnęła, po czym wzięła świstek do ręki, by obejrzeć go w słabym świetle poranka. Mroźne październikowe powietrze uderzyło ją mocno w twarz, tak jakby chciało uświadomić ratowniczce jej koszmarnie nieciekawe położenie.

Ściskając w lewej dłoni karteczkę, otworzyła drzwi. Sprawnie zdjęła buty, przebrała się w łazience i na sam koniec powędrowała do sypialni. Odłożyła karteczkę na komodę, a potem położyła się obok wciąż jeszcze śpiącego męża z cichym westchnieniem. Nie wiedziała, co ta cała sytuacja ma znaczyć. Zamieszczany na liścikach tekst również niewiele jej mówił. Czasem były to cytaty z literatury, czasem losowe zestawy wyrazów, a czasem słowa skierowane bezpośrednio do niej.

Z frustracją wyszła spod kołdry i przystanęła przed komodą. Odszukała wzrokiem świstek, który znalazła dzisiaj w skrzynce na listy.

czerwone niebo, ciepło piękna, szarości

Wyjrzała za okno, jakby oczekiwała, że to właśnie tam dostrzeże odpowiedzi na nurtujące ją obawy. Nic takiego nie nastąpiło. Otoczone feerią barw słońce powoli wychylało się zza horyzontu, zwiastując nadejście dnia. Świat dookoła funkcjonował tak jak zawsze. Tylko jej prywatny świat właśnie walił się kawałek po kawałku.

Mam dość, pomyślała wściekła. W jej głowie zaświtała myśl, że gdy tylko odeśpi nockę, pójdzie na komendę zgłosić całą sprawę. Spodziewała się, że zostanie niemal zjedzona przez policjantów za niezgłoszenie tego wcześniej, ale w tym momencie było jej już wszystko jedno. Najbardziej martwiła się o rodzinę. Nie chciała, żeby mąż i córka oberwali rykoszetem pocisku, który skierowany był na nią.

***

Sebastian wszedł na komendę razem z Karolem. Od spotkania na parkingu rozmowa układała im się wyjątkowo dobrze, w efekcie czego nie zakończyli jej nawet pod salą odpraw. Dopiero pojawienie się oficera kontrolnego poniekąd zmusiło ich do zaprzestania, po odprawie zaczęli jednak wymianę zdań na nowo. Jej tematem były przykre wydarzenia, które rozniosły się echem po całej Polsce. Wiozący zatrzymanego policjanci zostali przez niego postrzeleni. Obaj stracili życie niedługo po tym incydencie.

Zarówno Brodzki, jak i jego kolega, mieli na ten temat bardzo podobne zdanie, co stało się głównym motorem napędowym ich dyskusji.

— Gdzie ma być lepiej, Lolek, jak nawet u nas nie wydaje się wszystkim policjantom kamizelek balistycznych? Ja musiałem się dozbroić za prywatne pieniądze, bo nikt nie dał nam balistyki do skrytego noszenia, a jak inaczej wyobrażasz sobie noszenie kamizelki, kiedy chodzimy po cywilu? — rzucił Sebastian, posyłając kumplowi ironiczny uśmiech.

Karol pokiwał głową z ciężkim westchnieniem.

— Nie wyobrażam sobie — odparł po chwili. — Też niedawno kupowałem za swoje kamzę, tyle że plate carriera*. Przy działaniach operacyjnych to się nie sprawdzi, ale na coś do skrytego noszenia jeszcze zbieram kasę. Może z mundurówki** dołożę i wreszcie kupię — dodał. — Najgorzej i tak mają dziewczyny, bo na rynku jest dostępna może jedna kamizelka pod ubrania.

Aspirant uśmiechnął się krzywo.

— To jest gigantyczny problem. Tośka kupowała na samym początku, jak tylko przyszła do nas służyć, i też się skarżyła, że wyboru właściwie nie ma — skwitował, wyglądając za okno.

Słońce powoli wspinało się już wyżej na niebo, od czasu do czasu przysłaniane białymi, niegroźnymi obłoczkami. Dzień zapowiadał się naprawdę pięknie, aura też była bardzo przyjemna.

— Tak długo, jak system będzie przegnity, nic się nie poprawi — podsumował Karol smętnie.

— Niestety — zgodził się jego kompan, przystając pod drzwiami swojego pokoju. — Spadam, mam dzisiaj trochę na głowie — dodał wyjaśniająco, nim zniknął za drzwiami.

Z zadowoleniem stwierdził, że miał całe pomieszczenie dla siebie. Ani Tośka, ani Justyna nie pojawiły się jeszcze na komendzie i nie zanosiło się na szybką zmianę tego stanu. Brodzkiemu nie trzeba było więcej do szczęścia. Sprawnie wydobył z szafy teczkę akt, która ostatnimi czasy stała się obiektem westchnień całej ich trójki. Dla każdego z nich stanowiła wyznacznik dalszej pracy, dlatego każdy chciał mieć ją na własność. Prowadziło to do częstych spięć na każdej z linii, przez co nierzadko kończyli obrażeni, siedząc w zawziętym milczeniu. Kiedy więc aspirant otrzymał niepowtarzalną szansę, by posiadać ten mistyczny artefakt na wyłączność, nie zamierzał jej zmarnować.

Nawet nie włączał komputera. Bez zbędnej zwłoki zabrał się za przeglądanie zgromadzonego dotychczas materiału dowodowego. Połączenie serii przetaczających się przez Lubaczów od początku września samobójstw nie było wcale zadaniem łatwym, ale postanowił się go podjąć. Zaczął od dwóch pierwszych. Anna i Filip powiesili się razem w niewielkim lasku obok miejsca jego zamieszkania. Dobrze znał to miejsce — za dnia było dość uczęszczane, dlatego wnioskował, że nastolatkowie musieli odebrać sobie życie w późnych godzinach nocnych, kiedy nikt ich nie widział. W innym wypadku ryzykowali zauważeniem, a co za tym szło — udaremnieniem ich podwójnej próby.

Kolejną nurtującą kwestią były nadal nieznane motywy. Zastanawiał też fakt, dlaczego krótko po tym samobójstwie nagle tak wiele młodych osób decydowało się na odebranie sobie życia. Tak, jakby się zmówili.

Westchnął ciężko, kiedy do głowy wpadła mu ta myśl. Nie powinien chyba tak oceniać ludzkiej tragedii, ale w świetle faktów, które do tej pory udało się zgromadzić, nie mógł powiedzieć niczego innego. Wprawdzie rozważał jeszcze opcję kolejnego seryjnego zabójcy, który pozorował samobójstwa, ale to byłoby zadanie wyjątkowo trudne do wykonania. Nawet patrząc na przypadek Mai Pertkiewicz, potencjalny zabójca nie dałby rady odebrać jej życia w domu, w którym przebywali także jej rodzice.

Sebastian uszeregował kolejne samobójstwa w ciągu czasowym, zaczynając od najwcześniejszego. Pierwsza była Ania oraz jej chłopak, którzy zmarli przez powieszenie, niedługo po nich życie w ten sam sposób odebrała sobie Maja, później nastąpił dłuższy moment przerwy, po którym życie w wypadku samochodowym stracił Tomasz Mac, a niedługo później jego siostra, Daria, zmarła prawdopodobnie na skutek przedawkowania narkotyków. Tego jednak wciąż nie można było powiedzieć na pewno. Wciąż czekali na raport z sekcji zwłok oraz wynik badania toksykologicznego krwi dziewczyny.

Aspirant z czystej ciekawości zerknął w ekspertyzę z sekcji młodszego brata Darii. Na ciele nie stwierdzono udziału osób trzecich, to samo powiedział biegły sądowy na temat wypadku, a zatem Tomek również pozbawił się życia. Zastanawiało, dlaczego akurat w tak spektakularny sposób.

Sprawa powoli wymykała się spod kontroli. Każdy o tym wiedział, nikt nie mówił głośno, może poza naczelnikiem, który otwarcie wyrażał swoje niezadowolenie. Sebastian otrzymał też od niego informację, póki co nieoficjalną, o przydzieleniu jemu, Tosi i Justynie dodatkowego wsparcia w postaci kogoś z Wydziału Techniki Operacyjnej Komendy Wojewódzkiej w Rzeszowie. Prokurator omawiał tę kwestię zarówno z komendantem ich jednostki, jak i tym wojewódzkim, jednak dotychczas nie padły jeszcze żadne oficjalne słowa.

Z zamyślenia wyrwał go dzwoniący telefon. Widząc na wyświetlaczu dobrze już znany napis: „Dyżurny KPP", niechętnie odebrał przychodzące połączenie.

— Błagam, tylko nie w teren — rzucił żałośnie zamiast przywitania.

Krystian po drugiej stronie parsknął cichym śmiechem.

— Cóż, zasmucę cię, ale niestety w teren — odparł beztrosko. — Niedaleko twojego osiedla, w tym lasku, ktoś znalazł dziewczynę. Wygląda na zmarłą, nie oddycha, skóra biała, ponoć sporo krwi. Zgłaszający stwierdził, że chyba powieszenie, ale jakieś dziwne.

Sebastian przewrócił oczami. Precyzyjność niektórych osób zgłaszających zdarzenie była naprawdę godna pożałowania.

— Dziwne znaczy jakie? — dopytał.

— Skąd mam wiedzieć? — burknął w odpowiedzi Krystian. — Tego nie był w stanie określić. Jedź tam szybko, to się dowiesz. Wysłałem patrol po proroka, na miejscu jest już nasz technik i dzielnicowi. Wypisuję ci skodziankę — dodał jeszcze, a potem ekspresowo pożegnał się, tłumacząc, że ktoś znowu się do niego dobija.

Brodzkiemu nie pozostało nic innego, jak tylko włożyć wszystko z powrotem do teczki akt, schować ją w szafie i jechać na miejsce. W błyskawicznym tempie dostał się do garażu podziemnego, skąd po chwili wyjeżdżał na sygnałach. Pędzenie przez ulice Lubaczowa w godzinach porannego szczytu nie należało do jego ulubionych zajęć. Musiał uważać na pchających się na przejścia pieszych, dla których pojęcie pojazdu uprzywilejowanego chyba nie istniało, dodatkowo nie każdy kierowca tak szybko ustępował pierwszeństwa. Podobnie było i tym razem, kiedy na jednym ze skrzyżowań musiał chwilę poczekać ze skrętem w lewo. Gdyby wepchnął się pod jadący z naprzeciwka samochód, skończyłby z rozbitym radiowozem oraz konsekwencjami natury prawnej.

Nieco poirytowany niedogodnościami podczas drogi parkował skodę obok stojącego na poboczu drogi oznakowanego radiowozu. Wysiadł z czarnego pojazdu, zamknął go pilotem i skierował kroki w stronę, skąd dobiegały do niego znajome głosy kolegów. Po wejściu głębiej w las zauważył miejsce zdarzenia. Trwające w bardzo dziwnej pozycji ciało dziewczyny zwracało największą uwagę.

Klęczała przy drzewie, zaparta stopami o jego pień. Jej tułów był nieco pochylony do przodu, na szyi zacisnęła się pętla utworzona z grubej liny. Ta sama lina była przywiązana drugim końcem do pnia drzewa i wyraźnie napięta. Rozmyty makijaż na twarzy oraz roztrzepane na wszystkie strony włosy dziewczyny nadawały tej scenie jeszcze więcej upiornego mroku. Fakty te dotarły do Sebastiana dopiero po kilku sekundach, a kiedy wreszcie zdał sobie sprawę z powagi sytuacji, wtłoczył więcej powietrza w płuca i podszedł bliżej.

To nie wyglądało na samobójstwo. Pętla nie była wisielcza.

Zadzierzgnięcie jako jeden z odłamów zagardlenia zazwyczaj klasyfikowało się jako czyn zbrodniczy, gdyż to nie ciężar ciała wisielca, a siła rąk zaciskała wokół szyi sznur czy inne narzędzie. Pętla również znacznie różniła się od tej wisielczej. Zdarzały się wprawdzie przypadki samobójczego zadzierzgnięcia, ale były to sytuacje radykalnie rzadkie. W tym wypadku również można byłoby mówić o samobójstwie, ale wymagało ono znacznie więcej woli, siły i zaparcia, bo osoba podejmująca próbę musiała najpierw sama zacisnąć na swojej szyi pętlę, by w ogóle doprowadzić do utraty przytomności skutkującej późniejszą śmiercią.

Sebastianowi nie chciało się wierzyć, że nastolatka miała na tyle odwagi. Jego wątpliwości tylko narosły, kiedy po przyjrzeniu się ciału dostrzegł w okolicach krocza wielką krwawą plamę. Na jasnym materiale jeansów odznaczała się aż nazbyt wyraźnie i sugerowała, że mogło wydarzyć się coś jeszcze. Coś, czego nikt nigdy nie życzył żadnej kobiecie.

Brodzki odetchnął głębiej, gdy podeszli do niego najpierw dzielnicowi, a zaraz za nimi technik. Z wszystkimi przywitał się zbiciem piątki, a potem już tylko z Piotrkiem zaczęli dokładniej oglądać ciało.

Dziewczyna wyglądała na równolatkę pozostałych samobójców. W tylnej kieszeni spodni dostrzegli też telefon, ale wiedzieli, że na razie nie mogą go stamtąd ruszyć. Krew nie wyglądała na świeżą, była raczej zaschnięta i obaj zgodzili się, że nie była świeża również w chwili zgonu dziewczyny. Coś jednak musiało być na rzeczy, skoro umierała ubrana w ten sposób.

W obliczu wszystkich faktów szanse na śmierć samobójczą drastycznie malały. Wracała opcja zabójstwa, którą aspirant tak usilnie od siebie odrzucał.

— Nie wygląda to za ciekawie — skomentował Piotrek. — Nawet więcej, wygląda jak coś, czego jeszcze w życiu nie widziałem.

— Też się jeszcze nie spotkałem. Pamiętam, że na szkole nam o takich rzeczach opowiadali — odparł Sebastian. — Nic więcej nie znalazłeś? — Przeniósł uważne spojrzenie na technika.

— Nic, tylko ją — mruknął jego kolega. Założył ręce na piersi i odsunął się kilka kroków, by zyskać lepszy widok na ciało. — Aż ciężko uwierzyć — dodał smętnie, kiedy wrócił na poprzednie miejsce.

— Ciężko, ale jej już nie pomożemy — bąknął Brodzki, odwracając głowę, kiedy gdzieś za sobą usłyszał nieprzyjemny odgłos. To zgłaszający chyba nie wytrzymał napięcia i zwymiotował tuż obok stojących przy nim dzielnicowych. — Kurwa, ani trochę mi się to wszystko nie podoba.

***

W szkole aż huczało. Maturalna klasa o profilu biologiczno-chemicznym była w dosłownej rozsypce. Niektórzy zniknęli gdzieś już dłuższą chwilę temu, inni siedzieli zrozpaczeni, jeszcze inni nie do końca mogli uwierzyć w to, co się stało. Asia westchnęła ciężko, ze smutkiem obserwując płaczące w ostatniej ławce klasy koleżanki. Magda właśnie rozmawiała przyciszonym głosem z Izą i Hanią, a siedzący za nimi Tymek chował twarz w dłoniach. Święcińska nie mogła przetrawić tego przerażającego momentu.

Natalia — tylko to imię kotłowało się w jej głowie niemal bez ustanku. Dlaczego znowu ktoś z ich klasy, dlaczego ta przeważnie żywiołowa i energiczna dziewczyna? Dlaczego akurat ona? Co takiego wpłynęło na cały jej światopogląd, że postanowiła odebrać sobie życie? A może to wcale nie ona sobie je odebrała?

Gdzieś wśród tej mieszaniny pytań przewinął się wyraz, którego nie mogła wymówić Iza.

— Zadzierz... Za... Cholera — sarknęła Węcińska poirytowana.

— Zadzierzgnięcie — rzuciła Asia, na co jej przyjaciółka uśmiechnęła się delikatnie.

— Właśnie. Dzięki.

— Za... co? — bąknęła skonsternowana Magda, marszcząc przy tym brwi.

Święcińska szybko wstukała problematyczny wyraz w wyszukiwarkę.

— Zadzierzgnięcie to jedna z metod zagardlenia, jednak czynnikiem, który decyduje o śmierci, nie jest tutaj ciężar ciała ofiary, a siła rąk, która zaciska pętlę na szyi — przeczytała napisane na jakimś portalu informacje, po chwili unosząc głowę. — Generalnie chodzi o to, że nie ty się wieszasz, tylko siła rąk cię dusi. Czyjaś siła, bo to zazwyczaj jest zabójstwo — uzupełniła.

— Ale jazda... — skwitowała Magda nieco przerażona. — I to zrobiła Natalia?

— Na to wygląda — odparła cicho Iza.

Asia zajęła się wstukaniem wiadomości do Tosi. Odpowiedź przyszła po chwili — policjantka pisała, że nie było jej jeszcze na służbie i wprawdzie ma już pewny ogląd na sprawę, ale nie zna jeszcze szczegółów, więc tym bardziej dziękuje za informacje, które przekazała jej nastolatka. Dziewczyna po odczytaniu wiadomości wygasiła telefon i odwróciła się z powrotem w kierunku tablicy. Do klasy równo z dzwonkiem weszła ich wychowawczyni, a zaraz za nią pozostałe osoby, które wyszły na przerwie.

— Nie prowadzimy dzisiaj lekcji, kochani — zaczęła blada od strachu nauczycielka, ocierając wierzchem dłoni kąciki oczu. — Jak pewnie niektórzy z was już wiedzą, wasza koleżanka, Natalka, nie żyje — dokończyła drżącym głosem.

Po jej słowach przez chwilę panowała niczym niezmącona cisza. Dopiero kolejne wybuchy płaczu przerwały to pełne smutku milczenie.

Siedzący gdzieś w rogu klasy Tymoteusz Ważny słuchał tego wszystkiego z namacalną wręcz wściekłością. Właśnie stracił kogoś niesamowicie ważnego. Zamierzał się za to srogo zemścić. Bez względu na wszystko. Nawet kosztem własnego bezpieczeństwa.

*plate carrier — kamizelka taktyczna wyposażona w panele na wkłady balistyczne

**mundurówka — żargonowo dodatek wypłacany każdemu policjantowi na zakup dodatkowego/zużytego wyposażenia, jak służbowe koszulki, spodnie, kamizelki, wkłady balistyczne itp.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro