5. Majka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W mediach „Knee Socks" od Arctic Monkeys 

Ten dzień był wyjątkowo męczący dla Izy, toteż kiedy około dwudziestej trzeciej już lądowała w łóżku, nie mogła być szczęśliwsza. Dziś nie chciała ślęczeć z nauką do późna. Wprawdzie nauczyciele byli nieubłagani i kładli na uczniowskie głowy naprawdę ogromną presję, ale młoda Węcińska tego wieczoru zwyczajnie nie miała już sił na dalsze pochłanianie wiedzy.

Wychodząc z łazienki, upewniła się, czy zamknęła na klucz drzwi wejściowe. Potem nieśpiesznym krokiem przeszła do kuchni, nastawiła wodę w czajniku elektrycznym, nieco mocniej naciągnęła rękawy bluzy na dłonie i oparła się biodrem o blat. Była w domu kompletnie sama, co poniekąd jej odpowiadało. Psy smacznie spały na swoich miejscach w salonie, a Tosi nie było, bo miała służbę na noc. Iza miała więc całą przestrzeń dla siebie. Mimo tego, gdy tylko zaparzyła herbatę, wróciła do swojego pokoju, przymknęła drzwi, po czym wylądowała na miękkim materacu. Z westchnieniem ulgi odstawiła kubek z gorącym płynem na biurko stojące przy drugim końcu łóżka. Z blatu zgarnęła telefon, odblokowała go i sprawdziła powiadomienia. Najpierw odpisała Aśce, a dopiero później zorientowała się, że Tosia też wysłała jej kilka wiadomości. Ze zmarszczonymi brwiami odczytała ich treść. Starsza siostra pytała, czy nie przeszkodzi jej, jeżeli za jakieś dziesięć minut pojawi się z Sebastianem w domu, by odbębnić przerwę. Iza odpisała szybko, że nie widzi najmniejszego problemu, po czym przeniosła się na klasową konwersację.

Tutaj ostatnimi czasy działo się naprawdę wiele. Sprawy szkolne już dawno odeszły na drugi plan, a obiektem gorącej dyskusji całej klasy stało się ostatnie podwójne samobójstwo z udziałem ich koleżanki. Ludzie aż kipieli. Większość starała się w ogóle nie wypowiadać imienia zmarłej Ani, a ci, którzy już je wypowiadali, nie szczędzili przykrych słów pod adresem dziewczyny. Iza wiedziała, że Tomaszewska przez swoją nachalność i specyficzną osobowość stała się obiektem żartów niemal całej grupy. Jej takie zachowanie rówieśników wcale się nie podobało, podobnie zresztą jak Asi, ale nie były w stanie wiele zdziałać w obliczu miażdżącej przewagi klasy. Nikomu nie przeszkadzało kpienie sobie z Ani, dopóki jej ciała nie znaleziono powieszonego na gałęzi drzewa. Od tamtego czasu mało kto wypowiadał się o niej w taki sam sposób, jak wcześniej.

Przewijała konwersację dalej, czytając każdą jedną wiadomość. Przerwał jej dopiero dźwięk przekręcanych w zamku kluczy. Po chwili usłyszała, jak drzwi otwierają się, a następnie do jej uszu dobiegły dwa zmieszane głosy. Niedługo później ktoś zapukał do jej drzwi.

— Możesz wejść — mruknęła bez namysłu.

Tosia delikatnie uchyliła drewnianą płytę i weszła do pokoju, posyłając młodszej siostrze szeroki uśmiech.

— Myślałam, że będziesz już spać — powiedziała, na co Iza westchnęła z politowaniem.

— Błagam cię, Tośka... Nie jestem jeszcze tak stara jak ty, żeby kłaść się spać przed dwunastą — odparła uszczypliwie.

Tosia zmarszczyła komicznie nos, nim posłała jej pełne wyrzutu spojrzenie.

— Stary to jest Seba, a nie ja — burknęła oburzona, co spotkało się ze szczerym śmiechem Izy.

— Wypraszam sobie. — Zza drzwi wyłoniła się głowa Brodzkiego, który, kiedy tylko zobaczył siedzącą na łóżku nastolatkę, przybrał na usta cwany uśmieszek. — Cześć, pani Izabelo Katarzyno Węcińska — zamarkował oficjalny ton.

— Spadaj, Seba — burknęła ewidentnie speszona dziewczyna.

Podczas rozpytania zwracała się do niego przez „pan" i nic nie było w stanie przekonać ją do zmiany tonu. Od tego czasu, ilekroć tylko ją widział, nie szczędził sobie okazji do zakpienia z tamtej sytuacji.

— Już nie proszę pana? — rzucił prześmiewczo, ale zaraz syknął cicho.

Tym razem to na ustach Izy zatańczył cień uśmiechu. Tosia wciąż stała po jej stronie, a karne wbicie łokcia pod żebra służbowego partnera przyniosło zamierzony skutek.

— Wypad do kuchni — mruknęła zdecydowanie do służbowego partnera. — Jakoś pół godziny powinniśmy być, o ile nic nam nie wysra. Pozamykam dom, jak będę wychodzić. Dobranoc, Izka — zwróciła się tym razem do niej.

— Dobranoc. Spokojnej służby — odparła ciepło. — Panu Sebastianowi też — dodała nieco głośniej, by Brodzki mógł ją dosłyszeć.

Tosia roześmiała się, a po chwili zniknęła w korytarzu. Ciche kliknięcie drzwi upewniło Izę, że zostały zamknięte. Odetchnęła, na powrót podświetlając telefon. Nie chciało jej się zbytnio nadrabiać grupowej konwersacji, więc wróciła do rozmowy z Aśką, która przeżywała właśnie setne załamanie nerwowe nad zadaniami z chemii. Pocieszyła przyjaciółkę, że obydwie nie będą przecież zdawać matury z tego przedmiotu, więc wystarczy się jakoś prześlizgnąć. Święcińska odpisała jej, że łatwo mówić, a potem wysłała zdjęcie swojej zrozpaczonej miny.

***

Tosia z ciężkim westchnieniem weszła do kuchni, gdzie oprócz Sebastiana czekały na nią też psy. Poklepała po boku Rawkę i Orfiego, a kiedy owczarki oddaliły się do misek, policjantka podeszła do wyspy kuchennej, odłożyła na nią telefon oraz blachę, a sama zabrała się za przygotowanie czegoś ciepłego do picia. Sebastianowi zrobiła kawę, sobie herbatę. Kiedy wszystko było gotowe, zgarnęła z blatu kubki i podeszła z nimi do wyspy, przy której siedział jej służbowy partner. Postawiła przed nim naczynie z parującą cieczą, przysiadając tuż obok.

— Dzięki. — Uśmiechnął się delikatnie, gdy odbierał od niej kubek. — Kurwa, w końcu kawusia — powiedział z niemal namacalną czcią, co Tosia skwitowała szczerym śmiechem.

— Piłeś energola dosłownie pół godziny temu... — mruknęła, wciąż jeszcze nieco rozbawiona.

Wzruszył obojętnie ramionami.

— Energol nie był w stanie mnie dobudzić. Kawa już na pewno to zrobi — odparł lekko.

— O ile nie dostaniesz zawału — podsumowała, na co posłał jej pobłażliwe spojrzenie.

— Spokojna głowa, żółtodziobie.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, popijając gorące napoje z kubków. Dopiero ciężkie westchnienie Tosi ponownie skierowało na nią spojrzenie Brodzkiego.

— Jeszcze pół nocy zostało, a ja już mam dość — jęknęła z niechęcią.

— Kto by pomyślał, że z takiego zapalonego szczeniaka staniesz się po paru latach zniechęconą policjantką — zakpił, mierząc ją rozbawionym spojrzeniem.

Westchnęła z politowaniem, nim uniosła oczy ku niebu.

— Nie jestem zniechęcona, tylko trochę zmęczona, bo nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale spałam dzisiaj może trzy godziny — wymamrotała.

— Co ty nie powiesz? Ja też... — rzucił prześmiewczo. — Odeśpi się. Jutro mamy wolne — Wzruszył ramionami. — A teraz, żeby ci się trochę bardziej chciało, to mam kilka ciekawych informacji na temat twojego służbowego bagienka — dodał z uśmiechem zwycięzcy niemal przyklejonym do twarzy.

Zaciekawiona podniosła nieco głowę, a jej oczy błysnęły znajomymi iskrami zainteresowania.

— To znaczy?

— To znaczy, że znalazłem nowe OZI, a nawet dwa — odparł dumnie.

Zabrał z blatu telefon, otworzył galerię i przez chwilę szukał odpowiedniego zdjęcia. Gdy wreszcie je znalazł, podał partnerce urządzenie, by mogła zapoznać się z danymi osobowo-adresowymi widniejącymi na sfotografowanych systemowych profilach dwójki nastolatków. Tosia przez chwilę analizowała informacje, po czym przeniosła wzrok na Sebastiana.

— Dziewczynę znam. Aśka to przyjaciółka mojej Izki — podjęła przyciszonym głosem, by siedząca w swoim pokoju Iza nie dała rady jej dosłyszeć. — A ten chłopak? — Uniosła nieco brwi.

Brodzki uśmiechnął się delikatnie.

— Ten chłopak to najbardziej popularna osoba w klasie. Przepytywałem go i byłem pod wrażeniem, jak dobrze kłamał — wyjaśnił. — W ogóle cała ta klasa jest dość interesująca.

— Z tego, co Iza opowiadała, to wzbudziliście z Karolkiem powszechną furorę. Niektóre dziewczyny ponoć robiły do was maślane oczy — mruknęła rozbawiona.

Uśmiech na jego twarzy stał się nieco bardziej arogancki, kiedy posyłał jej pobłażliwie spojrzenie.

— Tak, bo słowa jednej przeczyły słowom drugiej i próbowały wyjść z twarzą. Śmiesznie było to oglądać. Małolaty naprawdę myślały, że dadzą radę mnie oszukać — odparł zuchwale.

Tosia przetarła kąciki oczu z ciężkim westchnieniem.

— Twoje wybujałe ego mnie przeraża, Seba... — rzuciła żałośnie.

— Nie przesadzaj, ja tylko stwierdzam fakty. — Przewrócił oczami i zaraz musiał sięgnąć po telefon, który ni stąd ni zowąd zaczął dzwonić. Widząc, kto próbował się z nim skontaktować, nie miał innego wyboru, jak tylko odebrać. Wygodniej oparł się o krzesło, nim postanowił nacisnąć zieloną słuchawkę. — Jestem — rzucił lakonicznie, przykładając urządzenie do ucha.

— Macie do ogarnięcia wisielca w Krzesikowie. Jedźcie od razu na miejsce, bo prokuratora weźmie ze sobą technik — poinformował zwięźle dyżurny.

— A jakiś dokładniejszy opis mamy? — dopytał kryminalny.

— Mamy. Młoda dziewczyna wisi na żyrandolu w swoim pokoju. Niedaleko krzesło, z którego prawdopodobnie skoczyła. W domu jest jeszcze matka z kilkumiesięcznym dzieckiem i ojciec. Zgłaszała matka. Adres zaraz wyślę ci w wiadomości, a psychologa będę ogarniać, jak tylko skończę gadać z tobą — wyjaśnił Krystian po drugiej stronie.

Sebastian zmarszczył zaniepokojony brwi. Młoda dziewczyna wisząca na żyrandolu aż za bardzo przypominała mu poprzedni przypadek samobójstwa. Zdecydowanie coś w tym wszystkim nie grało.

— Dobra, zbieramy się i jedziemy — mruknął krótko, a później połączenie dobiegło końca.

Kiedy chował telefon do kieszeni, czuł na sobie badawcze spojrzenie służbowej partnerki. Zanim zdecydował się odbić jej wzrok, dopił jeszcze kawę.

— Nie spodoba ci się to, co powiem, ale masz drugiego wisielca w Krzesikowie — powiedział wreszcie, gdy już odwrócił głowę w jej stronę. — Nie zazdroszczę ci tego śledztwa, Tośka. Całe szczęście ja mam święty spokój i jadę tam tylko dokumentować — dodał po chwili, a na jego ustach zatańczył cień kpiącego uśmieszku.

— Już ja dopilnuję, żebyś dostał gniota razem ze mną — odparowała złowrogo, przypatrując mu się spod przymrużonych powiek.

Roześmiał się lekceważąco pod nosem, nim wstał i skierował krok do korytarza, gdzie zostawili kurtki. Sprawnie ubrał czarną skórę, poczekał, aż Tosia dołączy do niego i również ubierze kurtkę, a potem zgodnie wyszli z jej domu. Kobieta zakluczyła drzwi, a potem zbiegła ze schodów tuż za służbowym partnerem. Kiedy znaleźli się obok nieoznakowanej skody, przystanął na moment, wyciągając w jej stronę kluczyki do samochodu.

Węcińskiej aż błysnęły oczy, co skłoniło Sebastiana do ciepłego uśmiechu. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo uwielbiała prowadzić radiowóz i mimo że dziś wypadała jego kolej za kółkiem, postanowił odstąpić ją partnerce. Choć jeszcze się do tego nie przyznał, uwielbiał z nią jeździć. Tosia posiadała naprawdę niesamowite zdolności za kółkiem.

— Wsiadaj, pani komisarz — powiedział jedynie, nim zniknął we wnętrzu radiowozu.

Kryminalna z szerokim uśmiechem obeszła auto dookoła, by zająć miejsce na fotelu kierowcy. Sprawnie dostosowała pod siebie odsunięte zdecydowanie za daleko siedzenie, sprawdziła lusterka, a potem już bez najmniejszego zawahania odpaliła, włączyła żargonowe bomby i wyjechała spod bramy.

— Co cię natchnęło, żeby dać mi radiowóz podczas twojej kolejki? — zagadnęła po kilku minutach szybkiej jazdy ulicami Lubaczowa.

Wzruszył beztrosko ramionami.

— Jakoś tak wyszło...

***

Na miejscu byli niecałe piętnaście minut później. Droga wojewódzka po dwudziestej trzeciej praktycznie pustoszała, dzięki czemu Tosi udało się bez problemu dowieźć ich do Krzesikowa w czasie ponad połowę krótszym niż za dnia. Zaparkowała pod właściwą bramą tuż za oznakowanym radiowozem. Wysiedli z Sebastianem niemal równocześnie — on podszedł do furtki, przy której spotkał wychodzącego właśnie z domu Krzycha, ona natomiast szybko skierowała się do tylnych drzwi samochodu. Oboje weszli już w tryb sprawnej pracy, której nauczyli się przez kilka lat partnerstwa. Nie musieli nawet komunikować sobie podstawowych czynności — podział obowiązków od dawna był bardzo klarowny.

Węcińska dołączyła do rozmawiających policjantów po uprzednim zamknięciu pilotem skody.

— Samobój jak samobój, nic nowego. — Krzysiek wzruszył ramionami, patrząc na Sebastiana, który skinął potwierdzająco głową.

— Jak rodzice? — dopytał.

— Powiedziałbym, że też typowo. Nie było aktów agresji ani niczego takiego. Nie nadają się do przesłuchania, ale może psycholog jakkolwiek tu pomoże — poinformował składnie. — Idźcie sobie to ogarnąć, ja skoczę szczeknąć do dyżurnego i zaraz wracam — dodał jeszcze.

Kryminalni skierowali zgodny krok po drzwi. Stały otworem, więc bez pukania dostali się do środka. Wiedzieni rozpaczliwym płaczem matki dotarli do właściwego pokoju. Tam czekał już na nich wyryty w pamięci obraz zrozpaczonego po stracie dziecka rodzica. Tosia zauważyła, że płaczącą kobietę uspokajał właśnie Darek, więc wykorzystała moment, by podejść do zwisającego z żyrandola ciała. Pod nogami trupa dostrzegła zapisany od góry do dołu arkusz papieru, ale na razie nie przywiązała do niego większej wagi. Powoli podnosiła pochyloną głowę ku górze, przez nogi, tułów, aż po oczy dziewczyny, które wlepiały w nią martwe, trupie spojrzenie. Wzdrygnęła się mimowolnie. To nie był przyjemny widok.

Szybko odwróciła wzrok od twarzy, bo jej uwagę przykuły cienkie strużki ciemnej, zakrzepłej krwi na dłoniach. Spojrzała nieco wyżej. Tak jak się spodziewała, nastolatka próbowała podciąć sobie żyły w nadgarstkach. Z ciężkim westchnieniem przeanalizowała ułożenie ciała, po czym zabrała się za przeczytanie leżącego na podłodze listu.

Przykucnęła, by zyskać lepszy widok. Głos dzielnicowego z Krzesikowa został zastąpiony głosem Sebastiana, który zabrał się za ostrożne rozpytanie przerażonej kobiety. Tosia mogła więc w całości skupić się na czytaniu treści listu.

Właściwie nie wiem, po co to piszę... I tak za chwilę już mnie tu nie będzie, bo zniknę. Tak po prostu zniknę z tego świata. Ręce mi się trzęsą, ale nie mogę pokazać, że się boję. Nie boję się, po prostu nie mam już siły, chcę stąd odejść, nie nosić już tego ciężaru. Wykańcza mnie szkoła, życie... Wszystko... Mam dość, ale się nie boję. Mamo, Tato, Maryś, pamiętajcie o tym. Ja się nie boję, wcale a wcale, nic a nic. Jestem odważna. Po prostu... czasem trzeba odejść w odpowiednim momencie.

Przepraszam za wszystko, co złego Wam zrobiłam. Kocham Was nad życie, wierzcie mi. Chcę po prostu oszczędzić Wam cierpienia i męczenia się ze mną. Wiem, że byłam złą córką. Wiem, że tak naprawdę nie byłam Wasza, bo długo nie mogliście mieć dzieci. Jestem adoptowana, dlatego nie chcę sprawiać Wam już więcej problemów. I tak mieliście ich wystarczająco...

Wybaczcie.

Kocham Was,

Majka.

Zapisane starannym pismem linijki opatrzono kilkoma kroplami szkarłatnej krwi. Kryminalna pokręciła z niedowierzaniem głową. Dziewczyna wisząca nad nią była naprawdę młoda. Tosi nie chciało się wierzyć, że podwójne samobójstwo sprzed kilku dni nie miało nic wspólnego z tym dzisiejszym. Wiek ofiar mówił sam za siebie. Coś niepokojącego znów działo się w Lubaczowie.

— Hej, pani komisarz...

Sebastian pojawił się obok dosłownie znikąd. Mimowolnie drgnęła, wyrwana ze strumienia własnych myśli. Obejrzała się w lewo wciąż jeszcze lekko nieobecnym wzrokiem.

— Co jest? — zapytała cicho.

— Dogadałem się z dzielnicowymi, wezmą rodziców na komendę, jak tylko psycholog powie, że są zdolni do słuchania. My czekamy na prokuratora i technika, napiszemy kwity, sprzątniemy trupa i spadamy — poinformował sprawnie. — Co to? — Po krótkiej chwili wskazał ruchem głowy leżący obok Tosi arkusz.

— Poczytaj sobie — bąknęła.

Sama natomiast jeszcze raz spojrzała na trupa. Dziewczyna na pewno nie wisiała długo — wskazywały na to lekko zaróżowione policzki. Krew nie zdołała jeszcze spłynąć w dolne partie ciała, przez co skóra wiszącej nastolatki posiadała jeszcze „żywy" kolor.

Przerzuciła wzrok na służbowego partnera, który właśnie zakładał na dłonie nitrylowe rękawiczki.

— Ciekawa sprawa — mruknął z namysłem. — Raczej rzadko przy samobójcach widuje się listy...

— Też mnie to zastanawia — przytaknęła. — Dowiedziałeś się czegoś więcej od matki?

— Znalazła ją chwilę temu, tak z pół godziny przed naszym przyjazdem — odparł. — Szła do łazienki. Zauważyła, że w pokoju córki świeci się światło, i chciała jej przypomnieć, że jutro idzie do szkoły. Weszła, znalazła wyhuśtane dziecko — dokończył.

Tosia przez chwilę analizowała przekazane jej informacje.

— Musiała cicho się powiesić — stwierdziła ostatecznie.

— No, jak widzisz skoczyła z krzesła, które stało odsunięte trochę od żyrandola. Nie chciała narobić rabanu przy kopaniu podpory. Drzwi też były zamknięte, z tego, co mówiła matka, więc stłumiły wszystkie ewentualne odgłosy. — Zerknął na nią przelotnie. — Grabski, Pioter i psycholog już są pod drzwiami, więc zaraz pewnie trzeba będzie pojechać z rodzicami na przesłuchanie. Ojciec siedzi w kuchni, też płacze — wyjaśnił jeszcze.

— Dobra, Seba. Napiszesz kwity, a ja pojadę słuchać, okej? — zaproponowała, na co bez wahania przystał.

Potem wstał, uśmiechnął się blado w jej stronę i zniknął za drzwiami, najprawdopodobniej wychodząc po całą trójkę, o której chwilę temu wspominał. Tosia na moment została w pokoju sama z wiszącą nastolatką. Ten widok przyprawiał ją o dreszcze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro