Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Irminie, najlepszej partnerce w boju z chemią.

6.11.2020


25 lipca 2024

Poranki po służbowych imprezach przeważnie miały to do siebie, że kojarzono je tylko i wyłącznie z nieprzyjemnymi skutkami szaleństw dnia poprzedniego. Nieprzyjemne skutki policyjnych służbowych imprez należało pomnożyć co najmniej dwukrotnie. Dla tych nieszczęśliwców, którzy słabo znosili morderczego kaca, dzień po imprezie oznaczał mniej więcej kilkanaście godzin przeleżanych w łóżku bez życia.

Na swoje szczęście Tosia miała mocną głowę tak do alkoholu, jak do nieprzyjemnych konsekwencji jego spożycia. A przynajmniej tak myślała.

Obudziły ją jaskrawe promienie słońca bijące po oczach. Skrzywiła się z cichym jękiem niezadowolenia, wciąż jednak nie otwierając jeszcze powiek. Bardzo wyraźnie poczuła pulsującą natarczywie głowę, ale z satysfakcją stwierdziła, że tym razem obejdzie się bez rewolucji żołądkowych. Wciąż jeszcze czuła się nieco pijana, a w tym przekonaniu utwierdzały ją jeszcze bardziej wspomnienia ubiegłego wieczora... Których praktycznie nie było. Miała naprawdę spore problemy z chronologicznym poukładaniem w głowie wszystkich urywków, a co dopiero przypomnieniem sobie całokształtu, ale uznała, że tym będzie martwić się, gdy do końca wytrzeźwieje. Na razie postanowiła znaleźć lepszą pozycję. W tym celu odwróciła się plecami do słońca, napotykając na swojej drodze coś wyraźnie ciepłego. Momentalnie otworzyła skonsternowana oczy, a gdy zobaczyła, kto leżał obok niej, omal nie pisnęła.

Z szeroko otwartymi powiekami i tym nieznośnym pulsowaniem w głowie przypatrywała się spokojnej twarzy Sebastiana Brodzkiego, który wciąż jeszcze trwał niczego nieświadomy w błogim śnie.

— No to ładnie... — szepnęła do siebie spanikowana.

Była pewna, że nie ma już nawet co próbować zasypiać ponownie. Teraz naprawdę potrzebowała przypomnieć sobie, jakim cudem znalazła się w nieswoim łóżku i czy między nimi doszło do czegoś, do czego po dużych dawkach alkoholu zdecydowanie dochodzić nie powinno.

Tak bardzo skupiła się na swoich rozmyślaniach, że dopiero przeciągający się tuż obok służbowy partner był w stanie wyrwać ją z transu. Serce Węcińskiej zaczęło uderzać trzy razy szybciej niż jeszcze chwilę temu, a krew niemiłosiernie szumiała w uszach, kiedy kryminalna podnosiła nieco przerażony wzrok na oczy Sebastiana, które przypatrywały jej się z niekrytym rozbawieniem. Dopiero w tamtym momencie do jej umysłu falami wpadły wspomnienia minionej nocy. Odetchnęła z ulgą. Jednak nie było z nią tak źle, skoro wszystkie luki w pamięci dała radę uzupełnić krótko po przebudzeniu.

— No cześć — rzucił tymczasem Brodzki, jakby fakt, że spali razem, nie był dla niego wcale niczym nowym.

Zmarszczyła nos, posyłając mu spojrzenie spod byka.

— Dałabym radę wrócić do domu, niepotrzebnie mnie przenocowałeś — skwitowała.

Parsknął szczerym śmiechem, nim posłał jej pełne politowania spojrzenie.

— Mhm, już to widzę. Ten taksówkarz całą drogę się na ciebie gapił, to po pierwsze. Oboje ledwo staliśmy na nogach, to po drugie. Nie chciałem cię puszczać samej, to po trzecie. A to, że uparłaś się, że nie będę spał na kanapie w salonie, to już nie moja wina. — Wzruszył nonszalancko ramionami, wciąż jednak patrząc jej prosto w oczy.

Westchnęła cicho. Mimo że całą postawą starała się pokazać, że dałaby sobie radę sama, musiała przyznać mu rację. Obawiała się, że z tej wycieczki taksówką mogłaby już nie wrócić do domu. Prowadzący mężczyzna nie zaczepił jej chyba tylko dlatego, że siedziała całą drogę tuż obok Sebastiana. Po wyjściu z pojazdu oboje odetchnęli z ulgą, ale wtedy pojawił się kolejny problem. Węcińska mieszkała na drugim końcu miasta i nie miała jak wrócić do siebie. Brodzki błyskawicznie zaproponował jej nocowanie, z zastrzeżeniem, że nie musi się o nic martwić, bo on prześpi się na kanapie. Kłóciła się z nim o to praktycznie od samego wejścia do mieszkania i była tak nieustępliwa, że wreszcie odpuścił. Zasypiali maksymalnie odsunięci na przeciwne końce łóżka, pod dwiema osobnymi kołdrami.

Tosia parsknęła śmiechem na wspomnienie minionego wieczoru. Przyłożyła dłoń do kącików oczu i delikatnie ucisnęła palcami nasadę nosa.

— To, co się odjebało w nocy, to jedna z najzabawniejszych sytuacji ostatnimi czasy — skwitowała, nie mogąc przestać się śmiać.

Leżący z dłonią pod głową Sebastian również parsknął śmiechem.

— Ja się tak nie ubawiłem, jak Justyna zrobiła mi pijacką pogadankę o tym, żebym nawet nie próbował cię tknąć, bo osobiście utnie mi obie ręce i zleci kastrację — mruknął pod nosem.

— Nawet bez jej pogadanki jestem pewna, że do niczego by tu nie doszło. Jesteśmy na to zbyt rozsądni, nawet zapici w trzy dupy — stwierdziła, podnosząc na niego wzrok.

Pokiwał twierdząco głową.

— W życiu nie zrobiłbym czegoś wbrew twojej woli, a już na pewno nie wykorzystałbym cię, gdybyś była pijana — zapewnił wciąż jeszcze nieco zachrypniętym głosem, kiedy przechylał się nad nią, by móc zejść z łóżka.

Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, wiodąc wzrokiem za służbowym partnerem, który właśnie podszedł do okna i zasłonił żaluzje, tym samym całkowicie odcinając dopływ światła z zewnątrz do pokoju. Chyba pierwszy raz widziała go w takim wydaniu. Zaraz po przebudzeniu miał jeszcze roztrzepane na wszystkie strony włosy, ale dodawało mu to uroku. Biała koszulka nieco podwinęła się, kiedy wyciągał ręce do góry, by jeszcze raz rozciągnąć całe ciało. Czarne spodenki pozwalały natomiast na dojrzenie znajdującego się w okolicy kostki małego tatuażu cyfry trzy. Wiedziała, że miał jeszcze jeden, zrobiony dwa miesiące temu, na przedramieniu i jeden na udzie, ale ten był w całości zasłonięty przez materiał spodenek.

— Jak chcesz, to się jeszcze kimnij — mruknął, spoglądając na nią po zabraniu z parapetu telefonu. — Jest ósma, a ja będę cię mógł odwieźć dopiero za jakieś dwie, trzy godziny, bo podejrzewam, że mógłbym coś jeszcze wydmuchać, gdyby mnie teraz wzięli — dodał, gdy zerknął na wyświetlacz.

— W razie czego zadzwonię po Izę — rzuciła niepewnie, na co westchnął ciężko, posyłając jej ironiczne spojrzenie.

— Daj dziewczynie spokój, żółtodziobie. Odwiozę cię przecież.

Uśmiechnęła się delikatnie, nim przytuliła głowę do poduszki i nieco przymknęła powieki.

— Skoro tak mówisz, to jeszcze trochę sobie pośpię... — wymamrotała sennym głosem.

— Iza wie, gdzie jesteś? — zapytał jeszcze szybko.

— Mhm, Justyna też — rzuciła, więc odszukał w szafie ubrania, po czym wyszedł z pokoju, cicho domykając za sobą drzwi.

Ziewnął przeciągle, gdy tylko znalazł się w salonie. Za pierwszy cel obrał łazienkę. Zdecydowanie potrzebował odświeżenia po krótkiej nocy. Wychodził stamtąd niecałe pół godziny później, z mokrymi po prysznicu włosami. Dalej skierował kroki do kuchni, skąd zabrał jedynie butelkę wody, bo na nic innego nie miał ochoty. Z kuchni wrócił do salonu, wygodnie usadowił się na kanapie, butelkę położył obok swojej prawej nogi, na której widniała wyraźna blizna po wbitym w udo nożu, a sam wziął do ręki telefon. Skupił się na odpisywaniu Maksowi. Ostatnią wiadomość wysłał mu chwilę po pierwszej w nocy. Od tego czasu Zieliński zdążył napisać kilka kolejnych, na które trzeba było odpowiedzieć. Widząc pytanie, czy żyje, uśmiechnął się delikatnie i zabrał za wstukiwanie krótkiego potwierdzenia.

***

Justyna obudziła się zdjęta przerażeniem. Nie pamiętała, jak znalazła się w domu, ale o wiele bardziej martwił ją fakt, że nie pamiętała też, gdzie zgubiła Tośkę. Spanikowana chwyciła telefon, by w sekundę wybrać odpowiedni numer. Sygnały w słuchawce przeciągały się w nieskończoność, a ostatecznie mechaniczny głos poinformował ją, że ten numer jest chwilowo niedostępny.

— Kurwa... — zmięła w ustach, odsunęła telefon od ucha i wybrała następny w kolejce numer.

Jego właściciel na szczęście odebrał po dwóch sygnałach.

— No? — rzucił od niechcenia Sebastian.

— Wiesz może, gdzie się podziała Tośka? — zapytała niemal od razu. — Miała wracać ze mną do domu, ale za cholerę nie pamiętam, jak w końcu było, a ona nie odbiera — wyjaśniła jeszcze, wyrzucając słowa z prędkością karabinu maszynowego. Beształa się w duchu za doprowadzenie do takiej sytuacji.

Kiedy Brodzki po drugiej stronie parsknął śmiechem, zmarszczyła gniewnie brwi. Jej wcale nie było do śmiechu.

— Słabą głowę masz, Justa — skwitował złośliwie. — Tośka jest u mnie. Aż dziwne, że nie pamiętasz, jaką gadkę mi sprzedałaś, zanim pojechałaś do domu...

Rysy twarzy policjantki nieco złagodniały, a jej wnętrze opuścił oddech pełen niewypowiedzianej ulgi. Węcińska była bezpieczna.

— Uwzględniłam tam ewentualną kastrację, jeśli chociaż spróbujesz ją tknąć wbrew jej woli? — zagadnęła chłodno.

Dla Brodzkiego nie zamierzała zdobywać się na uprzejmy ton, nawet jeżeli aspirant przed sekundą zrzucił z jej serca stutonowy głaz.

— Ta... O odcinaniu obu rąk też wspominałaś — odparł, na co aż parsknęła śmiechem.

— Doskonale, dzięki za informację. Cześć — rzuciła, a potem błyskawicznie zakończyła połączenie.

Szybko wstała z łóżka. Jej zaskoczeniu nie było końca, kiedy uświadomiła sobie, że nie miała ani zawrotów głowy, ani jej bólu, ani tym bardziej nieprzyjemnego uczucia narastającego w brzuchu. Czuła się świeżo jak nigdy, co działało jej niebywale na rękę. Ona, w przeciwieństwie do Tosi i Sebastiana, którzy tego dnia zaczynali swoje urlopy, musiała pojawić się na służbie punkt dwudziesta druga.

***

Węcińska wyszła z sypialni szybciej niż się spodziewał. Właśnie zaczynał wymieniać dysk w laptopie, kiedy drzwi otworzyły się, ukazując sylwetkę Tosi. Przetarła oczy, ziewnęła, po czym bez słowa skierowała krok do łazienki. Uśmiechnął się delikatnie, kiedy wiódł za nią spojrzeniem. Z ich dwójki to ona gorzej znosiła wczorajszą imprezę.

Postanowił skupić się na wymianie dysku, dopóki jego służbowa partnerka nie wyjdzie z łazienki. Dziesięć minut później do jego uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, a po kilkunastu sekundach Tosia ponownie pojawiła się w salonie. Przysiadła obok niego, z zaciekawieniem przyglądając się temu, co robił.

— Jesteś głodna? — Spojrzał na nią z ukosa.

— Nie — mruknęła niemal natychmiastowo po jego pytaniu. — Jestem zmęczona, mam okrutnego moralniaka i boli mnie głowa... — dodała po chwili, na co uśmiechnął się współczująco, teraz już całkowicie porzucając swoje dotychczasowe zajęcie.

Obrócił głowę w jej stronę, a kiedy dostrzegł przygaszone spojrzenie bursztynowych oczu, coś w jego sercu stopniało. Oparła głowę o jego ramię z ciężkim westchnieniem, przetarła oczy i jeszcze raz westchnęła.

— Dobrze, że masz urlop i nie musisz dzisiaj iść do roboty — stwierdził, ostrożnie przesuwając po jej ramieniu dłonią. — Chcesz coś na ból głowy?

— Możesz przynieść — wychrypiała, więc błyskawicznie podniósł się z zajmowanego miejsca i skierował kroki do kuchni, gdzie w jednej z szafek trzymał wszystkie leki.

Odnalazł całe opakowanie ibuprofenu, wyjął jeszcze ze zmywarki czystą szklankę, a potem wrócił do salonu, podając Tosi obydwa przedmioty. Przyjęła je z wdzięcznością, napełniła szklankę wodą, a potem połknęła dwie tabletki jedna po drugiej. Skrzywiła się na sam koniec delikatnie, odstawiła szklankę na stolik kawowy i opadła plecami na oparcie kanapy. Ugięła nogi w kolanach, przyciągnęła je do siebie, a na koniec owinęła ramionami. W tej pozycji pozostała, nie mówiąc już kompletnie nic do Sebastiana, który stwierdził, że szybko dokończy wymianę dysku. Po chwili laptop był gotowy do użytku, a Brodzki podobnie do Tosi odchylił się na oparcie. Dobrze widział, jak bardzo potrzebowała teraz zwykłego przytulenia, toteż bez słowa przyciągnął ją do siebie. Czując owijające się wokół brzucha ręce kobiety, nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu.

Od trzydziestego pierwszego grudnia dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku wiele się między nimi zmieniło. Przez ostatnie siedem miesięcy poznawali siebie nawzajem, o ile to było w ogóle możliwe, jeszcze bardziej. Nie był w stanie zliczyć, ile czasu spędzali wspólnie po służbie. Oboje doskonale wiedzieli też, że nie byli sobie obojętni. Tosi udało się krok po kroku odbudować pełne zaufanie do służbowego partnera, a on ani razu więcej go nie nadszarpnął. Przez siedem miesięcy przeprowadzili ogromną ilość poważnych dyskusji na temat umiejętnego rozgraniczania życia prywatnego od służbowego. Wciąż mieli nieco obaw, ale chcieli wierzyć, że dadzą radę oddzielić służbowe partnerstwo od relacji poza mundurem. Dotychczas wychodziło im doskonale. Fakt swoich spotkań utrzymywali w tajemnicy praktycznie przed wszystkimi policjantami na jednostce. Całą prawdę znała tylko Justyna oraz Maks, który jednak przebywał na stałe w Rzeszowie. Reszta policjantów Komendy Powiatowej Policji w Lubaczowie nie miała o niczym zielonego pojęcia, niektórzy mogli jedynie snuć domysły na ich temat. Póki co taki stan rzeczy zdecydowanie odpowiadał zarówno Tosi, jak i Sebastianowi.

Z rozmyślań wyrwała go siedząca obok kobieta, która delikatnie poprawiła swoją pozycję na kanapie. Gdy zerknął w dół, by spojrzeć na jej twarz, dostrzegł, że przymknęła oczy, a jej oddech z chwili na chwilę coraz bardziej zwalniał. Odetchnął cicho. Naprawdę potrzebowała snu i dziwił się, dlaczego wyszła z sypialni tak wcześnie. Postanowił jednak na razie jej o to nie pytać i zwyczajnie dać Węcińskiej odpocząć. Przez ostatnie tygodnie pracowali na najwyższych obrotach, starając się rozbić niewielką grupkę ulicznych chuliganów, którzy dopuszczali się szeregu przestępstw w okolicach Lubaczowa. Gdy wreszcie im się to udało, ostatniego dnia służby musieli prowadzić jeszcze naprawdę niebezpieczny pościg, który również był wysoko stresującym wydarzeniem. Zdecydowanie potrzebowali odreagować te wszystkie momenty, a Tosia najwyraźniej radziła sobie ze stresem przez odsypianie.

— Czekaj — szepnął jej na ucho.

Mruknęła coś niewyraźnie, ale nawet nie otworzyła oczu. Ostrożnie zmienił ich pozycję z siedzącej na leżącą, dzięki czemu po chwili zrobiło się naprawdę komfortowo, a przede wszystkim dużo wygodniej. Zgarnął jeszcze koc leżący obok głowy Węcińskiej, przykrył ich materiałem, po czym nieco zacieśnił uścisk na talii Tosi i przymknął z zadowoleniem oczy.

Było idealnie.

Jak na lubaczowskie standardy aż za idealnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro