15. Wiążące decyzje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wybiła dwunasta w południe, kiedy na komendzie powiatowej zapadły bardzo ważne i wiążące decyzje. W gabinecie komendanta panowała niemal grobowa atmosfera. Naczelnik wydziału kryminalnego, nadkomisarz Dariusz Wolski, bynajmniej nie był usatysfakcjonowany obecnym stanem rzeczy. Wpatrywał się teraz w oczy komendanta, tak jakby chciał dostrzec w nich zaprzeczenie wszystkich tych słów, które już padły z jego ust. Nie doczekał się go. Zobaczył tam tylko nieznoszący sprzeciwu rozkaz, któremu nie mógł się przeciwstawić. Komendant był bardzo rzeczowym człowiekiem, z reguły nie zmieniał swojego zdania na dany temat, co tylko pogarszało i tak już kiepską sytuację. Wolski wiedział, że nie ma co się kłócić, a wyjście zaproponowane mu przez przełożonego było jedynym poprawnym. Przynajmniej oficjalnie. Tak samo oficjalnie musiał więc przyjąć do wiadomości decyzję o utworzeniu specjalnej grupy operacyjnej do sprawy seryjnego zabójcy przy Komendzie Powiatowej Policji w Lubaczowie. I tak jak kilka lat temu, tak teraz nie potrafił stwierdzić, jakie ta decyzja będzie miała konsekwencje. Ostatnim razem tego typu grupa faktycznie ujęła winnego zbrodni, ale prawie przypłaciła to śmiercią funkcjonariusza. Już wtedy lubaczowska powiatówka spotkała się z falą nieprzychylnych komentarzy ze strony chociażby komendy wojewódzkiej. Darek nie chciał myśleć, co może stać się tym razem...

Z drugiej strony nie mieli innego wyjścia. Musieli coś zrobić, a skoro podjęte dotychczas środki okazały się niewystarczające, należało zacząć działać jeszcze intensywniej. Wolski dobrze wiedział, że przelewki skończyły się z chwilą drugiego zabójstwa, a trzecie jedynie przypieczętowało to, co i tak wszyscy zakładali od samego początku. Znów na terenie podlegającym ich komendzie grasował seryjny zabójca bez skrupułów. Udowodnił swoją zawziętość już o trzy razy za dużo. Czas było wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy.

— Przekaż twoim ludziom, że mają się tu zjawić do piętnastu minut — mruknął komendant, wyrywając naczelnika z letargu.

Nadkomisarz posłał krótkie spojrzenie w stronę siedzącego nieopodal zastępcy komendanta, który jedynie wydął delikatnie dolną wargę, a potem sam odwrócił wzrok, nie dając Wolskiemu kupić następnych kilku sekund milczenia. Naczelnik wreszcie spojrzał na najwyższego stopniem policjanta w jednostce, potem skinął głową, potaknął cicho, a po uzyskaniu pozwolenia na wyjście odszedł, nie oglądając się już za siebie. Po zamknięciu drzwi do gabinetu komendanta wziął jedynie głębszy oddech i ruszył korytarzem w dobrze już znaną drogę do jednego z pokojów wydziału kryminalnego. Wiedział, że w napięciu czekała tam na niego cała trójka policjantów przydzielonych do tej sprawy. Postawił ich w tryb gotowości kilkadziesiąt minut temu, a teraz, kiedy wiedział już wszystko na pewno i znał cały plan działania, musiał przekazać im przynajmniej część, którą później dopełni osobiście komendant powiatowy.

Dostanie się pod właściwe drzwi nie zajęło mu długo. Przystanął przed nimi na krótką chwilę, po czym ostatecznie zdecydował się zapukać. Usłyszał przytłumione przez drewnianą płytę „proszę", toteż bez wahania nacisnął klamkę i znalazł się w środku. Pierwszą osobą, którą zobaczył po wejściu, był Sebastian. Opierał się o swoje biurko z założonymi rękami oraz delikatnie skrzyżowanymi nogami. Dalej naczelnik dostrzegł Karola siedzącego przy stanowisku. Na jego biurku rozłożone były liczne papiery. Przenosząc spojrzenie na Paulinę, nadkomisarz wiedział już, że przerwał im pracę. Najwyraźniej całą trójką analizowali jeszcze raz zgromadzone dowody, okoliczności popełnienia zbrodni, raporty z sekcji zwłok i wszystko to, co do tej pory udało się ustalić.

— Wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale macie wezwanie do komendanta. Wszyscy troje musicie stawić się na dywaniku najlepiej natychmiast — oświadczył, czym skupił na sobie zaintrygowane spojrzenia kryminalnych. — Chodzi o waszą sprawę. Będzie utworzona grupa operacyjna, wszystkiego dowiecie się już u komendanta — dodał dla wyjaśnienia.

Dwa razy nie trzeba było im powtarzać. Karol z Pauliną jako pierwsi opuścili pokój, najdłużej z wyjściem zwlekał Sebastian. Gdy już wreszcie zebrał się i stanął przed naczelnikiem, zachęcając go ruchem głowy do wyjścia, Darek spojrzał na niego, delikatnie zaciskając przy tym usta.

— O co chodzi? — Brodzki uniósł brwi.

— Ty już dobrze wiesz. Jak jest grupa, to jest niedobrze — skwitował krótko. — Nie zepsujcie tego, Sebastian.

— Zrobimy, co w naszej mocy, ale nic nie możemy zagwarantować i sam dobrze o tym wiesz. Stoimy na zbyt niepewnym gruncie, żeby cokolwiek stwierdzić na pewno — odparł aspirant, a gdy naczelnik wyszedł na korytarz, poszedł w jego ślady, zamknął za sobą drzwi i dołączył do czekających na niego towarzyszy.

Po chwili znikali już za rogiem, zostawiając Wolskiego samego na prawie pustym korytarzu.

***

Paulina całą drogę do gabinetu komendanta trzęsła się jak ludzka galareta. Na przysłowiowym dywaniku była raz w życiu, pierwszego dnia służby na tej jednostce. Nie spodobało jej się wtedy i była przekonana, że teraz też nie wyjdzie stamtąd szczęśliwa. Jej koledzy za to zdawali się w ogóle niczym nie przejmować, tak jakby wizyty u komendanta były dla nich czymś w rodzaju codzienności. Kpili sobie z jej przerażenia, ale nie była w stanie nawet im odparować, bo niemiłosiernie wręcz się stresowała.

— Idziesz pierwsza, Ruda — poinformował wesoło Karol.

Paulina obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem, ale nie odpowiedziała nic na tę jawną zaczepkę. Po prostu wzięła głębszy oddech, wymownie zerknęła w górę, a potem wróciła wzrokiem do drzwi, które były coraz bliżej i bliżej. Miała zamiar udowodnić im, że wcale nie była aż tak przerażona, za jaką ją uważali.

Zauważyła, że jej służbowy partner wrócił do przerwanej przed sekundą rozmowy z Sebastianem, toteż zadowolona już nieco pewniejszym krokiem dochodziła do gabinetu komendanta. Stanęła tam ramię w ramię z zespołowymi kolegami kilka sekund później. Potem, nim którykolwiek z nich zdążył powiedzieć choć słówko, energicznie zapukała w drzwi, a gdy już ze środka dało się słyszeć wyraźne pozwolenie, rozpoczęła się standardowa procedura, którą powtarzało się absolutnie za każdym razem przy okazji wizyty u komendanta. Paulina zdążyła tylko szybko zerknąć na uśmiechającego się krzywo w jej stronę Sebastiana, po czym otworzyła drzwi, wzięła głębszy oddech i zaczęła recytować:

— Panie komendancie, sierżant Orłowska, aspirant Brodzki i sierżant sztabowy Marciniak z prośbą o pozwolenie na wejście!

— Proszę wejść — mruknął komendant, mierząc ją chłodnym spojrzeniem. Bynajmniej nie pomagało ono dziewczynie.

Weszli we trójkę do gabinetu, zamknęli za sobą drzwi, a potem wszyscy zgodnie w postawie zasadniczej stanęli ramię w ramię przed biurkiem przełożonego, skinęli głowami, a po odkiwnięciu ze strony komendanta, Paulina kontynuowała:

— Sierżant Orłowska, aspirant Brodzki i sierżant sztabowy Marciniak meldują się.

Po tych słowach mogła wreszcie odetchnąć z ulgą i nieco się rozluźnić, a przynajmniej w teorii, bo w praktyce wciąż musiała stać na baczność.

— Spocznijcie.

Teraz ostatecznie już wcieliła swój plan w życie. Gdy wypuszczała powietrze z płuc, zdołała dostrzec cień uśmiechu, który przemknął po twarzy komendanta. Momentalnie zdjął ją blady strach, że być może powiedziała coś źle, jednak zerknięcie po twarzach Karola i Sebastiana dało jej do zrozumienia, że wszystko było w porządku. Gdyby coś poszło nie tak, miałaby na sobie teraz ich spojrzenia.

— Pewnie domyślacie się powodu tego wezwania — podjął komendant. — Nie jest tajemnicą, że sytuacja wymyka się spod kontroli, dlatego w porozumieniu z prokuraturą, komendą wojewódzką oraz komendantem głównym i komendami w Warszawie oraz Gdańsku podjęliśmy decyzję o utworzeniu grupy operacyjnej do sprawy seryjnego zabójcy przy naszej jednostce. Sprawa jest poważna, niecierpiąca zwłoki i wymagająca nakładu środków, których nie wykorzystujemy zbyt często. Dlatego właśnie powstaje ta grupa. Jako funkcjonariusze prowadzący śledztwo nie zostaniecie od niego odsunięci, a jedynie wcieleni w skład nowego zespołu, który powstanie na przestrzeni kilku następnych dni. Na ten zespół będą składać się doświadczeni policjanci z całej Polski: Maksymilian Zieliński z Wydziału Techniki Operacyjnej Komendy Wojewódzkiej w Rzeszowie i Gabriela Kraszewska z warszawskiej dochodzeniówki, jedna z najlepszych policjantek w kraju. Ta dwójka brała już czynny udział w ujęciu seryjnego zabójcy dwa lata temu, dlatego jesteśmy pewni ich kompetencji oraz skuteczności. Oprócz nich w grupie znajdzie się także Dagmara Siemowit z Gdańska. Służy w wydziale kryminalnym i uczestniczyła w kilkunastu obławach na najgroźniejszych przestępców w kraju. Sama ma na koncie wiele rozwiązanych z powodzeniem spraw, jest piekielnie skuteczna. W grupie znajdziecie się też wy. Sebastiana nie muszę wam przedstawiać, to jedna z perełek naszej komendy, ma za sobą lata doświadczenia i całe mnóstwo śledztw, które wydawały się nie do rozwikłania, a jednak dał im radę. Do niedawna razem z sierżant Węcińską, która niestety obecnie nie może służyć, uchodzili za jeden z najbardziej utalentowanych duetów w całym kraju. Wierzę, że i tym razem nas nie zawiedzie. — Posłał krótkie spojrzenie Sebastianowi.

Paulina też obrzuciła kolegę wzrokiem. Właśnie otrzymał gigantyczną pochwałę od najważniejszego policjanta na tej jednostce. Na jego miejscu chyba umarłaby ze szczęścia. Tymczasem Brodzki wcale nie wyglądał, jakby się cieszył. W jego oczach nie dostrzegła nawet krzty dumy. Zdobył się jedynie na wymuszony uśmiech i potaknięcie ruchem głowy.

Komendant chyba tego nie dostrzegł, bo bez chwili zawahania kontynuował:

— Karol i Paulina, macie wiele potencjału, dlatego w porozumieniu z prokurator prowadzącą, moim zastępcą oraz waszym naczelnikiem podjęliśmy decyzję o wcieleniu was w tę grupę. Macie wiele wkładu w całą sprawę, dlatego będziecie prowadzić ją do samego końca.

Policjantka poczuła dreszcz ekscytacji na plecach. Nawet dobrze nie weszła w środowisko, była jeszcze cholernie niedoświadczona, a los już postanowił rzucić jej wyzwanie. Nie zamierzała się poddać, przeciwnie, czuła dziwną determinację. Pierwsza tego typu sprawa, nie mogła zawieść. Cieszyła się na to śledztwo, a przed nią jasną łuną żarzyła się wizja przyszłości, w której staje się tak doświadczona, jak wszyscy członkowie grupy operacyjnej.

Nie wiedziała tylko, jak wiele to doświadczenie niosło za sobą poświęceń, strachu i cierpienia. To wszystko wciąż jeszcze pozostawało poza zasięgiem jej wzroku. Gdzieś w przestrzeni, w której tkwił właśnie Sebastian, która dla niej była nieosiągalna. Przed oczami Brodzkiego w tamtej chwili przewijały się wspomnienia minionych lat, ciężkie czasy, trudne wybory, dylematy moralne, wreszcie momenty, w których ta moralność przestawała mieć znaczenie. Przypominał sobie wszystkie bezsenne, nierzadko przepłakane noce, kiedy życie dociskało go za mocno do ziemi, kiedy nie miał siły już udawać przed samym sobą, że jakoś się jeszcze trzymał. Przypomniał sobie ten niezwykle bolesny moment, kiedy zapłakana Tosia kładła głowę na jego ramieniu, a on nie mógł zrobić nic ponad przeproszenie jej za wszystko to, co zrobił złego, i obietnicę, że nigdy jej nie zostawi. Dotrzymał własnych słów, naprawił błędy, ale dziura w psychice po tym okresie została. Nigdy nie byli już tacy sami. Każdego następnego dnia dźwigali na barkach ciężar ludzkich żyć, które wtedy przeciekły im przez palce, bo nie mogli znaleźć sprawcy tych zbrodni.

Teraz, jak na ironię, sytuacja wyglądała zatrważająco wręcz podobnie. I może nad tym śledztwem pracowali nieco inni ludzie, może charakter tych zabójstw był inny, ale istota wciąż pozostawała taka sama. Trzecie życie przeciekło mu przez palce dwa dni temu. Miał pełną świadomość, że zanim ujmą sprawcę, o ile w ogóle im się uda, naoglądają się jeszcze co najmniej kilku niewinnych ofiar. Inny scenariusz po prostu nie istniał, a cuda w tej robocie się nie zdarzały. Ciężko powiedzieć, czy w ogóle się zdarzały...

Odetchnął głębiej, zanim całkowicie wchłonęły go myśli. Nie mógł teraz popadać w letarg, musiał trzeźwo analizować sytuację i słowa komendanta. Tu wszystko miało znaczenie, każdy najdrobniejszy szczegół, a on nie mógł go przeoczyć. Nie, kiedy stanowczo za wiele razy widział już oblicze śmierci. Zerknął ukradkowo na Paulinę. W jej oczach błyszczała ekscytacja. Nie powinna się cieszyć, chciałby móc jej to powiedzieć, ale coś kazało mu milczeć. Doszedł wreszcie do wniosku, że życie samo prędzej czy później boleśnie jej to uświadomi.

— Grupa zacznie działanie tak szybko, jak to będzie możliwe. Jednostki macierzyste tych funkcjonariuszy, którzy mają do was dołączyć, zostały już poinformowane i pozostaje nam jedynie czekać na przyjazd policjantów. To, komu będziecie podlegać, zasadniczo się nie zmienia. O wszelkich postępach, planach i ruchach informujecie naczelnika Wolskiego, tak jak to ma miejsce zawsze. Cały czas wykonujecie polecenia prokuratury, nic nie robicie bez ich zgody, ale o tym już chyba nie muszę przypominać. Na koniec pozostaje mi życzyć wam powodzenia — dopowiedział komendant, zdobywając się nawet na delikatny uśmiech w stronę podwładnych. Gdy spotkał się z ich krótkimi odpowiedziami, powiedział jeszcze: — Odmaszerować.

A potem został w swoim gabinecie sam. Wstał z fotela, wziął do ręki telefon, wybrał odpowiedni numer, po czym oparł się wolną dłonią o parapet, wyjrzał za okno i westchnął cicho.

— Mam nadzieję, że to wszystko się nam opłaci — wymamrotał pod nosem niemal równocześnie z drugim sygnałem w słuchawce.

***

Szli we trójkę korytarzem, Karol właśnie szturchnął łokciem Sebastiana, który odwrócił spojrzenie od korytarza, w zamian za to skupiając je na koledze.

— Co? — rzucił skonsternowany.

— Flashbacki z Wietnamu masz, nie? — zarechotał w odpowiedzi jego kolega, na co Brodzki wywrócił oczami.

— Pierdol się — burknął.

Karol ponownie się roześmiał.

Paulina z delikatną konsternacją przyglądała się wymianie zdań tej dwójki. Nie miała pojęcia, co tak właściwie miał na myśli jej kumpel. To, co powiedział o Brodzkim chwilę temu komendant, też nic jej nie mówiło. Zarejestrowała tylko, że go pochwalił. Teraz zaczęło do niej docierać, że słowa przełożonego i Karola w dziwny sposób się ze sobą łączyły, a Sebastian najwyraźniej bardzo unikał tego tematu. Nie wiedziała, co miał za sobą, ale chyba nie było to nic przyjemnego, skoro tak reagował.

— No już, może nie będzie tak źle... — mruknął tymczasem jej służbowy partner, by jakoś udobruchać aspiranta. Wciąż jednak uśmiechał się pod nosem.

— Lepiej dla nas, żeby tak nie było — rzucił Sebastian, a zaraz potem wyciągnął z kieszeni dzwoniący telefon. Bez wahania odebrał. — Słucham cię, larwo — powiedział. Na jego usta wpłynął szeroki uśmiech.

Przez chwilę prowadził wymianę zdań, która zdawała się go niebywale bawić. Paulina nie mogła rozszyfrować, co mówiła osoba po drugiej stronie, ale chyba rzucała bluzgami, bo Sebastian po dłuższej chwili ironicznie stwierdził, że nieładnie jest przeklinać. Jego rozmowa toczyła się aż do momentu, w którym nie stanęli pod drzwiami pokoju. Zakończył ją tuż po wejściu do środka, ale jego humor zauważalnie się poprawił. Jakby osoba, która do niego właśnie zadzwoniła, była kimś, kto był w stanie przywołać uśmiech na jego twarz niezależenie od sytuacji.

— Maks, niech zgadnę — mruknął Karol w stronę policjanta, gdy ten zajmował swoje miejsce za biurkiem.

— Tak — odparł Sebastian rozbawiony. — Strasznie się cieszy, że tu przyjedzie — dodał, na co tym razem Karol uśmiechnął się nieznacznie.

— Cały on.

Paulina zmarszczyła brwi i wreszcie zdecydowała się wtrącić do dyskusji.

— To ten Maks, o którym mówił komendant? — zapytała, mierząc badawczym wzrokiem Sebastiana.

Aspirant potaknął ruchem głowy.

— Polubicie się, gwarantuję ci. Tak samo z Gabi, jej nie da się nie lubić.

Przez weekend nie było mnie w domu, ale udało mi się napisać rozdział. Sprawdzenie go zostawiłam już na dzisiaj i tym sposobem wpadł do publikacji. To nie jest szczyt moich pisarskich możliwości, ale uważam, że wyszedł całkiem w porządku.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro