28. „Seba musi się czuć fatalnie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sebastian przełknął z wysiłkiem gulę utkwioną w ściśniętym gardle, odłożył list na jego wcześniejsze miejsce i wstał. Obrócił głowę w stronę radiowozu, w którym znajdowała się Karolina oraz stojąca nieopodal niej Paulina. Błękitna łuna lamp oświetlała okolicę, a wciąż jeszcze odległe wycie policyjnych syren było coraz lepiej słyszalne. Zbliżał się technik i prokurator. Kryminalny podparł ręce na biodrach, wypuścił z płuc powietrze, po czym zmusił ołowiane nogi do poruszenia się chociaż o milimetr. Musiał dokładnie obejrzeć krzaki znajdujące się kilkanaście metrów od niego, miał bowiem nieodparte wrażenie, że ktoś go obserwował.

— Paulina! — krzyknął w stronę koleżanki.

Orłowska niemal natychmiast skierowała na niego zaniepokojone spojrzenie. Gdy przywołał ją do siebie ruchem ręki, rzuciła kilka słów do Karoliny i już po chwili była przy nim.

— Coś złego się dzieje? — zapytała nieco przestraszona.

Zaprzeczył ruchem głowy.

— Chciałem tylko, żebyś miała oko na zwłoki, bo ja muszę się przejść w kierunku tamtych krzaków. — Wskazał niedbale kierunek. — Wydaje mi się, że ktoś tam jest. Sprawdzę to — dopowiedział jeszcze.

— Okej — mruknęła jedynie, więc oddalił się powoli w stronę zarośli.

Gdy już stanął przed plątaniną gałęzi, świecąc w nie latarką, z konsternacją stwierdził, że nikogo tam nie było. Nieco zaskoczony wszedł głębiej między krzewy. Nie dostrzegł kompletnie nic. Za zaroślami płynęła już tylko szeroko rozlana w korycie rzeka, przez którą nie sposób było się przedostać. Rozejrzał się jeszcze raz dookoła i dopiero, gdy spojrzał pod swoje nogi, zobaczył coś interesującego. Metal pobłyskiwał delikatnie w świetle latarki, które skierował na obiekt. Bezzwłocznie pochylił się, by zbadać przedmiot, który, jak się okazało, był wyblakłą zapalniczką. Sebastian zmarszczył brwi.

— To chyba nic wielkiego — bąknął sam do siebie, dokładnie oglądając przedmiot. Gdy nie dostrzegł nic, co wzbudziłoby jego podejrzenia, wstał i odszedł z powrotem w kierunku Pauliny. Intuicja tym razem go zawiodła.

Przystanął tuż obok policjantki, która obrzuciła go badawczym spojrzeniem.

— I co? — zapytała.

— W sumie, to nic. Wydawało mi się tylko — odparł, obserwując leżące na ziemi ciało. — A ty jak sobie dałaś radę z Karoliną?

— Nie stwarzała problemów. Cały czas cicho płakała, a jak trochę się uspokoiła, to mnie zawołałeś, więc musiałam odejść na chwilę. Teraz widzę, że siedzi spokojnie na miejscu, więc chyba nie ma potrzeby jej niepokoić — wyjaśniła, na co potaknął ruchem głowy i skierował swoje spojrzenie prosto na nią.

— Dałabyś radę ją przesłuchać? — zapytał. — Ja napisałbym tutaj papiery — dodał wyjaśniająco.

Widząc jego błagalne spojrzenie, Paulina gruchnęła śmiechem.

— Masz dość rozmów z nią, nie? — bąknęła rozbawiona.

— To też, ale bardziej chodziło mi o namieszanie jej w głowie. Dotychczas tylko ja z nią rozmawiałem czy to prywatnie, czy na komendzie — powiedział. — Dobrze będzie uświadomić jej trochę, że nie jest wyjątkowa i traktuje się ją jak każdego innego świadka.

Orłowska zmarszczyła brwi, a chwilę później na jej ustach zagościł krzywy uśmiech.

— Okrutny jesteś czasem, Seba — skwitowała. — Chcesz mieszać w głowie dziewczynie, która i tak ma już nieźle zrytą banię...

Wzruszył ramionami, również posyłając jej kwaśny uśmiech.

— Czego się nie robi dla dobra sprawy? — zdążył odpowiedzieć.

Tuż po jego słowach na sporej wielkości trawiastą przestrzeń zajechał drugi radiowóz. Samochód został zaparkowany niemal idealnie równo z tym, którym przyjechali tu kryminalni. Kilka sekund później wysiadł z niego prokurator, natomiast technik został w środku jeszcze na chwilę, najprawdopodobniej celem wyłączenia świateł i skompletowania swojego sprzętu.

Juliusz Grabski podszedł do kryminalnych w momencie, kiedy technik zamykał za sobą drzwi radiowozu. Prokurator obrzucił krótkim spojrzeniem Paulinę, a potem skupił pełnię uwagi na Sebastianie stojącym obok niej. Policjantka uznała, że to dobry moment na taktyczne wycofanie się, więc czym prędzej czmychnęła w stronę radiowozu, gdzie siedziała Karolina Wilczyńska. Teraz mogła odetchnąć z ulgą i rozluźnić spięte mięśnie. Prokurator Grabski budził w niej niewyjaśniony strach, którego nie mogła nijak przezwyciężyć. Jedynym lekarstwem okazywała się ucieczka do innych obowiązków, byle tylko nie przebywać w jego towarzystwie.

Brodzkiemu nie umknęło, że jego koleżanka odeszła w stronę radiowozu, ale nie miał czasu nawet zareagować, bo Grabski już zasypywał go gradem pytań o okoliczności zdarzenia. Musiał przedstawić wszystko, co wydarzyło się na miejscu od ich przyjazdu, oraz opisać pokrótce wyniki rozpytania zgłaszającej. Zapytany o miejsce pobytu samej zgłaszającej, odparł, że siedzi obecnie w radiowozie, bo ledwo trzymała się na nogach i woleli zapobiec ewentualnym omdleniom. Prokurator kiwnął jedynie głową, a potem nie zadał już żadnego pytania. Oznajmił jedynie, że przechodzą do dokumentacji. Technikowi i kryminalnemu nie pozostało nic, jak tylko zastosowanie się do tego polecenia, toteż już kilka minut później, po odpowiednim doświetleniu miejsca zdarzenia, zaczynali pracę. Prokurator dał im chwilę na przygotowanie się do opisania przebiegu oględzin, po czym zaczął dyktować:

— Pora dnia: świt, temperatura powietrza: minus trzy stopnie Celsjusza, warunki pogodowe: zachmurzenie całkowite, śnieg, oświetlenie...

***

Arcymistrz przesunął palcem po ekranie telefonu. Tekst, który właśnie czytał, ciągnął się jeszcze dalej, co niebywale go sfrustrowało. Reszta tego pozbawionego wartości artykułu opisywała działania lubaczowskiej policji, a nie jego! Chciał, żeby go opiewano! Miał świadomość, że cały kraj na niego patrzył, cała Polska go obserwowała! Jego! Nie policjantów!

Mimo wszystko doczytał do końca, spodziewając się, że mógłby znaleźć tam interesujące informacje. Gdy nic takiego nie odnalazł, jego frustracja uległa tylko pogłębieniu. Wściekły odrzucił telefon na blat starego drewnianego stołu i oparł głowę na dłoniach. Był arcymistrzem. Dlaczego wciąż pozostawał w czyimś cieniu?! Całe życie dążył tylko do tego, żeby być najlepszym i choć deklarował, że nie znał żadnych emocji, ta jedna towarzyszyła mu niemal od urodzenia. Zazdrość. Ta niszczycielska siła, która demolowała go od środka. Zawsze chciał coś znaczyć. Dążył do tego celu po trupach, nie oglądał się za siebie. Wiedział, że jeżeli spojrzy w tył, czeka go upadek. Mimo tego nie uniknął momentów słabości takich jak ten. Momenty te były rzadkie, ale niezwykle frustrujące.

Pięść z trzaskiem spotkała powierzchnię stołu.

Dość użalania się, trzeba działać.

Arcymistrz spojrzał na kalendarz i uśmiechnął się cynicznie. Dziś był kolejny dzień. Musiał pokazać, co potrafi, bo tylko wtedy stanie na piedestale chwały. Żołądek skręcił mu się niemiłosiernie, poczuł znajome mrowienie w palcach, a wraz z nim tę budzącą się powoli żądzę, której nigdy nie potrafił do końca ujarzmić. Była to żądza mordu.

***

Sebastiana od schylania się nad protokołem bolał już kręgosłup, wciąż jednak uparcie notował to, co dyktował prokurator. Suche, wypowiadane niemal mechanicznie zdania lądowały na kartce papieru zapisanej mało starannym pismem kryminalnego. Po cichu liczył, że ta mordęga wreszcie dobiegnie końca. Nadgarstek prawej ręki również zaczynał go boleć.

Jego nadzieje szybko się spełniły, bo prokurator oznajmił, że nadszedł czas na zdjęcia. Ten moment był chwilą wytchnienia dla Brodzkiego. Mógł wreszcie wyprostować zastygłe w jednej pozycji nogi i odetchnąć z ulgą. Chwilę, w której technik zajmował się robieniem zdjęć, kryminalny postanowił poświęcić na krótką rozmowę z Pauliną. Zastał ją przy radiowozie. Właśnie rozmawiała przez radiostację z dyżurnym, więc musiał poczekać, aż skończy. Przeszedł dwa kroki dalej, zerkając na tył auta, gdzie siedziała Karolina. Spotkał się z jej przekrwionymi od płaczu oczami i na moment zaniemówił. Patrzyli się na siebie dobrą chwilę, wreszcie policjant odwrócił wzrok i wziął głębszy oddech.

Przestawał wierzyć, że to ona była temu wszystkiemu winna, ale jednocześnie miał świadomość, że jej zachowanie mogło stanowić tylko genialną przykrywkę.

— Koleżanka weźmie cię na komendę — odezwał się, chociaż jego słowa nie były tymi, które naprawdę chciał powiedzieć.

— Jasne — wybąkała.

— Przesłucha cię też ona. Karolina, postaraj się nie wychodzić z domu sama, a w takie miejsca już w ogóle, dobra? Twoje bezpieczeństwo jest piekielnie ważne — mruknął śmiertelnie poważnie.

Musieli brać pod uwagę każdą ewentualność. Jeśli ona nie zabijała, to na pewno zabójca chciał, by znajdowała te trupy. Zanadto się nią interesował. Niepokoiło to Brodzkiego na tyle silnie, że zdecydował przedyskutować sprawę z naczelnikiem, gdy już wróci na komendę.

— Postaram się — rzuciła zduszonym głosem.

Kiwnął głową, obracając się do Pauliny, która od kilku sekund przysłuchiwała się ich wymianie zdań.

— Zbierajcie się na komendę, tu do odbębnienia mamy tylko papiery. — Machnął trzymanymi w dłońmi dokumentami. — Zajmę się tym i jak skończymy, też pojawię się na jednostce. Ty leć przesłuchiwać, bo to ważna sprawa — dodał jeszcze, po czym kolejny raz zerknął kątem oka na roztrzęsioną Karolinę, a następnie wrócił spojrzeniem do Orłowskiej.

— Potrzebuję jeszcze kogoś do przetransportowania jej na KPP — mruknęła Paulina. — Właśnie gadałam z Krystianem, zaraz będzie tu patrol i ją zgarną. Pojadę z nimi.

Brodzki odetchnął głębiej, czując, jak mokre od śniegu włosy zaczynają przyklejać mu się do czoła.

— Faktycznie. Wybacz, nie myślę o tej porze... — bąknął z przepraszającym uśmiechem na twarzy.

— Zauważyłam — roześmiała się policjantka. — Jak tam oględziny?

— Znośnie. Wstępnie zakładamy, że dostała jedną kulkę między oczy, nic więcej. Żadnych innych obrażeń, siniaków. Ciało odmrożone, ale nie w jakimś znacznym stopniu — odparł przyciszonym głosem, by nie usłyszała go siedząca w samochodzie Wilczyńska. — Ta jedna różni się od wszystkich innych, bo zginęła od rany postrzałowej. Więcej powie pewnie sekcja — dopowiedział, zerkając w stronę prokuratora i technika, który kończył robić zdjęcia. — Muszę lecieć pisać dalej — rzucił, a potem oddalił się od radiowozu.

Paulina jeszcze przez chwilę wiodła za nim wzrokiem, zaraz jednak przeniosła go na kolejny samochód pojawiający się na miejscu. Oznakowany radiowóz z kodem K516 niedaleko dwóch innych, a chwilę później wysiedli z niego dwaj policjanci patrolu. Kasia i Maciek w mgnieniu oka znaleźli się przy kryminalnej. Orłowska pokrótce opisała im, jak ma się sytuacja na ten moment, potem wskazała zgłaszającą, a oni zajęli się resztą. Karolina została poproszona o przejście do drugiego radiowozu, w ślad za nią poszedł Maciek, natomiast Kasia jeszcze przez moment została z Pauliną.

— Kolejne zabójstwo tego samego sprawcy, prawda? — mruknęła ciemnowłosa kobieta.

Paulina pokiwała twierdząco głową.

— Nie wygląda to ciekawie. Ta umarła od strzału między oczy. Oprócz tego zabójca zostawił jeszcze list adresowany do Brodzkiego — odparła markotnie.

Kasia gwizdnęła, zakładając ręce na piersi.

— Czarno to widzę. Seba musi się czuć fatalnie.

— Pewnie tak się czuje, chociaż na zewnątrz tego nie pokazuje — stwierdziła Paulina.

Stojąca obok niej koleżanka odetchnęła głębiej.

— Dopiero zaczęłam służbę, a tu już takie akcje... — bąknęła. — Dobra, zbieramy się, bo nie ma za wiele czasu — dodała jeszcze, potem rzuciła krótkie pożegnanie i odeszła w kierunku radiowozu.

Paulina również zamknęła tylne drzwi pojazdu, nacisnęła odpowiedni przycisk na kluczyku, szybko podeszła jeszcze do Sebastiana, oddała mu klucze, poinformowała, że znika z miejsca zdarzenia, a potem dołączyła do czekających na nią policjantów. Niedługo później opuszczała Krzesikowo, w głowie układając sobie już plan przesłuchania.

Rozdział króciutki, ale to głównie dlatego, że od kilku dni ciężko mi się skupić na czymkolwiek. Wojna na Ukrainie przyprawia o ciarki. Mieszkam przy granicy i od kilku dni na drogach widzę więcej samochodów z ukraińskimi tablicami rejestracyjnymi niż tych z polskimi. Kolejki, w których ustawiali się Polacy czy to do stacji paliw, czy do bankomatów przejdą chyba do legendy. XD W każdym razie cała ta sytuacja tak mocno zajmuje moje myśli, że ciężko cokolwiek napisać.

Trzymajcie się, do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro