9. Maski

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sebastian właściwie skończył już pisać i tylko czekał, aż zwłoki zostaną podniesione z ziemi, by ewentualnie zweryfikować, czy tajemniczy kod znajdował się i na tej ofierze. Jeżeli tak by się stało, otrzymałby nieco pewniejszy grunt do stawiania ewentualnych teorii i założeń. Wiedział już, że służbowe bagno będzie niestety nieuniknione, dlatego skoro już musiał w nim pływać, wolał mieć przynajmniej jakąkolwiek, nawet lichą podporę.

Ponownie zabrakło mu obok Tośki. Podczas oględzin uświadamiał sobie co najmniej kilka razy, jak diametralnie inna była praca bez niej oraz jak odzwyczaił się od takiego formatu. Mimowolnie czasami przyłapywał się na myśleniu, że Węcińska jest wciąż na komendzie i że tylko czeka na niego, by razem zacząć pracę nad śledztwem. Taki scenariusz powtarzał się przecież w ubiegłych latach. Gdy niespodziewany zwrot akcji przewrócił ich życia do góry nogami, wszystko zaczęło smakować inaczej. Nawet samotne czynności na miejscu zdarzenia, choć przecież zazwyczaj na miejsce jeździli w pojedynkę.

Był gotów oddać naprawdę wiele, byleby tylko zapewnić jej możliwość powrotu na jednostkę, do służby, którą tak sumiennie wykonywała. Nie zasłużyła na ten wypadek, cierpienie po nim i długi proces rehabilitacji. Nie zasłużyła na brak możliwości powrotu na komendę. Tymczasem właśnie to otrzymała.

Przymknął oczy, besztając się w duchu za odbieganie myślami za daleko w przeszłość. Znowu to robił i bynajmniej nie było to dobre. Musiał przestać, musiał się skupić na robocie, która wciąż czekała na solidne wykonanie.

Zwłoki zawinięto w czarny worek i przygotowano do transportu. Nie zdołał dostrzec nic ponad to, co zapisane było w protokole oględzin. Liczył po cichu, że może sekcja wykaże coś więcej, bo tak naprawdę z dokumentów napisanych bezpośrednio na miejscu zdarzenia niewiele wynikało, a on potrzebował naprawdę porządnych, dobrych informacji czy dowodów. W obliczu takiej sytuacji same kwity nie wystarczały.

Obejrzał się na ludzi zgromadzonych wokół niego, dochodząc wreszcie do wniosku, że i on powinien się ruszyć. Trzeba było wracać na komendę, by dopełnić obowiązków w kwestii zgłaszającej. Wciąż nie był pewien, czy powinien ją dzisiaj przesłuchiwać, ale jeśli tylko psycholog wydałby opinię, że można na spokojnie przeprowadzić rozmowę, Sebastian zrobiłby to bez nawet chwili zawahania. Instynktownie wyczuwał smród tej całej sytuacji, ale wiedział, że im szybciej się z nią zmierzy, tym szybciej będzie mógł puścić ten smród w niepamięć. Na dobry początek postanowił wrócić na komendę. Spod budynku apteki odjeżdżał jako ostatni, sunąc powoli za oznakowanym radiowozem swojej jednostki już bez włączonych sygnałów.

Na komendzie znalazł się niecałe dwadzieścia pięć minut później i niemal od razu został wezwany do naczelnika. Szedł tam całkiem spokojny pomimo świadomości, że była dziewiąta rano, a jego przełożony nie należał do osób szczęśliwie wstających o poranku do pracy. Sebastian mógł więc spodziewać się dość nieciekawego spotkania, ale jakoś kompletnie go to nie ruszało. Nawet, gdy chwilę później stawał pod drzwiami nadkomisarza i pukał w drewnianą płytę, jego serce nie przyśpieszyło bicia. Taki stan był niezwykle komfortowy i Brodzki nie mógł temu w żaden sposób zaprzeczyć. Po usłyszeniu zaproszenia ze środka, dziarsko otworzył drzwi, znalazł się w biurze Darka, zamknął za sobą płytę, po czym nawiązał z naczelnikiem kontakt wzrokowy.

Istotnie, spojrzenie Wolskiego było ciemne i niemal dało się zobaczyć gromy w oczach nadkomisarza, dokładnie tak, jak zakładał to kryminalny. Niejako przygotowany na zły humor przełożonego, wziął jedynie głębszy oddech, uparcie jednak milcząc.

— Nie wygląda to za ciekawie, Brodzki — Darek wyręczył go i jako pierwszy rozpoczął rozmowę.

Ton jego głosu niemal zamroził całe powietrze w pokoju, jednak Sebastianowi zdawało się to zupełnie nie przeszkadzać.

— Wiem, na miejscu też wyglądało średnio dobrze, żeby już nie mówić, że beznadziejnie — odparł, zerkając szybko na nadkomisarza.

Naczelnik westchnął ciężko i oparł się nieco wygodniej o fotel, po czym wzrokiem zjechał policjanta od góry do dołu.

— Na twoje oko to ten sam zabójca? — zapytał z wolna.

— Mhm — przytaknął niechętnie Sebastian. — Znowu ofiarą była kobieta, znowu stosunkowo młoda, dodatkowo ciężarna, no i miała też odcięte ramię, więc podejrzewam, że to robota tego samego człowieka — wyjaśnił.

— Nieprzyjemnie było przy tym trupie, co? — Darek zadał następne pytanie, uśmiechając się przy tym z nutą współczucia. Dobrze przecież wiedział, że były rzeczy, na które nie dało się uodpornić nawet służąc wiele lat.

Brodzki położył dłoń na karku i opuścił wzrok.

— Trochę tak, szczególnie, że zgłaszająca była w totalnej rozsypce, no i świadomość, że w tym ciele było martwe dziecko, też nie napawała optymizmem...

— Przesłuchałeś zgłaszającą bez psychologa?

— Jeszcze nie zdążyłem, cały czas czekam na opinię i jak tylko dostanę pozytywną, to siadam do słuchania bez względu na to, w jakim ona będzie stanie. Robota to robota — mruknął aspirant. — Aha, i zgłaszająca ta sama, co przy pierwszych zwłokach, więc coś mi tu mocno śmierdzi — dodał, wreszcie podnosząc oczy i zderzając ciepły brąz swoich tęczówek z szarością oczu naczelnika.

Wolski przez chwilę w milczeniu i z delikatnym szokiem na twarzy przypatrywał się kryminalnemu, jakby wciąż jeszcze do końca nie chciał uwierzyć w to, co przed sekundą usłyszał.

— Prokurator coś mówił na temat przesłuchiwania jej? — wydusił wreszcie.

Aspirant zaprzeczył jedynie ruchem głowy, co skłoniło nadkomisarza do przemyśleń.

— Dziwne. Ja bym tę rozmowę nagrał z obrazem. Nawet sam zapis dźwiękowy by wystarczył. Tak bez niczego, to trochę dziwnie w takiej sytuacji... — rzucił z namysłem.

— To co, mam nagrywać? — bąknął nieco skonsternowany całą sytuacją Sebastian.

— Nieee. — Wolski zbył go niedbałym machnięciem ręki. — Rób tak, jak ci każe prokuratura. Po prostu wydaje mi się dziwne, że nie chcą mieć tego na taśmach — rzucił jeszcze wyjaśniająco.

— Nie moja w tym rzecz, ja tylko stosuję się do ich poleceń — skwitował Brodzki.

— I tak ma być — wymamrotał naczelnik, pocierając się po brodzie w zamyśleniu. — Chcę mieć na biurku kopię protokołu z tego przesłuchania najszybciej, jak się tylko da. Oprócz tego pogadam z prorokiem, bo przydałoby się mieć na nią oko. Jeżeli się uda, czeka cię zabawa w wywiadowcę — poinformował, na co Sebastian drgnął zaskoczony.

— Czy ty chcesz...

— Dobrze się domyślasz — wszedł mu w słowo nadkomisarz. — A teraz do obowiązków. I jakbyś przesłuchiwał, to weź ze sobą na protokolanta Paulinę — dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu, stanowczo ucinając wcześniejszą rozmowę, która schodziła na niebezpieczne tory.

Nie chciał, żeby Brodzki akurat w tej kwestii próbował się stawiać. Był jednym z najlepszych policjantów kryminalnych na komendzie i Dariusz nie zamierzał marnować jego talentu. Zawsze mógł wprawdzie wydać podwładnemu polecenie służbowe, które tamten musiałby wykonać bez gadania, ale to było coś w rodzaju wyjścia ostatecznego, którego nie chciał stosować w tej sytuacji. Jeszcze nie teraz.

— Ale...

— Żadnych „ale", możesz wracać do pracy — powtórzył stanowczo, tym samym dając mu wyraźny sygnał, że dalsze próby ciągnięcia konwersacji są zwyczajnie pozbawione sensu. — Pamiętaj, żeby wziąć Paulinę ze sobą.

— Tak jest — mruknął jedynie Brodzki, a chwilę później już zamykały się za nim drzwi.

Wolski odetchnął z nutą satysfakcji. Sebastian nie był głupi i wiedział, co się święci, ale znał jednocześnie granice, do jakich mógł się posunąć. Posiadał też świadomość swojej pozycji względem pozycji naczelnika, co na pewno odwodziło go od bezsensownego kłócenia się, które wyszłoby na złe tylko i wyłącznie jemu samemu.

***

Kryminalny zamknął za sobą drzwi, po czym odetchnął nieco sfrustrowany. Jeżeli Darek szykował dla niego to, co Sebastian podejrzewał, to cały ten scenariusz ani trochę mu się nie podobał. Nie miał najmniejszej ochoty na obserwowanie jakiejś kobiety, która dziwnym zrządzeniem losu znajdowała kolejne trupy w Krzesikowie. Jednocześnie wiedział, że w tej sytuacji nie miał nawet za dużego prawa głosu, bo przełożeni i tak pozostaną nieugięci w swoich postanowieniach.

— Cholerna Karolina Wilczyńska — syknął przez zęby tak cicho, że tylko on mógł to usłyszeć. — Oby nic wielkiego nie było z tobą związanego, bo przysporzysz mi więcej kłopotów, niż chciałbym mieć — dodał jeszcze, czując delikatne wibrowanie telefonu w kieszeni.

Wyciągnął i odblokował urządzenie, zerkając na wiadomość tekstową od Tosi. Uśmiechnął się delikatnie, wstukał szybką odpowiedź, potem wyłączył transmisję danych, a telefon na powrót wylądował w jego kieszeni. Kontynuował spokojny marsz do pokoju, ale nie dane mu było długo żyć w tej sielance, bowiem na drugim piętrze został błyskawicznie zawrócony do pokoju przesłuchań. Okazało się, że psycholog stwierdził zdolność Karoliny Wilczyńskiej do składania zeznań, co sprowadzało się tylko do faktu, iż Brodzkiego czekała niewątpliwie trudna rozmowa. W pośpiechu zdążył jeszcze tylko zadzwonić do Pauliny, poprosić ją o przyniesienie papierów do pokoju przesłuchań oraz poinformować, że to ona będzie protokolantką. Nie usłyszał żadnych słów niezadowolenia, co zdecydowanie było dobrym znakiem w obliczu całej sytuacji. Orłowska chętnie współpracowała, to się ceniło.

Pod drzwi pokoju dotarł jako drugi. Przez lustro weneckie mógł dostrzec, że w pomieszczeniu znajdowała się już zgłaszająca oraz pilnujący jej policjant prewencji. Jemu pozostało poczekać tylko na Paulinę, a potem również wejść do środka, by rozpocząć rozmowę.

Młoda kryminalna pojawiła się obok niego już niedługo później. Parsknął śmiechem, gdy zobaczył, jak usilnie próbowała unormować oddech, by nie dać po sobie poznać, że biegła. Zmierzyła go gniewnym spojrzeniem, a kiedy zauważyła, że nic ono jej nie dało, potarła oczy i westchnęła żałośnie.

— Było się tak nie śpieszyć. To nie była jakaś niecierpiąca zwłoki sprawa, Ruda, ale w sumie jestem w stanie zrozumieć twój zapał młodego szczeniaka — zakpił, przyglądając jej się spod nieco przymrużonych powiek.

— Skończ — burknęła tylko, bo na nic innego nie było jej w tamtej chwili stać.

Jej kompan jedynie ponownie roześmiał się z czystą kpiną, po czym jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę drzwi pokoju przesłuchań. Poszła w jego ślady i po chwili oboje przekraczali już próg pomieszczenia. Gdy zerknęła kątem oka na starszego stopniem kolegę, dostrzegła, że błyskawicznie potrafił zmienić wrażenie, jakie sprawiał. Jeszcze przed sekundą był całkowicie luźny, kpił sobie z niej i beztrosko żartował. Teraz z jego postawy bił chłodny profesjonalizm oraz obojętność, które wywoływały dreszcz na plecach. Gdy zdeterminowanym, a jednak wypranym z emocji spojrzeniem wodził po otoczeniu, to wrażenie stawało się jeszcze silniejsze. Paulina doszła do wniosku, że zmieniał maski z niesamowitą szybkością i precyzją. Gdy już ubierał jedną z nich, po poprzedniej nie zostawał nawet najmniejszy ślad. Chciała kiedyś dojść do jego poziomu. Musiał być prawdziwym mistrzem kłamstwa i manipulacji.

Przysiadła niepewnie na krześle tuż obok niego, otworzyła laptopa, a potem także właściwy dokument. Przez chwilę jeździła wzrokiem po kolejnych rzędach drobnych liter umieszczonych na druku procesowym i dopiero głos Sebastiana zdołał wyrwać ją z tego letargu. Policjant przedstawił przesłuchiwanej wszystkie przysługujące jej prawa i obowiązki, potem poprosił jeszcze o zapoznanie się oraz podpisanie pouczeń.

Brodzki w tym samym czasie poprawił ułożenie rękawów czarnej bluzy, założył ręce na piersi i oparł się o krzesło, w milczeniu śledząc poczynania Karoliny Wilczyńskiej, która drżącą dłonią starała się podpisać na dwóch kartkach, jakie chwilę temu jej podał. Wreszcie udała się dziewczynie ta sztuka, toteż przesunęła arkusze z powrotem w stronę kryminalnego, który bez wahania odebrał od niej dokumenty, by sekundę później przekazać całość Paulinie. Koleżanka przyjęła kwity, więc uznał to za zielone światło do działania.

— Znowu się spotykamy i znowu w niekoniecznie dobrych okolicznościach — zaczął od razu nieco ofensywnie, chcąc już od samego początku wzbudzić w niej niepewność, a także strach.

Nawet jeżeli tego strachu najadła się już wystarczająco dużo w Krzesikowie.

Doskonale zobaczył moment, kiedy nerwowo przełykała ślinę, opuszczała wzrok, a na koniec przecierała kąciki oczu wciąż jeszcze roztrzęsioną od nadmiaru emocji dłonią. Musiał przyznać, że działało mu to bardzo na rękę. Była przerażona i raczej nie wpadłoby jej do głowy, żeby kłamać, a tym samym narobić sobie jeszcze większych kłopotów. Teraz wystarczyło tylko odpowiednio poprowadzić tę rozmowę. Początek był doskonały. Zadaniem Sebastiana stało się utrzymanie tego stanu do końca przesłuchania.

— Zgadza się... — wychrypiała słabym, łamiącym się głosem. — Ale... — pociągnęła nosem — ...ale ja naprawdę nie chcę... nie chcę mieć z tym nic wspólnego — dokończyła. Ledwie cokolwiek dukała, bo dusząca gula wciąż stała w jej gardle i nie chciała się ani o milimetr poruszyć. — Ja nic... nic nie zrobiłam — szepnęła.

— Nie twierdzę, że pani cokolwiek zrobiła — zauważył spokojnie. — Mimo wszystko procedury wymagają od nas w takich wypadkach przesłuchiwania zgłaszających. Dziwnym trafem jest pani zgłaszającą już drugi raz z rzędu przy kolejnym trupie... — dodał chytrze. Przekaz, jakim było podszyte to zdanie, na pewno był dla niej jasny i dokładnie o to chodziło. Miała się czuć zaniepokojona. — O tym za chwilę. Teraz chciałbym zapytać, czy jest pani w stanie sprecyzować okoliczności odnalezienia ciała? — zapytał standardowo, chcąc najpierw dobrze zbadać podłoże sytuacji.

— Tak, to była szósta pięćdziesiąt siedem... Na przystanek koło ratusza właśnie wjeżdżał autobus, tak jak codziennie zresztą. Ja szłam tym wąskim deptakiem od strony placu targowego... Weszłam za stary garaż, tak jak zawsze, żeby wejść od tyłu do apteki, i przeszłam kilka kroków w stronę drzwi. Przed schodami zatrzymałam się, b-bo... — nie była w stanie dokończyć. Głos ugrzązł jej w gardle. Wzięła jeden wdech za drugim, zacisnęła ręce w pięści, zamrugała, odganiając łzy, a wreszcie ponownie zebrała się w sobie. — Zobaczyłam ciało. Przestraszyłam się, ale zdołałam zadzwonić na sto dwanaście. Do przyjazdu na miejsce policjantów niczego nie ruszałam. Dwa razy zwymiotowałam — powiedziała już nieco pewniej.

Sebastian na moment oderwał wzrok od jej oczu, w zamian za to skupiając go na zegarze wiszącym w pokoju. Najbardziej zainteresowała go wzmianka o przyjeździe autobusu na przystanek. Pojazd musiał przyjechać po swoich pasażerów. Jeżeli okazałoby się, że któryś z nich już wcześniej widział ciało, ale zwyczajnie stchórzył, cała sprawa zdecydowanie się komplikowała. Nie mógł jednak odrzucić tej opcji. Ktoś idący po ulicy z tyłu apteki bez problemu był w stanie dojrzeć nagą, leżącą na trawie ciężarną kobietę. Pozostawało pytanie, czy ktokolwiek w ogóle tamtędy przechodził, a jeżeli tak, to dlaczego nie wezwał pomocy? Dlaczego poinformowała ich o tym dopiero Karolina?

— Na przystanku było dużo ludzi?

Zaprzeczyła ruchem głowy.

— Góra dwie osoby — mruknęła po dłuższej chwili napiętego milczenia.

Aspirant odetchnął z ulgą. Być może te dwie osoby nie szły akurat z tamtej strony i faktycznie nikt przed Wilczyńską nie dostrzegł trupa. Mimo wszystko uznał, że przydałoby się sprawdzić ewentualny monitoring, który prawdopodobnie powiedziałby mu nieco więcej. Wiedział, że patrol na pewno zajął się zdobyciem nagrań, ale nie miał pojęcia, czy jakakolwiek kamera obejmowała interesujący go skrawek terenu. Póki co musiał całkowicie odpuścić temat, bo przesłuchanie nie mogło czekać. Miał cichą nadzieję, że monitoringiem zainteresuje się Karol, który nie brał udziału w rozmowie.

— Rozumiem — rzucił. — Widziała pani w okolicy coś podejrzanego, jakąś sylwetkę, może nawet człowieka, który wzbudził w pani niepokój?

— Nikogo tam nie było poza mną i... i nią... — szepnęła zduszonym głosem, opuszczając głowę nieco w dół.

Sebastian wziął głębszy wdech, ale nie dał po sobie poznać, jak wielki dyskomfort czuł w obecnej sytuacji. Z każdą następną minutą to przesłuchanie coraz bardziej przestawało mu się podobać.

— Powiedziała pani na miejscu, że ofiara z panią pracowała. Jest pani w stanie podać jej dane osobowe i opowiedzieć o tym coś więcej?

Karolina podniosła wzrok, przetarła zaszklone oczy, potem wzięła głębszy oddech przez rozchylone usta, zmięła w dłoniach chusteczkę higieniczną, po czym na powrót złapała wyczekujące spojrzenie Brodzkiego.

— W-wydaje mi się, że tak...

— W takim razie słucham.

— Pracowała w tej aptece od... od prawie dwóch lat... Była bardzo p-pogodna, zazwyczaj uśmiechnięta i... naprawdę kochana przez ludzi. My też nigdy na nią n-nie narzekałyśmy. P-potem zaszła w ciążę, poszła na macierzyński... Utrzymywałyśmy w miarę stały k-kontakt... — przy ostatnim słowie głos całkowicie jej się załamał, przez co musiała dać sobie więcej czasu na przezwyciężenie szlochu, usilnie próbującego wydobyć się na zewnątrz jej ciała. — Wszystko było u niej w porządku ostatnimi czasy — podjęła pod dłuższej chwili. — Naprawdę nie wiem, kto mógłby jej t-to zrobić...

— Pamięta pani dane osobowe ofiary? — zapytał Sebastian.

— Julia Plakut, mieszkała na osiedlu Sobieskiego — odparła Karolina.

Policjant spojrzał porozumiewawczo na protokołującą wszystko Paulinę, która również w tamtym momencie odwróciła głowę, jakby podświadomie wyczuwając, że powinna na niego zerknąć. Między nimi przeskoczyła iskra porozumienia, a młoda kryminalna odnotowała w protokole imię, nazwisko oraz przypuszczalny adres zamieszkania denatki, jednocześnie powtarzając te dane niczym mantrę w głowie.

— I twierdzi pani, że jej zachowanie nie odbiegało znacząco od tego, jakie prezentowała przeważnie? — zagadnął, decydując się na pociągnięcie tego tematu nieco dalej. Skoro już miał potencjalne źródło informacji, to dla dobra sprawy trzeba było wykorzystać jego zasoby w całości.

— Nie, a przynajmniej ja tego nie zauważyłam — rzuciła cicho.

Zauważalnie się uspokoiła, choć wciąż brała szybkie, urywane i płytkie wdechy, a całe jej ciało drżało w to lżejszych, to mocniejszych dreszczach. Sebastian miał cichą nadzieję, że taki stan utrzyma się do końca przesłuchania, bo kolejny kryzys oznaczałby jedynie kłopoty.

— Miała wrogów?

Karolina zamaszyście pokręciła głową.

— Tak jak mówiłam, praktycznie nie istniały osoby, które nie darzyłyby jej sympatią.

— To teraz pytanie do pani. Nie ma pani wrażenia bycia śledzoną przez ostatnie tygodnie? Nikt podejrzany się wokół pani nie kręci, nie czuje pani, że coś nie gra?

Wilczyńska wypuściła powietrze z płuc, czując dudniące jej w piersiach serce. Miała ochotę się przed nim otworzyć i powiedzieć wszystko to, co siedziało jej w głowie od dłuższego czasu. Mimo dość chłodnego nastawienia i dużego dystansu, z jakim do niej podchodził, aspirant Sebastian Brodzki wzbudzał w niej dziwne zaufanie. Nie wiedziała, czym było ono powodowane. Po prostu czuła, że mogłaby wyznać mu bardzo, bardzo wiele. Nawet wszystko.

— Poza tym, że to ja trafiłam na już drugiego trupa w przeciągu kilkunastu dni i do cholery nie wiem, co się dzieje, to nie — stwierdziła gorzko. — Nie czuję się śledzona czy obserwowana, a wszyscy, wokół których się obracam, to znajomi ludzie. Jedyne, co czuję w tym momencie, to zwykły strach i bezsilność. To wszystko, co mam do powiedzenia w tej sprawie. Nic więcej nie wiem — dopowiedziała zupełnie szczerze, całkowicie przestając panować nad słowami.

Potrzebowała, żeby to wszystko z niej wypłynęło. Już, teraz, w tym momencie. Nieważne, jak zostanie przez niego odebrana. Wiedziała, że u niego jej słowa będą bezpieczne. Po prostu to wiedziała. Spojrzała na moment w świdrujące ją brązowe oczy. Chciała, żeby miał pewność, że mówiła wszystko szczerze i nie skłamała. Chciała, żeby widział, że jest niewinna.

Nie mogła wiedzieć, że w głowie siedzącego przed nią policjanta aż roiło się od podejrzeń. Pod maską zrozumienia ukrył wszystko to, co zaprzątało mu umysł. Udawał, że wierzył każdemu słowu dziewczyny, tak naprawdę jednak nauczył się już nie ufać nikomu do końca. Wyjątków od tej reguły nie było wiele, a ona na pewno się do nich nie zaliczała. Ona była tylko kolejnym elementem chorej układanki. Kolejną figurą w grze niewidzialnego wroga, którego on miał zwalczyć. Była cenna, była niewątpliwie cenna, ale nic poza tym. Dla niego liczyło się tylko dobro śledztwa i wyjście z tego jak najszybciej, bez względu na okoliczności. Aspirant Sebastian Brodzki miał tylko dojść do prawdy oraz wymierzyć sprawiedliwość.

Karolina nie mogła o tym wiedzieć.

Ufff, wreszcie skończyłam ten rozdział. Nie było łatwo, męczyłam go dobry tydzień i nie mogłam przemęczyć. Ostatecznie i tak mi się nie podoba, ale jest tu około trzech tysięcy słów, no i nie wypadł też tak najgorzej, po prostu czegoś mu brakuje. XD Następny postaram się wrzucić już bez tak długiego zastoju, mam nadzieję, że albo jutro, albo w sobotę, albo w najgorszym wypadku w niedzielę. Wyjdzie w praniu.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro